David Bowie znów owinął sobie muzyczny świat wokół palca. Zaczął od utrzymania realizacji nowej płyty w absolutnej tajemnicy. Kompletnie zmylił tropy swoim milczeniem i zaskoczył singlem, który ostatecznie ogłosił światu w swoje 66. urodziny. Moim zdaniem album niewiele ma wspólnego z singlowym „Where are we now?”, o którym mówiło się, że jest zachowawczy.
Towarzysząca temu wydawnictwu kampania promocyjna spokojnie mogłaby być przedmiotem pracy naukowej na temat właściwego doboru środków i użycia współczesnych mediów. Od okładki płyty, przez tekstowe ogłoszenia w prasie, plakatowe kampanie typu „guerilla”, aż po retrospektywne wystawy, m.in. w londyńskim Victoria and Albert Museum.
Sam album jest swoistym podsumowaniem twórczości Bowiego, nawiązującym do wielu muzycznych wątków jego kariery, w tym do okresu berlińskiego. Zaczynając krążek od słów „Jeszcze nie całkiem umarłem”, wokalista symbolicznie zamyka swoją dotychczasową karierę, ale też resetuje ją, otwiera zupełnie nowy rozdział. Płyta składa się w wersji podstawowej aż z 14 utworów (za to dość krótkich), stylistycznie bardzo różnych. Pod niezbyt obrazowymi tytułami kryje się ogromne bogactwo brzmień – od czasów Ziggy’ego Stardusta po funk i dance lat 80. Nie ma chwili na oddech. Kluczem jest tu zaskoczenie i brak kontynuacji tego samego wątku.
Co ciekawe, na płycie gra dwóch muzyków – Earl Slick i Tony Levin, którzy współtworzyli powrót po podobnej przerwie innej ikony rocka Johna Lennona (płyta „Double Fantasy”). Lennon zresztą współpracował z Bowiem przy „Young Americans” i był współautorem „Fame”, jego pierwszego amerykańskiego przeboju.
Najwspanialsze momenty albumu David Bowie przewrotnie zachował na jego koniec – jest nim wspaniały „How Does the Grass Grow”, z nawiązaniami do Roberta Frippa i klasycznego utworu „Apache” The Shadows. Piosenka „I’ll Take You There” pokazuje prawdziwe mistrzostwo artysty i zamyka wersję specjalną albumu. Można ją jednocześnie uznać za zapowiedź ciągu dalszego – z pewnością równie fascynującego jak ta płyta. Jak twierdzi producent, materiał na „The Next Day” wybrano z 29 zarejestrowanych nagrań. Chciałbym poznać te odrzucone.
Piotr Metz David Bowie, „The Next Day”, Sony
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.