W piątek 24 kwietnia 1998 r. w południe, w agencji towarzyskiej Las Vegas w Gdyni Nikodem Skotarczak rozmawiał ze swym przyjacielem i wspólnikiem Wojciechem K., pseudonim Kura, kilka lat wcześniej zatrzymanym przez niemiecką policję w kradzionym samochodzie przypisywanym siatce Nikosia. Wojciech K. dzień wcześniej obchodził imieniny. Do lokalu wpadło dwóch zabójców. Padły strzały. Nikodem Skotarczak zginął, Wojciech K. został ranny. O godz. 12.24 policja zarejestrowała zgłoszenie o strzelaninie w lokalu. Nikodem otrzymał sześć śmiertelnych strzałów z tetetki, jego wspólnik tylko postrzał w nogi. To była egzekucja. Jedna z najgłośniejszych w historii porachunków mafijnych nad Bałtykiem. Zupełnie jak z „Ojca chrzestnego”.
Narodziny don Nikosia
Nikodem Skotarczak, pseudonim Nikoś, to jedna z barwniejszych postaci gangsterskiego światka w Polsce. W Niemczech stał się bohaterem książki Wernera Rixdorfa „Kamienna twarz – ojciec chrzestny z Gdańska Nikodem S.” (1993), w Polsce zagrał epizod w filmie Olafa Lubaszenki „Sztos” (1997). Przyjaciel polityków, biznesmenów, sportowców i artystów. Do dzisiaj jednak nie powstał dokładny opis jego życia i przestępczej działalności. Przez wiele lat służby i policja chroniły informacje na jego temat, więc bazowano na wielu mniej lub bardziej wiarygodnych opowieściach jego znajomych i ścigających go policjantów. Nawet jego teczka paszportowa trafiła do Urzędu Ochrony Państwa, poprzednika Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, i otrzymała gryf tajemnicy państwowej.
– Z Nikosiem zawsze odbijaliśmy się od ściany – mówi gen. Adam Rapacki.
– Ściany? – Ściany służb – wyjaśnia.
– Ktoś nad nim czuwał, chronił go. Nikodem Skotarczak urodził się w Pruszczu Gdańskim w 1954 r. Dorastał w Gdańsku-Wrzeszczu. Nie był orłem w nauce. Wychowała go gdańska ulica. Na niej poznał między innymi Dariusza Michalczewskiego i Ryszarda Glinkowskiego, pseudonim Tata, właściciela lokalu Wrzos, który później zginął zastrzelony przy budce telefonicznej, o co oskarżany jest „klub płatnych zabójców”. Jego ojciec pracował jako kierowca w porcie gdańskim, a matka jako pracownik fizyczny w przedsiębiorstwie transportowym PTSB Transbud. Starsza od niego o cztery lata siostra była bufetową w barze bistro, a młodszy o cztery lata brat pracował jako frezer.
W połowie lat 80., gdy zaczął się złoty czas dla złodziei samochodów, Nikoś przeniósł się do Niemiec. W 1986 r. uszedł z życiem ze strzelaniny, ranny trafił do hamburskiego szpitala. Wkrótce został zatrzymany w kradzionym samochodzie w Berlinie Zachodnim. Trafił do więzienia, z którego uciekł, gdy podczas widzenia z bratem zamienił się z nim ubraniem.
Fatum nad Nikodemem
Do Polski wrócił na początku lat 90. Był ścigany listem gończym. Wymykał się zasadzkom policyjnym, zbiegł z konwoju. W 1996 r. gdańska prokuratura zarzuciła mu zorganizowanie kradzieży i sprzedaży ok. 30 samochodów. Proces nigdy się jednak nie rozpoczął. Dzięki działaniom generała Adama Rapackiego niemiecka prokuratura przekazała materiały pięciu spraw karnych, tak by w Polsce można było wytoczyć Skotarczakowi proces. Tymczasem policja niemieckazarzuciła 105 współpracownikom Skotarczaka dokonanie 114 przestępstw i odzyskała 52 samochody.
Hamburska prokuratura oskarżyła Nikosia o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, która w latach 1982-1988 ukradła w Niemczech 27 luksusowych aut. Pięciu jego wspólników w 1996 r. trafiło przed sąd. Według policji niemieckiej dla Nikosia pracowałoponad 200 złodziei, kurierów samochodów i fałszerzy dokumentów. Jedna z list osób należących do siatki trafiła już w latach 70. do MSW. Zlekceważono ją.
– Akta były przez półtora roku tłumaczone, a potem zaginęły w gdańskiej prokuraturze – wyjawia z goryczą Adam Rapacki i rzuca: – Nikosia chroniły służby.
– Nad Nikodemem ciążyło fatum – mówi Wojciech K. – Pierwsza żona powiesiła się w kuchni, jego brat i matka zginęli w wypadku samochodowym. Wielokrotnie odwiedzam Trójmiasto, szukając przyjaciół i znajomych Nikodema Skotarczaka. Docieram do policjantów, którzy go inwigilowali, a także do oficera służb, który prowadził Skotarczaka.
– Kim był Skotarczak? – pytam. – Najlepszym paserem, jeśli chodzi o sprzedaż kradzionych samochodów, i gdyby dalej się tym zajmował, do dziś by żył. Ale on wdał się w gangsterkę z Zacharem, Lelkiem, wojnę z Caringtonem, w porwanie syna kafelkarza z Opoczna. Dlatego stało się tak, jak się stało.
– Masa go jednak uprzedzał, że wydano zlecenie na niego?
– My także. Miał propozycję, którą mógł przyjąć, bo był cenny dla służb. Miał się poddać. Schować w więzieniu. Odkładał to. Wcześniej miał propozycję zawodowej ochrony, też się nie zgodził.
– Dlaczego? – Bo nie wierzył, że to jest możliwe. Zabić go miał Pasza, Ukrainiec. Ale już nie żyje. Wystawił go ktoś z najbliższego towarzystwa. Glinka [Ryszard Glinkowski, pseudonim Tata – od aut.] na kilka dni przed tym, jak go zabił Siergiej Sienkiw, opowiadał, że wkrótce powie, kto sprzątnął Nikosia. Nie zdążył. – Komu mówił? – Majamiemu [były policjant z Trójmiasta – od aut.].
Współpracownik służb
Nikoś był podejrzewany o udział w zabójstwie szefa policji gen. Marka Papały. Pytam o ustalenia śledczych, o zeznania Artura Zirajewskiego, pseudonim Iwan (w styczniu 2010 r. zmarł nagłą śmiercią w gdańskim areszcie). Iwan opowiedział, że na początku 1998 r. spotkał się z Nikodemem Skotarczakiem, który pytał go, czy zna kogoś, kto mógłby zabić „grubego psa z Warszawy”. Wykonawca miał dostać 40 tys. dolarów. Wkrótce doszło do kolejnego spotkania w restauracji hotelu Marina, gdzie mieli być także Słowik (jeden z liderów gangu pruszkowskiego) i Edward Mazur. Wówczas to pokazano zdjęcie „psa”, który miał zginąć – była to fotografia gen. Papały, wyrwana z gazety.
– Nikoś nie dopuszczał Iwana do stołu. Zirajewski mógł widzieć, że takie spotkanie się odbyło, bo był w Marinie. Kręcił się w tym czasie koło Zachara. Ale to, co powiedział, to mógł sobie tylko dopowiedzieć. Coś może podsłuchał. – Hedberga jednak znał. Spotykał się z nim – mówię. – Spotkał się z Kartoflem na krótko przed śmiercią. Nikoś ukradł mu kontener kradzionych dresów i nie chciał go oddać. Skotarczak współpracował ze służbami PRL, milicją, a potem z policją. Jednym z oficerów prowadzących go w okresie PRL i w latach 90. miał być Edward M. Spotykam się z nim. – Nie mogę mówić o tych sprawach, niech mnie pan zrozumie – słyszę.
Z Nikosiem jako agentem miał się także spotykać gen. Rapacki. Ten jednak zaprzecza, że widywał się z nim jako współpracownikiem służb, wspomina tylko o kilku wizytach w areszcie, w którym Skotarczak siedział. Nie pamięta, czy było to w Sochaczewie, czy w Skarżysku. Z uzyskanych informacji wynika, że Nikodem Skotarczak współpracował z policją, m.in. wskazał jednego ze sprawców morderstwa w Szczecinie.
– Gdyby doszło do takiej rozmowy w Marinie, to służby lub policja by o tym wiedziały – twierdzi rozmówca z trójmiejskiej policji.
– Zachar doniósłby, gdyby rozmawiano o zabójstwie policjanta, tak jak donosił o innych sprawach. Nikoś także by powiedział, zwłaszcza że miał na karku wyrok od „Pruszkowa”.
Drugi policjant dodaje: – Nikoś sprzedawał swoich kolegów. Wystawił Pepsiego (zwanego też Pepsi-Cola), swojego byłego wspólnika, z przemytem szamponu Zielone Jabłuszko. Jak pruszkowscy przyjeżdżali do Trójmiasta, to go gonili od stołu, bo uważali za konfidenta. Jak Nikoś wiedział, że „Pruszków” jest w Trójmieście, to pomagał ich tropić. Była taka słynna akcja w Sopocie, zatrzymanie pruszkowskich, gdzie znaleźliśmy broń. To Nikoś nam pomagał. I miałby się spotkać z nimi i rozmawiać o zabójstwie komendanta policji? A już na pewno doniósłby taki rasowy agent jak Hedberg. W pracy operacyjnej jest kontrola źródła. Zakłada się podsłuch, prowadzi operacje. Na pewno by coś wyszło. Nie sądzę, że agent pozyskany dla służb nie powiedziałby o planowanym zabójstwie policjanta. – Chyba że to ktoś ze służb, jego dawni mocodawcy stali za tym zleceniem – wtrącam. – Tak, wtedy może by milczeli. Ale wszyscy agenci by się zmówili? Oni prowadziliby wszystkich? Poza tym my zajmowaliśmy się sprawą Nikosia, on był inwigilowany. Miał obserwację, były werbowane pod nim źródła. Nikt z nas nie wyłapał informacji o jakimś spotkaniu w Marinie z Mazurem, Hedbergiem, Haronem. Coś byśmy wiedzieli.
Wystawiono go na śmierć
W sierpniu 2009 r. spotykam się w Sopocie z prawnikiem, którego znajomy towarzyszył przy sekcji zwłok Skotarczaka. Znał też obrażenia Wojciecha K.
– Kury nawet nie chciano zabić, strzał oddano tak, jakby miał go otrzymać, ale aby nic mu się nie stało – opowiada. – Po co ta maskarada? Wszystko świadczy o tym, że Nikodema wystawiono na śmierć. Nikoś świętował imieniny Kury poprzedniego dnia w restauracji Marco Polo.
Byli z żonami. Pozostawili je i rano przyjechali do Las Vegas. W klubie było kilka prostytutek, Cwejk, sprzątaczka i barman. Do Vegas przyjechali ochroniarze Nikosia, ale zniknęli tuż przed egzekucją. Lokal opuścił także barman.
– Zachar twierdził, że Nikosia zabito w zemście za porwanie syna Caringtona.
– Najbardziej wiarygodna wydaje się wersja Krakowiaka, który miałby zlecić zabójstwo. Nikoś w latach 90. wszedł mocno w narkotyki. Chciano się go pozbyć ze „Śląska”. Ale ostatnio on miał tak wielu wrogów, że wyrok mógł wydać ktoś nawet nietypowany. Niech pan pamięta, on był konfidentem, wysoko ulokowanym. To mogło go zgubić, a nie narkotyki. Ktoś mógł chcieć się pozbyć niewygodnego świadka, jakim był Nikoś. Wspomina się o jednym ze znanych gdyńskich biznesmenów, który, co daje do myślenia, zawsze nienaturalnie interesował się tym zabójstwem. Jakby czegoś się obawiał.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.