Największym obciachem w roku 2003 będzie techno i wszelkie jego odmiany. Ta muzyka przeniosła się już na wiejskie dyskoteki
Gitara dostała kopa, ale wraca. Nie zdechła jak ruska harmoszka czy bluzki z bistoru. Rok 2003 będzie triumfalnym rokiem powrotu gitary. Gitara wraca, bo wraca moda na piosenki, a umiera moda na clubbing. Klubowe zabawy powoli przestają być trendy. Wracają piosenki grane na kilku akordach i numery w stylu: zwrotka - refren, zwrotka - refren. Techno is dead.
A było tak. Gdy na początku lat 50. syn czarnego cieśli Chuck Berry nauczył się grać bluesy na gitarze, rewolucja muzyczna wisiała w powietrzu. Wkrótce pojawił się rock'n'roll, a wraz z nim nowa epoka. Gitara elektryczna stała się główną bronią tej rewolucji - królową instrumentów. To gitara była zawsze na pierwszym planie. To ona zawładnęła wyobraźnią tłumów. W wielu kompozycjach rockowych jej jazgot zagłuszał często pozostałe instrumenty. Najwięksi kapłani gitary, jak Jimmy Hendrix, Eric Clapton czy Carlos Santana, odprawiali za jej pomocą masowe misteria muzyczne. Gitara stała się centralnym elementem teatru rockowego. Zdarzało się, że słynni gitarzyści całowali ją na scenie, kopulowali z nią lub niszczyli jak niewierną kochankę. Gitara działała jak afrodyzjak, a gitarzyści zawsze mieli największe branie u panienek. Wraz ze śmiercią Kurta Cobaina przestała ona być koktajlem Mołotowa muzycznych rewolucji. Bywała po prostu świetnym instrumentem do komponowania i grania zwykłych piosenek.
Kultura klubowa zdetronizowała gitarę. Ten najważniejszy instrument rocka został wyśmiany przez kręcących płytami chłoptasiów, zwanych DJ. Oplutą i wykpioną gitarę zastąpiły gały w mikserze. Jej brzmienie nazywano jęczeniem i kocią muzyką. Odtrącona niczym brzydka i gruba żona stała się dobrym instrumentem dla starców. Na kilka ładnych lat rock zniknął ze stacji typu Viva czy MTV. Zastąpiła go elektroniczna sieka lub popowy bzdet.
Nic jednak nie trwa wiecznie. Objawy znudzenia clubbingiem widać w Polsce już wyraźnie w dużych miastach, gdzie coraz większym powodzeniem cieszą się imprezy, na których króluje hip hop albo normalne piosenki. W tegorocznym karnawale superpopularne stają się sentymentalne, kiczowate balangi, podczas których serwuje się hity z lat 70. czy 80. Gwiazdą tego nurtu jest Maciej Bednarek z Gdańska. Pod pseudonimem Zurt De Lux miesza on na swoich imprezach utwory US 3 z kompozycjami Tercetu Egzotycznego. Nawet wielce zasłużony dla muzyki klubowej magazyn "City" dostrzegł objawy kryzysu i w zemście opisał imprezy w stylu karaoke, gdzie śpiewa się stare hity.
Emitowany w TVP 1 program "Motoexpress" poprosił mnie ostatnio o wygłoszenie serii felietonów na temat tego, co moim zdaniem jest obciachem na drodze. Żaden ze mnie Hołowczyc czy Zasada, ale zgodziłem się, bo obciach to problem z kręgu estetyki, a po za tym to przecież piękny temat! A co będzie obciachem na balangach w roku 2003? Największym obciachem będzie techno i wszelkie jego odmiany. Muzyka ta przeniosła się już na wiejskie dyskoteki. Hasłem "wioska" od dawna określano to, co tandetne, niemodne i spóźnione. Techno z pewnym opóźnieniem dotarło na wieś, ale nie da się ukryć, że dziś serce tej muzyki bije głównie właśnie na prowincji.
Tymczasem do miast wracają piosenki i muzyka gitarowa. Symbolem zmian jest geniusz nowych brzmień Moby, który na rozdaniu nagród MTV zagrał na gitarze! Jeszcze trochę, a mikserek trzeba będzie wywalić na złom. Tylko czekać, kiedy modni DJ z Piekarni czy Sfinksa przeniosą się na wieś albo wzniosą hasło: "Techno not dead". Powrót gitary wspomaga moda na oldschoolowe brzmienia. Studenteria coraz częściej woli Kombi, Abbę czy Boney M. niż Chemical Brothers. Gitara wraca. I dobrze.
A było tak. Gdy na początku lat 50. syn czarnego cieśli Chuck Berry nauczył się grać bluesy na gitarze, rewolucja muzyczna wisiała w powietrzu. Wkrótce pojawił się rock'n'roll, a wraz z nim nowa epoka. Gitara elektryczna stała się główną bronią tej rewolucji - królową instrumentów. To gitara była zawsze na pierwszym planie. To ona zawładnęła wyobraźnią tłumów. W wielu kompozycjach rockowych jej jazgot zagłuszał często pozostałe instrumenty. Najwięksi kapłani gitary, jak Jimmy Hendrix, Eric Clapton czy Carlos Santana, odprawiali za jej pomocą masowe misteria muzyczne. Gitara stała się centralnym elementem teatru rockowego. Zdarzało się, że słynni gitarzyści całowali ją na scenie, kopulowali z nią lub niszczyli jak niewierną kochankę. Gitara działała jak afrodyzjak, a gitarzyści zawsze mieli największe branie u panienek. Wraz ze śmiercią Kurta Cobaina przestała ona być koktajlem Mołotowa muzycznych rewolucji. Bywała po prostu świetnym instrumentem do komponowania i grania zwykłych piosenek.
Kultura klubowa zdetronizowała gitarę. Ten najważniejszy instrument rocka został wyśmiany przez kręcących płytami chłoptasiów, zwanych DJ. Oplutą i wykpioną gitarę zastąpiły gały w mikserze. Jej brzmienie nazywano jęczeniem i kocią muzyką. Odtrącona niczym brzydka i gruba żona stała się dobrym instrumentem dla starców. Na kilka ładnych lat rock zniknął ze stacji typu Viva czy MTV. Zastąpiła go elektroniczna sieka lub popowy bzdet.
Nic jednak nie trwa wiecznie. Objawy znudzenia clubbingiem widać w Polsce już wyraźnie w dużych miastach, gdzie coraz większym powodzeniem cieszą się imprezy, na których króluje hip hop albo normalne piosenki. W tegorocznym karnawale superpopularne stają się sentymentalne, kiczowate balangi, podczas których serwuje się hity z lat 70. czy 80. Gwiazdą tego nurtu jest Maciej Bednarek z Gdańska. Pod pseudonimem Zurt De Lux miesza on na swoich imprezach utwory US 3 z kompozycjami Tercetu Egzotycznego. Nawet wielce zasłużony dla muzyki klubowej magazyn "City" dostrzegł objawy kryzysu i w zemście opisał imprezy w stylu karaoke, gdzie śpiewa się stare hity.
Emitowany w TVP 1 program "Motoexpress" poprosił mnie ostatnio o wygłoszenie serii felietonów na temat tego, co moim zdaniem jest obciachem na drodze. Żaden ze mnie Hołowczyc czy Zasada, ale zgodziłem się, bo obciach to problem z kręgu estetyki, a po za tym to przecież piękny temat! A co będzie obciachem na balangach w roku 2003? Największym obciachem będzie techno i wszelkie jego odmiany. Muzyka ta przeniosła się już na wiejskie dyskoteki. Hasłem "wioska" od dawna określano to, co tandetne, niemodne i spóźnione. Techno z pewnym opóźnieniem dotarło na wieś, ale nie da się ukryć, że dziś serce tej muzyki bije głównie właśnie na prowincji.
Tymczasem do miast wracają piosenki i muzyka gitarowa. Symbolem zmian jest geniusz nowych brzmień Moby, który na rozdaniu nagród MTV zagrał na gitarze! Jeszcze trochę, a mikserek trzeba będzie wywalić na złom. Tylko czekać, kiedy modni DJ z Piekarni czy Sfinksa przeniosą się na wieś albo wzniosą hasło: "Techno not dead". Powrót gitary wspomaga moda na oldschoolowe brzmienia. Studenteria coraz częściej woli Kombi, Abbę czy Boney M. niż Chemical Brothers. Gitara wraca. I dobrze.
Więcej możesz przeczytać w 5/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.