Kilkaset milionów złotych kosztują nas wojny między prezydentami a radami
Już na pierwszej sesji rady w Łodzi opozycyjni radni opóźnili zaprzysiężenie prezydenta Jerzego Kropiwnickiego (ZChN), uniemożliwiając mu przez kilka godzin zabranie głosu. W lubelskim sejmiku wojewódzkim przez kilka tygodni z powodu braku kworum nie można było wyłonić władz. W sejmiku dolnośląskim prawie przez dwa miesiące nie można było wybrać zarządu województwa. Prezydenci nie mogli się porozumieć z radami w Zielonej Górze, Płocku i Częstochowie.
Pierwsze pole konfliktów: budżet
Powodem największych konfliktów jest uchwalanie budżetu. W Zielonej Górze zabraknie pieniędzy na remonty szkół (800 tys. zł) oraz przebudowę i naprawę dróg (2,5 mln zł). W połowie grudnia 2002 r., kiedy radni uchwalali podatki od nieruchomości na 2003 r., nie podniesiono podatku od wartości tych nieruchomości, gdzie prowadzona jest działalność gospodarcza (do 2 proc.). Nie podniesiono tego podatku, gdyż radni SLD nagle zmienili zdanie.
Uchwalenia budżetu tak skrojonego, by maksymalnie krępował prezydenta, obawiają się rządzący Płockiem Mirosław Milewski (Prawo i Sprawiedliwość) oraz Tadeusz Wrona w Częstochowie (wybrany z listy prawicowego Porozumienia Samorządowego Wspólnota). Kłopoty mogą mieć też rządzący Krakowem Jacek Majchrowski (SLD) czy Tadeusz Ferenc w Rzeszowie (SLD).
Drugie pole konfliktów: wybór władz
W lubelskim sejmiku wojewódzkim koalicja SLD-Samoobrona miała większość (17 mandatów), ale jeden z radnych z ugrupowania Andrzeja Leppera poparł koalicję partii prawicowych. Gdy Ryszard Bender jednym głosem wygrał głosowanie na stanowisko przewodniczącego sejmiku z kandydatem lewicy, radni SLD i Samoobrony uznali, że zwycięzca nie otrzymał bezwzględnej większości. Od tego czasu radni SLD i Samoobrony nie chodzili na sesje. Gdy wojewoda lubelski wszczął postępowanie sprawdzające ważność uchwał sejmiku, SLD i Samoobrona uzyskały poparcie kilku posłów PSL i powołały nowe władze.
W sejmiku dolnośląskim, gdzie najwięcej głosów uzyskał SLD, ale nie miał bezwzględnej większości, prawie przez dwa miesiące nie można było wybrać zarządu województwa. Choć sojusz zawarł tam koalicję z Samoobroną, to radni tych partii nie mogli się porozumieć w kwestii obsady stanowisk. Nowy zarząd ma być wreszcie wyłoniony pod koniec stycznia. Do patowej sytuacji doszło również w Płocku, gdzie po 12 miejsc w 25-osobowej radzie mają prawicowe porozumienie prezydenta Milewskiego i SLD. Dopiero poparcie SLD przez radnego Krzysztofa Rolirada z lokalnego komitetu dało sojuszowi przewagę. Rada od razu przegłosowała zmniejszenie o 30 proc. wynagrodzenia prezydenta. Potem radni sojuszu trzykrotnie blokowali wybór sekretarza urzędu miasta - udało się go wybrać dopiero 30 grudnia 2002 r. W rewanżu prezydent zarządził reorganizację ratusza i zwolnił kierowników wydziałów powołanych przez poprzednika.
Trzecie pole konfliktów: sitwy
Dla wielu radnych ważniejsza od partyjnej lojalności jest lojalność wobec sitwy, do której należą. Sitwy są ponadpartyjne i często działają przez kilka kadencji. Mając swoich ludzi w radzie czy urzędzie, można sprawić, że obywatel otrzyma odmowę wydania koncesji (na przykład na handel alkoholem) lub ją straci. Za namową osób, które należą do takiej grupy, drogę, kanalizację czy wodociąg można poprowadzić w ten sposób, by omijały posesję konkretnej osoby. Proste procedury, na przykład rejestracja pojazdu, mogą się przeciągać tygodniami. Można nie otrzymać zgody na realizację inwestycji na terenie gminy bądź pozwolenia na budowę. Często w radach gmin ścierają się interesy różnych sitw, co powoduje, że obywatel spoza układu w takich sytuacjach jest bezradny.
Pierwsze pole konfliktów: budżet
Powodem największych konfliktów jest uchwalanie budżetu. W Zielonej Górze zabraknie pieniędzy na remonty szkół (800 tys. zł) oraz przebudowę i naprawę dróg (2,5 mln zł). W połowie grudnia 2002 r., kiedy radni uchwalali podatki od nieruchomości na 2003 r., nie podniesiono podatku od wartości tych nieruchomości, gdzie prowadzona jest działalność gospodarcza (do 2 proc.). Nie podniesiono tego podatku, gdyż radni SLD nagle zmienili zdanie.
Uchwalenia budżetu tak skrojonego, by maksymalnie krępował prezydenta, obawiają się rządzący Płockiem Mirosław Milewski (Prawo i Sprawiedliwość) oraz Tadeusz Wrona w Częstochowie (wybrany z listy prawicowego Porozumienia Samorządowego Wspólnota). Kłopoty mogą mieć też rządzący Krakowem Jacek Majchrowski (SLD) czy Tadeusz Ferenc w Rzeszowie (SLD).
Drugie pole konfliktów: wybór władz
W lubelskim sejmiku wojewódzkim koalicja SLD-Samoobrona miała większość (17 mandatów), ale jeden z radnych z ugrupowania Andrzeja Leppera poparł koalicję partii prawicowych. Gdy Ryszard Bender jednym głosem wygrał głosowanie na stanowisko przewodniczącego sejmiku z kandydatem lewicy, radni SLD i Samoobrony uznali, że zwycięzca nie otrzymał bezwzględnej większości. Od tego czasu radni SLD i Samoobrony nie chodzili na sesje. Gdy wojewoda lubelski wszczął postępowanie sprawdzające ważność uchwał sejmiku, SLD i Samoobrona uzyskały poparcie kilku posłów PSL i powołały nowe władze.
W sejmiku dolnośląskim, gdzie najwięcej głosów uzyskał SLD, ale nie miał bezwzględnej większości, prawie przez dwa miesiące nie można było wybrać zarządu województwa. Choć sojusz zawarł tam koalicję z Samoobroną, to radni tych partii nie mogli się porozumieć w kwestii obsady stanowisk. Nowy zarząd ma być wreszcie wyłoniony pod koniec stycznia. Do patowej sytuacji doszło również w Płocku, gdzie po 12 miejsc w 25-osobowej radzie mają prawicowe porozumienie prezydenta Milewskiego i SLD. Dopiero poparcie SLD przez radnego Krzysztofa Rolirada z lokalnego komitetu dało sojuszowi przewagę. Rada od razu przegłosowała zmniejszenie o 30 proc. wynagrodzenia prezydenta. Potem radni sojuszu trzykrotnie blokowali wybór sekretarza urzędu miasta - udało się go wybrać dopiero 30 grudnia 2002 r. W rewanżu prezydent zarządził reorganizację ratusza i zwolnił kierowników wydziałów powołanych przez poprzednika.
Trzecie pole konfliktów: sitwy
Dla wielu radnych ważniejsza od partyjnej lojalności jest lojalność wobec sitwy, do której należą. Sitwy są ponadpartyjne i często działają przez kilka kadencji. Mając swoich ludzi w radzie czy urzędzie, można sprawić, że obywatel otrzyma odmowę wydania koncesji (na przykład na handel alkoholem) lub ją straci. Za namową osób, które należą do takiej grupy, drogę, kanalizację czy wodociąg można poprowadzić w ten sposób, by omijały posesję konkretnej osoby. Proste procedury, na przykład rejestracja pojazdu, mogą się przeciągać tygodniami. Można nie otrzymać zgody na realizację inwestycji na terenie gminy bądź pozwolenia na budowę. Często w radach gmin ścierają się interesy różnych sitw, co powoduje, że obywatel spoza układu w takich sytuacjach jest bezradny.
Więcej możesz przeczytać w 5/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.