Państwa, które zabrały ludziom gospodarczą swobodę, pozbawiły ich zarazem szansy na dobrobyt
Rozrost państwa, ograniczający wolność gospodarczą, przyniósł w XX wieku wątpliwe korzyści. Im większa była ekspansja etatyzmu, tym - generalnie - większe szkody. Państwa, które zabrały ludziom gospodarczą swobodę, pozbawiły ich zarazem szansy na dobrobyt. Ani wolności, ani dobrobytu - oto dorobek skrajnego etatyzmu, jakim był dawny socjalizm i pokrewne antyrynkowe reżimy Trzeciego Świata. Dlatego mało kto ich dzisiaj broni, choć są głośne (dosłownie!) wyjątki, na przykład Żyrinowski w Rosji, a w Polsce... (tu każdy z państwa z łatwością wstawi odpowiednie nazwiska). Inaczej wygląda ocena interwencjonizmu w krajach Zachodu. Mimo że nie brakuje naukowych analiz pokazujących jego negatywne skutki (bezrobocie, ograniczona innowacyjność, szara strefa czy korupcja), sporo osób go broni, również w naszym kraju. Taka postawa ma wiele przyczyn, dzisiaj chciałbym zwrócić uwagę tylko na niektóre z nich.
Zbawca kapitalizmu
Uzasadniając państwowy interwencjonizm, często przypisuje mu się rolę... zbawcy kapitalizmu. Twierdzi się mianowicie, że bez ekspansji państwa socjalnego masy pracujące na Zachodzie obaliłyby ów ustrój. Jeśli więc ekspansja państwa wyrządziła tam jakieś szkody, to i tak się opłaciła, bo ocaliła gospodarkę rynkową. Problem polega na tym, że choć przez zwolenników to twierdzenie jest traktowane jako oczywiste, bardzo trudno je udowodnić. Szczególnie szybka ekspansja państwa nastąpiła na Zachodzie w latach 1950-1970, a wtedy kapitalizmowi niewiele zagrażało. W wielu krajach wolnego świata doszło wówczas do eksplozji wydatków socjalnych. Dokładniejsze analizy wskazują, że nie było to wynikiem narastającej rewolucyjnej gorączki mas, które były generalnie bardziej trzeźwe od wielu rozgorączkowanych intelektualistów humanistów. Ekspansja budżetu nastąpiła raczej pod wpływem rozmaitych zorganizowanych presji, wywieranych zwłaszcza przez elity związków zawodowych. Rozrost wydatków publicznych brał się także z przedwyborczej rywalizacji, w której programy socjalne traktowano jak kartę atutową. Powodzenie tego typu strategii zwiększało liczbę beneficjentów budżetu, a ci byli zainteresowani tym, aby wydatki, z których korzystali, nie zostały zredukowane. Dlatego wiele wydatków budżetowych łatwiej zwiększyć, niż zmniejszyć. W Szwecji na przykład stosunek liczby osób finansowanych z podatków (zatrudnienie w sektorze publicznym oraz beneficjenci rozmai-tych zasiłków) do liczby osób opłacanych przez rynek (pracownicy przedsiębiorstw, samozatrudnieni) wzrósł z 0,38 w 1960 r. do 1,83 w 1995 r.! Nawet w tym kraju kryzys gospodarczy wymusił jednak w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych radykalne ograniczenia budżetu.
Filozofia potrzeb
Inne uzasadnienie ekspansji państwa odwołuje się do "potrzeb". Richard Musgrave, amerykański ekonomista, pisze: "Upadek więzi rodzinnych, wybryki cyklu koniunkturalnego i zmienne warunki rynkowe sprawiły, że konieczne stało się powołanie nowych instytucji dostarczających pomoc, a więc wzrost sektora prywatnego był raczej czynnikiem reaktywnym niż inicjującym". Ta teza budzi kilka wątpliwości. Po pierwsze, niektóre zjawiska uważane za przyczynę rozrostu państwa socjalnego mogą być przez ów rozrost wywoływane lub potęgowane.
Po drugie, odpowiedzią na trudne sytuacje jednostek nie musi być rozrost państwa - powstaje w ten sposób pole do indywidualnej przezorności, rodziny oraz organizacji pozarządowych. Trzeba zerwać z opinią, że jeśli państwo czegoś nie zrobi, nikt tego nie zrobi. Powszechne wyznawanie takiego poglądu to recepta na wysokie podatki, powolny wzrost gospodarczy, duże bezrobocie i duże wydatki budżetu, co prowadzi do... wysokich podatków itd. Jest to więc recepta na błędne koło.
Po trzecie, ekspansji państwa nie da się dobrze opisać i wyjaśnić za pomocą psychologicznej kategorii "potrzeb", trzeba się raczej odwoływać do rozmaitych interesów, nacisków czy ideologii. Jednym z głównych problemów jest to, że rozrost państwa, ograniczający cudzą wolność, daje określonym grupom duże korzyści, choć po pewnym czasie wszyscy tracą. Przykładem jest ograniczenie konkurencji, wzrost wydatków socjalnych prowadzący do zwiększonych podatków, zagęszczanie sieci skomplikowanych przepisów dające wpływy (a niekiedy i pieniądze) politykom i urzędnikom. Wolny rynek odbiera tym grupom arbitralną władzę i między innymi dlatego tak trudno go wprowadzić i utrzymać.
Dziewiętnastowieczny postęp
Trzecie uzasadnienie interwencjonizmu państwa traktuje go jako wyraz "postępu" w porównaniu z dziewiętnastowiecznym kapitalizmem, który jest przedstawiany z pogardą jako anachronizm. "To przecież dziewiętnastowieczny kapitalizm" - takie formułki można często usłyszeć w dyskusjach o roli państwa w społeczeństwie. W intencji ich autorów mają one rozstrzygać problem i niszczyć stanowisko oponenta. Tymczasem są wyrazem naiwnego dziewiętnastowiecznego poglądu na życie społeczne, a mianowicie przekonania, że postęp ma charakter liniowy, a więc to, co pojawia się później, jest lepsze. Nietrudno zauważyć absurd tej doktryny - wiek dwudziesty przyniósł straszne rzeczy, na przykład systematyczny państwowy terror.
Uzasadnienie państwowego interwencjonizmu ideą "postępu" jest nie tylko błędne z filozoficznego punktu widzenia, lecz także śmieszne w świetle historii. Dwudziestowieczne rozrośnięte państwo, owszem, różni się od liberalnych rozwiązań XIX wieku, lecz pod niektórymi względami przypomina epokę merkantylizmu, jaka panowała na Zachodzie od XVI wieku do połowy XVIII stulecia. Był to okres rozwiniętej (choć stopniowo zanikającej) reglamentacji życia gospodarczego przez organizacje cechowe i tworzące się państwo narodowe. Cechy ściśle kontrolowały dostęp do zawodu oraz ilość i jakość produkcji, a także ceny. Czy nie przypomina to naszych "wolnych" (!) profesji (adwokaci, notariusze itp.)? Technologia produkcji była narzucona. Czy nie kłania nam się ustawa o biopaliwach? Państwo wydawało indywidualne zezwolenia na tworzenie przedsiębiorstw i nadawało im prawa monopolowe, blokując konkurencyjny import. Tu też znajdziemy współczesne analogie. W świetle tych (i innych) faktów dwudziestowieczny interwencjonizm był pod wieloma względami cofaniem się do przodu, innymi słowy ruchem postępowowstecznym.
Więcej możesz przeczytać w 7/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.