Rosja spycha Ukrainę na szlak przetarty przez Łukaszenkę
Kacapy, precz!" - transparent tej treści witał w Kijowie rosyjskiego prezydenta, który wraz z Leonidem Kuczmą uroczyście inaugurował Rok Rosyjski na Ukrainie. O ile jednak na ulicach miasta Władimir Putin mógł spotkać niechętnych sobie demonstrantów, o tyle gdy w centrum kongresowym powiedział o "woli i dążeniu obu narodów, aby być razem", przedstawiciele rządzącej elity przyjęli to gromkimi oklaskami.
Rozpoczęty 27 stycznia Rok Rosyjski jest odpowiedzią na ubiegłoroczny Sezon Ukraiński w Federacji Rosyjskiej. Koncerty ukraińskich zespołów w Moskwie czy Nowosybirsku interesowały jednak nielicznych. Tymczasem ekspansja języka i kultury rosyjskiej na Ukrainie może zepchnąć Kijów na szlak przetarty już przez Aleksandra Łukaszenkę.
Powrót Rosji na kresy
Kiedy rozmawiamy w Polsce o Białorusi czy Ukrainie, nieodmiennie powraca słowo kresy, którym określaliśmy te ziemie w przeszłości. Podobnego pojęcia używali Rosjanie. Dla nich Kijów i Mińsk były kresami imperium, należały do cywilizacji wielkoruskiej. Po okresie osłabienia rosyjskich wpływów na tych terenach w początku lat 90. XX wieku ekipa Władimira Putina przystąpiła do kontrofensywy. Szanse jej powodzenia wzrosły znacznie od czasu, gdy Ameryka wypowiedziała wojnę terrorystom. Rosja okazuje się w tej walce lojalnym i wartościowym partnerem USA. W efekcie Waszyngton coraz mniej chętnie deklaruje poparcie dla Gruzji czy Ukrainy, nie mówiąc o Białorusi. Demonstracyjna odmowa przyznania prezydentowi Łukaszence wizy na szczyt NATO w Pradze była aktem jednoznacznym politycznie. Łukaszenka, który wszedł w konflikt z Rosją, licząc na wsparcie Zachodu, już kilka dni po szczycie sojuszu przyjął większość warunków stawianych przez Moskwę, umożliwiając w ten sposób rozbiór białoruskiej gospodarki przez rosyjskich oligarchów i godząc się na wprowadzenie rosyjskiej waluty w swoim kraju.
Eduard Szewardnadze usłyszał w ostatnim tygodniu stycznia z ust zastępcy sekretarza stanu, że USA nie sprzeciwiają się rosyjskim bombardowaniom Gruzji (dodano - w pościgu za terrorystami), a Ukraińcy już drugi rok z kolei liczą straty spowodowane drastycznym obcięciem pomocy ekonomicznej z USA i muszą się nieustannie tłumaczyć z eksportowania broni do Iraku.
Tłumaczenie tych gestów na język realnej polityki może być tylko jedno. Amerykanie uznali niedawnych partnerów z Tbilisi i Kijowa za obywateli "bliskiej zagranicy" Rosji i nie będą się przeciwstawiać wzrostowi wpływów Moskwy na obszarze dawnego ZSRR. Rosjanie zaś przypomnieli sobie o recepcie carycy Katarzyny II, że "Ukrainy nie należy drażnić, ale brać ją łagodnie".
Połykanie Ukrainy
Stosunki rosyjsko-ukraińskie od kilku lat się poprawiają. Rosjanie są głównym inwestorem na Ukrainie, dominują w sektorze energetycznym, kontrolują rafinerie i rurociągi. W ubiegłym tygodniu po latach sporów podpisano porozumienie o wytyczeniu granicy lądowej. Kuczma, coraz wyraźniej izolowany przez Zachód, znajduje w Putinie życzliwego rozmówcę. Ceną za to jest zgoda na kulturową dominację Rosji na Ukrainie, zwłaszcza w sferze popkultury.
W ukraińskiej telewizji (większość kanałów przynajmniej w części jest rosyjskojęzyczna) południowoamerykańskie opery mydlane zostały wyparte przez rosyjskie seriale kryminalne. W radiu dominuje popsa, muzyczne "disco ruso", nieco bardziej popowe niż disco polo. W kinach wyświetlane są zachodnie filmy z rosyjskim dubbingiem, a na Petriwce, największym kijowskim targu książek, jedynie trzy spośród kilkudziesięciu stoisk sprzedają literaturę ukraińską. Nic dziwnego zresztą, oblicza się, że w ofercie księgarskiej na jeden tytuł ukraiński przypada 57 rosyjskich. Co więcej, wydawane w Rosji książki - mimo wysokich ceł - są często tańsze od ukraińskich - to ekonomiczny fenomen, którego nikt nie umie przekonująco wytłumaczyć. Podobnie jak tego, dlaczego gazetę "Izwiestia" można taniej kupić w Kijowie niż w Moskwie.
Ukraina nie jest jednorodna językowo. Po ukraińsku mówi się w Galicji, w centrum kraju króluje surżyk, gwara swobodnie mieszająca rosyjski i ukraiński, wschód jest raczej rosyjskojęzyczny, a jeśli ktoś mówi po ukraińsku na Krymie, to znaczy, że przyjechał na urlop. Podczas ubiegłorocznego spisu powszechnego 67 proc. obywateli jako język ojczysty zadeklarowało ukraiński, a 30 proc. rosyjski. W tej sytuacji rosyjska oferta kulturalna - silniejsza i bardziej zróżnicowana od ukraińskiej - jest atrakcyjna. Tym bardziej że wielu Ukraińców nie widzi wyraźnej granicy między własną i rosyjską kulturą, nic dziwnego zresztą, w końcu w rosyjskiej się wychowali. Jeszcze 15 lat temu ukraińskich twórców oficjalnie reprezentowały zespoły mandolinistów i ludowe chóry, a Ałła Pugaczowa czy Nikita Michałkow nie zaliczali się do "obcych".
Co więcej, ukraińska kultura jest na przegranej ekonomicznie pozycji. Po rosyjsku mówi zdecydowana większość mieszkańców miast - główny odbiorca i grupa docelowa kampanii reklamowych. Trzeba jeszcze uwzględnić siłę schematów. Jednym z socjotechnicznych sukcesów ZSRR było wpojenie Ukraińcom kompleksu własnego języka, przekonania, że to język wsi. Związek Sowiecki się rozpadł, kompleksy zostały.
Słaba polska karta
Gra o opanowanie przestrzeni kulturowej jeszcze się toczy. Prozachodnia część elit i mieszkańcy zachodniej Ukrainy spoglądają w kierunku Polski. Naszego języka uczy się 100 tys. Ukraińców, popularne są polskie stacje telewizyjne, choć dostęp do nich jest coraz trudniejszy. Po wprowadzeniu wiz w lipcu trudniej będzie Ukraińcom odwiedzać zachodniego sąsiada.
W stronę Warszawy zwraca się prezydent Kuczma i jego polityczne otoczenie. Mimo wszystko nie chcą być Białorusią bis. Nawet jeżeli interesy gospodarcze i związki klanów oligarchicznych popychają władze w Kijowie na wschód, to polityczny instynkt samozachowawczy każe im szukać szans na zachodzie. Tyle że polityka gestów uprawiana od lat przez prezydenta Kwaśniewskiego już nie wystarczy. Potrzebne jest zaangażowanie inwestycyjne polskich firm i rozwiązanie dramatycznie trudnego problemu wizowego. W roku 2003 nie będzie o to łatwo. Okrągła rocznica rzezi, jakich dopuścili się nacjonaliści ukraińscy na polskiej ludności Wołynia w 1943 r., może zostać wykorzystana do podgrzania nastrojów niechęci po obu stronach Sanu.
Polska jest naszym strategicznym partnerem - powtarzają ukraińscy politycy. Niepodległa Ukraina jest gwarancją niepodległości Polski - powtarzają za Zbigniewem Brzezińskim zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Aleksander Kwaśniewski. To puste deklaracje, przynajmniej na razie. Tymczasem Rok Rosji na Ukrainie może się okazać w Kijowie początkiem rosyjskiego stulecia.
Jerzy Marek Nowakowski
Współpraca: Marek Zapór
Kijów
Rozpoczęty 27 stycznia Rok Rosyjski jest odpowiedzią na ubiegłoroczny Sezon Ukraiński w Federacji Rosyjskiej. Koncerty ukraińskich zespołów w Moskwie czy Nowosybirsku interesowały jednak nielicznych. Tymczasem ekspansja języka i kultury rosyjskiej na Ukrainie może zepchnąć Kijów na szlak przetarty już przez Aleksandra Łukaszenkę.
Powrót Rosji na kresy
Kiedy rozmawiamy w Polsce o Białorusi czy Ukrainie, nieodmiennie powraca słowo kresy, którym określaliśmy te ziemie w przeszłości. Podobnego pojęcia używali Rosjanie. Dla nich Kijów i Mińsk były kresami imperium, należały do cywilizacji wielkoruskiej. Po okresie osłabienia rosyjskich wpływów na tych terenach w początku lat 90. XX wieku ekipa Władimira Putina przystąpiła do kontrofensywy. Szanse jej powodzenia wzrosły znacznie od czasu, gdy Ameryka wypowiedziała wojnę terrorystom. Rosja okazuje się w tej walce lojalnym i wartościowym partnerem USA. W efekcie Waszyngton coraz mniej chętnie deklaruje poparcie dla Gruzji czy Ukrainy, nie mówiąc o Białorusi. Demonstracyjna odmowa przyznania prezydentowi Łukaszence wizy na szczyt NATO w Pradze była aktem jednoznacznym politycznie. Łukaszenka, który wszedł w konflikt z Rosją, licząc na wsparcie Zachodu, już kilka dni po szczycie sojuszu przyjął większość warunków stawianych przez Moskwę, umożliwiając w ten sposób rozbiór białoruskiej gospodarki przez rosyjskich oligarchów i godząc się na wprowadzenie rosyjskiej waluty w swoim kraju.
Eduard Szewardnadze usłyszał w ostatnim tygodniu stycznia z ust zastępcy sekretarza stanu, że USA nie sprzeciwiają się rosyjskim bombardowaniom Gruzji (dodano - w pościgu za terrorystami), a Ukraińcy już drugi rok z kolei liczą straty spowodowane drastycznym obcięciem pomocy ekonomicznej z USA i muszą się nieustannie tłumaczyć z eksportowania broni do Iraku.
Tłumaczenie tych gestów na język realnej polityki może być tylko jedno. Amerykanie uznali niedawnych partnerów z Tbilisi i Kijowa za obywateli "bliskiej zagranicy" Rosji i nie będą się przeciwstawiać wzrostowi wpływów Moskwy na obszarze dawnego ZSRR. Rosjanie zaś przypomnieli sobie o recepcie carycy Katarzyny II, że "Ukrainy nie należy drażnić, ale brać ją łagodnie".
Połykanie Ukrainy
Stosunki rosyjsko-ukraińskie od kilku lat się poprawiają. Rosjanie są głównym inwestorem na Ukrainie, dominują w sektorze energetycznym, kontrolują rafinerie i rurociągi. W ubiegłym tygodniu po latach sporów podpisano porozumienie o wytyczeniu granicy lądowej. Kuczma, coraz wyraźniej izolowany przez Zachód, znajduje w Putinie życzliwego rozmówcę. Ceną za to jest zgoda na kulturową dominację Rosji na Ukrainie, zwłaszcza w sferze popkultury.
W ukraińskiej telewizji (większość kanałów przynajmniej w części jest rosyjskojęzyczna) południowoamerykańskie opery mydlane zostały wyparte przez rosyjskie seriale kryminalne. W radiu dominuje popsa, muzyczne "disco ruso", nieco bardziej popowe niż disco polo. W kinach wyświetlane są zachodnie filmy z rosyjskim dubbingiem, a na Petriwce, największym kijowskim targu książek, jedynie trzy spośród kilkudziesięciu stoisk sprzedają literaturę ukraińską. Nic dziwnego zresztą, oblicza się, że w ofercie księgarskiej na jeden tytuł ukraiński przypada 57 rosyjskich. Co więcej, wydawane w Rosji książki - mimo wysokich ceł - są często tańsze od ukraińskich - to ekonomiczny fenomen, którego nikt nie umie przekonująco wytłumaczyć. Podobnie jak tego, dlaczego gazetę "Izwiestia" można taniej kupić w Kijowie niż w Moskwie.
Ukraina nie jest jednorodna językowo. Po ukraińsku mówi się w Galicji, w centrum kraju króluje surżyk, gwara swobodnie mieszająca rosyjski i ukraiński, wschód jest raczej rosyjskojęzyczny, a jeśli ktoś mówi po ukraińsku na Krymie, to znaczy, że przyjechał na urlop. Podczas ubiegłorocznego spisu powszechnego 67 proc. obywateli jako język ojczysty zadeklarowało ukraiński, a 30 proc. rosyjski. W tej sytuacji rosyjska oferta kulturalna - silniejsza i bardziej zróżnicowana od ukraińskiej - jest atrakcyjna. Tym bardziej że wielu Ukraińców nie widzi wyraźnej granicy między własną i rosyjską kulturą, nic dziwnego zresztą, w końcu w rosyjskiej się wychowali. Jeszcze 15 lat temu ukraińskich twórców oficjalnie reprezentowały zespoły mandolinistów i ludowe chóry, a Ałła Pugaczowa czy Nikita Michałkow nie zaliczali się do "obcych".
Co więcej, ukraińska kultura jest na przegranej ekonomicznie pozycji. Po rosyjsku mówi zdecydowana większość mieszkańców miast - główny odbiorca i grupa docelowa kampanii reklamowych. Trzeba jeszcze uwzględnić siłę schematów. Jednym z socjotechnicznych sukcesów ZSRR było wpojenie Ukraińcom kompleksu własnego języka, przekonania, że to język wsi. Związek Sowiecki się rozpadł, kompleksy zostały.
Słaba polska karta
Gra o opanowanie przestrzeni kulturowej jeszcze się toczy. Prozachodnia część elit i mieszkańcy zachodniej Ukrainy spoglądają w kierunku Polski. Naszego języka uczy się 100 tys. Ukraińców, popularne są polskie stacje telewizyjne, choć dostęp do nich jest coraz trudniejszy. Po wprowadzeniu wiz w lipcu trudniej będzie Ukraińcom odwiedzać zachodniego sąsiada.
W stronę Warszawy zwraca się prezydent Kuczma i jego polityczne otoczenie. Mimo wszystko nie chcą być Białorusią bis. Nawet jeżeli interesy gospodarcze i związki klanów oligarchicznych popychają władze w Kijowie na wschód, to polityczny instynkt samozachowawczy każe im szukać szans na zachodzie. Tyle że polityka gestów uprawiana od lat przez prezydenta Kwaśniewskiego już nie wystarczy. Potrzebne jest zaangażowanie inwestycyjne polskich firm i rozwiązanie dramatycznie trudnego problemu wizowego. W roku 2003 nie będzie o to łatwo. Okrągła rocznica rzezi, jakich dopuścili się nacjonaliści ukraińscy na polskiej ludności Wołynia w 1943 r., może zostać wykorzystana do podgrzania nastrojów niechęci po obu stronach Sanu.
Polska jest naszym strategicznym partnerem - powtarzają ukraińscy politycy. Niepodległa Ukraina jest gwarancją niepodległości Polski - powtarzają za Zbigniewem Brzezińskim zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Aleksander Kwaśniewski. To puste deklaracje, przynajmniej na razie. Tymczasem Rok Rosji na Ukrainie może się okazać w Kijowie początkiem rosyjskiego stulecia.
Jerzy Marek Nowakowski
Współpraca: Marek Zapór
Kijów
Ukraińskie iskrzenia |
---|
16 września 2000 Zabójstwo opozycyjnego dziennikarza Georgija Gongadze. Ujawniono fragmenty nagrań magnetofonowych, rzekomo dokonanych przez byłego ochroniarza prezydenta, które mają świadczyć o związkach Leonida Kuczmy z tym morderstwem. Początek najpoważniejszego kryzysu politycznego od proklamowania niepodległości Ukrainy. 13 lutego 2001 Wydano nakaz aresztowania Julii Tymoszenko, byłej wicepremier i działaczki opozycyjnej. Oskarżono ją o korupcję oraz kradzież rosyjskiego gazu ziemnego. Tymoszenko trafiła na miesiąc do więzienia, ostatecznie 2 kwietnia Sąd Najwyższy uchylił nakaz. 9 marca 2001 Wybuchają największe od rozpoczęcia kryzysu politycznego demonstracje antyprezydenckie. Opozycja zakłada w centrum Kijowa miasteczko namiotowe, dochodzi do manifestacji ulicznych i starć z policją. 26 kwietnia 2001 Oligarchowie ukraińscy, niezadowoleni z polityki gospodarczej premiera Wiktora Juszczenki, doprowadzają do dymisji jego prozachodniego rządu. 16 września 2002 Opozycja rozpoczyna akcję "Powstań, Ukraino", żądając odejścia Kuczmy. W Kijowie odbywa się największa od lat manifestacja uliczna. Tydzień później troje opozycyjnych liderów: Ołeksandr Moroz, Petro Symonenko i Julia Tymoszenko, blokuje studio państwowej telewizji, domagając się prawa występu na żywo. 23 września 2002 Stany Zjednoczone oskarżają Ukrainę o sprzedaż systemów radarowych Kolczuga do Iraku. Kijów odrzuca oskarżenia. |
Więcej możesz przeczytać w 7/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.