W co zainwestować w 2003 roku?
Los naszych inwestycji w 2003 r. spoczywa w rękach pięciu osób, które wymieniam w porządku alfabetycznym: George W. Bush, Jerzy Hausner, Saddam Husajn, Grzegorz W. Kołodko i Lech Nikolski. Zależy także... od pogody. Niezależnie od poszczególnych scenariuszy, związanych z wyżej wymienionymi osobami i zjawiskami atmosferycznymi, warto kupować ziemię - jej cena powinna znacznie wzrosnąć po wejściu Polski do Unii Europejskiej.
Economic growth i jobs, czyli zaraźliwa siła Ameryki
Jestem przekonany, że George W. Bush hołduje maksymie głoszonej przez jego poprzednika Billa Clintona, która brzmiała: "Po pierwsze, gospodarka, głupku!". Obserwując działania prezydenta Busha, można podejrzewać, że ważna jest dla niego jeszcze jedna sentencja. Mogłaby ona brzmieć: "Po drugie, miejsca pracy, kmiocie!". Wydaje się, że żaden polityk nie rozumie tak dobrze jak Bush, iż sukces w polityce zależy od tego, ile miejsc pracy stworzy gospodarka, a mówiąc precyzyjniej - ile miejsc pracy stworzą prywatni przedsiębiorcy. Dlatego Bush obniża podatki, aby poprawić warunki prowadzenia biznesu, aby prywatnym przedsiębiorcom opłacało się podejmować ryzyko, zatrudniać, zarabiać, inwestować i dalej zatrudniać. Oczywiście, gdyby amerykański prezydent prowadził taką politykę gospodarczą, jaką prowadzą nasze rządy w ostatnich latach, w USA bezrobocie nie wynosiłoby 6 proc., tylko - nawet - ponad 10 proc. Wyobraźmy sobie ponadto, że Bush proponuje podwyżki podatków pośrednich i bezpośrednich, dłuższe urlopy wypoczynkowe, zwiększa składkę na ochronę zdrowia, zwiększa deficyt budżetowy do 5 proc. PKB, zakazuje eksmisji niesolidnych lokatorów, nakazuje obowiązkowe tankowanie biopaliw, daruje nie zapłacone podatki i wzywa Amerykanów do sprzedawania dolarów i kupowania meksykańskiego peso, by poprawić konkurencyjność amerykańskiego eksportu. Na szczęście dla Amerykanów, ich prezydent dobrze wie, że wybory się wygrywa, gdy jest economic growth i kiedy są jobs, i że miejsca pracy tworzy sektor prywatny, a nie rząd za pomocą takich czy innych programów. I dlatego przede wszystkim od Busha i od gospodarki amerykańskiej zależy, jak szybki będzie wzrost gospodarczy w 2003 r. Jeżeli poprzez swoje działania prezydent Bush spowoduje wzrost zaufania amerykańskich biznesmenów do polityki państwa, ci zaczną inwestować i zatrudniać nowych pracowników. To z kolei poprawi nastroje konsumentów i gospodarka amerykańska zacznie przyspieszać, a wraz z nią zaczną rosnąć giełdy na całym świecie i będzie się umacniać dolar.
W zasadzie dokładnie taki scenariusz jest oczekiwany, począwszy od drugiej połowy 2003 r. Dla inwestorów oznacza to, iż najpóźniej w drugim kwartale należy zwiększać udział akcji w portfelu inwestycyjnym. Będą też dobre wiadomości dla osób mających kredyty walutowe, szczególnie w euro i frankach szwajcarskich, gdyż mocny dolar oznacza słabsze waluty europejskie i niższe koszty obsługi kredytu. To jednak może nastąpić dopiero w drugiej połowie roku, bo przez kilka najbliższych miesięcy kredyty w euro i frankach szwajcarskich jeszcze będą drogie.
Husajn, czyli powtórka z kryzysu kubańskiego?
Stany Zjednoczone są zdeterminowane, żeby usunąć Saddama Husajna, i nie mam wątpliwości, że plan ten zostanie zrealizowany. Najskuteczniejszym sposobem usunięcia dyktatora jest przekonanie go, że wojna jest nieunikniona, tak jak prezydent Kennedy poprzez blokadę Kuby przekonał Chruszczowa, że Stany Zjednoczone są gotowe na wszystko, aby z Kuby zostały usunięte sowieckie rakiety mogące przenosić głowice nuklearne. Jeżeli strategia się powiedzie i Saddam ze świtą wyjedzie na zasłużoną emeryturę do Libii czy Korei Północnej, konflikt w Iraku być może zostanie rozwiązany bez konieczności podjęcia działań wojennych. W takim scenariuszu znaczący spadek globalnego ryzyka inwestycyjnego i tania ropa przyspieszą ożywienie gospodarcze na świecie. Wówczas czeka nas hossa na giełdach amerykańskich, europejskich, no i w Warszawie. Mam na myśli nie jakieś tam wzrosty o 10 proc., lecz prawdziwą, wieloletnią hossę.
Gdyby jednak okazało się, że wśród doradców Saddama nie ma nikogo znającego tajniki teorii gier (stosowanej przez strategów Pentagonu) i reżim w Iraku wybierze scenariusz konfliktu, niewątpliwie czeka nas wojna na Bliskim Wschodzie. Jej wpływ na inwestycje zależy od czasu jej trwania i tego, czy obejmie inne kraje. W czarnym scenariuszu, gdy konflikt rozszerzy się na cały region, należy kupić franki szwajcarskie, złoto i brylanty, a także zaszczepić się przeciw czarnej ospie.
Hausner i Kołodko, czyli droga do historii
I Hausner, i Kołodko mają niepowtarzalną okazję zreformowania finansów publicznych. Ten slogan oznacza, że należy raz na zawsze skończyć z procederem wyłudzania pieniędzy z budżetu. Trzeba powiedzieć dość niby-rolnikom ubezpieczonym na lewo w KRUS czy niby-rencistom. Dość fałszywych reform w służbie zdrowia i dość utrzymywania upadających sektorów państwowych na koszt podatnika. Jeżeli obaj profesorowie twardo powiedzą "dość wyłudzeniom", jeśli przekonają rząd i parlament do działań na rzecz taniego, sprawnego i pozbawionego korupcji państwa, do Polski szerokim strumieniem popłynie kapitał zagraniczny. Dlatego, że nikt nie będzie miał wątpliwości, iż Polska nie tylko będzie zdolna wejść do strefy euro w 2007 r., ale że już wkrótce nasze PKB będzie rosło w tempie 6-7 proc. rocznie.
Jeżeli Saddam wyjedzie na emeryturę do Kaddafiego i jednocześnie duet Hausner - Kołodko przeprowadzi śmiałą reformę finansów publicznych, w 2003 r. stopa zwrotu z indeksu WIG 20 może przekroczyć 100 proc., obligacje rządowe dadzą zysk w wysokości 10 proc. (czyli 8 proc. po odjęciu podatku Belki), a złoty pozostanie mocny. Dlatego udana reforma finansów publicznych leży również w interesie osób, które już zaciągnęły lub dopiero planują się ubiegać o kredyt na budowę domu, bo oznacza to niższe koszty obsługi tego kredytu (w złotych dzięki niższym stopom rynkowym, w walutach dzięki mocnemu złotemu).
Jeżeli jednak nie będzie poparcia politycznego dla reform, nie będzie pieniędzy na współfinansowanie unijnych inwestycji. Wówczas, aby uniknąć narastania deficytu finansów publicznych, zostaną po raz kolejny podniesione podatki. Ta decyzja zdusi rodzące się właśnie ożywienie gospodarcze, inwestorzy zagraniczni zaczną wątpić w realność wstąpienia Polski do strefy euro w tej dekadzie, nastąpi odpływ kapitału, wzrost rynkowych stóp procentowych i dewaluacja złotego. Pojawią się też problemy ze sfinansowaniem olbrzymiego deficytu budżetowego. W takim scenariuszu należy jak ognia unikać obligacji i bonów skarbowych, trzeba natomiast za trzy czwarte posiadanych środków kupić euro (w pierwszej połowie roku) lub dolary (w drugiej połowie roku), a pozostałe 25 proc. ulokować na giełdzie w akcjach spółek sektora budowlanego. Dlaczego? Bo właśnie kończy się trzyletni kryzys na rynku budowlanym i w ciągu trzech najbliższych lat będzie to jeden z najszybciej rozwijających się sektorów. Już rośnie liczba kredytów mieszkaniowych, a w tym roku - na skutek spadku stóp procentowych - będzie ich jeszcze więcej. Wkrótce ruszą rządowe inwestycje infrastrukturalne, a już w 2004 r. zaczną do Polski napływać fundusze unijne na budowę dróg, mostów czy oczyszczalni ścieków, co oznacza dużo zleceń dla firm budowlanych.
Tak i nie, czyli od Lecha do Lecha
Nie ma wątpliwości, że droga Polski do Unii Europejskiej zaczęła się w momencie, gdy wąsaty elektryk imieniem Lech przeskoczył przez płot w Stoczni Gdańskiej. Dwadzieścia trzy lata później inny (nadany przez Leszka) wąsaty Lech (Nikolski) otrzymał zadanie przekonania Polaków do głosowania na "tak" w referendum unijnym. Ponieważ rynki finansowe są przekonane, iż Polacy zagłosują na "tak", wynik na "nie" byłby prawdziwa katastrofą. Nastąpiłby gwałtowny odpływ kapitału, znaczna dewaluacja złotego (na przykład litr benzyny mógłby kosztować ponad pięć złotych). Wzrostowi rynkowych stóp procentowych towarzyszyłyby olbrzymie problemy ze sfinansowaniem deficytu budżetowego, niewykluczone, iż zabrakłoby pieniędzy na wypłaty pensji nauczycielom czy na emerytury. Dlatego zadanie ministra Nikolskiego jest tak odpowiedzialne. Jeżeli mu się powiedzie, można oczekiwać większego zainteresowania kapitału zagranicznego polskimi obligacjami i akcjami spółek giełdowych oraz mocnego złotego. Jeżeli poniesie klęskę, lepiej trzymać dolary. Moim zdaniem, prawdopodobieństwo, iż Lech Nikolski zakończy sukcesem dzieło rozpoczęte przez jego imiennika, jest bardzo duże.
Nie liczmy na lata tłuste
Lata 2001-2002 to hossa na rynku obligacji spowodowana gwałtownie spadającą inflacją. To zasługa Rady Polityki Pieniężnej oraz... pogody. Po prostu mieliśmy dwa wyjątkowo udane lata dla rolnictwa, wzrosła produkcja roślinna i gwałtownie spadły ceny. Można oczywiście oczekiwać, że 2003 r. będzie podobny (w myśl biblijnej przypowieści o siedmiu latach tłustych). Niestety, analiza obszaru zasiewów warzyw wskazuje raczej na to, że ten rok będzie przeciętny. Zatem, dosyć prawdopodobny jest wzrost cen warzyw i owoców oraz zakończenie okresu dwu-, trzyprocentowej deflacji cen żywności. To będzie oznaczało szybszy wzrost indeksu cen konsumenta i wzrost rentowności obligacji. Dlatego w drugiej połowie roku raczej nie należy inwestować w obligacje o stałej stopie procentowej i długim terminie wykupu. Jeżeli już ktoś musi kupić obligacje, bo na przykład nie akceptuje większego ryzyka inwestycji giełdowych, niech nabędzie obligacje o zmiennej stopie procentowej lub obligacje dwuletnie. Nieco bardziej złożona jest kwestia kredytu mieszkaniowego w złotych. Z jednej strony, kredyt o stałej stopie na pięć lat jest dosyć tani, ale z drugiej strony - banki w 2003 r. będą obniżały oprocentowanie pożyczek, więc trudno jest z góry przewidzieć, który kredyt będzie tańszy - o stałej czy o zmiennej stopie. Jedno jest pewne, jeżeli dojdzie do reformy finansów publicznych i nie będzie administracyjnej dewaluacji złotego w 2004 r., to najtańszy będzie kredyt walutowy w euro.
Krzysztof Rybiński
Economic growth i jobs, czyli zaraźliwa siła Ameryki
Jestem przekonany, że George W. Bush hołduje maksymie głoszonej przez jego poprzednika Billa Clintona, która brzmiała: "Po pierwsze, gospodarka, głupku!". Obserwując działania prezydenta Busha, można podejrzewać, że ważna jest dla niego jeszcze jedna sentencja. Mogłaby ona brzmieć: "Po drugie, miejsca pracy, kmiocie!". Wydaje się, że żaden polityk nie rozumie tak dobrze jak Bush, iż sukces w polityce zależy od tego, ile miejsc pracy stworzy gospodarka, a mówiąc precyzyjniej - ile miejsc pracy stworzą prywatni przedsiębiorcy. Dlatego Bush obniża podatki, aby poprawić warunki prowadzenia biznesu, aby prywatnym przedsiębiorcom opłacało się podejmować ryzyko, zatrudniać, zarabiać, inwestować i dalej zatrudniać. Oczywiście, gdyby amerykański prezydent prowadził taką politykę gospodarczą, jaką prowadzą nasze rządy w ostatnich latach, w USA bezrobocie nie wynosiłoby 6 proc., tylko - nawet - ponad 10 proc. Wyobraźmy sobie ponadto, że Bush proponuje podwyżki podatków pośrednich i bezpośrednich, dłuższe urlopy wypoczynkowe, zwiększa składkę na ochronę zdrowia, zwiększa deficyt budżetowy do 5 proc. PKB, zakazuje eksmisji niesolidnych lokatorów, nakazuje obowiązkowe tankowanie biopaliw, daruje nie zapłacone podatki i wzywa Amerykanów do sprzedawania dolarów i kupowania meksykańskiego peso, by poprawić konkurencyjność amerykańskiego eksportu. Na szczęście dla Amerykanów, ich prezydent dobrze wie, że wybory się wygrywa, gdy jest economic growth i kiedy są jobs, i że miejsca pracy tworzy sektor prywatny, a nie rząd za pomocą takich czy innych programów. I dlatego przede wszystkim od Busha i od gospodarki amerykańskiej zależy, jak szybki będzie wzrost gospodarczy w 2003 r. Jeżeli poprzez swoje działania prezydent Bush spowoduje wzrost zaufania amerykańskich biznesmenów do polityki państwa, ci zaczną inwestować i zatrudniać nowych pracowników. To z kolei poprawi nastroje konsumentów i gospodarka amerykańska zacznie przyspieszać, a wraz z nią zaczną rosnąć giełdy na całym świecie i będzie się umacniać dolar.
W zasadzie dokładnie taki scenariusz jest oczekiwany, począwszy od drugiej połowy 2003 r. Dla inwestorów oznacza to, iż najpóźniej w drugim kwartale należy zwiększać udział akcji w portfelu inwestycyjnym. Będą też dobre wiadomości dla osób mających kredyty walutowe, szczególnie w euro i frankach szwajcarskich, gdyż mocny dolar oznacza słabsze waluty europejskie i niższe koszty obsługi kredytu. To jednak może nastąpić dopiero w drugiej połowie roku, bo przez kilka najbliższych miesięcy kredyty w euro i frankach szwajcarskich jeszcze będą drogie.
Husajn, czyli powtórka z kryzysu kubańskiego?
Stany Zjednoczone są zdeterminowane, żeby usunąć Saddama Husajna, i nie mam wątpliwości, że plan ten zostanie zrealizowany. Najskuteczniejszym sposobem usunięcia dyktatora jest przekonanie go, że wojna jest nieunikniona, tak jak prezydent Kennedy poprzez blokadę Kuby przekonał Chruszczowa, że Stany Zjednoczone są gotowe na wszystko, aby z Kuby zostały usunięte sowieckie rakiety mogące przenosić głowice nuklearne. Jeżeli strategia się powiedzie i Saddam ze świtą wyjedzie na zasłużoną emeryturę do Libii czy Korei Północnej, konflikt w Iraku być może zostanie rozwiązany bez konieczności podjęcia działań wojennych. W takim scenariuszu znaczący spadek globalnego ryzyka inwestycyjnego i tania ropa przyspieszą ożywienie gospodarcze na świecie. Wówczas czeka nas hossa na giełdach amerykańskich, europejskich, no i w Warszawie. Mam na myśli nie jakieś tam wzrosty o 10 proc., lecz prawdziwą, wieloletnią hossę.
Gdyby jednak okazało się, że wśród doradców Saddama nie ma nikogo znającego tajniki teorii gier (stosowanej przez strategów Pentagonu) i reżim w Iraku wybierze scenariusz konfliktu, niewątpliwie czeka nas wojna na Bliskim Wschodzie. Jej wpływ na inwestycje zależy od czasu jej trwania i tego, czy obejmie inne kraje. W czarnym scenariuszu, gdy konflikt rozszerzy się na cały region, należy kupić franki szwajcarskie, złoto i brylanty, a także zaszczepić się przeciw czarnej ospie.
Hausner i Kołodko, czyli droga do historii
I Hausner, i Kołodko mają niepowtarzalną okazję zreformowania finansów publicznych. Ten slogan oznacza, że należy raz na zawsze skończyć z procederem wyłudzania pieniędzy z budżetu. Trzeba powiedzieć dość niby-rolnikom ubezpieczonym na lewo w KRUS czy niby-rencistom. Dość fałszywych reform w służbie zdrowia i dość utrzymywania upadających sektorów państwowych na koszt podatnika. Jeżeli obaj profesorowie twardo powiedzą "dość wyłudzeniom", jeśli przekonają rząd i parlament do działań na rzecz taniego, sprawnego i pozbawionego korupcji państwa, do Polski szerokim strumieniem popłynie kapitał zagraniczny. Dlatego, że nikt nie będzie miał wątpliwości, iż Polska nie tylko będzie zdolna wejść do strefy euro w 2007 r., ale że już wkrótce nasze PKB będzie rosło w tempie 6-7 proc. rocznie.
Jeżeli Saddam wyjedzie na emeryturę do Kaddafiego i jednocześnie duet Hausner - Kołodko przeprowadzi śmiałą reformę finansów publicznych, w 2003 r. stopa zwrotu z indeksu WIG 20 może przekroczyć 100 proc., obligacje rządowe dadzą zysk w wysokości 10 proc. (czyli 8 proc. po odjęciu podatku Belki), a złoty pozostanie mocny. Dlatego udana reforma finansów publicznych leży również w interesie osób, które już zaciągnęły lub dopiero planują się ubiegać o kredyt na budowę domu, bo oznacza to niższe koszty obsługi tego kredytu (w złotych dzięki niższym stopom rynkowym, w walutach dzięki mocnemu złotemu).
Jeżeli jednak nie będzie poparcia politycznego dla reform, nie będzie pieniędzy na współfinansowanie unijnych inwestycji. Wówczas, aby uniknąć narastania deficytu finansów publicznych, zostaną po raz kolejny podniesione podatki. Ta decyzja zdusi rodzące się właśnie ożywienie gospodarcze, inwestorzy zagraniczni zaczną wątpić w realność wstąpienia Polski do strefy euro w tej dekadzie, nastąpi odpływ kapitału, wzrost rynkowych stóp procentowych i dewaluacja złotego. Pojawią się też problemy ze sfinansowaniem olbrzymiego deficytu budżetowego. W takim scenariuszu należy jak ognia unikać obligacji i bonów skarbowych, trzeba natomiast za trzy czwarte posiadanych środków kupić euro (w pierwszej połowie roku) lub dolary (w drugiej połowie roku), a pozostałe 25 proc. ulokować na giełdzie w akcjach spółek sektora budowlanego. Dlaczego? Bo właśnie kończy się trzyletni kryzys na rynku budowlanym i w ciągu trzech najbliższych lat będzie to jeden z najszybciej rozwijających się sektorów. Już rośnie liczba kredytów mieszkaniowych, a w tym roku - na skutek spadku stóp procentowych - będzie ich jeszcze więcej. Wkrótce ruszą rządowe inwestycje infrastrukturalne, a już w 2004 r. zaczną do Polski napływać fundusze unijne na budowę dróg, mostów czy oczyszczalni ścieków, co oznacza dużo zleceń dla firm budowlanych.
Tak i nie, czyli od Lecha do Lecha
Nie ma wątpliwości, że droga Polski do Unii Europejskiej zaczęła się w momencie, gdy wąsaty elektryk imieniem Lech przeskoczył przez płot w Stoczni Gdańskiej. Dwadzieścia trzy lata później inny (nadany przez Leszka) wąsaty Lech (Nikolski) otrzymał zadanie przekonania Polaków do głosowania na "tak" w referendum unijnym. Ponieważ rynki finansowe są przekonane, iż Polacy zagłosują na "tak", wynik na "nie" byłby prawdziwa katastrofą. Nastąpiłby gwałtowny odpływ kapitału, znaczna dewaluacja złotego (na przykład litr benzyny mógłby kosztować ponad pięć złotych). Wzrostowi rynkowych stóp procentowych towarzyszyłyby olbrzymie problemy ze sfinansowaniem deficytu budżetowego, niewykluczone, iż zabrakłoby pieniędzy na wypłaty pensji nauczycielom czy na emerytury. Dlatego zadanie ministra Nikolskiego jest tak odpowiedzialne. Jeżeli mu się powiedzie, można oczekiwać większego zainteresowania kapitału zagranicznego polskimi obligacjami i akcjami spółek giełdowych oraz mocnego złotego. Jeżeli poniesie klęskę, lepiej trzymać dolary. Moim zdaniem, prawdopodobieństwo, iż Lech Nikolski zakończy sukcesem dzieło rozpoczęte przez jego imiennika, jest bardzo duże.
Nie liczmy na lata tłuste
Lata 2001-2002 to hossa na rynku obligacji spowodowana gwałtownie spadającą inflacją. To zasługa Rady Polityki Pieniężnej oraz... pogody. Po prostu mieliśmy dwa wyjątkowo udane lata dla rolnictwa, wzrosła produkcja roślinna i gwałtownie spadły ceny. Można oczywiście oczekiwać, że 2003 r. będzie podobny (w myśl biblijnej przypowieści o siedmiu latach tłustych). Niestety, analiza obszaru zasiewów warzyw wskazuje raczej na to, że ten rok będzie przeciętny. Zatem, dosyć prawdopodobny jest wzrost cen warzyw i owoców oraz zakończenie okresu dwu-, trzyprocentowej deflacji cen żywności. To będzie oznaczało szybszy wzrost indeksu cen konsumenta i wzrost rentowności obligacji. Dlatego w drugiej połowie roku raczej nie należy inwestować w obligacje o stałej stopie procentowej i długim terminie wykupu. Jeżeli już ktoś musi kupić obligacje, bo na przykład nie akceptuje większego ryzyka inwestycji giełdowych, niech nabędzie obligacje o zmiennej stopie procentowej lub obligacje dwuletnie. Nieco bardziej złożona jest kwestia kredytu mieszkaniowego w złotych. Z jednej strony, kredyt o stałej stopie na pięć lat jest dosyć tani, ale z drugiej strony - banki w 2003 r. będą obniżały oprocentowanie pożyczek, więc trudno jest z góry przewidzieć, który kredyt będzie tańszy - o stałej czy o zmiennej stopie. Jedno jest pewne, jeżeli dojdzie do reformy finansów publicznych i nie będzie administracyjnej dewaluacji złotego w 2004 r., to najtańszy będzie kredyt walutowy w euro.
Krzysztof Rybiński
Więcej możesz przeczytać w 5/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.