Życie polityczne w Polsce przypomina telenowelę. Nie ma obawy, że wyjeżdżając na jakiś czas z kraju, można stracić wątek. Po dwóch tygodniach sprawy (z drobnymi wyjątkami) znajdują się dokładnie w tym samym miejscu co przed moim wyjazdem. W sprawie producenta Lwa R. śledztwo nie drgnęło ani o centymetr, a nawet się cofnęło. O "grupie trzymającej władzę" wiadomo mniej niż na początku. A zarządzony "wywiad środowiskowy" dotyczy bardziej środowiska filmowego niż telewizyjno-partyjnego. Sceptycy obawiają się, że nie uda się nawet plan minimum, to znaczy zwalenie wszystkiego na samotnego pomyleńca, przebicie go osinowym kołkiem i posadzenie na jego grobie Kapusty. Co prawda poseł Ziobro domaga się wydania billingów paru wysoko postawionych kolegów Lwa, ale - jak wołają obrońcy praw Człowieka (nazwisko znane redakcji) - byłoby to pogwałcenie prywatności, totalitaryzm i ciężkie naruszenie tajemnicy państwowej. W dodatku w momencie, gdy ów Człowiek (co brzmi dumnie) walczy o pokój, popierając wojnę pana Busha.
Przy okazji miłość do Ameryki (w tej sprawie nawet nasza lewica ma serce po prawej stronie) nie oznacza, że trzeba naśladować ją bez reszty. To prawda, w USA musiano wydać podobnej komisji wszystkie taśmy z kolekcji Nixona. Ale tamtejsza komisja musiała tego zażądać... U nas zażąda co najwyżej billingów rozmów krewnych i znajomych Michnika. A posła Ziobrę pewnie się wykluczy, bo już Pismo Święte uczy, że nic dobrego nie może się urodzić z Ziobra (nawet Adama!).
Na szczęście serial polityczny stoi w miejscu nie tylko u nas. W Czechach w kolejnym odcinku nie udaje się wybrać następcy Havla. Pojawiła się nawet kandydatura piosenkarza Karela Gotta. Nic nowego, u nas siedem lat temu przetestował to Janek Pietrzak. A w zasadzie, czemu nie Gott? Kiedy już wraz z braćmi Czechami wejdziemy do Europy, nikt nie będzie podważał naszych wschodnioeuropejskich wartości i nawet kanclerz Schröder będzie musiał krzyknąć na widok Karela - "Gott mit uns!".
Może więc i u nas w następnych wyborach też rozejrzeć się za jakimś piosenkarzem. Wystawić Czesława Niemena albo Krawczyka? A Rodowicz - otarła się o tylu polityków, że na pewno ma kwalifikacje. Chociaż osobiście w roli Matki Wszystkich Rodaków wolałbym Edytę Górniak.
Przy okazji miłość do Ameryki (w tej sprawie nawet nasza lewica ma serce po prawej stronie) nie oznacza, że trzeba naśladować ją bez reszty. To prawda, w USA musiano wydać podobnej komisji wszystkie taśmy z kolekcji Nixona. Ale tamtejsza komisja musiała tego zażądać... U nas zażąda co najwyżej billingów rozmów krewnych i znajomych Michnika. A posła Ziobrę pewnie się wykluczy, bo już Pismo Święte uczy, że nic dobrego nie może się urodzić z Ziobra (nawet Adama!).
Na szczęście serial polityczny stoi w miejscu nie tylko u nas. W Czechach w kolejnym odcinku nie udaje się wybrać następcy Havla. Pojawiła się nawet kandydatura piosenkarza Karela Gotta. Nic nowego, u nas siedem lat temu przetestował to Janek Pietrzak. A w zasadzie, czemu nie Gott? Kiedy już wraz z braćmi Czechami wejdziemy do Europy, nikt nie będzie podważał naszych wschodnioeuropejskich wartości i nawet kanclerz Schröder będzie musiał krzyknąć na widok Karela - "Gott mit uns!".
Może więc i u nas w następnych wyborach też rozejrzeć się za jakimś piosenkarzem. Wystawić Czesława Niemena albo Krawczyka? A Rodowicz - otarła się o tylu polityków, że na pewno ma kwalifikacje. Chociaż osobiście w roli Matki Wszystkich Rodaków wolałbym Edytę Górniak.
Więcej możesz przeczytać w 7/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.