Rząd ciągle nie ma odwagi publicznie powiedzieć, że trzecia droga zbankrutowała
O klęsce koncepcji ustroju gospodarczego, który nie ma żadnych realnych podstaw poza pobożnymi życzeniami, piszemy na tych szpaltach od dawna. To oczywiste, że Radomsko musiało przegrać ze słowacką Trnavą współzawodnictwo o fabrykę Peugeota. Tak samo nie było niespodzianką zwycięstwo czeskiego Kolina w walce o Toyotę. Trzeźwi inwestorzy nie będą budowali fabryk tam, gdzie ekonomia wyraźnie przegrywa z demagogią społeczną. Nie będą lokowali kapitału tam, gdzie koszty inwestycji i produkcji są wyższe, infrastruktura gorsza, prawo nieprzejrzyste, a kwalifikacje i wydajność pracy niższe.
Przypomnijmy raz jeszcze: Czech i Słowak zarabiają średnio mniej niż Polak, a produkt krajowy na mieszkańca dają o 30-40 proc. większy niż my. Czechy i Słowacja to - mimo zawirowań - kraje o solidniejszym stosunku do pracy i o wyższym poziomie cnót obywatelskich niż Polska, gdzie postawy roszczeniowe związków zawodowych oraz negacja porządku prawnego i publicznego zdewaluowały te wartości.
Czy warto inwestować w kraju zdominowanym przez grupowe interesy różnych koterii, nie mające nic wspólnego z interesem narodowym? Czy warto lokować pieniądze w kraju, w którym współrządzący koalicjant kpi sobie w żywe oczy z praw gospodarki rynkowej i zasady wolności wyboru? Czy warto inwestować w kraju, w którym siłą polityczną staje się ugrupowanie zrzeszające kredytobiorców żądających podarowania im długów i buńczucznie oświadczające, że Wersal w parlamencie się skończył?
Trzeba być beznadziejnie zakochanym w socjalizmie (jakim?) i cierpieć przy tym na całkowitą amnezję, by jeszcze dziś nie zdawać sobie sprawy z beznadziejności i niebezpieczeństw trzeciej drogi. Jak pochopnie weszliśmy na nią po roku 1991, usunąwszy po raz pierwszy Balcerowicza! Zafundowaliśmy sobie najwyższą relację emerytury do płacy, bardzo kosztowną dla budżetu Komisję Trójstronną i masę instytucji, do których trzeba dopłacać. Gigantyczne pieniądze kosztuje nas utrzymywanie świętych krów w górnictwie, hutnictwie, zbrojeniówce. Wszystko ze strachu i bez zdolności do rozwiązywania problemów w sposób jasny i przejrzysty. Zachowaliśmy nadmierną ingerencję państwa, czyli silnych grup nacisku, w kształtowanie produkcji, cen i dochodów.
Rezultaty są dobrze znane, ale przemilczane lub lekceważone. Mamy antywzrostową, antyinwestycyjną strukturę dochodów i wydatków budżetowych, strukturę spędzającą sen z oczu nie tylko ministrowi finansów, lecz także każdemu jako tako wykształconemu obywatelowi.
Do świadomości ekipy rządzącej i jej zaplecza politycznego powinna wreszcie dotrzeć prawda, że trzecia droga poniosła na naszych oczach sromotną porażkę, że trzeba wrócić do tej drogi, która wykazała swoją historyczną przewagę nad różnymi wariantami utopii, począwszy od Tinbergena i Galbraitha, a skończywszy na Schröderze, Kuroniu i Modzelewskim. Pytanie, czy polska socjaldemokracja będzie miała dość sił, by się wycofać z tej ślepej uliczki. A jesteśmy przecież w gorszej sytuacji niż Niemcy, gdzie potężna gospodarka prywatna (jeszcze nie zniszczona przez socjaldemokratów) daje rocznie 100 mld euro nadwyżki eksportu nad importem.
Nie mam wątpliwości, że rząd zdaje sobie w pełni sprawę z powagi sytuacji, z konieczności przerwania degrengolady. Ale ciągle nie ma odwagi publicznie powiedzieć, że trzecia droga zbankrutowała. Nie pozwala mu na to zdewaluowany światopogląd. Wygodniej nadal ulegać bredniom o wilczym i dzikim kapitalizmie dziewiętnastowiecznym. A wiek XIX był nieskończenie bardziej humanitarny i postępowy niż wiek XX, wiek bolszewizmu i hitleryzmu, lecz o tym nasza lewica ciągle nie chce słyszeć.
Tylko tak dalej. Argentyna blisko!
Przypomnijmy raz jeszcze: Czech i Słowak zarabiają średnio mniej niż Polak, a produkt krajowy na mieszkańca dają o 30-40 proc. większy niż my. Czechy i Słowacja to - mimo zawirowań - kraje o solidniejszym stosunku do pracy i o wyższym poziomie cnót obywatelskich niż Polska, gdzie postawy roszczeniowe związków zawodowych oraz negacja porządku prawnego i publicznego zdewaluowały te wartości.
Czy warto inwestować w kraju zdominowanym przez grupowe interesy różnych koterii, nie mające nic wspólnego z interesem narodowym? Czy warto lokować pieniądze w kraju, w którym współrządzący koalicjant kpi sobie w żywe oczy z praw gospodarki rynkowej i zasady wolności wyboru? Czy warto inwestować w kraju, w którym siłą polityczną staje się ugrupowanie zrzeszające kredytobiorców żądających podarowania im długów i buńczucznie oświadczające, że Wersal w parlamencie się skończył?
Trzeba być beznadziejnie zakochanym w socjalizmie (jakim?) i cierpieć przy tym na całkowitą amnezję, by jeszcze dziś nie zdawać sobie sprawy z beznadziejności i niebezpieczeństw trzeciej drogi. Jak pochopnie weszliśmy na nią po roku 1991, usunąwszy po raz pierwszy Balcerowicza! Zafundowaliśmy sobie najwyższą relację emerytury do płacy, bardzo kosztowną dla budżetu Komisję Trójstronną i masę instytucji, do których trzeba dopłacać. Gigantyczne pieniądze kosztuje nas utrzymywanie świętych krów w górnictwie, hutnictwie, zbrojeniówce. Wszystko ze strachu i bez zdolności do rozwiązywania problemów w sposób jasny i przejrzysty. Zachowaliśmy nadmierną ingerencję państwa, czyli silnych grup nacisku, w kształtowanie produkcji, cen i dochodów.
Rezultaty są dobrze znane, ale przemilczane lub lekceważone. Mamy antywzrostową, antyinwestycyjną strukturę dochodów i wydatków budżetowych, strukturę spędzającą sen z oczu nie tylko ministrowi finansów, lecz także każdemu jako tako wykształconemu obywatelowi.
Do świadomości ekipy rządzącej i jej zaplecza politycznego powinna wreszcie dotrzeć prawda, że trzecia droga poniosła na naszych oczach sromotną porażkę, że trzeba wrócić do tej drogi, która wykazała swoją historyczną przewagę nad różnymi wariantami utopii, począwszy od Tinbergena i Galbraitha, a skończywszy na Schröderze, Kuroniu i Modzelewskim. Pytanie, czy polska socjaldemokracja będzie miała dość sił, by się wycofać z tej ślepej uliczki. A jesteśmy przecież w gorszej sytuacji niż Niemcy, gdzie potężna gospodarka prywatna (jeszcze nie zniszczona przez socjaldemokratów) daje rocznie 100 mld euro nadwyżki eksportu nad importem.
Nie mam wątpliwości, że rząd zdaje sobie w pełni sprawę z powagi sytuacji, z konieczności przerwania degrengolady. Ale ciągle nie ma odwagi publicznie powiedzieć, że trzecia droga zbankrutowała. Nie pozwala mu na to zdewaluowany światopogląd. Wygodniej nadal ulegać bredniom o wilczym i dzikim kapitalizmie dziewiętnastowiecznym. A wiek XIX był nieskończenie bardziej humanitarny i postępowy niż wiek XX, wiek bolszewizmu i hitleryzmu, lecz o tym nasza lewica ciągle nie chce słyszeć.
Tylko tak dalej. Argentyna blisko!
Więcej możesz przeczytać w 5/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.