Nareszcie! - odetchnęli z wielką ulgą nasi miłośnicy eurokonstytucji.
Nareszcie! - odetchnęli z wielką ulgą nasi miłośnicy eurokonstytucji. Nareszcie Miller poszedł po rozum do głowy, czyli posypał głowę popiołem i przywdział pokutny wór (vide: "Kompromisowa kapitulacja"). Nareszcie Olechowski, Geremek, Smolar, Żakowski et consortes z Partii Białej Flagi (PBF) przestali się kiwać i gryźć kciuki (objawy choroby sierocej), że jesteśmy przez Europę odrzuceni i przez to oni sami są rzadziej głaskani po główkach (byli głaskani tylko po połowie głowy). Z członkami PBF jest jeden problem - nie wierzą w siebie, a nawet mają o sobie żałosne mniemanie (nadymanie się to tylko maska). Właściwie prezentują się jak wirtualne postacie stworzone z wiązki światła świecącej z Paryża i Berlina. Kiedy nikt z możnych nie mówi: "Tak, jesteście mądrzy, dobrze wychowani, kulturalni", cierpiący na chorobę sierocą Polacy nie wierzą, że tacy są, i wpadają w depresję.
Mam nieodparte wrażenie, że wielka miłość członków PBF do prawdziwych (parysko-berlińskich) Europejczyków ma w sobie coś z seksu uprawianego bez kontaktu z realnym partnerem (vide: cover story tego numeru "E-Seksfilia"). Eurokonstytucja i lobby chwalące PBF z Paryża czy Berlina to rodzaj orgazmotronów (przyrządów do wywoływania orgazmu). W kontakcie z nimi dotknięci chorobą sierocą hiper-Europejczycy przeżywają wirtualny orgazm, czyli tak naprawdę uprawiają euroonanizm. Oczywiście, jeśli nikt nas tak naprawdę nie kocha, jest to jakiś rodzaj miłości. PBF, namawiając Polaków do uprawiania euroseksu zastępczego, pozbawia nas całej przyjemności. Kiedy Miller, wspierany przez Aznara, przeciwstawił się dyktatowi kochających nas na odległość eurokonstytucjomaniaków, poczuliśmy się ważni. Szefowie innych państw UE zaczęli z nami romansować, uwodzić nas, zamiast traktować jak łatwe cichodajki. Gdybyśmy wtedy się im bez walki poddali, czulibyśmy się jak ktoś, kto pokątnie został seksualnie wykorzystany. Obecna euforia PBF z uległości wobec osi Paryż - Berlin jest czymś w rodzaju zadowolenia z przypadkowego seksu. Na dłużej zostaje po tym moralny kac i wyrzuty sumienia.
Do czego prowadzi filozofia i strategia działania w stylu PBF, można się przekonać po tym, co nastąpiło po zamachach Al-Kaidy w Madrycie. Gdyby pozostać przy seksualnych odniesieniach, można by powiedzieć, że doszło do gwałtu, ale gwałciciel zamiast kary otrzymał nagrodę (zmianę rządu, obietnicę wycofania hiszpańskich wojsk z Iraku i wzmocnienie antyamerykańskiej histerii). Podczas gdy Stany Zjednoczone w ogóle nie dopuszczają dialogu z gwałcicielem, duża część Europy zaczyna mu współczuć, bo biedaczek widocznie nie potrafił się zaspokoić inaczej niż gwałtem. Oczywiście, że takie rozumowanie i taka postawa to moralna katastrofa i zachęta do kolejnych gwałtów. Kiedy Izrael karze wielokrotnego gwałciciela śmiercią, współczująca przestępcy Europa jest oburzona (vide: "Izrael w stanie Alef"). Ciekawe, co ci ludzie zrobiliby, gdyby w ich otoczeniu praktycznie codziennie dochodziło do gwałtów, a ofiarami byli ich bliscy? Mało kto zwrócił uwagę, że zabicie szejka Jasina to była operacja wojskowa, a nie policyjna, i to operacja w ramach toczącej się wojny z terroryzmem. A na wojnie likwidacja przeciwnika należy do normalnych środków - czy to się nam podoba, czy nie. Na wojnie gwałciciel jest po prostu stawiany przed plutonem egzekucyjnym.
Zgoda na przyjęcie eurokonstytucji w wersji Giscarda d'Estaing oraz triumf Partii Białej Flagi to jak zastąpienie normalnego seksu wirtualnym. Niby efekt końcowy jest podobny, ale gdzie tu przyjemność, poczucie bliskości, partnerstwo, czułość czy empatia. Czy członkowie Partii Białej Flagi nie czują, że dać się wykorzystać seksualnie to jednak nie to samo, co się z kimś kochać? Tym bardziej że oczekują za to zapłaty.
Mam nieodparte wrażenie, że wielka miłość członków PBF do prawdziwych (parysko-berlińskich) Europejczyków ma w sobie coś z seksu uprawianego bez kontaktu z realnym partnerem (vide: cover story tego numeru "E-Seksfilia"). Eurokonstytucja i lobby chwalące PBF z Paryża czy Berlina to rodzaj orgazmotronów (przyrządów do wywoływania orgazmu). W kontakcie z nimi dotknięci chorobą sierocą hiper-Europejczycy przeżywają wirtualny orgazm, czyli tak naprawdę uprawiają euroonanizm. Oczywiście, jeśli nikt nas tak naprawdę nie kocha, jest to jakiś rodzaj miłości. PBF, namawiając Polaków do uprawiania euroseksu zastępczego, pozbawia nas całej przyjemności. Kiedy Miller, wspierany przez Aznara, przeciwstawił się dyktatowi kochających nas na odległość eurokonstytucjomaniaków, poczuliśmy się ważni. Szefowie innych państw UE zaczęli z nami romansować, uwodzić nas, zamiast traktować jak łatwe cichodajki. Gdybyśmy wtedy się im bez walki poddali, czulibyśmy się jak ktoś, kto pokątnie został seksualnie wykorzystany. Obecna euforia PBF z uległości wobec osi Paryż - Berlin jest czymś w rodzaju zadowolenia z przypadkowego seksu. Na dłużej zostaje po tym moralny kac i wyrzuty sumienia.
Do czego prowadzi filozofia i strategia działania w stylu PBF, można się przekonać po tym, co nastąpiło po zamachach Al-Kaidy w Madrycie. Gdyby pozostać przy seksualnych odniesieniach, można by powiedzieć, że doszło do gwałtu, ale gwałciciel zamiast kary otrzymał nagrodę (zmianę rządu, obietnicę wycofania hiszpańskich wojsk z Iraku i wzmocnienie antyamerykańskiej histerii). Podczas gdy Stany Zjednoczone w ogóle nie dopuszczają dialogu z gwałcicielem, duża część Europy zaczyna mu współczuć, bo biedaczek widocznie nie potrafił się zaspokoić inaczej niż gwałtem. Oczywiście, że takie rozumowanie i taka postawa to moralna katastrofa i zachęta do kolejnych gwałtów. Kiedy Izrael karze wielokrotnego gwałciciela śmiercią, współczująca przestępcy Europa jest oburzona (vide: "Izrael w stanie Alef"). Ciekawe, co ci ludzie zrobiliby, gdyby w ich otoczeniu praktycznie codziennie dochodziło do gwałtów, a ofiarami byli ich bliscy? Mało kto zwrócił uwagę, że zabicie szejka Jasina to była operacja wojskowa, a nie policyjna, i to operacja w ramach toczącej się wojny z terroryzmem. A na wojnie likwidacja przeciwnika należy do normalnych środków - czy to się nam podoba, czy nie. Na wojnie gwałciciel jest po prostu stawiany przed plutonem egzekucyjnym.
Zgoda na przyjęcie eurokonstytucji w wersji Giscarda d'Estaing oraz triumf Partii Białej Flagi to jak zastąpienie normalnego seksu wirtualnym. Niby efekt końcowy jest podobny, ale gdzie tu przyjemność, poczucie bliskości, partnerstwo, czułość czy empatia. Czy członkowie Partii Białej Flagi nie czują, że dać się wykorzystać seksualnie to jednak nie to samo, co się z kimś kochać? Tym bardziej że oczekują za to zapłaty.
Więcej możesz przeczytać w 14/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.