Dolly Parton zbudowała sobie w Tennessee świątynię
Dotychczas była znana z wielkich, silikonowych piersi i niezłego głosu. Teraz Dolly Parton chce konkurować z legendą Elvisa Presleya i jego Gracelandem. Muzeum i park tematyczny Dollywood w Tennessee to świadectwo niepohamowanej ambicji aktorki i piosenkarki. Dollywood to właściwie świątynia Parton. W autobiografii napisała, że kiedy po raz pierwszy znalazła się w Los Angeles i zobaczyła napis "Hollywood", pomyślała: "Chciałabym zamienić 'H' na 'D'". "Ten park w większym stopniu jest poświęcony kulturze tutejszych mieszkańców niż mojej osobie." - napisała gwiazda w przewodniku po Dollywood.
Dollymania
Odwiedzający Dollywood wielbiciele piosenkarki wierzą, że Parton roztacza nad nimi opiekę. W niedawno udzielonym wywiadzie 57-letnia Parton dowodzi, że Dollywood jest czymś w rodzaju zastępczej matki dla jej wielbicieli. - Dałam im miejsce, do którego mogą pojechać i odnaleźć spokój niczym w objęciach matki - stwierdziła.
W 1997 roku Dolly Parton rozwiązała swój oficjalny fanklub i poprosiła jego członków, aby przekazywali składki organizacjom dobroczynnym. 45-letni Patric Parkey i 43-letni Harrell Gabeheart z Irving w Teksasie poważnie potraktowali apel piosenkarki zachęcający do udziału w akcjach charytatywnych. Co roku uczestniczą w aukcjach, na których Parton wystawia osobiste pamiątki. Ich 250-metrowy dom jest już muzeum gwiazdy. Za najcenniejsze skarby Parkey i Gabeheart uważają tablicę rejestracyjną samochodu idolki, jej perukę i automat do gry z wizerunkiem Dolly.
Dla wielu ludzi, na przykład dla cierpiącego na porażenie mózgowe 33-letniego Davida Schmidli z Huntsville w Alabamie, piosenkarka jest uzdrowicielką i przewodniczką życiową. Matka Davida uczy go ortografii, wybierając słowa z tekstów piosenek Parton. Każdego dnia David budzi się o 3.30 rano, by w Internecie szukać newsów o gwieździe. Potem daje owczarkowi niemieckiemu karmę polecaną przez Dolly Parton. Podczas świąt Bożego Narodzenia David zaprasza do domu znajomych. Razem zbierają się wokół choinki, na której wiesza 400 ręcznie wykonanych ozdób z podobizną piosenkarki.
Święta Dolly
Personel parku rzadko widuje piosenkarkę. Pojawia się ona tam dwa razy w roku. W grudniu 2002 r. po raz pierwszy pozwoliła się z nimi sfotografować. Kiedy Parton w 12-centymetrowych szpilkach weszła na scenę, ludzie niemal wpadli w histerię. - Co, do diabła, robicie w deszczu o tej porze? Wiem! Przyszliście tu, bo macie coś nie tak z głową - droczyła się.
- Często się zastanawiałam, czy to jest zdrowe, że część tych ludzi jest uzależniona ode mnie w tak dużym stopniu, iż żyje moim życiem. Jestem dla nich czymś pośrednim między narkotykiem a świętością. Myślę, że traktują mnie jak proroka przynoszącego im dobrą nowinę. Każdy mój koncert lub nowa płyta to dla nich znak ode mnie. Otrzymując go, być może powstrzymają się przed zrobieniem czegoś złego - mówi Dolly Parton. Nie byłoby więc dziwne, gdyby jej wielbiciele wpadli na pomysł kanonizacji swej idolki. W końcu już teraz jest dla nich prawie świętą.
Dollymania
Odwiedzający Dollywood wielbiciele piosenkarki wierzą, że Parton roztacza nad nimi opiekę. W niedawno udzielonym wywiadzie 57-letnia Parton dowodzi, że Dollywood jest czymś w rodzaju zastępczej matki dla jej wielbicieli. - Dałam im miejsce, do którego mogą pojechać i odnaleźć spokój niczym w objęciach matki - stwierdziła.
W 1997 roku Dolly Parton rozwiązała swój oficjalny fanklub i poprosiła jego członków, aby przekazywali składki organizacjom dobroczynnym. 45-letni Patric Parkey i 43-letni Harrell Gabeheart z Irving w Teksasie poważnie potraktowali apel piosenkarki zachęcający do udziału w akcjach charytatywnych. Co roku uczestniczą w aukcjach, na których Parton wystawia osobiste pamiątki. Ich 250-metrowy dom jest już muzeum gwiazdy. Za najcenniejsze skarby Parkey i Gabeheart uważają tablicę rejestracyjną samochodu idolki, jej perukę i automat do gry z wizerunkiem Dolly.
Dla wielu ludzi, na przykład dla cierpiącego na porażenie mózgowe 33-letniego Davida Schmidli z Huntsville w Alabamie, piosenkarka jest uzdrowicielką i przewodniczką życiową. Matka Davida uczy go ortografii, wybierając słowa z tekstów piosenek Parton. Każdego dnia David budzi się o 3.30 rano, by w Internecie szukać newsów o gwieździe. Potem daje owczarkowi niemieckiemu karmę polecaną przez Dolly Parton. Podczas świąt Bożego Narodzenia David zaprasza do domu znajomych. Razem zbierają się wokół choinki, na której wiesza 400 ręcznie wykonanych ozdób z podobizną piosenkarki.
Święta Dolly
Personel parku rzadko widuje piosenkarkę. Pojawia się ona tam dwa razy w roku. W grudniu 2002 r. po raz pierwszy pozwoliła się z nimi sfotografować. Kiedy Parton w 12-centymetrowych szpilkach weszła na scenę, ludzie niemal wpadli w histerię. - Co, do diabła, robicie w deszczu o tej porze? Wiem! Przyszliście tu, bo macie coś nie tak z głową - droczyła się.
- Często się zastanawiałam, czy to jest zdrowe, że część tych ludzi jest uzależniona ode mnie w tak dużym stopniu, iż żyje moim życiem. Jestem dla nich czymś pośrednim między narkotykiem a świętością. Myślę, że traktują mnie jak proroka przynoszącego im dobrą nowinę. Każdy mój koncert lub nowa płyta to dla nich znak ode mnie. Otrzymując go, być może powstrzymają się przed zrobieniem czegoś złego - mówi Dolly Parton. Nie byłoby więc dziwne, gdyby jej wielbiciele wpadli na pomysł kanonizacji swej idolki. W końcu już teraz jest dla nich prawie świętą.
Więcej możesz przeczytać w 7/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.