Haker przedstawiający się jako Alladyn 2 zaatakował pod koniec lutego sieci komputerowe kilku najważniejszych instytucji w państwie, m.in. kancelarii premiera, MSZ, MON, Kancelarii Prezydenta. W przypadku dwóch pierwszych urzędów poszło mu bardzo łatwo. Kancelaria premiera bagatelizowała sytuację, nazywając ją „możliwością nietypowej aktywności”. Okazuje się, że Alladyn zdobył dostęp do poczty szefa kancelarii premiera, kalendarz spotkań jednego z szefów resortu spraw zagranicznych i dane dotyczące tysięcy urzędników. Sam haker (nie ujawnia swoich danych) zapewnia, że nie chodziło mu o wykradanie informacji, ale o sprawdzenie, jak wygląda bezpieczeństwo rządowych sieci. Wyszło na to, że wygląda fatalnie. Tego samego zdania jest płk Mieczysław Tarnowski, były wiceszef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i ekspert od cyberbezpieczeństwa.
Michał Majewski: Czy to był finezyjny, wyszukany atak hakerski?
Mieczysław Tarnowski: Nie był. Daleko tu do złożonych metod, którymi posługują się chińscy specjaliści od włamań komputerowych. Taki atak mógłby przeprowadzić co drugi informatyk w Polsce.
Widać niewiele trzeba, żeby spenetrować sieć komputerową w kancelarii premiera czy MSZ. Zdobyć hasło komputerowe premiera, kalendarz jednego z najważniejszych dyplomatów.
Atak nie należał do zaawansowanych. Haker prawdopodobnie wysłał na adres ministra Tomasza Arabskiego wiadomość z załącznikiem, w którym był trojan, czyli złośliwy program. Taki program można dziś kupić za 150 dolarów z gwarancją, że przez miesiąc do trzech nie zostanie wykryty przez aktualnie znajdujące się na rynku oprogramowanie antywirusowe. Załącznik z trojanem został otwarty przez adresata. I zainfekował jedną stację roboczą.
Od tego jeszcze daleko do spenetrowania całej sieci.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.