Rozmowa z Pawłem Poncyliuszem, posłem PiS, mistrzem parlamentarzystów w narciarstwie
Jest pan sejmowym Albertem Tombą?
To przesada. „La Bomba" był prawdziwym geniuszem. Ja jestem tylko skromnym mistrzem parlamentarzystów w slalomie. Puchar zdobyłem w ostatnich mistrzostwach w 2006 r. w Szczyrku. Nawiasem mówiąc, syn trzyma w nim dziś własne medale z turniejów narciarskich. Wcześniej służył żonie jako doniczka do kwiatów.
Kto był pana największym konkurentem?
Zadecydowanie Jacek Kurski. Tuż przed metą wypadł jednak z trasy. Nic mu się nie stało, ale na zwycięstwo nie miał już szans.
Będzie pan bronił tytułu w tym roku?
Mam taki zamiar, ale będę musiał poprawić formę. Zamierzam się zapisać na siłownię, aby wzmocnić mięśnie nóg. Muszę też kupić lepszy sprzęt. Ten, który mam, przypomina trochę dwie ociosane deski, na których jeździłem w dzieciństwie. Kilka razy zdarzyło mi się wywinąć niewąskiego orła.
Skończyło się na siniakach?
Nie tylko. Ale na szczęście nigdy nie trafiłem w ręce chirurga. Pamiętam za to, jak do szpitala trafił syn Julii Pitery, którym opiekowałem się na wycieczce narciarskiej dziesięć lat temu. Szalejący snowboardzista naderwał mu deską ucho. Na szczęście skończyło się na kilku szwach, a Julia Pitera nie miała do mnie o ten wypadek pretensji.
To przesada. „La Bomba" był prawdziwym geniuszem. Ja jestem tylko skromnym mistrzem parlamentarzystów w slalomie. Puchar zdobyłem w ostatnich mistrzostwach w 2006 r. w Szczyrku. Nawiasem mówiąc, syn trzyma w nim dziś własne medale z turniejów narciarskich. Wcześniej służył żonie jako doniczka do kwiatów.
Kto był pana największym konkurentem?
Zadecydowanie Jacek Kurski. Tuż przed metą wypadł jednak z trasy. Nic mu się nie stało, ale na zwycięstwo nie miał już szans.
Będzie pan bronił tytułu w tym roku?
Mam taki zamiar, ale będę musiał poprawić formę. Zamierzam się zapisać na siłownię, aby wzmocnić mięśnie nóg. Muszę też kupić lepszy sprzęt. Ten, który mam, przypomina trochę dwie ociosane deski, na których jeździłem w dzieciństwie. Kilka razy zdarzyło mi się wywinąć niewąskiego orła.
Skończyło się na siniakach?
Nie tylko. Ale na szczęście nigdy nie trafiłem w ręce chirurga. Pamiętam za to, jak do szpitala trafił syn Julii Pitery, którym opiekowałem się na wycieczce narciarskiej dziesięć lat temu. Szalejący snowboardzista naderwał mu deską ucho. Na szczęście skończyło się na kilku szwach, a Julia Pitera nie miała do mnie o ten wypadek pretensji.
Więcej możesz przeczytać w 45/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.