Były lider PO, mimo że od kilku lat rezyduje głównie w Brukseli, ciągle budzi w Polsce ogromne emocje. Gdy pojawił się w Warszawie na obchodach 11 listopada, można było odnieść wrażenie, że opinię publiczną przeszył dreszcz. U jednych to był dreszcz podniecenia, że oto po stronie opozycji pojawi się nareszcie wielki gracz, u innych – niechęci, że polityk odpowiedzialny za wszelkie zło znowu może zamieszać w krajowej polityce. Mało kogo ów banalny fakt uczestnictwa w obchodach Święta Niepodległości pozostawił obojętnym. – Histeria PiS z powodu jego pojawienia się wydała mi się dziecinna – śmieje się Joanna Kluzik-Rostkowska z PO. – Nawet nie potrafili ukryć złości na prezydenta, że zaprosił Tuska. Uczestnictwo Tuska w obchodach 11 listopada z całą pewnością było wykalkulowane. Ten wytrawny polityk nie wykonuje gestów bez znaczenia. – Przyjechał na rekonesans, żeby sprawdzić, jak opinia publiczna na to zareaguje – uważa politolog, prof. Kazimierz Kik z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Po co mu ten rekonesans? – Nabrał ochoty na walkę – mówi brukselski polityk. – Na wieść o tym, że Jarosław Kaczyński może zostać premierem, obudził się w nim wojownik. – Być może wracamy do scenariusza, w którym ponownie staną naprzeciwko siebie Jarosław Kaczyński i Donald Tusk, by na lata zdominować scenę polityczną – dodaje Michał Kamiński, poseł Europejskich Demokratów.
Bilans europejski
Gdy Donald Tusk porzucił stanowisko premiera, by robić karierę w Brukseli, mówiono, że wejdzie na zupełnie inny, wyższy poziom uprawiania polityki. 1 grudnia minie trzecia rocznica Tuska na tym wyższym poziomie, czyli na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej, a to oznacza, że już ma bliżej niż dalej do końca tej roboty. Niestety nie można powiedzieć, by bilans jego dokonań był imponujący. – Nie poradził sobie ani z brexitem, ani z problemem relokacji uchodźców – wylicza prof. Kik. – Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker to przy nim mistrz unijnych rozgrywek. Bryluje w dyskusjach o reformach, składa własne propozycje, a Tuska nigdzie nie ma. Zakopał się w problemach unijnych. Jest zmęczony i zniechęcony.
Jeżeli jednak Europa coraz mniej zachwyca się naszym politykiem, to w Polsce zapotrzebowanie na niego rośnie. Na tle słabości obecnych liderów opozycji Tusk jawi się jako polityczny geniusz, który nie tylko potrafił odebrać PiS władzę po dwóch latach jego rządów, ale utrzymał ją przez kolejnych osiem lat. Tymczasem obecni liderzy nie są w stanie utrzymać nawet przyzwoitych notowań swoich partii. Joanna Kluzik-Rostkowska: – Ucieszyłam się, gdy go zobaczyłam na 11 listopada. Nazwisko Donalda Tuska pojawia się w rozmowach w kontekście ewentualnej prezydentury – mówi Joanna Kluzik-Rostkowska. Dla byłej minister edukacji pojawienie się Tuska na obchodach Święta Niepodległości było próbą generalną przed 2018 r., czyli przed okrągłą setną rocznicą odzyskania niepodległości. A 2018 r. jest kluczowy dla naszej sceny politycznej. Po pierwsze, stulecie odzyskania niepodległości jest idealnym momentem, by rozpocząć polityczną ofensywę, jeżeli chce się ją prowadzić pod hasłem pojednania. PiS antagonizuje scenę polityczną, więc naturalną koleją rzeczy jego rywale powinni stawiać właśnie na pojednanie. Po drugie, prezydent Andrzej Duda liczy, że 11 listopada przyszłego roku odbędzie się referendum w sprawie konstytucji. Być może głowa państwa nie zdaje sobie sprawy, że ogromnie ryzykuje, bo jeżeli referendum nie wyjdzie, na przykład z powodu niskiej frekwencji lub odpowiedzi od Sasa do lasa, to będzie to idealna okazja dla opozycji, żeby rozpocząć ofensywę polityczną. Po trzecie, wreszcie w przyszłym roku odbędą się wybory samorządowe. – Jeżeli opozycja wypadnie w nich dobrze, zachowa obecne przyczółki lub zdobędzie nowe, to rozgrywka Tuska zacznie się zaraz po wyborach – ocenia prof. Kik.
Pogoń za immunitetem
Dla opozycji deklaracja przewodniczącego Rady Europejskiej, że wystartuje w wyborach prezydenckich 2020 r., byłaby błogosławieństwem. Nikt z liderów ugrupowań opozycyjnych by tego nie zakwestionował. Już dziś widać, że sami nie potrafią dogadać się nawet w sprawie wspólnego kandydata na prezydenta Warszawy, a cóż dopiero Polski. – W momencie słabości opozycja będzie musiała się oprzeć się na kimś o większym kapitale politycznym, a jedyną taką osobą jest Tusk – mówi prof. Kik. Dlaczego jednak dobrze ustawiony europejski polityk z szansą nawet na mniej eksponowane, ale lukratywne stanowisko unijne, miałby wracać do piekiełka krajowej sceny politycznej? Odpowiedzi na to pytanie są dwie. Po pierwsze, Tusk bez wysokiej funkcji musi się liczyć z tym, że pod rządami PiS stanie się obiektem polowania prokuratur z całej Polski – właśnie za Smoleńsk, Amber Gold czy inne afery. W europarlamencie już pojawiały się spekulacje, że przed wyborami prezydenckimi przewodniczący Rady Europejskiej będzie chciał stanąć na czele listy Platformy Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego, bo dzięki mandatowi zapewni sobie immunitet na kolejnych pięć lat i może doczeka upadku rządów Zjednoczonej Prawicy. Gdyby zaś pozostał na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej, to od 1 grudnia 2019 r. byłby narażony na ciąganie po sądach przez obecną władzę.
i za polityczną adrenaliną
Po drugie, Tusk w Brukseli od początku nie czuł się komfortowo. Rodzaj pracy, jaką wykonuje, różni się od zajęć szefa rządu. W Polsce miał realną władzę, wydarzenia goniły wydarzenia, a w Brukseli zalały go papiery. Musiał godzinami kartkować dokumenty. W Warszawie na konferencjach prasowych miał obok siebie grono zaufanych dziennikarzy, na korytarzach otaczał go wianuszek adorujących mediów. W Brukseli to wszystko się skończyło. Dlatego jego wystąpienia też nie są takie jak dawniej – miejsce błyskotliwych przemówień zajęły suche komunikaty przekazywane mediom. – To nie jest żywa polityka, którą Tusk się zawsze interesował – opowiada polityk sympatyzujący z przewodniczącym Rady Europejskiej. Dlatego w jego gabinecie jest cały czas włączony TVN 24. Były premier pilnie śledzi polskie portale internetowe i społecznościowe, na jego biurku zaś codziennie rano ląduje polska prasa. – Zna niemal wszystkie wypowiedzi polityków – mówi nasz rozmówca. – Teraz emocjonuje się polską polityką najbardziej od momentu, kiedy został przewodniczącym Rady Europejskiej. Europosłowie PO mieli do swojego byłego lidera wielkie pretensje, że przez dłuższy czas się z nimi nie spotykał, a gdy to wreszcie zrobił, to pierwsza wizyta była krótka. Być może Tusk nie chciał podejmować żadnych zobowiązań, a może uznał, że dawni koledzy nie są mu do niczego potrzebni, bo i tak musi się orientować na partie zagraniczne. Jednak z politykami europejskimi nie nawiązał koleżeńskich znajomości. – Jego jedynym towarzyszem jest Paweł Graś, z którym chodzą na piwo – mówił nam niedawno jeden z polityków PO. Ale sam Graś podobno też nie może odnaleźć się w Brukseli i coraz częściej odwiedza Polskę. A więc to wspólne piwo może być dosyć gorzkie. Jest jeszcze jeden potencjalny powód, który skłoniłby Tuska do powrotu do polskiej polityki – to Jarosław Kaczyński w fotelu premiera. Ci dwaj politycy przez dziewięć lat pozostawali w politycznym zwarciu, anihilując inne ugrupowania polityczne. Niemal w tym samym momencie usunęli się w cień, by stamtąd pociągać za sznurki. Powrót jednego do bezpośredniej gry może skłonić drugiego do tego samego. Kazimierz Kik jest jednak przekonany, że Tusk wstąpi na ścieżkę walki tylko wówczas, gdy będzie miał szansę na sukces. A Paweł Piskorski dodaje: uważam, że w najbliższych miesiącach Tusk będzie coraz bardziej aktywny w Polsce. Ale jest już na tyle doświadczonym facetem, że wie, iż trzeba zawsze mieć w zanadrzu plan awaryjny. A że ma dom w Brukseli, może tam zostać, jeździć z wykładami za granicę i żyć spokojnie za duże pieniądze, gdy plan A nie wypali.
© Wszelkie prawa zastrzeżone
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.