Komisja śledcza grzęźnie w wewnętrznych sporach, marnując czas i energię
W mediach pełno jest informacji na temat komisji śledczej, która ma wyjaśnić aferę Rywina. Dzieje się tak, chociaż sama komisja nie rozpoczęła jeszcze działalności, tzn. nie przystąpiła do przesłuchiwania osób, których zeznania mogą rozwikłać tę zagadkę. Na razie zwraca ona na siebie uwagę wewnętrznymi konfliktami i sporami. Opinia publiczna bulwersowana jest doniesieniami, które zdają się nie pozostawiać wątpliwości, że niektórzy z "dziesięciu sprawiedliwych" w pierwszej kolejności są zajęci bezpardonową walką z kolegami delegowanymi do komisji przez konkurencyjne partie. W tej kampanii podejrzeń i pomówień prym wiedzie ugrupowanie, które - jeśli wierzyć jego nazwie - winno dawać przykład przestrzegania dziesięciu przykazań, zwłaszcza ósmego: nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.
Trudno się tym nie martwić. Jeśli komisja ugrzęźnie w wewnętrznych sporach, zmarnuje wiele czasu i energii, tak bardzo potrzebnych do rozwikłania afery Rywina. Byłoby lepiej, gdyby jej członkowie nie traktowali jak nieprzyjaciół siedzących obok kolegów, lecz osoby przesłuchiwane i chcące coś zataić przed komisją. Aby to było możliwe, trzeba się wznieść ponad stare spory i wzorce zachowań odziedziczone po czasach PRL.
Jeśli komisja śledcza badająca aferę Rywina nie ma utonąć we wzajemnych podejrzeniach i oskarżeniach, trzeba przekreślić owo niedobre dziedzictwo i nawiązać do czasów, kiedy w polityce można się było zasadniczo różnić, ale jednocześnie szanować i nie spychać do rynsztoku niegodziwości. W taki cywilizowany sposób uprawiano politykę w II Rzeczypospolitej. Warto przypomnieć, że ona także miała swoją komisję śledczą. Powołano ją w 1924 r. do zbadania działalności tajnych organizacji, które zagrażały bezpieczeństwu państwa. Komisja miała prawo wglądu do akt i przesłuchiwania świadków. Jej pracami kierował Stanisław Kozicki, przedstawiciel najliczniejszego w parlamencie prawicowego Związku Ludowo-Narodowego, a jego zastępcą był Adam Pragier, poseł PPS. Byli więc ludźmi z politycznych antypodów. Dzieliło ich wszystko: przed 1918 r. diametralnie różna koncepcja walki o odzyskanie niepodległości, a po 1918 r. odmienne wyobrażenie dotyczące funkcjonowania suwerennej Polski. Ci dwaj ludzie potrafili jednak współdziałać.
Nic dziwnego, że w takiej atmosferze komisja dobrze wykonała swoje zadanie i odsłoniła wiele tajemnic, kompromitujących nie tylko tajne organizacje, ale i kontaktujących się z nimi ludzi ze szczytów władzy. Warto to historyczne przesłanie dedykować naszej komisji śledczej. Niech i dla niej wzorem będą relacje Kozickiego i Pragiera. Wtedy zwiększy się szansa, że i efekt pracy będzie zbliżony do tego sprzed lat prawie osiemdziesięciu.
Trudno się tym nie martwić. Jeśli komisja ugrzęźnie w wewnętrznych sporach, zmarnuje wiele czasu i energii, tak bardzo potrzebnych do rozwikłania afery Rywina. Byłoby lepiej, gdyby jej członkowie nie traktowali jak nieprzyjaciół siedzących obok kolegów, lecz osoby przesłuchiwane i chcące coś zataić przed komisją. Aby to było możliwe, trzeba się wznieść ponad stare spory i wzorce zachowań odziedziczone po czasach PRL.
Jeśli komisja śledcza badająca aferę Rywina nie ma utonąć we wzajemnych podejrzeniach i oskarżeniach, trzeba przekreślić owo niedobre dziedzictwo i nawiązać do czasów, kiedy w polityce można się było zasadniczo różnić, ale jednocześnie szanować i nie spychać do rynsztoku niegodziwości. W taki cywilizowany sposób uprawiano politykę w II Rzeczypospolitej. Warto przypomnieć, że ona także miała swoją komisję śledczą. Powołano ją w 1924 r. do zbadania działalności tajnych organizacji, które zagrażały bezpieczeństwu państwa. Komisja miała prawo wglądu do akt i przesłuchiwania świadków. Jej pracami kierował Stanisław Kozicki, przedstawiciel najliczniejszego w parlamencie prawicowego Związku Ludowo-Narodowego, a jego zastępcą był Adam Pragier, poseł PPS. Byli więc ludźmi z politycznych antypodów. Dzieliło ich wszystko: przed 1918 r. diametralnie różna koncepcja walki o odzyskanie niepodległości, a po 1918 r. odmienne wyobrażenie dotyczące funkcjonowania suwerennej Polski. Ci dwaj ludzie potrafili jednak współdziałać.
Nic dziwnego, że w takiej atmosferze komisja dobrze wykonała swoje zadanie i odsłoniła wiele tajemnic, kompromitujących nie tylko tajne organizacje, ale i kontaktujących się z nimi ludzi ze szczytów władzy. Warto to historyczne przesłanie dedykować naszej komisji śledczej. Niech i dla niej wzorem będą relacje Kozickiego i Pragiera. Wtedy zwiększy się szansa, że i efekt pracy będzie zbliżony do tego sprzed lat prawie osiemdziesięciu.
Więcej możesz przeczytać w 5/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.