Amerykanin W.B. Shockley wynalazł w 1949 r. tranzystor bipolarny, który zrewolucjonizował światową elektronikę. Największą fortunę na tym wynalazku zrobił jednak Akio Morita, twórca Sony, zasypując Amerykanów produktami, w których wykorzystano tranzystory. Lekcję z doświadczeń Mority wyciągnęli między innymi Koreańczycy. Dziś od Nowego Jorku po Seattle ich narodowa marka Samsung konkuruje z wyrobami japońskimi i amerykańskimi. Z amerykańskich pomysłów, technologii i pieniędzy skorzystali również Finowie, Izraelczycy i Brazylijczycy. Czy potrafią z nich skorzystać Polacy?
Amerykanin W.B. Shockley wynalazł w 1949 r. tranzystor bipolarny, który zrewolucjonizował światową elektronikę. Największą fortunę na tym wynalazku zrobił jednak Akio Morita, twórca Sony, zasypując Amerykanów produktami, w których wykorzystano tranzystory. Lekcję z doświadczeń Mority wyciągnęli między innymi Koreańczycy. Dziś od Nowego Jorku po Seattle ich narodowa marka Samsung konkuruje z wyrobami japońskimi i amerykańskimi. Z amerykańskich pomysłów, technologii i pieniędzy skorzystali również Finowie, Izraelczycy i Brazylijczycy. Czy potrafią z nich skorzystać Polacy? Polska za 48 amerykańskich myśliwców F-16 zapłaci około 4 mld USD. Amerykanie zrekompensują nam ten zakup, inwestując nad Wisłą ponad 6 mld dolarów. Zgodnie z polskim ustawodawstwem, aż połowa offsetu ma trafić do branży zbrojeniowej - mało nowoczesnej, nie mającej szans na wprowadzenie swoich produktów na światowe rynki. W kolejce po resztę ustawiają się zakłady przemysłu ciężkiego.
Duża CASA
Brazylijczycy wprowadzili do starej fabryki małych samolotów amerykański kapitał, zaoferowali mu konkurencyjne warunki i dziś na międzynarodowych rynkach z powodzeniem sprzedają nowoczesne samoloty pasażerskie Embraer. Dzięki offsetowi związanemu z zakupem samolotów F/A-18 w latach 80. Finlandia stała się potęgą w branży drzewnej, papierniczej i elektronicznej. Hiszpanie, modernizując lotnictwo wojskowe, rozbudowali przemysł lotniczy. Dziś produkują samoloty transportowe CASA, zaliczane do najnowocześniejszych w świecie, i uczestniczą w budowie supergiganta pasażerskiego A-380. Za resztę offsetowych pieniędzy stworzyli Telefónicę, operatora telekomunikacyjnego, który obsługuje cały hiszpańskojęzyczny świat. Amerykańska pomoc dla Izraela niemal w całości trafia do przemysłu elektronicznego. Izraelczycy stali się producentami jednych z najlepszych rakiet, świetnego sprzętu diagnostyki medycznej, automatów przemysłowych itp. To oni dostarczają amerykańskim firmom wyposażenie elektroniczne samolotów wojskowych, na przykład F-16, w tym słynne hełmy dla pilotów z celownikiem wzrokowym.
Offset rozmieniany na drobne
Teraz my możemy skorzystać z amerykańskiej katapulty cywilizacyjnej. W Polsce jednak jakby zapomniano, że offset nie jest czekiem, ale przede wszystkim wielką szansą. Niestety, zaczął być postrzegany jako sposób na obronę miejsc pracy i walkę z bezrobociem. Pod takim hasłem szuka się inwestorów, którzy mogliby pomóc w restrukturyzowaniu przedsiębiorstw, zwłaszcza tych, które mają kłopoty. Tymczasem sztuczne podtrzymywanie tradycyjnych gałęzi przemysłu, choćby hutnictwa, to po prostu marnotrawienie pieniędzy. Nie jesteśmy w stanie konkurować z tańszymi półproduktami hutnictwa Ukrainy i Rosji, z przemysłem tekstylnym Chin lub z koreańskimi stoczniami. Potrzebne są nam nowe technologie, bo tylko dzięki nim moglibyśmy znaleźć dla siebie niszę. Obawiam się, że offsetowe pieniądze przeciekną nam przez palce, że wydamy je przede wszystkim na wspieranie nierentownych branż.
Czarny scenariusz zdaje się potwierdzać opinia prof. Michała Kleibera, przewodniczącego Komitetu Badań Naukowych, szefa rządowego komitetu offsetowego, że polskie projekty wykorzystania amerykańskich inwestycji są "bardzo rozdrobnione". I to jest część odpowiedzi na pytanie, jak można roztrwonić offset. Na te pieniądze ostrzy zęby przede wszystkim lobby wielkoprzemysłowe. Pierwsze w kolejce po wsparcie ustawiły się zadłużone państwowe huty stali, nierentowne zakłady chemiczne i stocznie. Jeżeli jednak inwestycje nie będą powiązane z prywatyzacją, a polskie zakłady nie zaczną wykorzystywać najnowocześniejszych technologii, pieniądze zostaną zmarnotrawione. Spośród ponad stu amerykańskich propozycji aż połowa kompensat pójdzie na zakłady zbrojeniowe, które nie mają cienia szansy na podbicie światowych rynków. W latach 90. w wielu z tych przedsiębiorstw działacze związkowi zastąpili menedżerów z poprzedniej epoki. Nie mają pomysłu na rozwinięcie firm, nie lubią rynku, twierdząc, że państwo powinno być właścicielem i opiekunem branży. Chcą dalej produkować przestarzałe czołgi, rakiety i amunicję, którą można taniej kupić w renomowanych fabrykach na świecie.
Stawiajmy na high tech
Profesor Kleiber powtarza, że musimy nakłonić Amerykanów, by zainwestowali w przemysł zaawansowanych technologii. Jak jednak sprawić, by produkty high tech, które teraz stanowią zaledwie 2-3 proc. polskiego eksportu, powstawały i u nas? Polski przemysł zaawansowanych technologii prawie nie istnieje, a polska nauka nie jest przygotowana do kooperowania z biznesem. Tylko 24 zespoły badawcze (spośród 51) na Politechnice Warszawskiej współpracują z przemysłem. Podobnie jest na innych uczelniach i w samodzielnych instytutach. Pat? Wcale nie. Przecież w Izraelu, na który tak chętnie się powołujemy, gdy jest mowa o produktach elektronicznych najwyższej klasy, przed laty nie było ani jednej firmy z branży zaawansowanych technologii. Nokia jeszcze kilkanaście lat temu produkowała gumowe buty, a brazylijski Embraer klepał samolociki półchałupniczymi metodami.
Co więc powinniśmy zrobić? Oczywiście, wycisnąć z Amerykanów co się da. Aby to się udało, musimy stworzyć takie warunki, by ich inwestycje były korzystne także dla nich. Informacje o tym, co powinniśmy zrobić, zawiera deklaracja premiera Leszka Millera złożona w trakcie jego ostatniej wizyty w USA: polski rząd musi wykonać olbrzymią pracę, aby uprościć wiele przepisów, zlikwidować rozmaite patologie, poszerzyć przestrzeń wolności gospodarczej w Polsce. Tylko tyle i aż tyle. W przeciwnym wypadku spełnią się proroctwa Millera (także wygłoszone w USA), że "nikt nie zmusi nikogo do inwestowania".
Jan Krzysztof Bielecki
Duża CASA
Brazylijczycy wprowadzili do starej fabryki małych samolotów amerykański kapitał, zaoferowali mu konkurencyjne warunki i dziś na międzynarodowych rynkach z powodzeniem sprzedają nowoczesne samoloty pasażerskie Embraer. Dzięki offsetowi związanemu z zakupem samolotów F/A-18 w latach 80. Finlandia stała się potęgą w branży drzewnej, papierniczej i elektronicznej. Hiszpanie, modernizując lotnictwo wojskowe, rozbudowali przemysł lotniczy. Dziś produkują samoloty transportowe CASA, zaliczane do najnowocześniejszych w świecie, i uczestniczą w budowie supergiganta pasażerskiego A-380. Za resztę offsetowych pieniędzy stworzyli Telefónicę, operatora telekomunikacyjnego, który obsługuje cały hiszpańskojęzyczny świat. Amerykańska pomoc dla Izraela niemal w całości trafia do przemysłu elektronicznego. Izraelczycy stali się producentami jednych z najlepszych rakiet, świetnego sprzętu diagnostyki medycznej, automatów przemysłowych itp. To oni dostarczają amerykańskim firmom wyposażenie elektroniczne samolotów wojskowych, na przykład F-16, w tym słynne hełmy dla pilotów z celownikiem wzrokowym.
Offset rozmieniany na drobne
Teraz my możemy skorzystać z amerykańskiej katapulty cywilizacyjnej. W Polsce jednak jakby zapomniano, że offset nie jest czekiem, ale przede wszystkim wielką szansą. Niestety, zaczął być postrzegany jako sposób na obronę miejsc pracy i walkę z bezrobociem. Pod takim hasłem szuka się inwestorów, którzy mogliby pomóc w restrukturyzowaniu przedsiębiorstw, zwłaszcza tych, które mają kłopoty. Tymczasem sztuczne podtrzymywanie tradycyjnych gałęzi przemysłu, choćby hutnictwa, to po prostu marnotrawienie pieniędzy. Nie jesteśmy w stanie konkurować z tańszymi półproduktami hutnictwa Ukrainy i Rosji, z przemysłem tekstylnym Chin lub z koreańskimi stoczniami. Potrzebne są nam nowe technologie, bo tylko dzięki nim moglibyśmy znaleźć dla siebie niszę. Obawiam się, że offsetowe pieniądze przeciekną nam przez palce, że wydamy je przede wszystkim na wspieranie nierentownych branż.
Czarny scenariusz zdaje się potwierdzać opinia prof. Michała Kleibera, przewodniczącego Komitetu Badań Naukowych, szefa rządowego komitetu offsetowego, że polskie projekty wykorzystania amerykańskich inwestycji są "bardzo rozdrobnione". I to jest część odpowiedzi na pytanie, jak można roztrwonić offset. Na te pieniądze ostrzy zęby przede wszystkim lobby wielkoprzemysłowe. Pierwsze w kolejce po wsparcie ustawiły się zadłużone państwowe huty stali, nierentowne zakłady chemiczne i stocznie. Jeżeli jednak inwestycje nie będą powiązane z prywatyzacją, a polskie zakłady nie zaczną wykorzystywać najnowocześniejszych technologii, pieniądze zostaną zmarnotrawione. Spośród ponad stu amerykańskich propozycji aż połowa kompensat pójdzie na zakłady zbrojeniowe, które nie mają cienia szansy na podbicie światowych rynków. W latach 90. w wielu z tych przedsiębiorstw działacze związkowi zastąpili menedżerów z poprzedniej epoki. Nie mają pomysłu na rozwinięcie firm, nie lubią rynku, twierdząc, że państwo powinno być właścicielem i opiekunem branży. Chcą dalej produkować przestarzałe czołgi, rakiety i amunicję, którą można taniej kupić w renomowanych fabrykach na świecie.
Stawiajmy na high tech
Profesor Kleiber powtarza, że musimy nakłonić Amerykanów, by zainwestowali w przemysł zaawansowanych technologii. Jak jednak sprawić, by produkty high tech, które teraz stanowią zaledwie 2-3 proc. polskiego eksportu, powstawały i u nas? Polski przemysł zaawansowanych technologii prawie nie istnieje, a polska nauka nie jest przygotowana do kooperowania z biznesem. Tylko 24 zespoły badawcze (spośród 51) na Politechnice Warszawskiej współpracują z przemysłem. Podobnie jest na innych uczelniach i w samodzielnych instytutach. Pat? Wcale nie. Przecież w Izraelu, na który tak chętnie się powołujemy, gdy jest mowa o produktach elektronicznych najwyższej klasy, przed laty nie było ani jednej firmy z branży zaawansowanych technologii. Nokia jeszcze kilkanaście lat temu produkowała gumowe buty, a brazylijski Embraer klepał samolociki półchałupniczymi metodami.
Co więc powinniśmy zrobić? Oczywiście, wycisnąć z Amerykanów co się da. Aby to się udało, musimy stworzyć takie warunki, by ich inwestycje były korzystne także dla nich. Informacje o tym, co powinniśmy zrobić, zawiera deklaracja premiera Leszka Millera złożona w trakcie jego ostatniej wizyty w USA: polski rząd musi wykonać olbrzymią pracę, aby uprościć wiele przepisów, zlikwidować rozmaite patologie, poszerzyć przestrzeń wolności gospodarczej w Polsce. Tylko tyle i aż tyle. W przeciwnym wypadku spełnią się proroctwa Millera (także wygłoszone w USA), że "nikt nie zmusi nikogo do inwestowania".
Jan Krzysztof Bielecki
Lockheed Bush |
---|
Żałujcie, że nie mogliście zobaczyć tych cacek - powiedział polskim dziennikarzom premier Leszek Miller po powrocie ze skrywanej przed oczami konkurencji "fabryki satelitów" w San Jose, należącej do koncernu Lockheed Martin. Amerykanie zaprezentowali premierowi najnowsze technologie. - To przedsmak tego, co możemy robić wspólnie - mówi Len Kwiatkowski, dyrektor wykonawczy firmy Lockheed Martin, odpowiedzialny za program rakiet kosmicznych i strategicznych. Najpierw trzeba jednak przełamać uprzedzenia i ugruntowany w Stanach Zjednoczonych stereotyp Polski jako kraju zacofanego - przyznają Amerykanie. Polscy wytwórcy, inżynierowie i naukowcy mogą niebawem zyskać szansę realizowania wspólnych przedsięwzięć ze specjalistami z koncernu Lockheed Martin. Współpraca ma dotyczyć dziedzin, które decydują dziś o postępie technologicznym oraz o pozycji, konkurencyjności i prestiżu państwa. Mowa jest o lotnictwie, przemyśle kosmicznym, telekomunikacji, technice radiowej i inżynierii mechanicznej. W grę mogą również wchodzić optyka, produkcja laserów i czujników termicznych - kilka polskich instytutów osiągnęło w tej dziedzinie światowy poziom. - Konkrety poznamy w najbliższych miesiącach - informuje Marek Konopnicki z Centrum Zaawansowanych Technologii Lockheed Martin. - Tworzenie silnych związków Polski i USA, również w sferze techniki i przemysłu, by na trwale uzależnić nasze kraje od siebie, to idée fixe prezydenta George'a Busha - twierdzi Christopher Hill, ambasador USA w Warszawie, który towarzyszył Leszkowi Millerowi w podróży do Waszyngtonu i Kalifornii. Henryk Suchar San Jose |
Lotne marzenia |
---|
W rejonie od Świdnika przez Rzeszów i Krosno aż po Bielsko-Białą koncentruje się około 60 proc. produkcji lotniczej w Europie Środkowej. Czasy świetności polskiego zagłębia lotniczego skończyły się jednak pod koniec lat 80. Dziś polskie konstrukcje lotnicze są w większości przestarzałe. - Dzięki amerykańskiemu offsetowi znów możemy być konkurencyjni - przekonuje Marek Darecki, prezes WSK Rzeszów, producenta silników lotniczych. Wygrana koncernu Lockheed Martin to dla fabryki szansa na wielki skok technologiczny. Wkrótce Amerykanie uruchomią montaż silników do F-16, a w przyszłości całą ich produkcję przeniosą z Teksasu do Polski. Dzięki amerykańskim zakupom w dwa lata roczna sprzedaż WSK wzrośnie ze 100 mln USD do 200 mln USD. Z offsetu skorzystają też inne firmy lotnicze. Zakładom w Mielcu Amerykanie zaproponowali produkcję elementów poszycia F-16. W PZL Świdnik będą powstawać podzespoły na zamówienie firm Lockheed Martin, Tex-tron, Piper, Gulfstream i Cirrus. Z amerykańskiego wsparcia marketingowego przy eksporcie skorzystają śmigłowce Sokół. Od czterech lat zakłady w Krośnie produkują podwozia do wszystkich typów boeingów i do myśliwców F-16, teraz pojawiła się szansa na podwojenie sprzedaży. - Dzięki offsetowi powstanie wkrótce 50 małych firm, które będą podwykonawcami przemysłu lotniczego, a cały region południowo-wschodni stanie się polską doliną lotniczą - zapewnia prezes Darecki. Przemysł lotniczy jest jednak w stanie wchłonąć tylko niewielką część offsetowych konfitur. Krzysztof Grzegrzółka |
Więcej możesz przeczytać w 7/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.