W tym roku Oscary przyznane zostaną filmom klasycznym, nie przenoszącym widza w świat wirtualny. Kto w kolejce po statuetki?
Oscarami nagradza się filmy, które chcą oglądać przeciętni widzowie, a nie tylko krytycy
Martin Scorsese, Claude Lelouch i Spike Lee pytani, jakie będzie kino pierwszej dekady XXI wieku, zapowiedzieli powrót sprawdzonych, klasycznych gatunków. Tylko George Lucas i Luc Besson twierdzili, że ekrany zdominuje świat wirtualny. Pytanie zadali w ubiegłym roku pracownicy lyońskiego Muzeum Kinematografii. Od tego czasu Lucas i Besson zmienili zdanie. Francuz zamierza zrealizować kryminał w dobrym, starym stylu, a zapatrzony w komputerowe efekty Lucas chce "uwiarygodnić ostatnią część gwiezdnej trylogii sporą dawką tradycyjnych rozwiązań".
Amerykańską Akademię Filmową także znudziło szokowanie oryginalnością formy. Nad widowiska epatujące efektami specjalnymi przedkładają tradycyjną narrację i uniwersalne historie. Nie ma w tym nic zaskakującego. W czasach wzrostu zagrożenia czy podczas historycznych przełomów Hollywood zawsze odwoływało się do klasyki i tradycji, sięgało po podstawowe wartości moralne. Wystarczy przypomnieć wielki triumf "Przeminęło z wiatrem" w roku 1940 czy podobny sukces "Casablanki" cztery lata poźniej. Podczas największego natężenia walk w Korei, w 1951 r., triumfował "Amerykanin w Paryżu". W roku kryzysu kubańskiego (1963), gdy świat stanął na krawędzi wojny atomowej, a Kennedy zginął od kuli zamachowca, najważniejsze Oscary zgarnął kostiumowy "Tom Jones". Podczas wojny w Wietnamie w kinach rekordy powodzenia biły musicale "My Fair Lady", "Dźwięki muzyki" i "Oliver!".
Klasyka przede wszystkim
Odwrót od kina efektów specjalnych było już widać podczas ubiegłorocznych Oscarów, kiedy to akademicy ostentacyjnie pominęli "Władcę pierścieni" (najdroższą produkcję w historii kina), nagradzając kameralny "Piękny umysł". Podobny los spotkał "Harry'ego Pottera". Złote Globy pokazują, że nie inaczej będzie w tym roku: bukmacherzy obstawiający do niedawna "Władcę pierścieni" nie zaliczają już tego filmu do grona faworytów. Listę pewniaków otwierają obecnie klasyczny kobiecy dramat Stephena Daldry'ego "Godziny" oraz osadzony w tradycji kulturowej międzywojnia musical "Chicago" Roba Marshalla. Wśród faworytów wymienia się też klasyczny dramat gangsterski Martina Scorsese "Gangi Nowego Jorku". Scorsese jest w tym roku najpoważniejszym kandydatem do Oscara za reżyserię. Kandydatem do co najmniej trzech statuetek jest też "Pianista" Romana Polańskiego.
"Być może Polański narodził się tylko po to, by zrobić ten film" - napisał o "Pianiście" krytyk "Chicago Sun Times". To, co polscy krytycy mieli za złe Polańskiemu, amerykańscy uznali za atut! Skrytykowany u nas za akademicką poprawność, odcięcie się od jakiejkolwiek przewrotności w stylu "Chinatown", w Ameryce Polański jest wychwalany "za świadomy konwencjonalizm i wierność tradycyjnemu kinu". Znany z ostrych recenzji Mark Keizer napisał: "Adrien Brody nie gra Władysława Szpilmana. On nim po prostu jest. Twórcy filmu udała się rzecz niebywała: wyszedł poza banalność zła, nakręcił opowieść o zagładzie nadziei". Brody to główny kandydat do Oscara za rolę męską.
Nowojorska epopeja
O Oscara dla najlepszego filmu i za reżyserię będą konkurować "Gangi Nowego Jorku" Martina Scorsese oraz "Spokojny Amerykanin" Phillipa Noyce'a. Film Scorsese jest zamierzoną polemiką z "Ojcem chrzestnym" Francisa Forda Coppoli. Opowiada o narodzinach zorganizowanej przestępczości w XIX-wiecznej Ameryce. Pokazując walkę irlandzkiego i włoskiego gangu, Scorsese tworzy prawdziwy epos o narodzinach zła oraz cynizmie i bezwzględności władzy. "Gangi Nowego Jorku" to jednocześnie kolejne wyznanie obsesyjnej wręcz miłości reżysera do jego rodzinnego miasta. Wcześniej Scorsese pokazał niezwykły klimat Nowego Jorku. Jedyne, co w nowym filmie mu się nie udało, to zrobić z Leonarda DiCaprio Roberta De Niro. Albo nie ta technika, albo nie te warunki. Wielką rolę stworzył natomiast Daniel Day-Lewis ("W imię ojca") grający Billa Rzeźnika. I to on jest jednym z faworytów do Oscara za główną rolę męską - obok Brody'ego i Jacka Nicholsona, nagrodzonego Złotym Globem za rolę w filmie Alexandra Payne'a "About Schmidt". Nicholson ma już jednak na koncie trzy Oscary. Tylko jednego ma natomiast Michael Caine - cyniczny angielski dziennikarz w nakręconym na podstawie powieści Grahama Greena "Spokojnym Amerykaninie". Film opowiada o sytuacji w Wietnamie w latach 50.
Zeszpecona Nicole Kidman
Członkowie akademii nigdy nie byli zwolennikami feminizmu, ale cenią dobre kino kobiece. Wśród faworytów są więc "Godziny" Stephena Daldry'ego odwołujące się do modernistycznej powieści Virginii Woolf "Mrs. Dalloway". Daldry nazywa ten film "przewrotnym dialogiem z tradycją". Przewrotnie zagrała też Nicole Kidman, która jako Virginia Woolf została tak zeszpecona, iż pozostało jej już tylko popisać się świetnym aktorstwem.
Bezsensowne byłoby zeszpecenie bohaterek musicalowej opowieści Roba Marshalla "Chicago", dlatego rewiowe tancerki grane przez Renee Zellweger i Catherine Zetę-Jones nie szczędzą widzom swoich wdzięków. "Chicago" - filmowa wersja musicalu Boba Fosse'a - sławi Nowy Jork lat 20., będąc jednocześnie dramatem kryminalnym. Główna bohaterka (rewelacyjna Renee Zellweger!) to kopciuszek wyciągnięty z więzienia, który robi karierę w rewii. Tylko pozornie film ten dotyczy odległej przeszłości. Jak kiedyś "Kabaret" Boba Fosse'a, tak "Chicago" Marshalla pełne jest odniesień do aktualnych wydarzeń. "Pracując nad filmem, miałem w pamięci skandaliczny proces O.J. Simpsona" - mówi reżyser. Hollywood nigdy zresztą nie oderwało się od realnego życia. Oscarami nagradzano filmy, które chcą oglądać przeciętni widzowie, nie tylko krytycy.
Purytańska w gruncie rzeczy Ameryka zawsze ceniła patriotyzm, przywiązanie do religii, instytucji rodziny. Nieprzypadkowo statuetka Oscara uosabia krzyżowca - idealnego rycerza walczącego w obronie tradycyjnych cnót.
Martin Scorsese, Claude Lelouch i Spike Lee pytani, jakie będzie kino pierwszej dekady XXI wieku, zapowiedzieli powrót sprawdzonych, klasycznych gatunków. Tylko George Lucas i Luc Besson twierdzili, że ekrany zdominuje świat wirtualny. Pytanie zadali w ubiegłym roku pracownicy lyońskiego Muzeum Kinematografii. Od tego czasu Lucas i Besson zmienili zdanie. Francuz zamierza zrealizować kryminał w dobrym, starym stylu, a zapatrzony w komputerowe efekty Lucas chce "uwiarygodnić ostatnią część gwiezdnej trylogii sporą dawką tradycyjnych rozwiązań".
Amerykańską Akademię Filmową także znudziło szokowanie oryginalnością formy. Nad widowiska epatujące efektami specjalnymi przedkładają tradycyjną narrację i uniwersalne historie. Nie ma w tym nic zaskakującego. W czasach wzrostu zagrożenia czy podczas historycznych przełomów Hollywood zawsze odwoływało się do klasyki i tradycji, sięgało po podstawowe wartości moralne. Wystarczy przypomnieć wielki triumf "Przeminęło z wiatrem" w roku 1940 czy podobny sukces "Casablanki" cztery lata poźniej. Podczas największego natężenia walk w Korei, w 1951 r., triumfował "Amerykanin w Paryżu". W roku kryzysu kubańskiego (1963), gdy świat stanął na krawędzi wojny atomowej, a Kennedy zginął od kuli zamachowca, najważniejsze Oscary zgarnął kostiumowy "Tom Jones". Podczas wojny w Wietnamie w kinach rekordy powodzenia biły musicale "My Fair Lady", "Dźwięki muzyki" i "Oliver!".
Klasyka przede wszystkim
Odwrót od kina efektów specjalnych było już widać podczas ubiegłorocznych Oscarów, kiedy to akademicy ostentacyjnie pominęli "Władcę pierścieni" (najdroższą produkcję w historii kina), nagradzając kameralny "Piękny umysł". Podobny los spotkał "Harry'ego Pottera". Złote Globy pokazują, że nie inaczej będzie w tym roku: bukmacherzy obstawiający do niedawna "Władcę pierścieni" nie zaliczają już tego filmu do grona faworytów. Listę pewniaków otwierają obecnie klasyczny kobiecy dramat Stephena Daldry'ego "Godziny" oraz osadzony w tradycji kulturowej międzywojnia musical "Chicago" Roba Marshalla. Wśród faworytów wymienia się też klasyczny dramat gangsterski Martina Scorsese "Gangi Nowego Jorku". Scorsese jest w tym roku najpoważniejszym kandydatem do Oscara za reżyserię. Kandydatem do co najmniej trzech statuetek jest też "Pianista" Romana Polańskiego.
"Być może Polański narodził się tylko po to, by zrobić ten film" - napisał o "Pianiście" krytyk "Chicago Sun Times". To, co polscy krytycy mieli za złe Polańskiemu, amerykańscy uznali za atut! Skrytykowany u nas za akademicką poprawność, odcięcie się od jakiejkolwiek przewrotności w stylu "Chinatown", w Ameryce Polański jest wychwalany "za świadomy konwencjonalizm i wierność tradycyjnemu kinu". Znany z ostrych recenzji Mark Keizer napisał: "Adrien Brody nie gra Władysława Szpilmana. On nim po prostu jest. Twórcy filmu udała się rzecz niebywała: wyszedł poza banalność zła, nakręcił opowieść o zagładzie nadziei". Brody to główny kandydat do Oscara za rolę męską.
Nowojorska epopeja
O Oscara dla najlepszego filmu i za reżyserię będą konkurować "Gangi Nowego Jorku" Martina Scorsese oraz "Spokojny Amerykanin" Phillipa Noyce'a. Film Scorsese jest zamierzoną polemiką z "Ojcem chrzestnym" Francisa Forda Coppoli. Opowiada o narodzinach zorganizowanej przestępczości w XIX-wiecznej Ameryce. Pokazując walkę irlandzkiego i włoskiego gangu, Scorsese tworzy prawdziwy epos o narodzinach zła oraz cynizmie i bezwzględności władzy. "Gangi Nowego Jorku" to jednocześnie kolejne wyznanie obsesyjnej wręcz miłości reżysera do jego rodzinnego miasta. Wcześniej Scorsese pokazał niezwykły klimat Nowego Jorku. Jedyne, co w nowym filmie mu się nie udało, to zrobić z Leonarda DiCaprio Roberta De Niro. Albo nie ta technika, albo nie te warunki. Wielką rolę stworzył natomiast Daniel Day-Lewis ("W imię ojca") grający Billa Rzeźnika. I to on jest jednym z faworytów do Oscara za główną rolę męską - obok Brody'ego i Jacka Nicholsona, nagrodzonego Złotym Globem za rolę w filmie Alexandra Payne'a "About Schmidt". Nicholson ma już jednak na koncie trzy Oscary. Tylko jednego ma natomiast Michael Caine - cyniczny angielski dziennikarz w nakręconym na podstawie powieści Grahama Greena "Spokojnym Amerykaninie". Film opowiada o sytuacji w Wietnamie w latach 50.
Zeszpecona Nicole Kidman
Członkowie akademii nigdy nie byli zwolennikami feminizmu, ale cenią dobre kino kobiece. Wśród faworytów są więc "Godziny" Stephena Daldry'ego odwołujące się do modernistycznej powieści Virginii Woolf "Mrs. Dalloway". Daldry nazywa ten film "przewrotnym dialogiem z tradycją". Przewrotnie zagrała też Nicole Kidman, która jako Virginia Woolf została tak zeszpecona, iż pozostało jej już tylko popisać się świetnym aktorstwem.
Bezsensowne byłoby zeszpecenie bohaterek musicalowej opowieści Roba Marshalla "Chicago", dlatego rewiowe tancerki grane przez Renee Zellweger i Catherine Zetę-Jones nie szczędzą widzom swoich wdzięków. "Chicago" - filmowa wersja musicalu Boba Fosse'a - sławi Nowy Jork lat 20., będąc jednocześnie dramatem kryminalnym. Główna bohaterka (rewelacyjna Renee Zellweger!) to kopciuszek wyciągnięty z więzienia, który robi karierę w rewii. Tylko pozornie film ten dotyczy odległej przeszłości. Jak kiedyś "Kabaret" Boba Fosse'a, tak "Chicago" Marshalla pełne jest odniesień do aktualnych wydarzeń. "Pracując nad filmem, miałem w pamięci skandaliczny proces O.J. Simpsona" - mówi reżyser. Hollywood nigdy zresztą nie oderwało się od realnego życia. Oscarami nagradzano filmy, które chcą oglądać przeciętni widzowie, nie tylko krytycy.
Purytańska w gruncie rzeczy Ameryka zawsze ceniła patriotyzm, przywiązanie do religii, instytucji rodziny. Nieprzypadkowo statuetka Oscara uosabia krzyżowca - idealnego rycerza walczącego w obronie tradycyjnych cnót.
Więcej możesz przeczytać w 7/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.