Seksistowska, ale smaczna historyjka z okolic Elżbiety Kruk. Kiedy feralnego dnia była szefowa Rady Tego i Owego pojawiła się rano w Sejmie, jej partyjni koledzy nie mieli najmniejszych wątpliwości, że jest zalana w trupa. Szybko sformowano zatem ekipę ratunkową, która miała czuwać nad zachowaniem podpitej posłanki. Kombo składało się z Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Elżbiety Jakubiak. Początkowo wszystko szło dobrze, ale panie – jak to panie – tak się zagadały, że zapomniały o bożym świecie i nie zauważyły zniknięcia podopiecznej. Kiedy spostrzegły zgubę, było już za późno. Posłanka Kruk informowała właśnie dziennikarzy, że coś tam, coś tam…
Podobno posłanka Kruk poprzedniego wieczoru piła z partyjnymi działaczami ze swej Lubelszczyzny, więc czyniła to niejako służbowo – wiadomo, że pewnych politycznych kwestii bez wodki nie razbieriosz. A kiedy urwała się swoim zagadanym koleżankom, sztab kryzysowy opracował kolejny plan: podpitą posłankę miano ewakuować z Sejmu za pomocą niedostępnych dla dziennikarzy wind towarowych i korytarzy parlamentarnego zaplecza. Niestety, posłanka Kruk uparła się, że spędzi tak miło rozpoczęty dzień w restauracji. Widać koledzy z Lubelszczyzny dali ciała na odcinku zakąsek.
Zabawna rzecz – podobno Agora ostrzy sobie ząbki na telewizję Puls. Zabawna, bo raz, że to stacja o religijnym profilu, co zdaje się jest zapisane w koncesji, dwa, że o zwiększenie zasięgu Pulsu dzielnie walczyli niegdyś prawicowi członkowie Krajowej Rady Tego i Owego, z bidulką Elżbietą Kruk na czele. Tak się namęczyli, a teraz może to capnąć Michnik. To typowe dla prawicowych pierdoł.
Tymczasem zawieszenie niejakiego Farfała (gdzie dynda? Chcielibyśmy popatrzeć!) w zarządzie telewizji publicznej nie wpływa na prace tegoż zarządu – co ogłosił jakiś herold publicznej (tej od jednego klienta). To dość oczywiste – wpływ Farfała na rzeczywistość telewizyjną był pewnie zdecydowanie mniejszy niż brazylijskiego moskita na tajfun w Japonii. Przy okazji: zawieszenie prezesa Urbańskiego nie wchodzi w grę. Nie ma na ziemi materiału, który utrzymałby go wiszącego.
Prezydent Lech Kaczyński odwalił kozacki numer w Gruzji. Oczywiście zaraz podniosła się wrzawa, że jest nieodpowiedzialny i przegina. Jak zwykle w sprawach rosyjsko-gruzińsko-wschodnich popieramy Małego Kaczora i doceniamy jego działania, ale tylko dlatego, żeśmy prostaki. A, jest jeszcze jeden powód: jak Małgorzata Łaszcz ma w jakiejś sprawie pogląd, jest dla nas oczywiste, że trzeba myśleć na odwrót.
Mądrzy ludzie (nie takie prostaki jak my) rzucili się natychmiast na sedno sprawy. Nie chodzi oczywiście o to, czy Rosjanie dalej panoszą się w Gruzji, bo to mało istotny bzdet. Istotne jest, czy Kaczor potrafi rozpoznawać huk strzałów kałasznikowa. Przez media przewaliła się fala specjalistów od strzelania, którzy twierdzą, że to niemożliwe. Nam jednak w dawnych czasach Jarosław Kaczyński zdradził pewien sekret dotyczący brata. Otóż, Lech ma podobno „podwójny słuch absolutny". I faktycznie, jak kiedyś w publicznym miejscu pokpiwaliśmy z niego szeptem, to usłyszał to chyba z 20 metrów i sympatycznie fuknął. Toż to nietoperz jakiś, nie kaczor.
Prezydent zabrał się też do wetowania. Bez większego sensu, oczywiście. Jeśli mąż ów jednocześnie pokona Rosję i Platformę Obywatelską, to nie będzie miał wyjścia – wzorem Aleksandra Macedońskiego musi ruszyć na Indie.
Tymczasem lewica spiera się, co począć z intelektualnym dorobkiem Mieczysława Rakowskiego. Chwilowo niewalczący z filipińskim wirusem Aleksander Kwaśniewski widzi w MFR symbol lewicy i patrona fundacji. Popiera go w tym Grzechu Napieralski. Innego zdania jest grupa Wojtka Olejniczaka, któremu Sławek Sierakowski pewnie nawkładał do głowy, że ostatni pierwszy sekretarz PZPR nie jest za bardzo trendy. Z tymi patronami to nie ma się co spieszyć. Wszak na uhonorowanie czeka jeszcze tylu zacnych towarzyszy: Jaruzelski, Kiszczak…
Podobno posłanka Kruk poprzedniego wieczoru piła z partyjnymi działaczami ze swej Lubelszczyzny, więc czyniła to niejako służbowo – wiadomo, że pewnych politycznych kwestii bez wodki nie razbieriosz. A kiedy urwała się swoim zagadanym koleżankom, sztab kryzysowy opracował kolejny plan: podpitą posłankę miano ewakuować z Sejmu za pomocą niedostępnych dla dziennikarzy wind towarowych i korytarzy parlamentarnego zaplecza. Niestety, posłanka Kruk uparła się, że spędzi tak miło rozpoczęty dzień w restauracji. Widać koledzy z Lubelszczyzny dali ciała na odcinku zakąsek.
Zabawna rzecz – podobno Agora ostrzy sobie ząbki na telewizję Puls. Zabawna, bo raz, że to stacja o religijnym profilu, co zdaje się jest zapisane w koncesji, dwa, że o zwiększenie zasięgu Pulsu dzielnie walczyli niegdyś prawicowi członkowie Krajowej Rady Tego i Owego, z bidulką Elżbietą Kruk na czele. Tak się namęczyli, a teraz może to capnąć Michnik. To typowe dla prawicowych pierdoł.
Tymczasem zawieszenie niejakiego Farfała (gdzie dynda? Chcielibyśmy popatrzeć!) w zarządzie telewizji publicznej nie wpływa na prace tegoż zarządu – co ogłosił jakiś herold publicznej (tej od jednego klienta). To dość oczywiste – wpływ Farfała na rzeczywistość telewizyjną był pewnie zdecydowanie mniejszy niż brazylijskiego moskita na tajfun w Japonii. Przy okazji: zawieszenie prezesa Urbańskiego nie wchodzi w grę. Nie ma na ziemi materiału, który utrzymałby go wiszącego.
Prezydent Lech Kaczyński odwalił kozacki numer w Gruzji. Oczywiście zaraz podniosła się wrzawa, że jest nieodpowiedzialny i przegina. Jak zwykle w sprawach rosyjsko-gruzińsko-wschodnich popieramy Małego Kaczora i doceniamy jego działania, ale tylko dlatego, żeśmy prostaki. A, jest jeszcze jeden powód: jak Małgorzata Łaszcz ma w jakiejś sprawie pogląd, jest dla nas oczywiste, że trzeba myśleć na odwrót.
Mądrzy ludzie (nie takie prostaki jak my) rzucili się natychmiast na sedno sprawy. Nie chodzi oczywiście o to, czy Rosjanie dalej panoszą się w Gruzji, bo to mało istotny bzdet. Istotne jest, czy Kaczor potrafi rozpoznawać huk strzałów kałasznikowa. Przez media przewaliła się fala specjalistów od strzelania, którzy twierdzą, że to niemożliwe. Nam jednak w dawnych czasach Jarosław Kaczyński zdradził pewien sekret dotyczący brata. Otóż, Lech ma podobno „podwójny słuch absolutny". I faktycznie, jak kiedyś w publicznym miejscu pokpiwaliśmy z niego szeptem, to usłyszał to chyba z 20 metrów i sympatycznie fuknął. Toż to nietoperz jakiś, nie kaczor.
Prezydent zabrał się też do wetowania. Bez większego sensu, oczywiście. Jeśli mąż ów jednocześnie pokona Rosję i Platformę Obywatelską, to nie będzie miał wyjścia – wzorem Aleksandra Macedońskiego musi ruszyć na Indie.
Tymczasem lewica spiera się, co począć z intelektualnym dorobkiem Mieczysława Rakowskiego. Chwilowo niewalczący z filipińskim wirusem Aleksander Kwaśniewski widzi w MFR symbol lewicy i patrona fundacji. Popiera go w tym Grzechu Napieralski. Innego zdania jest grupa Wojtka Olejniczaka, któremu Sławek Sierakowski pewnie nawkładał do głowy, że ostatni pierwszy sekretarz PZPR nie jest za bardzo trendy. Z tymi patronami to nie ma się co spieszyć. Wszak na uhonorowanie czeka jeszcze tylu zacnych towarzyszy: Jaruzelski, Kiszczak…
Kolejny dowód na babską gadatliwość Kluzik-Rostkowskiej: udzielała wypowiedzi dla TVN 24, co dostrzegł „Nasz Dziennik" i zaczął bić w dzwony na trwogę, bo przecież PiS bojkotuje tę szatańską stację. Trochę zrozumienia dla ludzkich słabostek! W końcu ile można paplać z Jakubiak!
Więcej możesz przeczytać w 49/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.