iNie ma dnia, aby któryś z szefów polskich firm energetycznych nie mówił, że Polsce potrzebny jest rynek mocy. PGE, Energa czy Enea tracą, bo taniejący prąd z OZE wypiera na rynku hurtowym energetykę konwencjonalną. W dodatku energetycy muszą znaleźć miliardy złotych na inwestycje w nowe bloki energetyczne. Funkcjonujący obok rynku energii rynek mocy to mechanizm polegający na wynagradzaniu wytwórców nie za wytworzoną i sprzedaną energię, ale za gotowość do zapewnienia w danej chwili określonej mocy, czyli np. utrzymywanie określonych bloków energetycznych w gotowości. Pierwsi w ramach reformy rynku energetycznego wprowadzili go Brytyjczycy, by przeciwdziałać spadkowi rezerw mocy – nawet do 4 proc. – w latach 2018-2019. Mechanizm ma również pobudzić inwestycje w moce wytwórcze. Oczywiście zapłaciliby za to konsumenci. Ile? To zależy. Dla najuboższych gospodarstw domowych dopłata ma wynieść maksymalnie 2 zł miesięcznie i nie będzie mogła przekroczyć 20 zł rocznie. Najbogatsze gospodarstwa mają zapłacić około 10 zł miesięcznie i nie więcej niż 100 zł rocznie. Przepisy dotyczące rynku mocy mają obowiązywać już od stycznia 2018 r. W Sejmie właśnie trwają gorączkowe prace nad projektem ustawy o rynku mocy. I jest on w dużej mierze wzorowany na rozwiązaniach wprowadzonych w Wielkiej Brytanii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.