Kanclerz Niemiec zawarł samobójczy sojusz ze związkowcami Jak to pięknie, że teraz znowu można przejechać od Alp do Morza Północnego przez same zaprzyjaźnione kraje" - zauważył popularny polityk bawarskiej CSU Michael Glos.
Niemiecka SPD utrzymała władzę już tylko w pięciu z szesnastu krajów związkowych: Berlinie, Meklemburgii-Przedpomorzu, Nadrenii Północnej-Westfalii, Nadrenii-Palatynacie i Szlezwiku-Holsztynie. W Bremie i Brandenburgii skazana jest na rządzenie w koalicji z CDU. Przed wyborami w Saksonii Dolnej i Hesji Gerhard Schröder i lokalni przywódcy SPD próbowali powielić sukces z wyborów federalnych, grając kartą antyamerykańską. Wyborcy odpowiedzieli twardo: nie, mamy inne zmartwienia.
SPD straciła w wyborach krajowych w Saksonii Dolnej 14 proc., a w Hesji 10 proc. głosów. Jest to największa klęska socjaldemokratów w powojennej historii Niemiec. Nawet przywództwo partii nie waha się nazwać jej katastrofą. Rządzenie RFN stanie się teraz niezwykle trudne, jeśli nie wręcz niemożliwe. Reprezentanci krajów związkowych rządzonych przez chadecję i chadecję z liberalną FDP stanowią wyraźną większość w Bundesracie i są w stanie skutecznie zablokować każdą inicjatywę ustawodawczą Bundestagu. Pierwszą konsekwencją zmiany układu sił będzie w roku 2004 wybór polityka chadecji na prezydenta RFN (najprawdopodobniej obecnej przewodniczącej CDU Angeli Merkel). Dotychczasowy socjaldemokratyczny prezydent Johannes Rau nie ma żadnych szans na reelekcję - chadecja z liberałami ma teraz większość w Zgromadzeniu Federalnym, które decyduje o wyborze głowy państwa.
Podatkowy rekord świata
Opozycja powołała komisję do spraw reform. Na jej czele stanął były prezydent Niemiec Roman Herzog. Komisja ma przedstawić program radykalnych zmian umożliwiających Niemcom wyjście z kryzysu gospodarczego i finansowego. Jednym z najważniejszych problemów do rozwiązania jest zmniejszenie bezrobocia (w styczniu bez pracy pozostawało ponad 4,6 mln osób). W dawnej NRD dotyka już ono 19,5 proc. obywateli w wieku produkcyjnym. Chadecja domaga się w związku z tym przeprowadzenia reform strukturalnych. Przede wszystkim uelastycznienia kodeksu pracy, co pozwoliłoby na łatwiejsze zwalnianie i przyjmowanie do pracy, a także wspierania małych i średnich przedsiębiorstw, ograniczenia zasięgu państwa socjalnego i znaczącej obniżki podatków.
Wyszło na jaw, że rządząca lewica oszukała wyborców, nie ujawniając prawdziwego stanu kasy państwa. Dług wewnętrzny przekroczył dopuszczane w strefie euro 3 proc. PKB. Reformatorskie inicjatywy lewicy polegają wyłącznie na wprowadzaniu nowych podatków lub podnoszeniu starych. W ten sposób Schröder i jego ekipa zamierzali dotrzymać choć jednej obietnicy wyborczej, a mianowicie, że państwo opiekuńcze nie ulegnie uszczupleniu. W sumie w ciągu trzech miesięcy w Bundestagu znalazło się co najmniej 48 projektów ustaw podatkowych. To swoisty rekord świata!
Kaszmirowy syndykalista
Nawet gdyby Schröder rzeczywiście chciał przeprowadzić bolesne dla najbardziej luksusowego społeczeństwa socjalnego w Europie reformy, nie wydaje się, aby uzyskał akceptację partyjnego betonu i najpotężniejszej na świecie centrali związkowej DGB. Umizgujący się jeszcze niedawno do bogatych przedsiębiorców Schröder - nazywany z tego powodu kaszmirowym kanclerzem - zapowiadał w 1998 r., kiedy przejmował władzę od Helmuta Kohla, że będzie politykiem środka. Sztuka z przesunięciem owego "środka" na lewo tak dyskretnie, aby nikt tego nie zauważył, z pewnością się jednak nie powiodła.
Gerhard Schröder nie uczynił wprawdzie z Niemiec kraju syndykalistycznej utopii, nie miał zresztą takich ambicji, ale dopuścił do syndykalizacji centrów władzy. Rząd, frakcję parlamentarną SPD i kierownictwo partii opanowali działacze związkowi zaprawieni w bojach o przywileje pracownicze i ochronę zdobyczy socjalnych. Socjalny dogmatyzm, uprawiany przez SPD przez szesnaście lat pozostawania w opozycji wobec Helmuta Kohla, przetrzebił polityków w tej partii i zastąpił ich aktywistami związkowymi. Doszło do tego, że nawet ministrem obrony RFN jest niedawny boss związkowy. Związkowcy u władzy blokują już nie tylko wszelkie próby, ale nawet wszelką myśl o reformach państwa socjalnego, rozluźnieniu gorsetu podatków i dotacji.
Sytuacja finansowa i gospodarcza Niemiec jest krytyczna. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest złamanie normalnego w krajach demokratycznych płodozmianu: prawica konsoliduje finanse państwa i robi oszczędności, potem przychodzi lewica, która rozdaje zasoby i robi długi, by w końcu znów ustąpić miejsca prawicy. Tak normalnie toczy się polityczne koło. Helmut Kohl, który musiał sfinansować zjednoczenie, zostawił jednak pustą kasę. Schröder nie miał z czego korzystać. Rezultatem jego rządów jest pogorszenie warunków gospodarowania i ucieczka z Niemiec nie tylko zagranicznych, ale i niemieckich inwestorów. Dziś obraz Niemiec to nie tylko deficyt wydatków publicznych i bezrobocie, to przede wszystkim gwałtowny spadek konsumpcji. Bankrutują sklepy, a to znaczy, że kryzys jest bardzo głęboki.
Niemcy w izolacji
Stanowisko rządu federalnego w sprawie Iraku pokazuje wątpliwą klasę Gerharda Schrödera jako męża stanu. Jest on jedynym przywódcą europejskim, który zajął tak jednoznacznie negatywne stanowisko w sprawie zbrojnej interwencji w ojczyźnie Husajna, że zamknął sobie jakąkolwiek możliwość odwrotu.
Komentatorzy niemieccy nie mają żadnych wątpliwości, że prezydent Francji Chirac ostatecznie poprze akcję rozbrajania Saddama Husajna, zostawiając swego przyjaciela i sojusznika Gerharda na lodzie. Sytuacja, w której w Radzie Bezpieczeństwa tylko Republika Federalna i Syria opowiedziałyby się przeciwko wojnie, byłaby dla Niemiec kompromitująca. Także dlatego, że nie ma ani jednego systemu broni w Iraku, ani jednej linii produkcyjnej środków bojowych, na których nie widniałaby nalepka "Made in Germany". Coraz głośniej mówi się też w Niemczech, że niemieckie służby specjalne ukrywają przed Radą Bezpieczeństwa i NATO dowody na posiadanie przez Irak broni masowego rażenia.
Niemcy są osamotnione i izolowane na arenie międzynarodowej na własne życzenie. Rząd lewicowy we własnym kraju został odrzucony przez zdecydowaną większość wyborców. Partia socjaldemokratyczna jest w odwrocie, jak zresztą w całej Europie. Były kanclerz Helmut Kohl uważa, że koalicja SPD-Zieloni przetrwa jednak do końca kadencji, a to dzięki ekologom, którzy tak bardzo rozsmakowali się w sprawowaniu władzy, że zrobią wszystko, aby jej nie utracić. Chadecja tego nie ułatwi mimo deklaracji o gotowości do współpracy. Bundesrat będzie akceptował tylko te zmiany ustawodawstwa, które są zgodne z programem i interesem prawicy. Rządzić będzie w tej sytuacji bardzo trudno, a przedwczesnych wyborów nie można wykluczyć. I kandydatem SPD na pewno nie będzie w nich Gerhard Schröder.
Krystyna Grzybowska
SPD straciła w wyborach krajowych w Saksonii Dolnej 14 proc., a w Hesji 10 proc. głosów. Jest to największa klęska socjaldemokratów w powojennej historii Niemiec. Nawet przywództwo partii nie waha się nazwać jej katastrofą. Rządzenie RFN stanie się teraz niezwykle trudne, jeśli nie wręcz niemożliwe. Reprezentanci krajów związkowych rządzonych przez chadecję i chadecję z liberalną FDP stanowią wyraźną większość w Bundesracie i są w stanie skutecznie zablokować każdą inicjatywę ustawodawczą Bundestagu. Pierwszą konsekwencją zmiany układu sił będzie w roku 2004 wybór polityka chadecji na prezydenta RFN (najprawdopodobniej obecnej przewodniczącej CDU Angeli Merkel). Dotychczasowy socjaldemokratyczny prezydent Johannes Rau nie ma żadnych szans na reelekcję - chadecja z liberałami ma teraz większość w Zgromadzeniu Federalnym, które decyduje o wyborze głowy państwa.
Podatkowy rekord świata
Opozycja powołała komisję do spraw reform. Na jej czele stanął były prezydent Niemiec Roman Herzog. Komisja ma przedstawić program radykalnych zmian umożliwiających Niemcom wyjście z kryzysu gospodarczego i finansowego. Jednym z najważniejszych problemów do rozwiązania jest zmniejszenie bezrobocia (w styczniu bez pracy pozostawało ponad 4,6 mln osób). W dawnej NRD dotyka już ono 19,5 proc. obywateli w wieku produkcyjnym. Chadecja domaga się w związku z tym przeprowadzenia reform strukturalnych. Przede wszystkim uelastycznienia kodeksu pracy, co pozwoliłoby na łatwiejsze zwalnianie i przyjmowanie do pracy, a także wspierania małych i średnich przedsiębiorstw, ograniczenia zasięgu państwa socjalnego i znaczącej obniżki podatków.
Wyszło na jaw, że rządząca lewica oszukała wyborców, nie ujawniając prawdziwego stanu kasy państwa. Dług wewnętrzny przekroczył dopuszczane w strefie euro 3 proc. PKB. Reformatorskie inicjatywy lewicy polegają wyłącznie na wprowadzaniu nowych podatków lub podnoszeniu starych. W ten sposób Schröder i jego ekipa zamierzali dotrzymać choć jednej obietnicy wyborczej, a mianowicie, że państwo opiekuńcze nie ulegnie uszczupleniu. W sumie w ciągu trzech miesięcy w Bundestagu znalazło się co najmniej 48 projektów ustaw podatkowych. To swoisty rekord świata!
Kaszmirowy syndykalista
Nawet gdyby Schröder rzeczywiście chciał przeprowadzić bolesne dla najbardziej luksusowego społeczeństwa socjalnego w Europie reformy, nie wydaje się, aby uzyskał akceptację partyjnego betonu i najpotężniejszej na świecie centrali związkowej DGB. Umizgujący się jeszcze niedawno do bogatych przedsiębiorców Schröder - nazywany z tego powodu kaszmirowym kanclerzem - zapowiadał w 1998 r., kiedy przejmował władzę od Helmuta Kohla, że będzie politykiem środka. Sztuka z przesunięciem owego "środka" na lewo tak dyskretnie, aby nikt tego nie zauważył, z pewnością się jednak nie powiodła.
Gerhard Schröder nie uczynił wprawdzie z Niemiec kraju syndykalistycznej utopii, nie miał zresztą takich ambicji, ale dopuścił do syndykalizacji centrów władzy. Rząd, frakcję parlamentarną SPD i kierownictwo partii opanowali działacze związkowi zaprawieni w bojach o przywileje pracownicze i ochronę zdobyczy socjalnych. Socjalny dogmatyzm, uprawiany przez SPD przez szesnaście lat pozostawania w opozycji wobec Helmuta Kohla, przetrzebił polityków w tej partii i zastąpił ich aktywistami związkowymi. Doszło do tego, że nawet ministrem obrony RFN jest niedawny boss związkowy. Związkowcy u władzy blokują już nie tylko wszelkie próby, ale nawet wszelką myśl o reformach państwa socjalnego, rozluźnieniu gorsetu podatków i dotacji.
Sytuacja finansowa i gospodarcza Niemiec jest krytyczna. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest złamanie normalnego w krajach demokratycznych płodozmianu: prawica konsoliduje finanse państwa i robi oszczędności, potem przychodzi lewica, która rozdaje zasoby i robi długi, by w końcu znów ustąpić miejsca prawicy. Tak normalnie toczy się polityczne koło. Helmut Kohl, który musiał sfinansować zjednoczenie, zostawił jednak pustą kasę. Schröder nie miał z czego korzystać. Rezultatem jego rządów jest pogorszenie warunków gospodarowania i ucieczka z Niemiec nie tylko zagranicznych, ale i niemieckich inwestorów. Dziś obraz Niemiec to nie tylko deficyt wydatków publicznych i bezrobocie, to przede wszystkim gwałtowny spadek konsumpcji. Bankrutują sklepy, a to znaczy, że kryzys jest bardzo głęboki.
Niemcy w izolacji
Stanowisko rządu federalnego w sprawie Iraku pokazuje wątpliwą klasę Gerharda Schrödera jako męża stanu. Jest on jedynym przywódcą europejskim, który zajął tak jednoznacznie negatywne stanowisko w sprawie zbrojnej interwencji w ojczyźnie Husajna, że zamknął sobie jakąkolwiek możliwość odwrotu.
Komentatorzy niemieccy nie mają żadnych wątpliwości, że prezydent Francji Chirac ostatecznie poprze akcję rozbrajania Saddama Husajna, zostawiając swego przyjaciela i sojusznika Gerharda na lodzie. Sytuacja, w której w Radzie Bezpieczeństwa tylko Republika Federalna i Syria opowiedziałyby się przeciwko wojnie, byłaby dla Niemiec kompromitująca. Także dlatego, że nie ma ani jednego systemu broni w Iraku, ani jednej linii produkcyjnej środków bojowych, na których nie widniałaby nalepka "Made in Germany". Coraz głośniej mówi się też w Niemczech, że niemieckie służby specjalne ukrywają przed Radą Bezpieczeństwa i NATO dowody na posiadanie przez Irak broni masowego rażenia.
Niemcy są osamotnione i izolowane na arenie międzynarodowej na własne życzenie. Rząd lewicowy we własnym kraju został odrzucony przez zdecydowaną większość wyborców. Partia socjaldemokratyczna jest w odwrocie, jak zresztą w całej Europie. Były kanclerz Helmut Kohl uważa, że koalicja SPD-Zieloni przetrwa jednak do końca kadencji, a to dzięki ekologom, którzy tak bardzo rozsmakowali się w sprawowaniu władzy, że zrobią wszystko, aby jej nie utracić. Chadecja tego nie ułatwi mimo deklaracji o gotowości do współpracy. Bundesrat będzie akceptował tylko te zmiany ustawodawstwa, które są zgodne z programem i interesem prawicy. Rządzić będzie w tej sytuacji bardzo trudno, a przedwczesnych wyborów nie można wykluczyć. I kandydatem SPD na pewno nie będzie w nich Gerhard Schröder.
Krystyna Grzybowska
Więcej możesz przeczytać w 7/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.