IPN stał się niebezpieczny, bo znajduje akta, które miały nie istnieć
Liczba tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa w latach 80. przekroczyła 70 tys. Było ich więc tyle samo co w czasach stalinowskich. Większość z nich nie szpiegowała działających w konspiracji opozycjonistów, których zresztą było kilkakrotnie mniej, ale zwykłych obywateli, trzymających się z dala od polityki. Nietrudno sobie wyobrazić, jakie mogą być konsekwencje ujawnienia skali ich działalności, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. To jest prawdziwy powód ataku Ryszarda Jarzembowskiego, senatora SLD, i innych polityków tej partii na Instytut Pamięci Narodowej.
"Instytut Pamięci Narodowej powinien zwrócić uwagę na problem Berezy Kartuskiej, to był polski obóz koncentracyjny, do którego władze przedwojenne wtrącały opozycję. Tam zamykano posłów, Witosowi kazano wynosić kubły z fekaliami" - stwierdził w Radiu Zet Ryszard Jarzembowski. Pouczając pracowników IPN, senator powinien wiedzieć, że instytut ma się zajmować tylko sprawami od 1939 r. Jarzembowski może oczywiście - w ramach nowelizacji ustawy o IPN - rozszerzyć zakres działalności instytutu o dwudziestolecie międzywojenne.
- O możliwości badania przez IPN sprawy brzeskiej czy sprawy Berezy Kartuskiej powiedziałem w luźnej rozmowie. Wiem, że instytut - zgodnie z prawem - tych spraw nie może badać. Moim zdaniem jednak, historię Polski trzeba oceniać całościowo, bez żadnych cezur. Dlatego uważam, że ustawę o IPN trzeba koniecznie znowelizować, między innymi po to, by instytut mógł się zajmować wspomnianymi przeze mnie wydarzeniami - mówi "Wprost" Ryszard Jarzembowski.
Kto się boi IPN?
Rzeczywiste motywy wystąpienia senatora Jarzembowskiego raczej nie wiążą się z antysanacyjnymi resentymentami. Nieprzypadkowy jest też moment ataku na IPN. Przez dwa lata instytut się organizował, przejmował od służb specjalnych akta. Teraz zaczyna się kwerenda archiwów. - Kiedy poszkodowani zaczną przeglądać akta, okaże się, że wiele osób ze świata polityki - i nie tylko - zawdzięcza kariery bezpiece. Że za donoszenie brali regularnie pieniądze, że z funduszy operacyjnych SB opłacano ich wyjazdy, stypendia, pomagano zakładać interesy - mówi dr Andrzej Grajewski, historyk, członek Kolegium IPN.
Kluczem do archiwów SB są jej kartoteki, które wkrótce przekaże instytutowi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Kartoteki są kluczem do całego systemu - bez nich pracownicy IPN poruszali się dotychczas po omacku. Teraz będą mogli dotrzeć do konkretnych akt. Wprawdzie w latach 1989-1990 zniszczono lub skradziono sporą część teczek SB, ale po wielu sprawach, które zamierzano ukryć, pozostał ślad. Pod koniec 2002 r. z IPN zaczęły wypływać informacje świadczące o tym, że wnikliwa lektura akt SB może przysporzyć kłopotów wielu wpływowym ludziom. Opisywaliśmy już śledztwo dotyczące nowych okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki (nr 51/52/2002). Pisaliśmy też o agenturze SB w "Solidarności", szczególnie podczas I zjazdu związku w gdańskiej hali Olivii. Te publikacje mogły zaniepokoić osoby, które były przekonane o zniszczeniu obciążających je dokumentów.
Praworządność generałów
Senator Jarzembowski i inni politycy SLD twierdzą, że pion śledczy IPN jest zbyt kosztowny. Kosztowne są też policja i służby specjalne, jednak nikt nie proponuje ich likwidacji. Znamienne, że na pionie śledczym instytutu postanowiono oszczędzać w chwili, gdy jego działania zaczęły zagrażać ludziom zajmującym się tuszowaniem zbrodni i przestępstw PRL. Uniewinniając niedawno po raz kolejny milicjantów, którzy zabili dziewięciu górników w kopalni Wujek, katowicki sąd orzekł, że nie może ustalić ich winy, ponieważ nie ma dowodów w postaci łusek oraz broni. Prokuratorzy IPN pierwsi postanowili się zająć osobami, które jeszcze w czasie stanu wojennego doprowadziły do zniszczenia tych dowodów.
Oskarżony przed kilku dniami przez IPN prokurator wojskowy Janusz Brol, który już w styczniu 1982 r. doprowadził do umorzenia sprawy Wujka, raczej nie działał z własnej inicjatywy. Jeśli zacznie zeznawać, zostanie uruchomiony mechanizm, który może odsłonić, w jaki sposób rządzący wtedy Polską generałowie pojmowali socjalistyczną praworządność. Takich spraw jest zresztą więcej.
Wojna o przeszłość
Ostatnie ataki na IPN wpisują się w zakulisową walkę wewnętrzną w szeregach SLD. W tej wojnie chodzi o wizerunek partii i jej elektorat. Dla sporej części socjaldemokratów, którzy wraz z Aleksandrem Kwaśniewskim wybrali przyszłość, okres komunistycznej dyktatury jawi się jako zły sen, pragną o nim jak najszybciej zapomnieć. Nie są zainteresowani toczeniem w Sejmie bojów o przywrócenie kombatanckich uprawnień utrwalaczom władzy ludowej czy też obroną gierkowskiego eldorado. Historii nie chce oddać historykom ta część działaczy SLD, która wciąż - przez swoje biografie czy środowisko - jest związana z esbecką przeszłością. Ci ludzie działają głównie w mniejszych miastach - jak Włocławek, skąd wywodzi się senator Jarzembowski - gdzie wciąż są politycznie aktywni. To dla nich prokuratorzy, archiwiści i historycy z IPN pozostają zagrożeniem. Takim samym, jakim jeszcze niedawno był rzecznik interesu publicznego, którego niewygodną działalność ograniczono, wyłączając spod lustracji współpracowników wywiadu i kontrwywiadu PRL.
"Instytut Pamięci Narodowej powinien zwrócić uwagę na problem Berezy Kartuskiej, to był polski obóz koncentracyjny, do którego władze przedwojenne wtrącały opozycję. Tam zamykano posłów, Witosowi kazano wynosić kubły z fekaliami" - stwierdził w Radiu Zet Ryszard Jarzembowski. Pouczając pracowników IPN, senator powinien wiedzieć, że instytut ma się zajmować tylko sprawami od 1939 r. Jarzembowski może oczywiście - w ramach nowelizacji ustawy o IPN - rozszerzyć zakres działalności instytutu o dwudziestolecie międzywojenne.
- O możliwości badania przez IPN sprawy brzeskiej czy sprawy Berezy Kartuskiej powiedziałem w luźnej rozmowie. Wiem, że instytut - zgodnie z prawem - tych spraw nie może badać. Moim zdaniem jednak, historię Polski trzeba oceniać całościowo, bez żadnych cezur. Dlatego uważam, że ustawę o IPN trzeba koniecznie znowelizować, między innymi po to, by instytut mógł się zajmować wspomnianymi przeze mnie wydarzeniami - mówi "Wprost" Ryszard Jarzembowski.
Kto się boi IPN?
Rzeczywiste motywy wystąpienia senatora Jarzembowskiego raczej nie wiążą się z antysanacyjnymi resentymentami. Nieprzypadkowy jest też moment ataku na IPN. Przez dwa lata instytut się organizował, przejmował od służb specjalnych akta. Teraz zaczyna się kwerenda archiwów. - Kiedy poszkodowani zaczną przeglądać akta, okaże się, że wiele osób ze świata polityki - i nie tylko - zawdzięcza kariery bezpiece. Że za donoszenie brali regularnie pieniądze, że z funduszy operacyjnych SB opłacano ich wyjazdy, stypendia, pomagano zakładać interesy - mówi dr Andrzej Grajewski, historyk, członek Kolegium IPN.
Kluczem do archiwów SB są jej kartoteki, które wkrótce przekaże instytutowi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Kartoteki są kluczem do całego systemu - bez nich pracownicy IPN poruszali się dotychczas po omacku. Teraz będą mogli dotrzeć do konkretnych akt. Wprawdzie w latach 1989-1990 zniszczono lub skradziono sporą część teczek SB, ale po wielu sprawach, które zamierzano ukryć, pozostał ślad. Pod koniec 2002 r. z IPN zaczęły wypływać informacje świadczące o tym, że wnikliwa lektura akt SB może przysporzyć kłopotów wielu wpływowym ludziom. Opisywaliśmy już śledztwo dotyczące nowych okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki (nr 51/52/2002). Pisaliśmy też o agenturze SB w "Solidarności", szczególnie podczas I zjazdu związku w gdańskiej hali Olivii. Te publikacje mogły zaniepokoić osoby, które były przekonane o zniszczeniu obciążających je dokumentów.
Praworządność generałów
Senator Jarzembowski i inni politycy SLD twierdzą, że pion śledczy IPN jest zbyt kosztowny. Kosztowne są też policja i służby specjalne, jednak nikt nie proponuje ich likwidacji. Znamienne, że na pionie śledczym instytutu postanowiono oszczędzać w chwili, gdy jego działania zaczęły zagrażać ludziom zajmującym się tuszowaniem zbrodni i przestępstw PRL. Uniewinniając niedawno po raz kolejny milicjantów, którzy zabili dziewięciu górników w kopalni Wujek, katowicki sąd orzekł, że nie może ustalić ich winy, ponieważ nie ma dowodów w postaci łusek oraz broni. Prokuratorzy IPN pierwsi postanowili się zająć osobami, które jeszcze w czasie stanu wojennego doprowadziły do zniszczenia tych dowodów.
Oskarżony przed kilku dniami przez IPN prokurator wojskowy Janusz Brol, który już w styczniu 1982 r. doprowadził do umorzenia sprawy Wujka, raczej nie działał z własnej inicjatywy. Jeśli zacznie zeznawać, zostanie uruchomiony mechanizm, który może odsłonić, w jaki sposób rządzący wtedy Polską generałowie pojmowali socjalistyczną praworządność. Takich spraw jest zresztą więcej.
Wojna o przeszłość
Ostatnie ataki na IPN wpisują się w zakulisową walkę wewnętrzną w szeregach SLD. W tej wojnie chodzi o wizerunek partii i jej elektorat. Dla sporej części socjaldemokratów, którzy wraz z Aleksandrem Kwaśniewskim wybrali przyszłość, okres komunistycznej dyktatury jawi się jako zły sen, pragną o nim jak najszybciej zapomnieć. Nie są zainteresowani toczeniem w Sejmie bojów o przywrócenie kombatanckich uprawnień utrwalaczom władzy ludowej czy też obroną gierkowskiego eldorado. Historii nie chce oddać historykom ta część działaczy SLD, która wciąż - przez swoje biografie czy środowisko - jest związana z esbecką przeszłością. Ci ludzie działają głównie w mniejszych miastach - jak Włocławek, skąd wywodzi się senator Jarzembowski - gdzie wciąż są politycznie aktywni. To dla nich prokuratorzy, archiwiści i historycy z IPN pozostają zagrożeniem. Takim samym, jakim jeszcze niedawno był rzecznik interesu publicznego, którego niewygodną działalność ograniczono, wyłączając spod lustracji współpracowników wywiadu i kontrwywiadu PRL.
Najważniejsze śledztwa IPN |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 5/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.