Dyplomacja kulturalna to nowy etap globalnej ekspansji Chin
Grzegorz Sadowski
Za 100 juanów Pekiński Instytut Genomiki za pomocą testu DNA określi nasze pokrewieństwo z Konfucjuszem. Za 10 juanów można zwiedzić świątynię Konfucjusza w Pekinie, zbudowaną w szóstym roku dynastii Yuan, czyli w roku 1302. Tam za 3 juany można kupić lalkę Konfucjusza. Na założenie Instytutu Konfucjusza nie potrzeba pieniędzy. Sfinansuje go rząd chiński. Trzeba mieć katedrę na uniwersytecie i dla "harmonii" uznać politykę "jednych Chin".
Konfucjusz znów rządzi w Chinach. Dawny dwór z mandarynami zastąpił aparat partyjny. Czasy Mao Zedonga, kiedy znienawidzony Konfucjusz był "piewcą feudalizmu", zapomniano. Dziś Konfucjusz ma uwiarygodnić partię. Kazano więc odnowić świątynie Konfucjusza, odbudować mur w jego rodzinnym mieście Qufu w Shandongu, a Instytutowi Genomiki zrobić konfucjańskie badania. Ale Konfucjusz ma też ambitniejsze zadania. Ma być podstawą chińskiej soft power, czyli dyplomacji kulturalnej, w myśl zasady Josepha Nye: jeśli nie potrafisz osiągnąć celów siłą, spróbuj je wyperswadować. Pierwszy Instytut Konfucjusza ruszył w Seulu, kolejne w Waszyngtonie i w Sztokholmie, następne powstaną wkrótce w Belgradzie, Brukseli, Paryżu, Indiach, Nowej Zelandii i Polsce (na Uniwersytecie Jagiellońskim). W ciągu pięciu lat zostanie otwartych sto takich placówek. Będą uczyć chińskiej kultury i języka. Przekonają świat, że demokracja nie do końca leży w naturze Chińczyka. Chinom zapewnią fuxing zhongguo, "narodowe odrodzenie". Niedowiarków w razie czego przekona się siłą.
Prorok w innym kraju
O postrzeganiu Chin przez Europę zdecydowali jezuici. W "Listach budujących i ciekawych" z 1702 r. francuscy jezuici opisali chiński naród jako przesądną masę. Na uwagę zasłużyli jedynie mandaryni i uczniowie Konfucjusza. Zrobiło to ogromne wrażenie na filozofach oświecenia. W gabinecie Woltera w Ferney zawisł portret Konfucjusza opatrzony dewizą: "Mistrzowi Kong, który był prorokiem we własnym kraju".
Według Guya Sormana, autora wydanego niedawno "Roku Koguta", doszło do zmyślenia Chin. Pierwsze "zmyślenie" miało korzenie konserwatywne, drugie było postępowe. - W późniejszych tekstach europejskich podróżników nie było ani słowa o chińskiej jednostce. Chiny przedstawiano jako wielką, pogrążoną we śnie bądź tragiczną całość - mówi Sorman. To wyobrażenie jest aktualne do dziś. Zdaniem europejskich intelektualistów, Chin nie można oceniać według takich samych kryteriów, jakie stosuje się wobec innych krajów Azji. Jeszcze w latach 70. francuscy myśliciele Guy Lardreau i Christian Jambet zauroczeni Chinami uważali Mao za "nowe wcielenie Chrystusa", a rewolucja kulturalna miała zapoczątkować "nowe tysiąclecie szczęścia".
Dziś to zmyślenie Chin jest podtrzymywane przez potężny wydział propagandy. Służą temu myśli Konfucjusza, zgrabnie interpretowane na modłę systemu. Dzięki większej samodyscyplinie i mniejszej podatności na ekstremizmy Chińczycy lepiej radzą sobie z bolączkami społecznymi niż mieszkańcy Zachodu. Przy poparciu władz tępi się przejawy "rozpasanego indywidualizmu" i "zabobonów", takie jak Falun Gong, a szczepi wartości przejęte z konfucjanizmu: lojalność, poczucie hierarchii, dyscypliny społecznej, nadrzędność praw zbiorowych nad indywidualnymi. To ma doprowadzić do nadejścia kolejnego chińskiego "złotego wieku". Amerykański sinolog Lucien Pye określił współczesną kulturę polityczną ChRL jako "leninowski konfucjanizm".
Ukryta ofensywa
Oficjalnie instytuty Konfucjusza powstają jako odpowiedniki niemieckiego Instytutu Goethego czy hiszpańskiego Instytutu Cervantesa. Jak jednak zauważa prof. Purnendra Jain, szef Centrum Studiów Azjatyckich na Uniwersytecie w Adelajdzie, instytuty Konfucjusza nie zamierzają funkcjonować jako oddzielne byty. - Instytuty chowają się pod szyldami uczelni. W ten sposób nie jest jasne, czy to instytucja uniwersytecka, czy państwowy instytut chiński - mówi. Według niego, uczelnie zgadzają się na to, gdyż mają możliwość uczestniczenia w zyskach instytutu i podpisania strategicznych umów międzyuczelnianych. Jedynym warunkiem stawianym przez Chińczyków jest uznanie polityki "jednych Chin" i niepopieranie podobnych instytucji z Tajwanu.
Według obserwatorów, ta chińska ofensywa kulturalna jest skierowana na razie przeciw Tajwanowi, Japonii i Indiom. - Nie ma wątpliwości, że celem jest Tajwan . Przecież te instytuty będą uczyć uproszczonych chińskich znaków, nie tradycyjnych obowiązujących na Tajwanie - mówi Elizabeth Economy z Council on Foreign Relations. W południowo-wschodniej Azji ta polityka przynosi już efekty. - Ludzie coraz częściej fascynują się chińską kulturą, kuchnią, akupunkturą czy zielarstwem - mówi Eric Teo Chu z Instytutu Stosunków Międzynarodowych w Singapurze. Przewiduje się, że w ciągu kolejnych kilku lat liczba uczących się chińskiego wzrośnie z 25 mln do 100 mln. Instytuty Konfucjusza mają sprawić, że Chiny będą na to przygotowane.
Konfucjańska harmonia stała się także podstawą chińskiej dyplomacji. Dzięki temu Chińczycy są obecni wszędzie. Dla partii nie jest ważne, kto i jak rządzi w danym kraju. Ważne jest, by dotrzymywał umów i nie wchodził Pekinowi w drogę w takich kwestiach jak Tajwan. Dziś to Chiny budują w Afryce drogi, mosty, szpitale, szkolą lekarzy i żołnierzy. Inwestują w rolnictwo i wydobycie energii. Solidarnie stoją z Sudanem, Zimbabwe i Angolą, kiedy przychodzi mówić o prawach człowieka.
Podobnie jest w Ameryce Łacińskiej. W ostatnim czasie Chiny zawarły tam ponad 400 umów handlowych, inwestując ponad 50 mld USD. Tamtejszym populistom obecność Chin jest na rękę. Mogą grać na nosie Amerykanom, a obywatelom pokazywać, że istnieje coś więcej niż model amerykański.
Chińskie zabawki
Eksperci nie są zgodni, czy istnieje już ideologiczny "model chiński" i czy może on w przyszłości powstać. - Chiny nie mają koherentnej wizji świata. To twór autorytarny, który zatrzymał się na XIX-wiecznej interpretacji państwa jako bytu suwerennego i nie ingerującego w środowisko - mówi Bruce Gilley, sinolog z New School University. Według Guya Sormana, nie da się pogodzić komunizmu i konfucjanizmu. - Dzisiejszy konfucjanizm to tylko imitacja. Żaden z chińskich przywódców nie zacytuje pism Konfucjusza przyznających suwerenowi władzę ograniczoną nad niezbywalnymi prawami poddanych - mówi Sorman
Niekoniecznie jednak musi tak być. Według konstruktywistów, dziś to świat norm i wartości kulturowych odgrywa decydującą rolę w kształtowaniu bezpieczeństwa państw. Chińczycy wykorzystują już swoją kulturę do tego celu. Nakłada się na to osłabienie wpływów USA. Jak napisał amerykański publicysta John Derbyshire, "dziś wasze dzieci noszą chińskie ubrania i bawią się chińskimi zabawkami. Wkrótce będą słuchały chińskiego popu i oglądały chińskie filmy".
Współpraca: Paweł Białobok
Grzegorz Sadowski
Za 100 juanów Pekiński Instytut Genomiki za pomocą testu DNA określi nasze pokrewieństwo z Konfucjuszem. Za 10 juanów można zwiedzić świątynię Konfucjusza w Pekinie, zbudowaną w szóstym roku dynastii Yuan, czyli w roku 1302. Tam za 3 juany można kupić lalkę Konfucjusza. Na założenie Instytutu Konfucjusza nie potrzeba pieniędzy. Sfinansuje go rząd chiński. Trzeba mieć katedrę na uniwersytecie i dla "harmonii" uznać politykę "jednych Chin".
Konfucjusz znów rządzi w Chinach. Dawny dwór z mandarynami zastąpił aparat partyjny. Czasy Mao Zedonga, kiedy znienawidzony Konfucjusz był "piewcą feudalizmu", zapomniano. Dziś Konfucjusz ma uwiarygodnić partię. Kazano więc odnowić świątynie Konfucjusza, odbudować mur w jego rodzinnym mieście Qufu w Shandongu, a Instytutowi Genomiki zrobić konfucjańskie badania. Ale Konfucjusz ma też ambitniejsze zadania. Ma być podstawą chińskiej soft power, czyli dyplomacji kulturalnej, w myśl zasady Josepha Nye: jeśli nie potrafisz osiągnąć celów siłą, spróbuj je wyperswadować. Pierwszy Instytut Konfucjusza ruszył w Seulu, kolejne w Waszyngtonie i w Sztokholmie, następne powstaną wkrótce w Belgradzie, Brukseli, Paryżu, Indiach, Nowej Zelandii i Polsce (na Uniwersytecie Jagiellońskim). W ciągu pięciu lat zostanie otwartych sto takich placówek. Będą uczyć chińskiej kultury i języka. Przekonają świat, że demokracja nie do końca leży w naturze Chińczyka. Chinom zapewnią fuxing zhongguo, "narodowe odrodzenie". Niedowiarków w razie czego przekona się siłą.
Prorok w innym kraju
O postrzeganiu Chin przez Europę zdecydowali jezuici. W "Listach budujących i ciekawych" z 1702 r. francuscy jezuici opisali chiński naród jako przesądną masę. Na uwagę zasłużyli jedynie mandaryni i uczniowie Konfucjusza. Zrobiło to ogromne wrażenie na filozofach oświecenia. W gabinecie Woltera w Ferney zawisł portret Konfucjusza opatrzony dewizą: "Mistrzowi Kong, który był prorokiem we własnym kraju".
Według Guya Sormana, autora wydanego niedawno "Roku Koguta", doszło do zmyślenia Chin. Pierwsze "zmyślenie" miało korzenie konserwatywne, drugie było postępowe. - W późniejszych tekstach europejskich podróżników nie było ani słowa o chińskiej jednostce. Chiny przedstawiano jako wielką, pogrążoną we śnie bądź tragiczną całość - mówi Sorman. To wyobrażenie jest aktualne do dziś. Zdaniem europejskich intelektualistów, Chin nie można oceniać według takich samych kryteriów, jakie stosuje się wobec innych krajów Azji. Jeszcze w latach 70. francuscy myśliciele Guy Lardreau i Christian Jambet zauroczeni Chinami uważali Mao za "nowe wcielenie Chrystusa", a rewolucja kulturalna miała zapoczątkować "nowe tysiąclecie szczęścia".
Dziś to zmyślenie Chin jest podtrzymywane przez potężny wydział propagandy. Służą temu myśli Konfucjusza, zgrabnie interpretowane na modłę systemu. Dzięki większej samodyscyplinie i mniejszej podatności na ekstremizmy Chińczycy lepiej radzą sobie z bolączkami społecznymi niż mieszkańcy Zachodu. Przy poparciu władz tępi się przejawy "rozpasanego indywidualizmu" i "zabobonów", takie jak Falun Gong, a szczepi wartości przejęte z konfucjanizmu: lojalność, poczucie hierarchii, dyscypliny społecznej, nadrzędność praw zbiorowych nad indywidualnymi. To ma doprowadzić do nadejścia kolejnego chińskiego "złotego wieku". Amerykański sinolog Lucien Pye określił współczesną kulturę polityczną ChRL jako "leninowski konfucjanizm".
Ukryta ofensywa
Oficjalnie instytuty Konfucjusza powstają jako odpowiedniki niemieckiego Instytutu Goethego czy hiszpańskiego Instytutu Cervantesa. Jak jednak zauważa prof. Purnendra Jain, szef Centrum Studiów Azjatyckich na Uniwersytecie w Adelajdzie, instytuty Konfucjusza nie zamierzają funkcjonować jako oddzielne byty. - Instytuty chowają się pod szyldami uczelni. W ten sposób nie jest jasne, czy to instytucja uniwersytecka, czy państwowy instytut chiński - mówi. Według niego, uczelnie zgadzają się na to, gdyż mają możliwość uczestniczenia w zyskach instytutu i podpisania strategicznych umów międzyuczelnianych. Jedynym warunkiem stawianym przez Chińczyków jest uznanie polityki "jednych Chin" i niepopieranie podobnych instytucji z Tajwanu.
Według obserwatorów, ta chińska ofensywa kulturalna jest skierowana na razie przeciw Tajwanowi, Japonii i Indiom. - Nie ma wątpliwości, że celem jest Tajwan . Przecież te instytuty będą uczyć uproszczonych chińskich znaków, nie tradycyjnych obowiązujących na Tajwanie - mówi Elizabeth Economy z Council on Foreign Relations. W południowo-wschodniej Azji ta polityka przynosi już efekty. - Ludzie coraz częściej fascynują się chińską kulturą, kuchnią, akupunkturą czy zielarstwem - mówi Eric Teo Chu z Instytutu Stosunków Międzynarodowych w Singapurze. Przewiduje się, że w ciągu kolejnych kilku lat liczba uczących się chińskiego wzrośnie z 25 mln do 100 mln. Instytuty Konfucjusza mają sprawić, że Chiny będą na to przygotowane.
Konfucjańska harmonia stała się także podstawą chińskiej dyplomacji. Dzięki temu Chińczycy są obecni wszędzie. Dla partii nie jest ważne, kto i jak rządzi w danym kraju. Ważne jest, by dotrzymywał umów i nie wchodził Pekinowi w drogę w takich kwestiach jak Tajwan. Dziś to Chiny budują w Afryce drogi, mosty, szpitale, szkolą lekarzy i żołnierzy. Inwestują w rolnictwo i wydobycie energii. Solidarnie stoją z Sudanem, Zimbabwe i Angolą, kiedy przychodzi mówić o prawach człowieka.
Podobnie jest w Ameryce Łacińskiej. W ostatnim czasie Chiny zawarły tam ponad 400 umów handlowych, inwestując ponad 50 mld USD. Tamtejszym populistom obecność Chin jest na rękę. Mogą grać na nosie Amerykanom, a obywatelom pokazywać, że istnieje coś więcej niż model amerykański.
Chińskie zabawki
Eksperci nie są zgodni, czy istnieje już ideologiczny "model chiński" i czy może on w przyszłości powstać. - Chiny nie mają koherentnej wizji świata. To twór autorytarny, który zatrzymał się na XIX-wiecznej interpretacji państwa jako bytu suwerennego i nie ingerującego w środowisko - mówi Bruce Gilley, sinolog z New School University. Według Guya Sormana, nie da się pogodzić komunizmu i konfucjanizmu. - Dzisiejszy konfucjanizm to tylko imitacja. Żaden z chińskich przywódców nie zacytuje pism Konfucjusza przyznających suwerenowi władzę ograniczoną nad niezbywalnymi prawami poddanych - mówi Sorman
Niekoniecznie jednak musi tak być. Według konstruktywistów, dziś to świat norm i wartości kulturowych odgrywa decydującą rolę w kształtowaniu bezpieczeństwa państw. Chińczycy wykorzystują już swoją kulturę do tego celu. Nakłada się na to osłabienie wpływów USA. Jak napisał amerykański publicysta John Derbyshire, "dziś wasze dzieci noszą chińskie ubrania i bawią się chińskimi zabawkami. Wkrótce będą słuchały chińskiego popu i oglądały chińskie filmy".
Współpraca: Paweł Białobok
Więcej możesz przeczytać w 26/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.