Tym, którzy obejrzeli "Gwiazdora", lider Ich Troje przestał się jawić jako dziwoląg o czerwonych włosach i z piercingiem na twarzy
Nie wyobrażam sobie życia bez mężczyzny - brzmi credo posłanek SLD sportretowanych przez Konrada Szołajskiego w dokumencie "Zawód posłanka". Reżyser wziął "na warsztat" Sylwię Pusz (lat 29), Aleksandrę Gramałę (lat 31) i Elżbietę Janowską (lat 49). Młodą mężatkę, pannę i zamężną po przejściach. Wszystkie trzy zasiadają w ławach sejmowych, jeżdżą tą samą taksówką i wszystkie jak jeden mąż chętnie wypowiadają się do kamery. Młoda mężatka na oczach telewidzów przeprowadza instruktaż obchodzenia się z własnym mężem. Podaj materiały, zrób herbatę, zreferuj, co w teatrach. Każdy, kto co nieco w życiu widział, wie, że w instruktażu najlepiej wypada instruowany. Panna, o której przy okazji dowiadujemy się, że nosi treskę, deklaruje, że wśród kandydatów na męża chętnie widziałaby lotnika i dyrektora firmy komputerowej. Natomiast szewc, żeby nawet szył najlepsze na świecie buty, nie wchodzi w rachubę. Ciekawe dlaczego?
Zamężna po przejściach twierdzi, że związek na odległość to jest to i potwierdza przypuszczenia młodej mężatki, że jak się nie ma dzieci, to łatwiej się rozwodzić. - Super!!! - usłyszy, gdy ujawni, że i to ma za sobą. Młoda mężatka wydaje się najaktywniejsza, przeprowadza sondę wśród kolegów posłów: a tamta ci się podoba? Nie? Dlaczego? Przecież ona ma tylko 26 lat. Instruuje pannę Gramałę, żeby uważała na akustykę w sejmowym hotelu - jak rozmawiasz przez telefon, to sąsiad słyszy. Czyni to niepotrzebnie, bowiem posłanka Gramała wydaje się nie mieć nic do ukrycia. Wróżka przepowiedziała jej polityczna karierę, a facet na życie musi być od niej inteligentniejszy, chociaż - jak pamiętamy - nie może być szewcem. Z kolei posłanka Janowska odgrywa przed kamerą scenkę rodzajową z rodziną w tle: jedzą kolację. Nie ukrywa także, że w czasie sejmowych obrad chce jej się spać.
Reżyser skorzystał z okazji i pokazał widzom, jak kobiety same sobie strzelają karnego. Potem się dziwią, że nikt nie traktuje ich poważnie. Zwłaszcza w polityce. Trudno bowiem podejrzewać Szołajskiego, że wyrzucił do kosza partię taśmy, na której posłanki opowiadają o bezrobociu, aborcji, sytuacji rodziny, o swoich politycznych pasjach i zamiarach. Udział w gminnym pokazie mody czy wizyta w ośrodku dla upośledzonych to za mało.
Bronisław Wildstein z "Rzeczpospolitej" chce wiedzieć, jak na dokument zareagują organizacje feministyczne, co z SLD? Mnie bardziej interesuje, co na to ludzie, którzy w parlamentarzystach nie chcą widzieć ludzi, którzy za ich pieniądze gadają byle co.
Gdy Szołajski wykonał robotę gorliwego rejestratora, jego kolega po fachu, Sławomir Latkowski, w swoim filmie "Gwiazdor" postanowił wykreować, pewnie na wzór swoich wyobrażeń wizerunek Michała Wiśniewskiego. Wystarczy tylko popatrzeć, a reżyser odkryje przed nami, kim naprawdę jest lider Ich Troje. Tyle że Wiśniewski kreacji już nie potrzebuje. Dlatego w tym wypadku karnego nie strzeliła sobie gwiazda filmu, ale jego reżyser, który zbyt nachalnie buduje emocjonalne klimaty wokół Wiśniewskiego. Latkowskiemu nie wystarcza, gdy ten nazywa rzeczy po imieniu i nie ma wątpliwości, jaką cenę przyszło mu zapłacić za dzieciństwo pod górkę. Nie, tego jest Latkowskiemu za mało, trzeba więc całą sprawę podkręcić i na jakimś obskurnym podwórku dopaść matkę idola, trzeba zachęcić ją, aby wyszła z bramy, aby przyznała, że grzebała kiedyś w śmietniku. Przypomina mi się casus Edyty Górniak i jej ojca ściągniętego przez dziennikarzy do jednego z warszawskich hoteli w czasie, gdy ta śpiewała koncert z Carrerasem. Gwiazda, ale i wyrodna córka. Ludzie tego nie kupili. Podobnie miało być i tym razem. Gwiazdor, ale i wyrodny syn? Dawno nie widziałam tak odstręczającej etycznie sceny jak ta, w której reżyser wbity w garniturek wyjmuje z portfela banknot i wręcza go matce Wiśniewskiego. Nie powinnam brać? - pyta ta i waha się. Nie, dlaczego? - zachęca twórca i oczami wyobraźni widzi, jaką wspaniałą scenę udało mu się nakręcić. Ludzie to kupią? Ludożerka będzie zadowolona? Pudło.
Tym, którzy obejrzeli "Gwiazdora", Wiśniewski przestał się jawić jako dziwoląg o czerwonych włosach i z piercingiem na twarzy. Zobaczyli młodego mężczyznę, który z nieprawdopodobną wręcz determinacją pragnie być kimś. Kogoś, kto ma paskudne wspomnienia, kto oczami chłopca patrzył na leżącego w trumnie ojca, kto siedział w kryminale i kto dziś prosi swoją ekipę: jak mi odpierdala, to powiedzcie. Kogoś, kto ma swoje kapcie, domowy sweterek i żonę, o której marzyłby niejeden facet w garniturze. Wiśniewskiego, który bez zmrużenia oka odpowiada na pytania, na które samemu nie chciałoby się odpowiedzieć. Pomylił się Latkowski, gdy sądził, że uda mu się idola zmanipulować albo zrzucić z piedestału. Nic z tego, bowiem Wiśniewski w lot łapał każdą reżyserską podpuchę i nie dał się ubrać w scenariuszowe o nim wyobrażenia. Pod koniec realizacji odmówił dalszego udziału w zdjęciach. Czy jednak pozostał niedosyt? No cóż, Wiśniewski powiedział to, co chciał, i ja to kupuję!!! Nawet jeśli zdaniem reżysera zostałam przez gwiazdora zmanipulowana i nawet jeśli głosowałam na zespół Wilki.
Zamężna po przejściach twierdzi, że związek na odległość to jest to i potwierdza przypuszczenia młodej mężatki, że jak się nie ma dzieci, to łatwiej się rozwodzić. - Super!!! - usłyszy, gdy ujawni, że i to ma za sobą. Młoda mężatka wydaje się najaktywniejsza, przeprowadza sondę wśród kolegów posłów: a tamta ci się podoba? Nie? Dlaczego? Przecież ona ma tylko 26 lat. Instruuje pannę Gramałę, żeby uważała na akustykę w sejmowym hotelu - jak rozmawiasz przez telefon, to sąsiad słyszy. Czyni to niepotrzebnie, bowiem posłanka Gramała wydaje się nie mieć nic do ukrycia. Wróżka przepowiedziała jej polityczna karierę, a facet na życie musi być od niej inteligentniejszy, chociaż - jak pamiętamy - nie może być szewcem. Z kolei posłanka Janowska odgrywa przed kamerą scenkę rodzajową z rodziną w tle: jedzą kolację. Nie ukrywa także, że w czasie sejmowych obrad chce jej się spać.
Reżyser skorzystał z okazji i pokazał widzom, jak kobiety same sobie strzelają karnego. Potem się dziwią, że nikt nie traktuje ich poważnie. Zwłaszcza w polityce. Trudno bowiem podejrzewać Szołajskiego, że wyrzucił do kosza partię taśmy, na której posłanki opowiadają o bezrobociu, aborcji, sytuacji rodziny, o swoich politycznych pasjach i zamiarach. Udział w gminnym pokazie mody czy wizyta w ośrodku dla upośledzonych to za mało.
Bronisław Wildstein z "Rzeczpospolitej" chce wiedzieć, jak na dokument zareagują organizacje feministyczne, co z SLD? Mnie bardziej interesuje, co na to ludzie, którzy w parlamentarzystach nie chcą widzieć ludzi, którzy za ich pieniądze gadają byle co.
Gdy Szołajski wykonał robotę gorliwego rejestratora, jego kolega po fachu, Sławomir Latkowski, w swoim filmie "Gwiazdor" postanowił wykreować, pewnie na wzór swoich wyobrażeń wizerunek Michała Wiśniewskiego. Wystarczy tylko popatrzeć, a reżyser odkryje przed nami, kim naprawdę jest lider Ich Troje. Tyle że Wiśniewski kreacji już nie potrzebuje. Dlatego w tym wypadku karnego nie strzeliła sobie gwiazda filmu, ale jego reżyser, który zbyt nachalnie buduje emocjonalne klimaty wokół Wiśniewskiego. Latkowskiemu nie wystarcza, gdy ten nazywa rzeczy po imieniu i nie ma wątpliwości, jaką cenę przyszło mu zapłacić za dzieciństwo pod górkę. Nie, tego jest Latkowskiemu za mało, trzeba więc całą sprawę podkręcić i na jakimś obskurnym podwórku dopaść matkę idola, trzeba zachęcić ją, aby wyszła z bramy, aby przyznała, że grzebała kiedyś w śmietniku. Przypomina mi się casus Edyty Górniak i jej ojca ściągniętego przez dziennikarzy do jednego z warszawskich hoteli w czasie, gdy ta śpiewała koncert z Carrerasem. Gwiazda, ale i wyrodna córka. Ludzie tego nie kupili. Podobnie miało być i tym razem. Gwiazdor, ale i wyrodny syn? Dawno nie widziałam tak odstręczającej etycznie sceny jak ta, w której reżyser wbity w garniturek wyjmuje z portfela banknot i wręcza go matce Wiśniewskiego. Nie powinnam brać? - pyta ta i waha się. Nie, dlaczego? - zachęca twórca i oczami wyobraźni widzi, jaką wspaniałą scenę udało mu się nakręcić. Ludzie to kupią? Ludożerka będzie zadowolona? Pudło.
Tym, którzy obejrzeli "Gwiazdora", Wiśniewski przestał się jawić jako dziwoląg o czerwonych włosach i z piercingiem na twarzy. Zobaczyli młodego mężczyznę, który z nieprawdopodobną wręcz determinacją pragnie być kimś. Kogoś, kto ma paskudne wspomnienia, kto oczami chłopca patrzył na leżącego w trumnie ojca, kto siedział w kryminale i kto dziś prosi swoją ekipę: jak mi odpierdala, to powiedzcie. Kogoś, kto ma swoje kapcie, domowy sweterek i żonę, o której marzyłby niejeden facet w garniturze. Wiśniewskiego, który bez zmrużenia oka odpowiada na pytania, na które samemu nie chciałoby się odpowiedzieć. Pomylił się Latkowski, gdy sądził, że uda mu się idola zmanipulować albo zrzucić z piedestału. Nic z tego, bowiem Wiśniewski w lot łapał każdą reżyserską podpuchę i nie dał się ubrać w scenariuszowe o nim wyobrażenia. Pod koniec realizacji odmówił dalszego udziału w zdjęciach. Czy jednak pozostał niedosyt? No cóż, Wiśniewski powiedział to, co chciał, i ja to kupuję!!! Nawet jeśli zdaniem reżysera zostałam przez gwiazdora zmanipulowana i nawet jeśli głosowałam na zespół Wilki.
Więcej możesz przeczytać w 7/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.