Socjalizm wraca do firm kuchennymi drzwiami
Aleksander Piński
Gwarancję pracy i płacy przez cztery lata mają już nie tylko parlamentarzyści. Dzięki ustawie o radach pracowniczych (weszła w życie 26 maja 2006 r.) takie przywileje otrzymało w każdej firmie nawet siedmiu działaczy związków zawodowych. Rady powstaną, bo takie są wymogi prawa europejskiego. Miały one ułatwić przepływ informacji między właścicielami firm a ich pracownikami. W Polsce twórczo rozwinięto tę socjalistyczną ideę. Członków rad pracowniczych polskich firm będą wybierać władze najsilniejszych związków zawodowych. Pozbawiono prawa głosu pracowników należących do mniejszych organizacji i nie zrzeszonych. Zapisy nowego prawa mają pozwolić polskim związkowcom zyskać przynajmniej takie znaczenie jak w Niemczech (tam należy do związków co trzeci pracownik, w Polsce - 7 proc.). Tyle że to właśnie rady pracownicze są odpowiedzialne za najdłuższy w powojennej historii Niemiec okres gospodarczego marazmu.
Im gorzej, tym lepiej
Rady pracownicze to powrót do idei skompromitowanych w czasach realnego socjalizmu. Ich pierwowzorem były powołane w 1956 r. w Polsce rady robotnicze. Teoretycznie miały pomagać prezesom w rządzeniu przedsiębiorstwami, w praktyce ich członkowie zadowolili się czerpaniem korzyści z zasiadania w radach i nie chcieli wpływać na działalność firm. Po zmianie systemu w 1989 r. prawo do reprezentowania pracowników przyznano związkom zawodowym. Ale w 2002 r. Parlament Europejski uchwalił dyrektywę o informacji i konsultacji, która nakazywała władzom krajów UE znalezienie sposobu na zmuszenie właścicieli firm do informowania pracowników o sytuacji i najważniejszych decyzjach związanych z prowadzeniem przedsiębiorstwa (dyrektywę forsowały Niemcy i Francja, a przeciwne były Wielka Brytania, Irlandia i Dania). Krajom członkowskim pozostawiono sporo swobody co do sposobu wprowadzenia unijnych zaleceń. Niestety, w Polsce unijne prawo wprowadzono w najgorszy z możliwych sposobów.
Chociaż dyrektywa nie zobowiązywała Polski do tworzenia jakichkolwiek instytucji, zdecydowano się powołać rady pracownicze. Konsultantami ustawy były najsilniejsze związki zawodowe: OPZZ, "Solidarność" i Forum Związków Zawodowych. Doprowadziły one do wprowadzenia zapisu, że w zakładach, w których działają reprezentatywne związki zawodowe, rady pracownicze będą mianowane przez władze tych związków. Dodatkowo jako reprezentatywne zdefiniowano takie związki, które reprezentują co najmniej 10 proc. załogi, co w praktyce oznacza jedynie trzy największe centrale związkowe, które brały udział w negocjacjach. W ten sposób związkowi baronowie pozbyli się drobniejszych konkurentów i zrobili pierwszy krok do zwiększenia uprawnień opanowanych przez siebie rad.
Deutsche Wirtschaft
Sytuacja w Polsce zaczyna zmierzać w tym samym kierunku co kilkadziesiąt lat wcześniej w Niemczech. W 1976 r., po z górą trzydziestu latach szybkiego powojennego wzrostu gospodarczego, rząd uznał, że Niemcy stać już na to, by właściciele firm podzielili się władzą z pracownikami. Wprowadzono zasadę, że rady pracownicze mogą wybierać połowę składu rad nadzorczych w przedsiębiorstwach zatrudniających ponad 2 tys. osób i jedną trzecią w mniejszych firmach, a także otrzymały prawo mianowania wiceprezesa rady nadzorczej. - Pracownicy otrzymali taką samą władzę jak ryzykujący własnymi pieniędzmi właściciele przedsiębiorstw. To największy błąd w powojennej historii gospodarczej Niemiec - mówi "Wprost" prof. Michael Adams z uniwersytetu w Hamburgu. Na efekty długo nie trzeba było czekać. Od końca lat 70. spada tempo wzrostu gospodarczego Niemiec, największe niemieckie przedsiębiorstwa przegrywają z konkurentami z innych krajów, a rady pracownicze przez swoich przedstawicieli w radzie nadzorczej koncernów blokują wszelkie próby reform. Na przykład rządzony przez rady pracownicze Volkswagen przynosi straty, ponieważ wyprodukowanie auta trwa tam dwa razy dłużej niż u konkurencji, a pracownicy koncernu zarabiają o 30 proc. więcej od swoich kolegów.
Jest szansa, by plan zaprowadzenia w Polsce związkokracji się nie powiódł. Zawłaszczenie w Polsce rad pracowniczych przez związki zawodowe daje szansę na zakwestionowanie prawa o radach przez Trybunał Konstytucyjny. - Ustawa nie zrealizuje zasadniczego celu dyrektywy Parlamentu Europejskiego, jakim jest doprowadzenie do dialogu pracodawcy z wszystkimi pracownikami, a nie tylko z tymi, których wybiorą związki zawodowe - uważa Andrzej Malinowski, prezes Konfederacji Pracodawców Polskich. Opracowuje ona właśnie wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją ustawy o radach. Związkowcy nie zamierzają jednak się poddać i już zapowiedzieli protesty. Jak czytamy w odezwie Grupy na Rzecz Partii Robotniczej, która wspierała związki zawodowe w walce o jak największe kompetencje dla rad, "rady pracowników staną się areną twardych walk społecznych i politycznych, prowadzących do radykalnych przeobrażeń w funkcjonowaniu przedsiębiorstw i całej gospodarki". Innymi słowy, socjalizm wraca kuchennymi drzwiami.
Współpraca: Małgorzata Zdziechowska
Fot: M. Stelmach
Ilustracja: D. Krupa
Aleksander Piński
Gwarancję pracy i płacy przez cztery lata mają już nie tylko parlamentarzyści. Dzięki ustawie o radach pracowniczych (weszła w życie 26 maja 2006 r.) takie przywileje otrzymało w każdej firmie nawet siedmiu działaczy związków zawodowych. Rady powstaną, bo takie są wymogi prawa europejskiego. Miały one ułatwić przepływ informacji między właścicielami firm a ich pracownikami. W Polsce twórczo rozwinięto tę socjalistyczną ideę. Członków rad pracowniczych polskich firm będą wybierać władze najsilniejszych związków zawodowych. Pozbawiono prawa głosu pracowników należących do mniejszych organizacji i nie zrzeszonych. Zapisy nowego prawa mają pozwolić polskim związkowcom zyskać przynajmniej takie znaczenie jak w Niemczech (tam należy do związków co trzeci pracownik, w Polsce - 7 proc.). Tyle że to właśnie rady pracownicze są odpowiedzialne za najdłuższy w powojennej historii Niemiec okres gospodarczego marazmu.
Im gorzej, tym lepiej
Rady pracownicze to powrót do idei skompromitowanych w czasach realnego socjalizmu. Ich pierwowzorem były powołane w 1956 r. w Polsce rady robotnicze. Teoretycznie miały pomagać prezesom w rządzeniu przedsiębiorstwami, w praktyce ich członkowie zadowolili się czerpaniem korzyści z zasiadania w radach i nie chcieli wpływać na działalność firm. Po zmianie systemu w 1989 r. prawo do reprezentowania pracowników przyznano związkom zawodowym. Ale w 2002 r. Parlament Europejski uchwalił dyrektywę o informacji i konsultacji, która nakazywała władzom krajów UE znalezienie sposobu na zmuszenie właścicieli firm do informowania pracowników o sytuacji i najważniejszych decyzjach związanych z prowadzeniem przedsiębiorstwa (dyrektywę forsowały Niemcy i Francja, a przeciwne były Wielka Brytania, Irlandia i Dania). Krajom członkowskim pozostawiono sporo swobody co do sposobu wprowadzenia unijnych zaleceń. Niestety, w Polsce unijne prawo wprowadzono w najgorszy z możliwych sposobów.
Chociaż dyrektywa nie zobowiązywała Polski do tworzenia jakichkolwiek instytucji, zdecydowano się powołać rady pracownicze. Konsultantami ustawy były najsilniejsze związki zawodowe: OPZZ, "Solidarność" i Forum Związków Zawodowych. Doprowadziły one do wprowadzenia zapisu, że w zakładach, w których działają reprezentatywne związki zawodowe, rady pracownicze będą mianowane przez władze tych związków. Dodatkowo jako reprezentatywne zdefiniowano takie związki, które reprezentują co najmniej 10 proc. załogi, co w praktyce oznacza jedynie trzy największe centrale związkowe, które brały udział w negocjacjach. W ten sposób związkowi baronowie pozbyli się drobniejszych konkurentów i zrobili pierwszy krok do zwiększenia uprawnień opanowanych przez siebie rad.
Deutsche Wirtschaft
Sytuacja w Polsce zaczyna zmierzać w tym samym kierunku co kilkadziesiąt lat wcześniej w Niemczech. W 1976 r., po z górą trzydziestu latach szybkiego powojennego wzrostu gospodarczego, rząd uznał, że Niemcy stać już na to, by właściciele firm podzielili się władzą z pracownikami. Wprowadzono zasadę, że rady pracownicze mogą wybierać połowę składu rad nadzorczych w przedsiębiorstwach zatrudniających ponad 2 tys. osób i jedną trzecią w mniejszych firmach, a także otrzymały prawo mianowania wiceprezesa rady nadzorczej. - Pracownicy otrzymali taką samą władzę jak ryzykujący własnymi pieniędzmi właściciele przedsiębiorstw. To największy błąd w powojennej historii gospodarczej Niemiec - mówi "Wprost" prof. Michael Adams z uniwersytetu w Hamburgu. Na efekty długo nie trzeba było czekać. Od końca lat 70. spada tempo wzrostu gospodarczego Niemiec, największe niemieckie przedsiębiorstwa przegrywają z konkurentami z innych krajów, a rady pracownicze przez swoich przedstawicieli w radzie nadzorczej koncernów blokują wszelkie próby reform. Na przykład rządzony przez rady pracownicze Volkswagen przynosi straty, ponieważ wyprodukowanie auta trwa tam dwa razy dłużej niż u konkurencji, a pracownicy koncernu zarabiają o 30 proc. więcej od swoich kolegów.
Jest szansa, by plan zaprowadzenia w Polsce związkokracji się nie powiódł. Zawłaszczenie w Polsce rad pracowniczych przez związki zawodowe daje szansę na zakwestionowanie prawa o radach przez Trybunał Konstytucyjny. - Ustawa nie zrealizuje zasadniczego celu dyrektywy Parlamentu Europejskiego, jakim jest doprowadzenie do dialogu pracodawcy z wszystkimi pracownikami, a nie tylko z tymi, których wybiorą związki zawodowe - uważa Andrzej Malinowski, prezes Konfederacji Pracodawców Polskich. Opracowuje ona właśnie wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją ustawy o radach. Związkowcy nie zamierzają jednak się poddać i już zapowiedzieli protesty. Jak czytamy w odezwie Grupy na Rzecz Partii Robotniczej, która wspierała związki zawodowe w walce o jak największe kompetencje dla rad, "rady pracowników staną się areną twardych walk społecznych i politycznych, prowadzących do radykalnych przeobrażeń w funkcjonowaniu przedsiębiorstw i całej gospodarki". Innymi słowy, socjalizm wraca kuchennymi drzwiami.
Współpraca: Małgorzata Zdziechowska
UBEZPIECZENI OD PRACY Pracownicy chronieni przed zwolnieniem z pracy z racji pełnionej funkcji |
---|
Źródło: "Rzeczpospolita" |
Fot: M. Stelmach
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 26/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.