Dlaczego ludzie rzucili się wypłacać pieniądze z tego banku? Przecież politycy mówili, że jest bezpieczny. Właśnie dlatego. Politycy zawsze kłamią" – w ten sposób brytyjscy komicy John Bird i John Fortune żartowali z pierwszego od 140 lat szturmu na bank w Wielkiej Brytanii. Nastąpił on pod koniec 2007 r. (bank Northern Rock musiał być w pośpiechu nacjonalizowany). Polscy politycy też zapewniają, że nasz system bankowy jest całkowicie bezpieczny. Czy – wedle przekornej logiki Birda i Fortune’a – powinniśmy się zacząć bać o nasze pieniądze w bankach?
Władze Wielkiej Brytanii, ale także Irlandii, Niemiec, Austrii, Słowacji, Grecji i Cypru zapewniły, że zagwarantują bezpieczeństwo wszystkich depozytów klientów banków w pełnej wysokości. Wszystko po to, by uniknąć paniki i efektu domina. Polski rząd z ociąganiem, właściwie przymuszony przez Unię Europejską, zgodził się podnieść tego rodzaju gwarancje na depozyty w bankach w Polsce z 22,5 tys. euro do 50 tys. euro.
Polska to nie Islandia
Niektórzy Polacy już wpadli w panikę. W mediach pojawiają się informacje, że w kantorach brakuje dolarów, że kilkukrotnie wzrósł popyt na złoto, że banki przygotowują większe zapasy gotówki na wypłaty. Wbrew tej atmosferze, jak wynika z danych Narodowego Banku Polskiego, są to jednostkowe przypadki. We wrześniu 2008 r. w obiegu (poza kasami banków) było 82,5 mld zł gotówki – o 9 proc. więcej niż rok wcześniej. Tymczasem we wrześniu 2007 r., kiedy nastroje były dużo spokojniejsze, ilość gotówki w obiegu wzrosła – w porównaniu z poprzednim rokiem – o 14 proc. O tym, że Polacy nie tracą zaufania do banków świadczy także wzrost depozytów gospodarstw domowych. We wrześniu 2008 r. trzymaliśmy w bankach 152,6 mld zł – o 6 proc. więcej niż na początku roku.
Dlaczego polska gospodarka miałaby być bardziej odporna na kryzys systemu finansowego niż niemiecka czy brytyjska? Skala działalności polskich banków w stosunku do wielkości gospodarki jest niewielka. Amerykański fundusz inwestycyjny Bridgewater Associates przygotował niedawno raport na ten temat. Analitycy porównali stosunek krótkoterminowego zadłużenia sektora bankowego w poszczególnych krajach do ich PKB. Krótkoterminowe zadłużenie (czyli takie, które musi zostać spłacone w ciągu roku) jest bardzo ważne, ponieważ banki finansują nim bieżącą działalność, jeżeli akurat brakuje im środków. Im jest ono większe, tym większy wpływ na gospodarkę miałyby ewentualne problemy finansowe banków i trudniej byłoby rządom udzielić im pomocy. Okazuje się, że w Polsce owo krótkoterminowe zadłużenie banków stanowi zaledwie 8 proc. PKB i jest najniższe spośród wszystkich liczących się państw. Na przykład w Islandii, której sektor bankowy niedawno upadł, wynosiło ono aż 211 proc. PKB.
Z raportu wynika również, że kryzys systemu bankowego wywoła największe spustoszenie wcale nie w gospodarce Stanów Zjednoczonych (tam stosunek krótkoterminowych długów banków do PKB wynosi 15 proc.), lecz w gospodarkach krajów, które mają nieproporcjonalnie rozwinięte w stosunku do reszty gospodarki sektory finansowe, takich jak Belgia (krótkoterminowe długi banków to 285 proc. PKB), Szwajcaria (260 proc.) czy Wielka Brytania (156 proc.).
Dźwignia bankowa
O bezpieczeństwie polskiego sektora bankowego informuje wydany w październiku 2008 r. przez NBP raport „Przegląd stabilności systemu finansowego". Przeprowadzono w nim symulację, co by się stało z polskim systemem bankowym, gdyby ceny nieruchomości, które są zabezpieczeniem kredytów hipotecznych, spadły o 50 proc. Nawet w wypadku tak drastycznej przeceny jedynie w trzech małych bankach (NBP nie podaje ich nazw) tzw. współczynnik wypłacalności (stosunek kapitałów własnych do zobowiązań ważonych ryzykiem) spadłby poniżej wymaganego przez prawo poziomu (8 proc.). To oznacza, że musiałyby one otrzymać od swoich właścicieli dodatkowe pieniądze, aby móc dalej działać.
Analitycy NBP sprawdzili także, jaki wpływ na nasze banki miałaby upadłość trzech firm będących największymi kredytobiorcami. Jest to teoretycznie możliwe, gdyby doszło w naszym kraju do istotnego spowolnienia gospodarczego, a takie jest przewidywane. Takie bankructwa miałyby wpływ na 17 polskich banków, których aktywa stanowią 70 proc. polskiego sektora bankowego. Straty wyniosłyby 4,3 mld zł. Jednak poważne kłopoty miałyby tylko dwa niewielkie banki (ich aktywa stanowią zaledwie 1,5 proc. naszego sektora bankowego).
Bridgewater Associates również oszacował ryzyko kryzysu sektora bankowego. Policzono, ile razy aktywa banków (czyli ich majątek) są większe niż ich kapitał własny (tzw. dźwignia finansowa). W wypadku banków w Polsce są one dziesięciokrotnie większe. Inaczej mówiąc, 90 proc. majątku polskich banków finansowane jest z pieniędzy, które do nich nie należą (głównie z depozytów). Polski system należy pod tym względem do najbezpieczniejszych na świecie. Na przykład w Szwajcarii wartość majątku banków 29-krotnie przekracza ich zasoby finansowe, w Niemczech aż 52-krotnie.
Miraż euro
Polscy politycy podkreślają, że bylibyśmy bardziej uodpornieni na kryzys, gdybyśmy, tak jak Słowacja, byli już członkiem strefy euro. Tymczasem to właśnie brak euro jest kolejnym atutem w walce z kryzysem. Obecnie polski system bankowy nie wymaga dodatkowych zastrzyków kapitału. Gdyby jednak taka konieczność wystąpiła, a my bylibyśmy członkiem strefy euro, istniałoby zagrożenie, że nie mielibyśmy wpływu na ilość pieniądza w gospodarce (o tym w strefie euro decyduje Europejski Bank Centralny). Co prawda, dodrukowanie pieniędzy to środek ostateczny, ale warto go mieć w zanadrzu, gdyby alternatywą miał być upadek całego sektora bankowego.
Zaufanie do polskich banków jeszcze wzrośnie, kiedy więcej Polaków zda sobie sprawę, że te najlepiej w Europie – obok hiszpańskich banków – radzą sobie ze skutkami kryzysu. Na przykład Pekao SA ma o 15,9 mld zł więcej depozytów niż kredytów, w PKO PB jest to więcej o 7 mld zł,a w BZ WBK – o 4,7 mld zł. Niektóre banki mają wprawdzie przejściowe problemy z uzyskaniem pieniędzy na kredyty, jednak wynikają one z tego, że 70 proc. banków działających w Polsce ma zagranicznych właścicieli, którzy narzucili im ograniczenia dotyczące udzielania pożyczek międzybankowych. Pieniądze tylko chwilowo nie mogą przepłynąć od tych banków, które mają nadwyżkę, do tych, które ich potrzebują. Rząd pracuje więc nad projektem ustawy, która ma wprowadzić gwarancje skarbu państwa dla depozytów międzybankowych. To sprawi, że banki znowu zaczną sobie pożyczać pieniądze. – Poziom zaufania już powoli rośnie. Pieniądze systematycznie zaczną się pojawiać w systemie międzybankowym – potwierdza Wiesław Thor, wiceprezes BRE Banku.
Czas na zakupy
Na prawdziwy powrót koniunktury będziemy musieli jeszcze poczekać. – Z analizy poprzednich kryzysów bankowych w krajach rozwiniętych wynika, że recesja po takim kryzysie trwa około dwóch lat. To także najbardziej prawdopodobny scenariusz dla Polski. U nas jednak nie będzie recesji, tylko spowolnienie wzrostu – uważa Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, partner w Ernst & Young.
Prognozy mówią, że wzrost gospodarczy w 2009 r. spadnie nawet do 1,7-3,5 proc., choć rząd w budżecie zakładał 4,8 proc. Wbrew pozorom nie musi to być zła informacja dla polskiego sektora finansowego. Niektóre banki wykupują przecenioną w wyniku kryzysu konkurencję. Największy hiszpański bank Santander nabył we wrześniu za 1,1 mld euro część oszczędnościową brytyjskiego banku Britain’s Bradford & Bingley. Nic nie stoi na przeszkodzie, by polskie banki zaczęły wykorzystywać swoje nadwyżki finansowe w taki sam sposób.
Władze Wielkiej Brytanii, ale także Irlandii, Niemiec, Austrii, Słowacji, Grecji i Cypru zapewniły, że zagwarantują bezpieczeństwo wszystkich depozytów klientów banków w pełnej wysokości. Wszystko po to, by uniknąć paniki i efektu domina. Polski rząd z ociąganiem, właściwie przymuszony przez Unię Europejską, zgodził się podnieść tego rodzaju gwarancje na depozyty w bankach w Polsce z 22,5 tys. euro do 50 tys. euro.
Polska to nie Islandia
Niektórzy Polacy już wpadli w panikę. W mediach pojawiają się informacje, że w kantorach brakuje dolarów, że kilkukrotnie wzrósł popyt na złoto, że banki przygotowują większe zapasy gotówki na wypłaty. Wbrew tej atmosferze, jak wynika z danych Narodowego Banku Polskiego, są to jednostkowe przypadki. We wrześniu 2008 r. w obiegu (poza kasami banków) było 82,5 mld zł gotówki – o 9 proc. więcej niż rok wcześniej. Tymczasem we wrześniu 2007 r., kiedy nastroje były dużo spokojniejsze, ilość gotówki w obiegu wzrosła – w porównaniu z poprzednim rokiem – o 14 proc. O tym, że Polacy nie tracą zaufania do banków świadczy także wzrost depozytów gospodarstw domowych. We wrześniu 2008 r. trzymaliśmy w bankach 152,6 mld zł – o 6 proc. więcej niż na początku roku.
Dlaczego polska gospodarka miałaby być bardziej odporna na kryzys systemu finansowego niż niemiecka czy brytyjska? Skala działalności polskich banków w stosunku do wielkości gospodarki jest niewielka. Amerykański fundusz inwestycyjny Bridgewater Associates przygotował niedawno raport na ten temat. Analitycy porównali stosunek krótkoterminowego zadłużenia sektora bankowego w poszczególnych krajach do ich PKB. Krótkoterminowe zadłużenie (czyli takie, które musi zostać spłacone w ciągu roku) jest bardzo ważne, ponieważ banki finansują nim bieżącą działalność, jeżeli akurat brakuje im środków. Im jest ono większe, tym większy wpływ na gospodarkę miałyby ewentualne problemy finansowe banków i trudniej byłoby rządom udzielić im pomocy. Okazuje się, że w Polsce owo krótkoterminowe zadłużenie banków stanowi zaledwie 8 proc. PKB i jest najniższe spośród wszystkich liczących się państw. Na przykład w Islandii, której sektor bankowy niedawno upadł, wynosiło ono aż 211 proc. PKB.
Z raportu wynika również, że kryzys systemu bankowego wywoła największe spustoszenie wcale nie w gospodarce Stanów Zjednoczonych (tam stosunek krótkoterminowych długów banków do PKB wynosi 15 proc.), lecz w gospodarkach krajów, które mają nieproporcjonalnie rozwinięte w stosunku do reszty gospodarki sektory finansowe, takich jak Belgia (krótkoterminowe długi banków to 285 proc. PKB), Szwajcaria (260 proc.) czy Wielka Brytania (156 proc.).
Dźwignia bankowa
O bezpieczeństwie polskiego sektora bankowego informuje wydany w październiku 2008 r. przez NBP raport „Przegląd stabilności systemu finansowego". Przeprowadzono w nim symulację, co by się stało z polskim systemem bankowym, gdyby ceny nieruchomości, które są zabezpieczeniem kredytów hipotecznych, spadły o 50 proc. Nawet w wypadku tak drastycznej przeceny jedynie w trzech małych bankach (NBP nie podaje ich nazw) tzw. współczynnik wypłacalności (stosunek kapitałów własnych do zobowiązań ważonych ryzykiem) spadłby poniżej wymaganego przez prawo poziomu (8 proc.). To oznacza, że musiałyby one otrzymać od swoich właścicieli dodatkowe pieniądze, aby móc dalej działać.
Analitycy NBP sprawdzili także, jaki wpływ na nasze banki miałaby upadłość trzech firm będących największymi kredytobiorcami. Jest to teoretycznie możliwe, gdyby doszło w naszym kraju do istotnego spowolnienia gospodarczego, a takie jest przewidywane. Takie bankructwa miałyby wpływ na 17 polskich banków, których aktywa stanowią 70 proc. polskiego sektora bankowego. Straty wyniosłyby 4,3 mld zł. Jednak poważne kłopoty miałyby tylko dwa niewielkie banki (ich aktywa stanowią zaledwie 1,5 proc. naszego sektora bankowego).
Bridgewater Associates również oszacował ryzyko kryzysu sektora bankowego. Policzono, ile razy aktywa banków (czyli ich majątek) są większe niż ich kapitał własny (tzw. dźwignia finansowa). W wypadku banków w Polsce są one dziesięciokrotnie większe. Inaczej mówiąc, 90 proc. majątku polskich banków finansowane jest z pieniędzy, które do nich nie należą (głównie z depozytów). Polski system należy pod tym względem do najbezpieczniejszych na świecie. Na przykład w Szwajcarii wartość majątku banków 29-krotnie przekracza ich zasoby finansowe, w Niemczech aż 52-krotnie.
Miraż euro
Polscy politycy podkreślają, że bylibyśmy bardziej uodpornieni na kryzys, gdybyśmy, tak jak Słowacja, byli już członkiem strefy euro. Tymczasem to właśnie brak euro jest kolejnym atutem w walce z kryzysem. Obecnie polski system bankowy nie wymaga dodatkowych zastrzyków kapitału. Gdyby jednak taka konieczność wystąpiła, a my bylibyśmy członkiem strefy euro, istniałoby zagrożenie, że nie mielibyśmy wpływu na ilość pieniądza w gospodarce (o tym w strefie euro decyduje Europejski Bank Centralny). Co prawda, dodrukowanie pieniędzy to środek ostateczny, ale warto go mieć w zanadrzu, gdyby alternatywą miał być upadek całego sektora bankowego.
Zaufanie do polskich banków jeszcze wzrośnie, kiedy więcej Polaków zda sobie sprawę, że te najlepiej w Europie – obok hiszpańskich banków – radzą sobie ze skutkami kryzysu. Na przykład Pekao SA ma o 15,9 mld zł więcej depozytów niż kredytów, w PKO PB jest to więcej o 7 mld zł,a w BZ WBK – o 4,7 mld zł. Niektóre banki mają wprawdzie przejściowe problemy z uzyskaniem pieniędzy na kredyty, jednak wynikają one z tego, że 70 proc. banków działających w Polsce ma zagranicznych właścicieli, którzy narzucili im ograniczenia dotyczące udzielania pożyczek międzybankowych. Pieniądze tylko chwilowo nie mogą przepłynąć od tych banków, które mają nadwyżkę, do tych, które ich potrzebują. Rząd pracuje więc nad projektem ustawy, która ma wprowadzić gwarancje skarbu państwa dla depozytów międzybankowych. To sprawi, że banki znowu zaczną sobie pożyczać pieniądze. – Poziom zaufania już powoli rośnie. Pieniądze systematycznie zaczną się pojawiać w systemie międzybankowym – potwierdza Wiesław Thor, wiceprezes BRE Banku.
Czas na zakupy
Na prawdziwy powrót koniunktury będziemy musieli jeszcze poczekać. – Z analizy poprzednich kryzysów bankowych w krajach rozwiniętych wynika, że recesja po takim kryzysie trwa około dwóch lat. To także najbardziej prawdopodobny scenariusz dla Polski. U nas jednak nie będzie recesji, tylko spowolnienie wzrostu – uważa Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, partner w Ernst & Young.
Prognozy mówią, że wzrost gospodarczy w 2009 r. spadnie nawet do 1,7-3,5 proc., choć rząd w budżecie zakładał 4,8 proc. Wbrew pozorom nie musi to być zła informacja dla polskiego sektora finansowego. Niektóre banki wykupują przecenioną w wyniku kryzysu konkurencję. Największy hiszpański bank Santander nabył we wrześniu za 1,1 mld euro część oszczędnościową brytyjskiego banku Britain’s Bradford & Bingley. Nic nie stoi na przeszkodzie, by polskie banki zaczęły wykorzystywać swoje nadwyżki finansowe w taki sam sposób.
Bez paniki Jacek Chwedoruk Prezes banku inwestycyjnego Rothschild Polska Sektor bankowy na Węgrzech jest pod względem struktury podobny do polskiego, ale węgierskie banki, w przeciwieństwie do polskich, są znacznie bardziej narażone na kryzys ze względu na ich portfel walutowy i gorsze fundamenty gospodarcze. Byłoby jednak nieroztropne nie mieć programu pomocy dla banków w Polsce, chociażby na wszelki wypadek. Na pewno nie grozi nam taka panika jak niedawno na Ukrainie. W pierwszym tygodniu października, zanim zareagował bank centralny, z największych banków wycofano tam 5 proc. wszystkich depozytów. Zdrowy portfel Krzysztof Pietraszkiewicz Prezes Związku Banków Polskich Polscy bankowcy stali się ostrożniejsi po doświadczeniach z lat 1993 -1996 oraz 1998-2000, kiedy kilka krajowych banków miało problemy finansowe. Wzmocniono nadzór nad bankami. Dzięki szybkiemu wzrostowi gospodarczemu mogły one dobrze zarabiać na tradycyjnych usługach, np. kredytach. Nie musiały sięgać po niebezpieczne instrumenty finansowe, jak działo się to w USA. Polski sektor bankowy ma wszystkie potrzebne rezerwy i zdrowy portfel kredytowy. Pod skutecznym nadzorem Przemysław A. Schmidt Prezes polskiego banku inwestycyjnego Trigon Obecny system nadzoru jest wystarczający i nie ma po co go wzmacniać. W ostatnich latach banki centralne świata obniżyły stopy procentowe, co spowodowało wzrost liczby udzielanych kredytów. W efekcie wzrosły ceny nieruchomości, których późniejszy spadek zapoczątkował kryzys finansowy. Banki centralne mogły w każdej chwili ograniczyć liczbę udzielanych kredytów, ale tego nie zrobiły. Niepotrzebne im są więc dodatkowe uprawnienia, skoro nie wykorzystały tych, które już mają. |
Sejf Polska Stosunek krótkoterminowych długów banków do PKB (w proc.) Wskaźnik ten pozwala określić, w których krajach gospodarka ucierpiałaby najbardziej w razie kryzysu sektora bankowego. Im jest wyższy, tym większy byłby wpływ kryzysu tego sektora na gospodarkę. Źródło: Bridgewater Associates,* dane sprzed kryzysu sektora bankowego w tym kraju | |
Więcej możesz przeczytać w 45/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.