Wolfgang Clement następcą Schrödera?
Asem atutowym w drugim rozdaniu Schrödera ma być liberalny minister gospodarki i pracy Wolfgang Clement. Modernizatorzy z czerwono-zielonego rządu pozostają jednak niewolnikami elektoratu. Gdy Clement zaproponował "opcję zerową" w debacie nad podwyżkami dla urzędników, ci wylegli pod Bramę Brandenburską z hasłem: "Nie jesteśmy świnkami, które można rozbić, by wyjąć z nich oszczędności!". Wkrótce dołączyli do nich transportowcy, śmieciarze, przerwano pracę na lotniskach, nawet lekarze zagrozili "paraliżem służby zdrowia".
Chwiejną politykę Schrödera odrzucają też prezydent związku pracodawców BDA Dieter Hundt i szef związku przemysłu BDI Michael Rogowski. Po zimnym prysznicu w wyborach w Hesji i Saksonii Dolnej oczekują od kanclerza cięć socjalnych, zmian w polityce podatkowej, prywatyzacji i ograniczenia - przynajmniej o połowę - udziałów państwa w 100 tys. przedsiębiorstw. Osłony socjalne blokują zwiększanie zatrudnienia, co silniejsi przenoszą produkcję za granicę, słabsi plajtują; w 2002 r. upadło 40 tys. firm. Tymczasem kanclerz powołuje kolejne komisje, które mają się zająć rozwiązywaniem problemów. Wytyczne zespołu Petera Hartza, pracującego nad sposobami ożywienia rynku pracy, zajęły aż 350 stron...
Schröder stał się papierowym kanclerzem wierzącym w "szeroki konsensus". Zamiast niego ma czerwony elektorat na ulicy i 20 pozwów sądowych od "oszukanych" wyborców. Reformy nie następują, a życie i śmierć w Niemczech są coraz droższe. Od stycznia zmniejszono o połowę wysokość refundacji kosztów pogrzebów. Minister finansów Hans Eichel szuka pieniędzy, gdzie się da, by załatać dziury w budżecie. Na pochówkach zaoszczędzi 260 mln euro. Do urzędu kanclerskiego obywatele przysłali już 2 tys. paczek z "ostatnimi koszulami"...
Frank Bsirske, szef największego związku Ver.di, nie zostawia na lewicy suchej nitki: "rząd oszczędza nie tam, gdzie trzeba", bo "pieniądze są, tylko w innej kieszeni". Wolfgang Rose z oddziału Ver.di w Hamburgu uściśla: - W naszym mieście żyje siedmiu ze stu najbogatszych Niemców. Ich majątek wynosi 22 mld euro. Jeśli obciążyć go dwuprocentowym podatkiem, Hamburg nie będzie odczuwał deficytu... Próbuje to wykorzystać Oskar Lafontaine, były szef SPD, zwolennik państwowego interwencjonizmu i wystąpienia Niemiec z NATO. Szeregi lewicy opuściło już 206 tys. sfrustrowanych członków. Schröder czuje na plecach oddech Lafontaine'a, który może doprowadzić do głębokiego podziału w SPD. Dla opozycji sprawa jest jasna: kanclerz nie ma oparcia nawet we własnej partii i musi odejść!
"To najgorszy rząd w dziejach republiki" - kwituje lider FDP Guido Westerwelle. Niemcy realizują brytyjski scenariusz sprzed trzydziestu lat: przebudowa państwa nastąpi wtedy, gdy sytuacja stanie się katastrofalna, pod warunkiem że znajdzie się "żelazna lady". Chciałaby nią być Angela Merkel, jednak Edmund Stoiber śni o odwecie za wyborczą porażkę. Premier Bawarii sugeruje, że Merkel powinna zastąpić prezydenta Johannesa Raua, który 23 maja 2004 r. przejdzie na emeryturę. Merkel odpłaca Stoiberowi tą samą monetą: to on byłby najbardziej godnym lokatorem zamku Bellevue... Choć Schröder jeszcze nie stracił stanowiska, wśród chadeków już iskrzy. Do upadku jego gabinetu może doprowadzić rozpad koalicji (co po kanclerskim "nie" dla wsparcia USA w Iraku jest mniej prawdopodobne) lub wniosek w Bundestagu o uzyskanie wotum zaufania. Gdyby chadecy pozyskali kilka głosów SPD, Schröder musiałby opróżnić biurko. Niektórzy socis już marzą o koalicji z CDU/CSU z Wolfgangiem Clementem w fotelu kanclerskim.
Więcej możesz przeczytać w 7/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.