Zabójstwo Popiełuszki
Były szef jednej z komend dzielnicowych policji w Warszawie był prawdopodobnie zamieszany w uprowadzenie i morderstwo księdza Jerzego Popiełuszki – ustalił „Wprost". Z naszych informacji wynika, że w 1984 r. (był wtedy oficerem Służby Bezpieczeństwa) kierował on sześcioosobową grupą, która zajmowała się przygotowaniem i zaopatrzeniem w żywność bunkra wojskowego w Kazuniu. Tam, według hipotezy śledztwa prowadzonego w latach 2002-2004 przez lubelski oddział Instytutu Pamięci Narodowej, był przed śmiercią przetrzymywany ks. Popiełuszko.
Trzej informatorzy „Wprost" są byłymi podwładnymi komendanta. Opowiedzieli nam, że w latach 90. ich przełożony wielokrotnie po pijanemu przechwalał się, że pomagał „wykończyć Popiełuszkę”. Oficer miał opowiadać, że wraz z innymi esbekami dowiózł tam odzież i prowiant dla kolegów, którzy po 19 października mieli torturować kapelana „Solidarności”. Pilnował też drogi dojazdowej, aby nikt niepowołany nie dotarł do bunkra. Te informacje potwierdza jeden z emerytowanych esbeków, który w 1984 r. był członkiem wspomnianego sześcioosobowego oddziału. – W Kazuniu musiałem wykonywać rozkazy – mówi. Sam zainteresowany z dziennikarzem „Wprost” nie chciał rozmawiać.
Nasze ustalenia potwierdzają wnioski ze śledztwa lubelskiego Instytutu Pamięci Narodowej, gdy kierował nim prokurator Andrzej Witkowski. Wedle tej wersji wydarzeń, ks. Popiełuszko 19 października 1984 r. został uprowadzony, pobity i przewieziony do Kazunia, gdzie był bestialsko torturowany aż do 25 października (oprawcy chcieli go zmusić do podpisania deklaracji o współpracy z SB). Kilka dni później gen. Kiszczak wydał rozkaz dezynfekcji bunkra – było to tym dziwniejsze, że bunkry podlegały ministrowi obrony, a Kiszczak kierował MSW. Wersję prokuratora Witkowskiego potwierdzają również wyniki badania kamieni przywiązanych do nóg księdza: analiza wykazała, że to rzadko spotykane minerały, które znajdują się tylko w rejonie Kazunia.
Z ustaleniami tymi nie zgadza się gen. Czesław Kiszczak. – To jakieś bzdury – mówi „Wprost" były szef MSW. – Sprawa Popiełuszki już dawno została wyjaśniona, a jej sprawcy osądzeni
i ukarani.
Trzej informatorzy „Wprost" są byłymi podwładnymi komendanta. Opowiedzieli nam, że w latach 90. ich przełożony wielokrotnie po pijanemu przechwalał się, że pomagał „wykończyć Popiełuszkę”. Oficer miał opowiadać, że wraz z innymi esbekami dowiózł tam odzież i prowiant dla kolegów, którzy po 19 października mieli torturować kapelana „Solidarności”. Pilnował też drogi dojazdowej, aby nikt niepowołany nie dotarł do bunkra. Te informacje potwierdza jeden z emerytowanych esbeków, który w 1984 r. był członkiem wspomnianego sześcioosobowego oddziału. – W Kazuniu musiałem wykonywać rozkazy – mówi. Sam zainteresowany z dziennikarzem „Wprost” nie chciał rozmawiać.
Nasze ustalenia potwierdzają wnioski ze śledztwa lubelskiego Instytutu Pamięci Narodowej, gdy kierował nim prokurator Andrzej Witkowski. Wedle tej wersji wydarzeń, ks. Popiełuszko 19 października 1984 r. został uprowadzony, pobity i przewieziony do Kazunia, gdzie był bestialsko torturowany aż do 25 października (oprawcy chcieli go zmusić do podpisania deklaracji o współpracy z SB). Kilka dni później gen. Kiszczak wydał rozkaz dezynfekcji bunkra – było to tym dziwniejsze, że bunkry podlegały ministrowi obrony, a Kiszczak kierował MSW. Wersję prokuratora Witkowskiego potwierdzają również wyniki badania kamieni przywiązanych do nóg księdza: analiza wykazała, że to rzadko spotykane minerały, które znajdują się tylko w rejonie Kazunia.
Z ustaleniami tymi nie zgadza się gen. Czesław Kiszczak. – To jakieś bzdury – mówi „Wprost" były szef MSW. – Sprawa Popiełuszki już dawno została wyjaśniona, a jej sprawcy osądzeni
i ukarani.
Więcej możesz przeczytać w 45/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.