Zdrada w Internecie niczym nie różni się od zdrady w rzeczywistości. Tak Stolica Apostolska zareagowała na masowe uprawianie seksu w sieci, bez cielesnego kontaktu kochanków. - Zmierzamy ku seksualnej samowystarczalności. Seks uprawiany za pośrednictwem nowoczesnej technologii stanie się dominujący - przewiduje seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz, autor książki "Seks w sieci".
Zdrada w Internecie niczym nie różni się od zdrady w rzeczywistości. Tak Stolica Apostolska zareagowała na masowe uprawianie seksu w sieci, bez cielesnego kontaktu kochanków. - Zmierzamy ku seksualnej samowystarczalności. Seks uprawiany za pośrednictwem nowoczesnej technologii stanie się dominujący - przewiduje seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz, autor książki "Seks w sieci". Seksualna samowystarczalność oznacza, oprócz cyberseksu, wszelkie formy autoerotyzmu uprawianego z pomocą orgazmotronów (maszyn i urządzeń do wywoływania orgazmu), sztucznych narządów płciowych czy pełnowymiarowych fantomów kobiet i mężczyzn, z którymi można spółkować.
Amerykanin Kenneth Jones wniósł niedawno pozew o rozwód, przedstawiając jako dowody zdrady dysk komputera używanego przez jego żonę oraz treść jej e-maili. Jones twierdzi, że żona zdradzała go, uprawiając ostry cyberseks z oddalonym o kilka tysięcy kilometrów kochankiem. Inny Amerykanin, 23-letni Edward C. Anderson, został skazany na rok więzienia za cyberseks z poznaną na czacie czternastolatką. Z badań amerykańskich seksuologów, którymi kierował Al Cooper, wynika, że już 8 proc. użytkowników Internetu, czyli prawie 65 mln osób, jest uzależnionych od cyberseksu. Z kolei około 150 mln osób na co dzień korzysta z seksualnych gadżetów, które zastępują im realnego partnera.
Wibrator sprzed naszej ery
Reay Tannahill w swojej "Historii seksu" zauważa, że prototypy dzisiejszych wibratorów powstały już w III wieku p.n.e. w greckim Milecie. Kobiety w starożytnej Grecji często czuły się seksualnie ignorowane przez mężów, bardziej ceniących sobie stosunki homoseksualne. Musiały więc sobie radzić same. Zamawiały u szewców urządzenia ze skóry o kształcie wrzeciona. Wiesław Ślósarz, seksuolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, zauważa, że kiedyś przyrządy stosowane do seksualnego samozaspokojenia lepiono z gliny, później oglądano pisma erotyczne, a obecnie przyszedł czas na substytuty niemal doskonałe. Pierwsze fantomy kobiet do uprawiania seksu były wykonane z materiału podobnego do piłek plażowych. Dzisiejsze sex dolls mają naturalne włosy, są zrobione z materiału doskonale imitującego skórę, a po wypełnieniu ciepłą wodą kontakt z nimi przypomina dotyk prawdziwego ciała.
Powstanie erotycznych linii telefonicznych było dowodem na to, jak ważną funkcję odgrywa w seksie rozmowa. I okazało się, że kiedy nie ma kontaktu twarzą w twarz, rozmowy są znacznie odważniejsze, bardziej podniecające. Na tysiącach internetowych czatów ludzie, którzy nigdy się nie spotkali, w nieskrępowany sposób artykułują swoje seksualne upodobania, co ułatwia uprawianie seksu na odległość. Najbardziej korzystają z tej formy osoby nieśmiałe, które w realnym świecie nie odważyłyby się rozmawiać na temat seksu. - Dzięki sieci ludzie poznają nowe obszary własnej seksualności. Większość z nich nie podejrzewała nawet, jak podniecający może być dla nich wulgarny język. Kontakt z partnerem za pośrednictwem komputera sprawia, że można sobie pozwolić na ryzykowne zachowania bez strachu, że zostanie się odrzuconym - tłumaczy prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog.
Z raportu Durexu "Postawy i zachowania seksualne 2003" wynika, że seks za pośrednictwem telefonów, SMS-ów czy e-maili uprawiał prawie co czwarty ankietowany. Rekordzistami w tej dziedzinie są Amerykanie i Brytyjczycy.
Erotyczne SMS-y i e-maile są w jakimś sensie kontynuacją erotycznej epistolografii. Już w starożytności swoją namiętność do żony przelewał na papier Owidiusz. W jednym z listów do Józefiny Napoleon napisał: "Wracam za kilka dni, ukochana. Nie myj się do tego czasu, bo chcę czuć mocno twój zapach". W Polsce najbardziej znanym przykładem listów o wyraźnie erotycznym zabarwieniu jest korespondencja królowej Marysieńki i Jana III Sobieskiego.
Powszechny onanizm
Seks przez Internet, czyli de facto onanizm, pociąga, bo jest niezobowiązujący i nie zabiera tyle czasu, ile rzeczywisty. Badania amerykańskiego Instytutu Kinseya dowodzą, że dla ponad 60 proc. kobiet i 40 proc. mężczyzn tradycyjny seks jest zajęciem uciążliwym. Aż 40 proc. kobiet z dyplomem uniwersyteckim często jest zbyt zmęczona, by mieć ochotę na miłosne igraszki, więc decydują się na seks przez Internet. Z "Raportu seksualności Polaków - Pfizer" wynika, że z 95 proc. do 85 proc., czyli aż o 10 proc., spadła liczba 20-30-latków, którzy uprawiają seks z partnerem, natomiast już 26 proc. 25-latków i 35-latków zaspokaja swoje potrzeby seksualne poprzez różne formy autoerotyzmu (w tym uprawiając seks przez Internet). - Coraz więcej młodych ludzi nastawia się na robienie kariery, rezygnując z normalnego życia seksualnego - mówi prof. Zbigniew Izdebski. Wystarczają im namiastki: 44 proc. - flirtowanie, a 13 proc. - rozmowa na czacie o seksie.
Stoimy u progu drugiej rewolucji seksualnej - mówią zgodnie seksuolodzy i antropolodzy. Pierwsza przypada na przełom lat 60. i 70. XX wieku i wiąże się z wczesną inicjacją oraz z częstym zmienianiem partnerów. Obecna rewolucja polega na coraz częstszym uprawianiu seksu bez kontaktu z partnerem twarzą w twarz. Oznacza to zanegowanie czy modyfikację wielu dotychczasowych funkcji seksu. Umacniał on więź między ludźmi, cementował rodzinę, uczył empatii, czułości i altruizmu. Seks pozbawiony realnego kontaktu staje się czynnością mechaniczną i egoistyczną. Młodzi ludzie, którzy zamiast randki w rzeczywistym świecie wybierają randkowy czat czy cyberseks, są znacznie mniej uspołecznieni.
Seks z Claudią Schiffer
Drugą rewolucję seksualną w dużym stopniu umożliwiła tzw. teleimersja. To trójwymiarowa transmisja obrazu jakiejś osoby z wielu punktów widzenia. Jest ona możliwa dzięki sieci kamer cyfrowych i laserowych czujników. Teleimersja to połączenie rzeczywistości wirtualnej i wideokonferencji. Umożliwia ona osobom oddalonym o tysiące kilometrów kontakt tak naturalny, jakby byli w tym samym pomieszczeniu. Umożliwia też reagowanie na zachowanie innej osoby w czasie rzeczywistym. To sprawia, że doznania są niemal tak silne jak wtedy, gdy przebywamy z partnerem w jednym pomieszczeniu. Teleimersja pozwala nawet nieatrakcyjnym fizycznie partnerom komputerowo zmieniać swój wygląd, na przykład nałożyć twarz znanej modelki czy aktora - Claudii Schiffer czy Bruce'a Willisa.
W powieści "Neuromancer" (1984) Williama Gibsona, od której zaczął się ruch cyberpunk, bohater przenosi się do wirtualnej rzeczywistości, gdzie intensywniej niż w tzw. realu przeżywa różne podniety, w tym erotyczne. Prof. Lew-Starowicz, który obserwował amerykańskie eksperymenty z wykorzystaniem teleimersji do celów erotycznych, twierdzi, że już niedługo będzie się w ten sposób leczyć zaburzenia seksualne, przede wszystkim u osób niepełnosprawnych. Bardzo zaawansowane są już prace w tej dziedzinie w laboratoriach uniwersytetów w Karolinie Północnej i Pensylwanii oraz firmie Advanced Network & Services.
Przeprowadzono już (w znanej z produkcji filmów erotycznych firmie Vivid Entertainment) testy z kombinezonem wyposażonym w kilkadziesiąt czujników umieszczonych w okolicach erogennych, przekazujących bodźce dotykowe między partnerami. Czujniki stymulują określone miejsca na komendę wpisaną na klawiaturze lub kliknięcie myszką. Zaawansowane są prace nad urządzeniami transmitującymi bodźce węchowe, dzięki czemu będzie można odbierać zapach ciała partnera.
Od niedawna kobietom cierpiącym na anorgazmię wszczepia się (pod skórę na pośladkach) stymulator orgazmu (orgazmotron). Taką operację przeprowadził Stuart Meloy z Pain Managment Clinic z Piedmont w Karolinie Północnej, autor patentu na orgazmotron. Już od kilku lat amerykańscy lekarze przepisują kobietom na receptę urządzenie o nazwie Eros, które umieszczane jest nad łechtaczką i poprzez zasysanie powietrza pozwala odczuwać większą rozkosz.
Orgazmotrony i wyposażone w sztuczne zmysły urządzenia do uprawiania seksu na odległość wyprą z rynku powszechnie dziś dostępne gadżety erotyczne w rodzaju wibratorów czy lalek. Na razie są one drogie: kombinezon do seksu na odległość kosztuje dziś ponad 20 tys. dolarów. Masowa produkcja spowoduje jednak spadek cen do kilkuset dolarów. Popyt na takie urządzenia jest ogromny: w badaniach Durexu prawie trzy czwarte ankietowanych (z ponad 30 krajów) przyznało, że gotowi są zapłacić nawet kilka tysięcy dolarów za urządzenia pozwalające im przeżywać orgazm bez kontaktu twarzą w twarz z partnerem.
Ludzie roboty
Bruno Latour i Douglas S. North, amerykańscy socjologowie, twierdzą, że w Japonii już dziś więcej młodych ludzi ma kontakty erotyczne za pośrednictwem komputera niż w realnym świecie. Niektórym z nich wystarczy komputer i wygenerowany przez niego sztuczny partner, który będzie dostarczał podobnych bodźców jak prawdziwy, a dodatkowo będzie jeszcze realizował pragnienia niemożliwe do spełnienia w realnym świecie. Psycholog David Buss, autor książki "Ewolucja pożądania", twierdzi, że coraz bardziej wymyślny wirtualny seks doprowadzi do katastrofy tradycyjnych związków, bo realny partner nie będzie w stanie spełnić naszych wygórowanych oczekiwań. Stanie się tak wskutek działania tzw. superbodźców. - Teoria superbodźców głosi, że w sposób mocniejszy reagujemy na coś niezwykle atrakcyjnego, na przykład idealny silikonowy biust. W światach wirtualnych takich bodźców są dziesiątki, więc wyrastający w kontakcie z nimi siedemnastolatek może być rozczarowany tym, co go otacza - mówi Tomasz Szlendak, socjolog, autor książki "Architektonika romansu".
Fascynację seksem na odległość wzmacnia to, że w sztucznych światach każdy jest atrakcyjny. - W Internecie każdy może uwodzić słowem. Ludzie, którzy w rzeczywistości często są bez szans, na przykład niepełnosprawni, mają tam takie same szanse jak superprzystojniacy - mówi Janusz L. Wiśniewski, profesor informatyki, autor bestsellera "S@motność w sieci". Bohaterowie jego książki są w sobie szaleńczo zakochani, dopóki piszą do siebie e-maile. Kiedy spotykają się w tzw. realu, ich związek się rozpada. Zdaniem Wiśniewskiego, uprawianie seksu w sieci bardzo spłaszcza proces uwodzenia. Miłość, którą sławili średniowieczni trubadurzy, z Bertranem de Bornem na czele, i język, którym o niej mówiono, dla zwolenników cyberseksu są anachronizmem.
Lykke Aresin i Kurt Starke, autorzy "Leksykonu erotyki", twierdzą, że uprawiając seks bez rzeczywistego kontaktu z drugim człowiekiem, odzwyczaimy się od "rytuałów społecznych, randkowania, tradycyjnych związków seksualnych, nie mówiąc o małżeństwie". Tymczasem nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z drugą osobą, o czym przekonują dzieje cywilizacji. Nie jest ona przecież dziełem robotów, a takimi quasi-robotami są osoby zadowalające się seksem na odległość.
Więcej możesz przeczytać w 14/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.