Hipokryzja i podwójna moralność to zasady działania polskich elit
Może i ukradłem rower, ale jak pięknie udekorowałem salę w domu kultury - tak w starym radzieckim dowcipie bronił się Wania wezwany przed sowchozowy kolektyw. Na podobnej zasadzie Lwa Rywina broni w liście otwartym 145 osób ze środowiska filmowego. Rywina nie można pochopnie oskarżać, bo ma on zasługi dla polskiej kultury - napisali. Co mają do rzeczy zasługi dla kultury, gdy Rywin próbował wymusić gigantyczną łapówkę? Zasługi dla kultury nie anulują karnej odpowiedzialności za usiłowanie korupcji, nie są także okolicznością łagodzącą. Powoływanie się na to jest zwykłą hipokryzją. Lew Rywin i usprawiedliwiające go osoby nie są w Polsce wyjątkiem. Moralny relatywizm jest standardem zachowania tzw. elit. Kierują się one filozofią Raskolnikowa, bohatera "Zbrodni i kary" Dostojewskiego: uważają, że skoro są elitą, nie obowiązują ich normy, których musi przestrzegać reszta społeczeństwa.
Jan Jakub Kolski, jeden z sygnatariuszy listu w obronie Lwa Rywina, kilkanaście miesięcy wcześniej wraz z ośmioma innymi reżyserami domagał się zdjęcia z anteny reality show "Amazonki" (TV 4). W liście protestacyjnym pisano o moralności i zasadach. Czy w sprawie Rywina te zasady przestały obowiązywać? Janusz Morgenstern, inny obrońca Lwa Rywina, protestował przeciwko publikacjom "Życia Warszawy" na temat działalności Waldemara Dąbrowskiego, wówczas dyrektora Teatru Wielkiego, a obecnie ministra kultury. Sygnatariusze listu pisali o zasadach, przyzwoitości i obiektywizmie. Teraz o tych zasadach zapomnieli. Kilka lat temu Robert Gliński, kolejny sygnatariusz listu w obronie Rywina, bronił nadającego bez zezwolenia, czyli wbrew prawu, Radia Mozart. Obecnie podpisuje się pod listem, w którym nawołuje się do respektowania prawa, w szczególności prawa do obrony.
Hipokryzja Kwaśniewskiego
Prezydent Aleksander Kwaśniewski apeluje o rozgraniczenie sfery biznesu i polityki, chociaż sam ma ogromne (o ile nie największe) zasługi w zbliżeniu tych sfer. W połowie grudnia, gdy od kilku miesięcy afera Rywina była powszechnie znana, prezydent wyprawił imieniny, na których bawiła się elita biznesowo-polityczna kraju, a także sam Lew Rywin. To Kwaśniewski pojawia się często w należącym do Zbigniewa Niemczyckiego pensjonacie Bryza, gdzie wakacje spędzają też czołowi polscy biznesmeni. To on bywa na turniejach tenisowych w Sopocie, organizowanych przez Ryszarda Krauzego, szefa Prokomu. To Kwaśniewski grywa w tenisa z czołówką polskiego biznesu. Gdy prezydent apeluje o przestrzeganie zasad, zapomina, że on sam te zasady łamał: fotografował się przecież w Stanach Zjednoczonych z Andrzejem Gołotą, kiedy boksera ścigał w Polsce prokurator. Napominanie przez Kwaśniewskiego polityków, by unikali kontaktów z biznesmenami i przestrzegali jasnych reguł, jest stosowaniem podwójnej etyki.
- W Polsce nadal wszystko jest do negocjacji i do załatwienia, jeśli tylko ma się odpowiedni kapitał - społeczny, i nie tylko społeczny. Nadal zamiast reguł są same wyjątki dla swoich, dla zasłużonych. Nadal funkcjonują te same mechanizmy kooptacji do elit - mówi prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog i filozof z uniwersytetu w Bremie. - Wybitny polski socjolog Adam Podgórecki, uważał, że polskie społeczeństwo w szczególnym stopniu rozwinęło takie cechy, jak hipokryzja społeczna, spektakularna pryncypialność oraz zjawisko brudnej wspólnoty, która rządzi się zasadą perwersyjnej lojalności, a nie ogólnymi zasadami i regułami. Po 14 latach od upadku komunizmu diagnoza Podgóreckiego nic nie straciła na trafności, a może nawet zyskała. - Sytuacja w Polsce przypomina to, co się działo i dzieje nadal w południowych Włoszech, a co amerykańscy socjologowie nazwali amoralnym familizmem. W interesie swojej grupy użyjemy wszystkich środków, byle tylko osiągnąć cel, choćby najbardziej haniebny. Bo przecież wszyscy tak postępują, a kto tych zasad nie podziela, jest naiwniakiem, frajerem, a w najlepszym razie idealistą - dodaje prof. Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog.
Poręczyciele z ograniczoną odpowiedzialnością
Prawie w każdej wątpliwej moralnie i prawnie sprawie bez trudu można znaleźć grupę tzw. autorytetów, stających w obronie osób łamiących prawo bądź zasady etyki. Tak było w wypadku obrońców arcybiskupa Juliusza Paetza czy byłego szefa SDP Andrzeja S. (obaj byli podejrzewani o molestowanie seksualne). "Oskarżony został człowiek cieszący się powszechnym szacunkiem, o niepodważalnych zasługach dla poznańskiej nauki i kultury" - pisali obrońcy abp. Paetza, m.in. prof. Stefan Jurga, Stefan Stuligrosz i Magdalena Abakanowicz.
Samozwańcze autorytety pisały listy w obronie toruńskiego sędziego Zbigniewa Wielkanowskiego, podejrzewanego o bliskie kontakty z bossami lokalnych grup przestępczych. Znaleźli się obrońcy Jerzego Hopa, byłego prokuratora apelacyjnego w Katowicach, któremu zarzucono wyłudzenie 135 tys. zł i przekroczenie uprawnień. W jego obronie wystąpił nawet górnośląski metropolita abp Damian Zimoń. Gdański metropolita abp Tadeusz Gocłowski poręczał niedawno za dwóch księży kierujących wydawnictwem Stella Maris, którym prokuratura zarzuca malwersacje sięgające 35 mln zł.
Zasady podwójnej moralności stosują też posłowie, którzy z sejmowej mównicy piętnują zło i układy, by za chwilę ręczyć za podejrzewanych i oskarżanych o przestępczą działalność. W III RP posłowie i senatorowie ponad 50 razy składali poręczenia za osoby popełniające ewidentne przestępstwa. Tylko w ostatnim roku było kilkanaście takich wypadków. Posłowie Aleksander Grad (Platforma Obywatelska) i Marian Curyło (Samoobrona) złożyli poręczenia za podejrzanych o kierowanie paliwową mafią. Poseł SLD Grzegorz Tuderek stanął w obronie swojego partyjnego kolegi Edwarda Brzostowskiego, burmistrza Dębicy, podejrzewanego o pranie brudnych pieniędzy. Poseł Krzysztof Rutkowski (koło Partii Ludowo-Demokratycznej) i senator Teresa Liszcz (Blok Senat 2001) poręczyli za Krzysztofa M., wiceszefa lubelskiego Centralnego Biura Śledczego, podejrzewanego o łapownictwo. Poseł SLD Stanisław Kopeć wielokrotnie interweniował w sprawie aresztowania Zenona F., biznesmena podejrzanego o wyłudzanie kredytów i podrabianie dokumentów oraz paserstwo. Posłanka SLD i wiceminister skarbu państwa Małgorzata Ostrowska poręczyła za Stanisława D., aresztowanego pod zarzutem wyłudzenia 700 tys. zł. Dopiero naciskana przez lokalnych działaczy SLD wycofała poręczenie. Politycy stający w obronie kolegów kierują się zasadą: nasz człowiek nie może być winny. Fakty się nie liczą.
- Z kompromitującymi posłów poręczeniami można skończyć, wprowadzając odpowiedni zapis w regulaminie Sejmu. Będę o to wkrótce wnioskował, bo taka działalność posłów i senatorów rodzi podejrzenia, że mają oni powiązania ze światem przestępczym - mówi Jarosław Kaczyński (PiS), przewodniczący sejmowej Komisji Etyki.
Ile płacimy za hipokryzję elit?
Hipokryzja elit upewnia zwykłych obywateli, że oni sami nie robią nic złego, jeśli postępują niezgodne z prawem czy łamią zasady etyki. Wedle zasady: skoro tamci kradną na potęgę, to moje małe złodziejstwo jest drobnostką. Ludzie otrzymują sygnał, że moralny relatywizm jest czymś normalnym. Gdy Witold Modzelewski był wiceministrem finansów, wygłaszał tyrady o powinnościach podatników. Tuż po opuszczeniu urzędu zaczął doradzać, jak płacić możliwie najniższe podatki. Postępował zgodnie z prawem, ale konflikt interesów i zasad etycznych był oczywisty.
Podwójna moralność i hipokryzja podwyższają koszty funkcjonowania wolnego rynku, osłabiają zasady kapitalizmu. - Wielu ludzi toleruje powszechną hipokryzję i podwójną moralność elit, bo sami nie są bez winy. W jakimś stopniu jest to garb odziedziczony po komunizmie, kiedy taka postawa umożliwiała w miarę sprawne funkcjonowanie - mówi prof. Jerzy Gałkowski, kierownik katedry etyki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. - Powszechna w Polsce hipokryzja jest jak nowotwór: rakowata narośl zatruwa w końcu cały organizm. Polskie elity są zakłamane, prezentują plemienną mentalność. Nie sposób postępować moralnie, kiedy interesy własnej grupy są ważniejsze od dobra publicznego - mówi dominikanin, ojciec Maciej Zięba.
Jak walczyć z podwójną moralnością?
W dojrzałych demokracjach, przede wszystkim anglosaskich, politycy o podwójnej moralności narażają się na publiczne napiętnowanie i nie mogą liczyć na ponowny wybór. Dan Rostenkowski przez ponad 20 lat był wpływowym demokratycznym kongresmanem, przewodniczącym komisji Izby Reprezentantów ds. podatków oraz etyki. W tej drugiej komisji nakładał kary na kongresmanów łamiących zasady etyki. Tymczasem w 1994 r. okazało się, że sam nie tylko postępował nieetycznie, ale i popełniał przestępstwa. Wpłacał na własne konto pieniądze na utrzymanie biura oraz zarabiał na zamawianiu większej niż potrzebował liczby znaczków pocztowych. W Polsce to drugie wykroczenie uznano by za drobiazg niewart zainteresowania.
W Wielkiej Brytanii nikomu w parlamencie nie przyszło do głowy, by poręczać za Jeffreya Archera, polityka Partii Konserwatywnej (kandydata torysów na burmistrza Londynu), autora poczytnych thrillerów ("Co do grosza", "Pierwszy między równymi"). Archer, często wypowiadający się o moralności polityków, dopuścił się krzywoprzysięstwa, za co trafił na cztery lata do więzienia. Peter Mandelson, brytyjski sekretarz handlu i przemysłu, równie często apelował o uczciwość w polityce. Okazało się jednak, że na preferencyjnych zasadach pożyczył 630 tys. dolarów (dziesięć razy więcej, niż wynosi jego roczna pensja), by kupić luksusowy dom w drogiej dzielnicy Londynu - Notting Hill. Jürgen Möllemann, były minister gospodarki Niemiec, wiceprzewodniczący liberalnej FDP, piewca zasad wolnego rynku i etyki kupieckiej, został zdymisjonowany, bo w listach do firm handlowych zachwalał wynalazek swojego szwagra - żeton zastępujący monetę w wózkach do supermarketów. Jeśli sprawa Rywina będzie się toczyć nie wedle reguł prawa, lecz podwójnej moralności, nie tylko nie poniesie on odpowiedzialności za korupcyjną propozycję, ale powinien także zostać przeproszony przez Leszka Millera i Adama Michnika, a budżet państwa powinien wypłacić mu odszkodowanie za straty moralne i materialne, jakie poniósł podczas dochodzenia.
TADEUSZ PIERONEK rektor Papieskiej Akademii Teologicznej Prawo kanoniczne nie zabrania duchownym poręczania za osoby, przeciwko którym toczą się postępowania prokuratorskie. Kiedyś taki zakaz istniał, ale zniesiono go w 1983 r. Dlatego dziś księża składają poręczenia, ale robią to tylko i wyłącznie na własną odpowiedzialność. Uważam takie rozwiązanie za słuszne, bo jestem przeciwnikiem formalizowania wszystkich dziedzin życia. Duchowni powinni jednak zachować ostrożność, by nie narażać na szwank autorytetu Kościoła. W realiach dzisiejszej Polski trudno przecież znaleźć ludzi, którym można całkowicie zaufać. Dlatego sam nigdy za nikogo nie poręczałem. |
Prokurator Rywin |
---|
Lew Rywin jest traktowany przez prokuraturę o wiele łagodniej niż każdy, kto byłby podejrzany o podobne przestępstwo. Prokurator dzwoni do niego i zaprasza go na przesłuchanie w dogodnym dla niego terminie. Prokuratura nie robi w mieszkaniu podejrzanego przeszukania, bo ten sam przywozi dowody przeciwko sobie. Wcześniej sam stwierdza, jakie to powinny być dowody. Nadzorujący postępowanie Zygmunt Kapusta, szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, dowodzi, że śledztwo przebiega prawidłowo, powołując się na opinię samego Lwa Rywina. Ten stwierdził: "Nie mam żadnych zastrzeżeń do prowadzonego postępowania". Czy w polskim prawie standardem będzie od tej pory recenzowanie prac prokuratury przez podejrzanych? Podobnie jak zbieranie i dostarczanie przez nich dowodów? |
Poręczyciele |
---|
Marian Curyło poseł Samoobrony (poręczył za podejrzanych o udział w gangu paliwowym) - Poręczałem, poręczam i będę poręczał. Wola lokalnej społeczności jest taka, by podejrzani odpowiadali przed sądem, ale pozostawali na wolności. Bo to jedyni pracodawcy w okolicy. Krzysztof Rutkowski poseł Partii Ludowo-Demokratycznej (poręczył za policjanta podejrzanego o łapownictwo) - Nie mam powodów do wstydu. Moje poręczenie było zasadne. Chodzi o dobrego policjanta i porządnego człowieka. Każdy, kto go zna, poręczyłby za niego. Aleksander Grad poseł Platformy Obywatelskiej (poręczył za podejrzanych o udział w gangu paliwowym) - Składając poręczenie, nie wnikałem w kwestię winy podejrzanych. Od tego jest sąd. Otrzymałem kilkaset listów od różnych instytucji, organizacji, osób prywatnych, które prosiły o pomoc dla aresztowanych osób. Kierują one firmami zatrudniającymi 1200 pracowników. Grzegorz Tuderek poseł SLD (poręczył za burmistrza Dębicy Edwarda Brzostowskiego podejrzewanego o pranie brudnych pieniędzy) - To starszy człowiek. Zrobiłem to więc ze względów humanitarnych. Poza tym znam Brzostowskiego na tyle, że nie sądzę, by mógł się dopuścić czynów niegodnych. Stefan Niesiołowski były poseł ZChN i AWS (poręczył za kibica Widzewa Łódź, podejrzewanego o demolowanie stadionu) - Żałuję tego poręczenia. Oszukano mnie. Przyszedł do mnie adwokat, do którego miałem zaufanie, i powiedział mi, że ten kibic to spokojny chłopak. Potem go złapali, jak wybrał się z siekierą na stadion. |
Więcej możesz przeczytać w 7/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.