Dlaczego papieżowi nie przyznano Pokojowej Nagrody Nobla?
Uff, upiekło mu się" - skomentował decyzję nieprzyznania Pokojowej Nagrody Nobla Janowi Pawłowi II przechodzień z placu św. Piotra. Rzeczywiście, w dzisiejszych czasach dostać podobne wyróżnienie to nie lada ambaras. Co to za zaszczyt znaleźć się w jednej galerii portretów obok Arafata, Rigoberty Menchu, Gorbaczowa czy Le Duca Tho?
Żaden rozumny człowiek nie może mieć wątpliwości, że nikt na świecie nie przysłużył się sprawie pokoju bardziej niż papież. Z całym szacunkiem dla pani Shirin Ebadi, porównywanie jej dorobku z dorobkiem papieża jest zupełnie nie na miejscu. Co więc skłoniło Komitet Pokojowej Nagrody Nobla do przedłożenia kogoś innego nad papieża? Czyż mogły istnieć jakieś racjonalne przesłanki, by uznać, że Shirin Ebadi jest bardziej zasłużona dla pokoju niż papież?
Nieprawdą jest, że komitet nie daje nagrody kapłanom: dostali ją w przeszłości pastor Martin Luther King, biskup Desmond Tutu, Dalajlama. Może członkowie komitetu mieli papieżowi za złe, że występuje przeciw stosowaniu środków antykoncepcyjnych? Absurd. Jedyne wytłumaczenie to to, że ci państwo albo są graczami robiącymi sobie reklamę kosztem tak szlachetnej postaci jak Jan Paweł II, albo są ludźmi małostkowymi i omylnymi. Jak bardzo omylnymi, świadczy sama historia nagrody.
Nobliści zbrodniarze i mitomani
Pięcioosobowy komitet Stortingetu - norweskiego parlamentu - przyznawał nagrodę m.in. mordercom, terrorystom, dyktatorom i... mitomanom. W ten sposób Nobla dorobił się jeden z największych sponsorów killerów w dziejach - Jaser Arafat. Dostał nagrodę w 1994 r. po dobrym ćwierćwieczu bezprzykładnych masakr, morderstw, podkładania bomb przez palestyńskich fanatyków. Do dzisiaj stanowi największe nieszczęście dla swojego narodu: nie dość, że doszczętnie go ograbił, to jeszcze wystawił na represje i prześladowania w odwecie za bestialstwo podległych mu bojówek.
Najbardziej bodaj osobliwą laureatką Nobla jest jednak Gwatemalska Indianka Rigoberta Menchu. Już 7 lat temu prof. David Stoll z uniwersytetu w Middlebury w USA dowiódł, że Menchu wyssała sobie z palca całą opowieść o swej bezpardonowej walce o sprawiedliwość społeczną w Gwatemali. Przedstawiała się jako córka ubogich campesinos, twierdziła, że jest analfabetką, której brata spalono żywcem, gdy walczył o ziemię pozbawianych dobytku indios. Tyle że ona sama chodziła do dwóch ekskluzywnych college'ów, jej ojciec miał 2700 hektarów, nigdy nie miała brata, a "szlachetną batalię w obronie ziemi", którą opisuje w swojej książce, rozpętał jej wujek, gdy z grupą krewnych ruszył na ojca, by odebrać mu bezprawnie zagarnięte 150 hektarów. Mimo kompromitacji pani Menchu nadal jest ulubionym gościem lewicujących salonów europejskich i uczestnikiem wszystkich ważniejszych spotkań antyglobalistów.
Fascynacja Gorbaczowem na Zachodzie nie jest nowością, ale przyznawanie Nobla temu elokwentnemu aparatczykowi, który miał to szczęście, że wysłano go do Stawropola, gdzie podlizywał się wszystkim kremlowskim "dinozaurom", przyjeżdżającym do znajdujących się nieopodal "cudownych" wód, to już grube nieporozumienie. Ten uświęcony przez Norwegów "bojownik o pokój" jest współodpowiedzialny za większość prześladowań epoki Breżniewa; jego podpis widnieje na decyzjach o wycelowaniu w zachodnią Europę atomowych rakiet SS-20 i SS-25. Ponadto musi jeszcze zostać wyjaśniona jego rola w tłumieniu wyzwoleńczych wysiłków w republikach bałtyckich, w masakrach w Baku i Tbilisi, w wydaniu KGB polecenia "podjęcia środków operacyjnych" wobec papieża...
Równie niefortunnym laureatem Pokojowej Nagrody Nobla był inny ulubieniec Zachodu, wietnamski rozmówca Henry'ego Kissingera Le Duc Tho (prawdziwe nazwisko Phan Dinh Khai). Założyciel indochińskiej partii komunistycznej, w latach 60. i 70. kierował z ramienia Hanoi komunistyczną partyzantką w Wietnamie Południowym i był organizatorem zakrojonych na niespotykaną skalę akcji terrorystycznych. Le Duc Tho odmówił przyjęcia Nagrody Nobla - nie wiadomo, czy z poczucia przyzwoitości, czy z przekonania, że kapitalistyczne nagrody nie są godne komunistycznych gablot.
"Fałszywy pewniak" bukmacherów?
Wiele wskazuje na to, że ostatnio Norwegowie starają się używać nagrody jako swojego rodzaju premii za demokrację - Shirin Ebadi jest tego doskonałym przykładem - lub też "przeciwko" komuś: ubiegłoroczna nagroda dla Jimmy'ego Cartera bardziej niż wyróżnieniem dla niego samego była rodzajem klapsa dla George'a W. Busha.
Co z tym wszystkim miał wspólnego papież? Trudno powiedzieć, komu pierwszemu przyszło do głowy, że papież jest "na czele listy" kandydatów. Badający tę sprawę dziennikarze wahają się, czy była to fałszywka podrzucona przez żądnego rozgłosu Steina Tonnessona, dyrektora Instytutu na rzecz Pokoju w Oslo, czy też kolosalny humbug bukmacherów z Londynu i z Sidney, którzy pragnęli podreperować swoje kasy, wysuwając "fałszywego pewniaka".
Nie wiadomo, czy to bardziej Włosi, czy Polacy oczekiwali, że papież stanie do jakiegoś konkursu, że będzie rywalizował z brazylijskim związkowcem-prezydentem Lulą da Silvą, Bono Voxem czy Michaelem Jacksonem i innymi równie osobliwymi pretendentami do tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla. Znamienne, że we Włoszech najbardziej za nagrodą dla papieża gardłowali przedstawiciele skrajnej lewicy, widzący w nim jednego z liderów "antyamerykańskiej krucjaty". Z drugiej strony, czy naprawdę członkowie norweskiego komitetu oraz premier Kjell Magne Bondevik wierzyli, że - jak oświadczyli - "nagroda dla Shirin Ebadi (...) będzie wielkim wsparciem dla dialogu i poprawy stosunków między światem zachodnim a islamskim"?
Niezależnie od cynicznych chwytów marketingowych Norwegów wydaje się, że nagroda dla Shirin Ebadi jest symptomem triumfującego w Europie podejścia do starcia cywilizacji zachodniej z islamską. Podejście Stanów Zjednoczonych jest jasne: gotowość do dialogu i stanowcze obstawanie przy zasadach wolności i demokracji. Podejście Europy - tylko tej "starej", miejmy nadzieję - przypomina Chamberlaina, który wymachując kopią traktatu monachijskiego, wykrzykiwał: "Uratowałem pokój". Był rok 1938...
Żaden rozumny człowiek nie może mieć wątpliwości, że nikt na świecie nie przysłużył się sprawie pokoju bardziej niż papież. Z całym szacunkiem dla pani Shirin Ebadi, porównywanie jej dorobku z dorobkiem papieża jest zupełnie nie na miejscu. Co więc skłoniło Komitet Pokojowej Nagrody Nobla do przedłożenia kogoś innego nad papieża? Czyż mogły istnieć jakieś racjonalne przesłanki, by uznać, że Shirin Ebadi jest bardziej zasłużona dla pokoju niż papież?
Nieprawdą jest, że komitet nie daje nagrody kapłanom: dostali ją w przeszłości pastor Martin Luther King, biskup Desmond Tutu, Dalajlama. Może członkowie komitetu mieli papieżowi za złe, że występuje przeciw stosowaniu środków antykoncepcyjnych? Absurd. Jedyne wytłumaczenie to to, że ci państwo albo są graczami robiącymi sobie reklamę kosztem tak szlachetnej postaci jak Jan Paweł II, albo są ludźmi małostkowymi i omylnymi. Jak bardzo omylnymi, świadczy sama historia nagrody.
Nobliści zbrodniarze i mitomani
Pięcioosobowy komitet Stortingetu - norweskiego parlamentu - przyznawał nagrodę m.in. mordercom, terrorystom, dyktatorom i... mitomanom. W ten sposób Nobla dorobił się jeden z największych sponsorów killerów w dziejach - Jaser Arafat. Dostał nagrodę w 1994 r. po dobrym ćwierćwieczu bezprzykładnych masakr, morderstw, podkładania bomb przez palestyńskich fanatyków. Do dzisiaj stanowi największe nieszczęście dla swojego narodu: nie dość, że doszczętnie go ograbił, to jeszcze wystawił na represje i prześladowania w odwecie za bestialstwo podległych mu bojówek.
Najbardziej bodaj osobliwą laureatką Nobla jest jednak Gwatemalska Indianka Rigoberta Menchu. Już 7 lat temu prof. David Stoll z uniwersytetu w Middlebury w USA dowiódł, że Menchu wyssała sobie z palca całą opowieść o swej bezpardonowej walce o sprawiedliwość społeczną w Gwatemali. Przedstawiała się jako córka ubogich campesinos, twierdziła, że jest analfabetką, której brata spalono żywcem, gdy walczył o ziemię pozbawianych dobytku indios. Tyle że ona sama chodziła do dwóch ekskluzywnych college'ów, jej ojciec miał 2700 hektarów, nigdy nie miała brata, a "szlachetną batalię w obronie ziemi", którą opisuje w swojej książce, rozpętał jej wujek, gdy z grupą krewnych ruszył na ojca, by odebrać mu bezprawnie zagarnięte 150 hektarów. Mimo kompromitacji pani Menchu nadal jest ulubionym gościem lewicujących salonów europejskich i uczestnikiem wszystkich ważniejszych spotkań antyglobalistów.
Fascynacja Gorbaczowem na Zachodzie nie jest nowością, ale przyznawanie Nobla temu elokwentnemu aparatczykowi, który miał to szczęście, że wysłano go do Stawropola, gdzie podlizywał się wszystkim kremlowskim "dinozaurom", przyjeżdżającym do znajdujących się nieopodal "cudownych" wód, to już grube nieporozumienie. Ten uświęcony przez Norwegów "bojownik o pokój" jest współodpowiedzialny za większość prześladowań epoki Breżniewa; jego podpis widnieje na decyzjach o wycelowaniu w zachodnią Europę atomowych rakiet SS-20 i SS-25. Ponadto musi jeszcze zostać wyjaśniona jego rola w tłumieniu wyzwoleńczych wysiłków w republikach bałtyckich, w masakrach w Baku i Tbilisi, w wydaniu KGB polecenia "podjęcia środków operacyjnych" wobec papieża...
Równie niefortunnym laureatem Pokojowej Nagrody Nobla był inny ulubieniec Zachodu, wietnamski rozmówca Henry'ego Kissingera Le Duc Tho (prawdziwe nazwisko Phan Dinh Khai). Założyciel indochińskiej partii komunistycznej, w latach 60. i 70. kierował z ramienia Hanoi komunistyczną partyzantką w Wietnamie Południowym i był organizatorem zakrojonych na niespotykaną skalę akcji terrorystycznych. Le Duc Tho odmówił przyjęcia Nagrody Nobla - nie wiadomo, czy z poczucia przyzwoitości, czy z przekonania, że kapitalistyczne nagrody nie są godne komunistycznych gablot.
"Fałszywy pewniak" bukmacherów?
Wiele wskazuje na to, że ostatnio Norwegowie starają się używać nagrody jako swojego rodzaju premii za demokrację - Shirin Ebadi jest tego doskonałym przykładem - lub też "przeciwko" komuś: ubiegłoroczna nagroda dla Jimmy'ego Cartera bardziej niż wyróżnieniem dla niego samego była rodzajem klapsa dla George'a W. Busha.
Co z tym wszystkim miał wspólnego papież? Trudno powiedzieć, komu pierwszemu przyszło do głowy, że papież jest "na czele listy" kandydatów. Badający tę sprawę dziennikarze wahają się, czy była to fałszywka podrzucona przez żądnego rozgłosu Steina Tonnessona, dyrektora Instytutu na rzecz Pokoju w Oslo, czy też kolosalny humbug bukmacherów z Londynu i z Sidney, którzy pragnęli podreperować swoje kasy, wysuwając "fałszywego pewniaka".
Nie wiadomo, czy to bardziej Włosi, czy Polacy oczekiwali, że papież stanie do jakiegoś konkursu, że będzie rywalizował z brazylijskim związkowcem-prezydentem Lulą da Silvą, Bono Voxem czy Michaelem Jacksonem i innymi równie osobliwymi pretendentami do tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla. Znamienne, że we Włoszech najbardziej za nagrodą dla papieża gardłowali przedstawiciele skrajnej lewicy, widzący w nim jednego z liderów "antyamerykańskiej krucjaty". Z drugiej strony, czy naprawdę członkowie norweskiego komitetu oraz premier Kjell Magne Bondevik wierzyli, że - jak oświadczyli - "nagroda dla Shirin Ebadi (...) będzie wielkim wsparciem dla dialogu i poprawy stosunków między światem zachodnim a islamskim"?
Niezależnie od cynicznych chwytów marketingowych Norwegów wydaje się, że nagroda dla Shirin Ebadi jest symptomem triumfującego w Europie podejścia do starcia cywilizacji zachodniej z islamską. Podejście Stanów Zjednoczonych jest jasne: gotowość do dialogu i stanowcze obstawanie przy zasadach wolności i demokracji. Podejście Europy - tylko tej "starej", miejmy nadzieję - przypomina Chamberlaina, który wymachując kopią traktatu monachijskiego, wykrzykiwał: "Uratowałem pokój". Był rok 1938...
SHIRIN EBADI |
---|
Irańska prawniczka, obrończyni praw człowieka, rzeczniczka praw kobiet i dzieci, jest trzecim wyznawcą islamu uhonorowanym Pokojową Nagrodą Nobla i jedenastą kobietą, która otrzymała to wyróżnienie. Shirin Ebadi była pierwszą irańską kobietą sędzią. Po dojściu ajatollahów do władzy w 1980 r. została usunięta z palestry i rozpoczęła pracę naukową na uniwersytecie w Iranie, gdzie do dziś wykłada prawo. Dzięki przeprowadzonej przez nią kampanii kobiety irańskie zdobyły prawo do alimentów po rozwodzie. W 2000 r., krytykowana przez muzułmańskich duchownych, została aresztowana i spędziła 3 tygodnie w więzieniu. W 2001 r. otrzymała Nagrodę Rafto (wyróżnienie norweskiej Fundacji Thorolfa Rafto, zwane często Noblem praw człowieka). |
LECH WAŁĘSA były prezydent RP, laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 1983 r. Jeśli istniałaby na świecie sprawiedliwość, pokojowy Nobel należał się bezwarunkowo Ojcu Świętemu. Nobel dla mnie pomógł ówczesnej opozycji demokratycznej rozbić system, był dla nas zachętą i podziękowaniem. Szkoda, że w tym roku do oczywistego wyboru dorobiono bieżącą politykę. Polacy muszą jak najszybciej zapomnieć o tym, co się stało. Wystawianie autorytetu papieża na licytację było poważnym błędem. To zbyt wielki człowiek, żeby stawał w tego typu konkursach. ELENA BONER wdowa po Andrieju Sacharowie, laureacie Pokojowej Nagrody Nobla w 1975 r., prezes Fundacji im. Andrieja Sacharowa w Moskwie Nie znam pani Shirin Ebadi ani nie wiem, czego dokonała. Podejrzewam, że sporo osób dopiero teraz o niej usłyszy. Moim faworytem był Siergiej Kowaliow, obrońca praw człowieka, mój przyjaciel i współpracownik. Cały świat jest również świadom tego, co dla ludzkości zrobił papież. Bardzo niejasne są dziś zasady przyznawania Pokojowej Nagrody Nobla. Sposób wyłaniania laureatów jest bliższy politycznym rozgrywkom aniżeli obiektywnemu uznaniu pracy wielu wybitnych ludzi na rzecz pokoju. |
Więcej możesz przeczytać w 42/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.