Według Mahometa, "jedynie wspólnota jako całość nie może się mylić"
Skończcie już, szczytu nie będzie. Zapraszam wszystkich na obiad - oświadczył Habib ben Yahia, szef tunezyjskiej dyplomacji, wchodząc do sali, gdzie zapominając o protokole, a nierzadko też o dobrych manierach, kłóciło się 22 ministrów spraw zagranicznych państw arabskich. Próbowali ustalić porządek obrad szczytu Ligi Arabskiej. Powoli stawało się jednak jasne, że szczyt w Tunisie będzie kompletną klapą, bo delegaci zamiast zająć się planami modernizacji regionu, będą w kwiecistych mowach wracać do zabicia szejka Jasina, duchowego przywódcy Hamasu, atakując "hipokryzję Zachodu popierającego Izrael".
A co z reformami w Arabii? - Kiedy na Bliskim Wschodzie powstanie pierwszy dom starców, będzie to oznaczało koniec cywilizacji arabskiej - powiedział przed laty Hosni Mubarak. Dla Europejczyka czy Amerykanina rodzina to zazwyczaj kilkoro najbliższych. Dla Araba to armia co najmniej kilkudziesięciu krewnych, dzięki którym nie tylko nie jest nigdy samotny, ale też nie czuje się bezbronny wobec przeciwności losu. Ściśle zhierarchizowana liczna rodzina, spuścizna czasów kolonialnych, arabski nacjonalizm i powiązane z nim przeświadczenie, że wszyscy Arabowie stworzą kiedyś jedno państwo, czy wreszcie uważana za głęboko niesprawiedliwą polityka Zachodu na Bliskim Wschodzie to tylko wierzchołek góry argumentów podnoszonych podczas dyskusji o tym, czy islam i demokrację można pogodzić. Dyskusji, które najczęściej kończą się stwierdzeniem, że to niemożliwe. Na szczęście ani takie debaty, ani przepychanki w Lidze Arabskiej nie przeszkadzają maleńkiemu Bahrajnowi w przeprowadzaniu wyborów do parlamentu. Opozycji też nie chce tam już nikt mordować, a rządzący tym państewkiem szejk Chalifa zwalnia więźniów politycznych. Wprowadzanie w kraju demokracji, początkowo traktowanej przez jego rodaków jak fanaberia przywódcy, dziś staje się faktem.
Dyktatura Koranu
- Na pewno Arabowie nie stworzą demokracji w zachodnim rozumieniu tego słowa. Nasza demokracja powstawała przez setki lat w europejskim kręgu kulturowym i dla Europejczyków. Arabowie muszą stworzyć własny system dla siebie - twierdzi prof. Marek Dziekan, arabista.
Na Zachodzie popularna jest opinia, że islam i demokracja się wykluczają, bo w Koranie nie ma rozdziału między państwem a religią, władca zaś pochodzi z nadania boskiego. - Tyle że twierdzenia o boskim namaszczeniu władcy nie odpowiadają na pytanie, dlaczego w Egipcie czy Syrii mamy do czynienia z dyktaturami wojskowymi - uważa Fred Halliday, profesor stosunków międzynarodowych w London School of Economics. Jego zdaniem, islam z systemami tych państw nie ma nic wspólnego: - Religia stała się tam wygodnym i użytecznym narzędziem. I tylko tak rozpatrując zagadnienie, można mówić, że islam sprzyja systemom totalitarnym i autorytarnym.
Koran i Sunnę (zbiór opowieści o życiu proroka) można bowiem różnie interpretować. "Są w niej znaki solidne - one stanowią istotę Księgi - i inne, dwuznaczne. Ci, co w sercach mają skłonność do zwątpienia, postępują za tym, co w niej wieloznaczne, szukając niezgody" (Koran, sura III:7). Zwolennicy reinterpretacji nauk proroka podkreślają, że jednym z korzeni prawodawstwa obok Koranu i Sunny jest idżma, czyli zgoda wspólnoty w rozsądzanej sprawie, bowiem "wspólnota jako całość nie może się mylić" - to z kolei słowa samego Mahometa zapisane w Sunnie.
Ból zęba muzułmanów
Dr Muqtedar Khan, politolg z Adrian College w Michigan, przypomina, że etymologiczne korzenie słowa "islam" tkwią w słowie "salam", czyli pokój. - Niedorozwój świata muzułmańskiego obejmuje również rozpowszechnioną nieznajomość praw islamu, nawet wśród tych, którzy twierdzą, że mówią w jego imieniu - mówi dr Khan. Arabski intelektualista Edward W. Said widział problem w tym, że "zasad islamu nigdy nie podważono, przez co wciąż interpretowany jest niemal tak samo jak setki lat temu". Amerykański politolog Daniel Pipes ujął to tak: "Zasadnicze różnice między religiami dotyczą wyższego krytycyzmu, który chrześcijaństwo i judaizm musiały wytrzymać pod koniec XIX wieku. Przetrzymały naukowe śledztwo dotyczące pochodzenia, historii i pism świętych (...) Islam przeciwnie - kiedy podobne krytyczne badania nad nim nabierają tempa, główną strategią muzułmańską jest dotychczas ignorowanie ich w nadziei, że rewizjonizm, jak ból zęba, przeminie. A nie przeminie".
Dziedzictwo poprzedniego pokolenia nie pozostawia złudzeń, że czas na zmiany. Bliski Wschód to region zacofany społecznie i gospodarczo. Do myślenia daje informacja, iż ponad połowa arabskich nastolatków ankietowanych przez ONZ w 22 krajach chce wyemigrować. Przy obecnym wskaźniku wzrostu gospodarczego (0,5 proc.) przeciętny Arab będzie potrzebował 140 lat, by podwoić swój dochód - Europejczyk dekady. Życie kulturalne i naukowe jest w głębokiej zapaści, a zacofanie intelektualne - zdaniem ekspertów ONZ - powszechne. Arabowie są najbardziej upośledzeni na świecie pod względem swobód obywatelskich. Ponad połowa Arabek nie umie czytać i pisać. Autorzy raportu, eksperci z państw islamskich, za główną przyczynę niedorozwoju regionu uznali brak demokracji. We wnioskach końcowych raportu wskazano, iż tolerowanie przez Arabów systemów niedemokratycznych wynika z ugruntowanego w tradycji szacunku do władzy i z przeświadczenia, iż "mądrość pochodzi z tekstu, a nie doświadczenia". - Lęk przed fawda, czyli chaosem, oraz fitina - schizmą - jest nałogiem arabsko-islamskich nauczycieli - wyjaśnia syryjski intelektualista współtworzący raport ONZ. - Nie uczymy samodzielnego myślenia, nie wyjaśniamy i nie tłumaczymy, nie uczymy stawiania pytań. Dlatego nasze społeczeństwa składają się z armii młodych Arabów - bezkrytycznych, a jednocześnie bezrobotnych i rozgoryczonych.
Wzorzec z Madrytu
Jordański król Abdullah czy Mohamed VI z Maroka za wzór stawiają sobie hiszpańskiego Juana Carlosa i starają się unowocześniać swoje państwa. Katarskiemu szejkowi Hamadowi bin Chalifie al-Thaniemu wiara w nauki Mahometa nie przeszkadzała w przekształcaniu kraju w monarchię konstytucyjną, liberalizacji gospodarki ani nawet w legalizacji alkoholu. Jemeński prezydent Saleh pod międzynarodowym naciskiem zdobył się na decentralizację władzy. Nawet w konserwatywnej Arabii Saudyjskiej zanosi się na zmiany. Władcy w Rijadzie jeszcze niedawno twierdzili, że islam i demokracja "są na kursie kolizyjnym". A dziś? Książe Abdullah oświadczył, że zamierza ograniczyć stypendia dla 30 tys. członków rodziny królewskiej, oraz zapowiedział wybory. Na początek lokalne.
- W przeszłości formuła rządów była prosta: rządzący dbali o ludzi, a ci w zamian dawali im mandat do rządzenia. Ta formuła się jednak wyczerpała. Jeśli rządzący nie mogą dłużej zapewniać dobrobytu, lud zażądał, by podzielili się z nim władzą - twierdzi Frank Gardner, brytyjski publicysta i znawca świata islamu. Raport ONZ mówi, że "spośród siedmiu regionów świata państwa arabskie mają najniższy poziom wolności na świecie", a "bez zmiany systemu rządzenia zmian na lepsze tam nie będzie". - Najpoważniejszym problemem Bliskiego Wschodu jest dziś to, że nie zgadzamy się w sprawie naszych priorytetów - uważa Abu Taleb, ekspert ds. polityki Ligi Arabskiej w kairskim Centrum Studiów Strategicznych i Politycznych. Jego zdaniem, reformy w tym regionie powinny być wprowadzane we wszystkich krajach. - W ten sposób będzie nam po prostu łatwiej. Najpierw jednak musimy stworzyć swój własny model, nie tylko polityczny, ale też gospodarczy i dotyczący polityki bezpieczeństwa, by nie powtarzały się zarzuty, że wzorce są nam narzucane z zewnątrz.
W większości państw Bliskiego Wschodu odeszło lub odchodzi pokolenie, które rządziło tam przez ostatnich kilkadziesiąt lat, wykorzystując do utrzymywania władzy islam i arabski nacjonalizm. Po nich może, choć nie musi, nadejść arabska demokracja.
A co z reformami w Arabii? - Kiedy na Bliskim Wschodzie powstanie pierwszy dom starców, będzie to oznaczało koniec cywilizacji arabskiej - powiedział przed laty Hosni Mubarak. Dla Europejczyka czy Amerykanina rodzina to zazwyczaj kilkoro najbliższych. Dla Araba to armia co najmniej kilkudziesięciu krewnych, dzięki którym nie tylko nie jest nigdy samotny, ale też nie czuje się bezbronny wobec przeciwności losu. Ściśle zhierarchizowana liczna rodzina, spuścizna czasów kolonialnych, arabski nacjonalizm i powiązane z nim przeświadczenie, że wszyscy Arabowie stworzą kiedyś jedno państwo, czy wreszcie uważana za głęboko niesprawiedliwą polityka Zachodu na Bliskim Wschodzie to tylko wierzchołek góry argumentów podnoszonych podczas dyskusji o tym, czy islam i demokrację można pogodzić. Dyskusji, które najczęściej kończą się stwierdzeniem, że to niemożliwe. Na szczęście ani takie debaty, ani przepychanki w Lidze Arabskiej nie przeszkadzają maleńkiemu Bahrajnowi w przeprowadzaniu wyborów do parlamentu. Opozycji też nie chce tam już nikt mordować, a rządzący tym państewkiem szejk Chalifa zwalnia więźniów politycznych. Wprowadzanie w kraju demokracji, początkowo traktowanej przez jego rodaków jak fanaberia przywódcy, dziś staje się faktem.
Dyktatura Koranu
- Na pewno Arabowie nie stworzą demokracji w zachodnim rozumieniu tego słowa. Nasza demokracja powstawała przez setki lat w europejskim kręgu kulturowym i dla Europejczyków. Arabowie muszą stworzyć własny system dla siebie - twierdzi prof. Marek Dziekan, arabista.
Na Zachodzie popularna jest opinia, że islam i demokracja się wykluczają, bo w Koranie nie ma rozdziału między państwem a religią, władca zaś pochodzi z nadania boskiego. - Tyle że twierdzenia o boskim namaszczeniu władcy nie odpowiadają na pytanie, dlaczego w Egipcie czy Syrii mamy do czynienia z dyktaturami wojskowymi - uważa Fred Halliday, profesor stosunków międzynarodowych w London School of Economics. Jego zdaniem, islam z systemami tych państw nie ma nic wspólnego: - Religia stała się tam wygodnym i użytecznym narzędziem. I tylko tak rozpatrując zagadnienie, można mówić, że islam sprzyja systemom totalitarnym i autorytarnym.
Koran i Sunnę (zbiór opowieści o życiu proroka) można bowiem różnie interpretować. "Są w niej znaki solidne - one stanowią istotę Księgi - i inne, dwuznaczne. Ci, co w sercach mają skłonność do zwątpienia, postępują za tym, co w niej wieloznaczne, szukając niezgody" (Koran, sura III:7). Zwolennicy reinterpretacji nauk proroka podkreślają, że jednym z korzeni prawodawstwa obok Koranu i Sunny jest idżma, czyli zgoda wspólnoty w rozsądzanej sprawie, bowiem "wspólnota jako całość nie może się mylić" - to z kolei słowa samego Mahometa zapisane w Sunnie.
Ból zęba muzułmanów
Dr Muqtedar Khan, politolg z Adrian College w Michigan, przypomina, że etymologiczne korzenie słowa "islam" tkwią w słowie "salam", czyli pokój. - Niedorozwój świata muzułmańskiego obejmuje również rozpowszechnioną nieznajomość praw islamu, nawet wśród tych, którzy twierdzą, że mówią w jego imieniu - mówi dr Khan. Arabski intelektualista Edward W. Said widział problem w tym, że "zasad islamu nigdy nie podważono, przez co wciąż interpretowany jest niemal tak samo jak setki lat temu". Amerykański politolog Daniel Pipes ujął to tak: "Zasadnicze różnice między religiami dotyczą wyższego krytycyzmu, który chrześcijaństwo i judaizm musiały wytrzymać pod koniec XIX wieku. Przetrzymały naukowe śledztwo dotyczące pochodzenia, historii i pism świętych (...) Islam przeciwnie - kiedy podobne krytyczne badania nad nim nabierają tempa, główną strategią muzułmańską jest dotychczas ignorowanie ich w nadziei, że rewizjonizm, jak ból zęba, przeminie. A nie przeminie".
Dziedzictwo poprzedniego pokolenia nie pozostawia złudzeń, że czas na zmiany. Bliski Wschód to region zacofany społecznie i gospodarczo. Do myślenia daje informacja, iż ponad połowa arabskich nastolatków ankietowanych przez ONZ w 22 krajach chce wyemigrować. Przy obecnym wskaźniku wzrostu gospodarczego (0,5 proc.) przeciętny Arab będzie potrzebował 140 lat, by podwoić swój dochód - Europejczyk dekady. Życie kulturalne i naukowe jest w głębokiej zapaści, a zacofanie intelektualne - zdaniem ekspertów ONZ - powszechne. Arabowie są najbardziej upośledzeni na świecie pod względem swobód obywatelskich. Ponad połowa Arabek nie umie czytać i pisać. Autorzy raportu, eksperci z państw islamskich, za główną przyczynę niedorozwoju regionu uznali brak demokracji. We wnioskach końcowych raportu wskazano, iż tolerowanie przez Arabów systemów niedemokratycznych wynika z ugruntowanego w tradycji szacunku do władzy i z przeświadczenia, iż "mądrość pochodzi z tekstu, a nie doświadczenia". - Lęk przed fawda, czyli chaosem, oraz fitina - schizmą - jest nałogiem arabsko-islamskich nauczycieli - wyjaśnia syryjski intelektualista współtworzący raport ONZ. - Nie uczymy samodzielnego myślenia, nie wyjaśniamy i nie tłumaczymy, nie uczymy stawiania pytań. Dlatego nasze społeczeństwa składają się z armii młodych Arabów - bezkrytycznych, a jednocześnie bezrobotnych i rozgoryczonych.
Wzorzec z Madrytu
Jordański król Abdullah czy Mohamed VI z Maroka za wzór stawiają sobie hiszpańskiego Juana Carlosa i starają się unowocześniać swoje państwa. Katarskiemu szejkowi Hamadowi bin Chalifie al-Thaniemu wiara w nauki Mahometa nie przeszkadzała w przekształcaniu kraju w monarchię konstytucyjną, liberalizacji gospodarki ani nawet w legalizacji alkoholu. Jemeński prezydent Saleh pod międzynarodowym naciskiem zdobył się na decentralizację władzy. Nawet w konserwatywnej Arabii Saudyjskiej zanosi się na zmiany. Władcy w Rijadzie jeszcze niedawno twierdzili, że islam i demokracja "są na kursie kolizyjnym". A dziś? Książe Abdullah oświadczył, że zamierza ograniczyć stypendia dla 30 tys. członków rodziny królewskiej, oraz zapowiedział wybory. Na początek lokalne.
- W przeszłości formuła rządów była prosta: rządzący dbali o ludzi, a ci w zamian dawali im mandat do rządzenia. Ta formuła się jednak wyczerpała. Jeśli rządzący nie mogą dłużej zapewniać dobrobytu, lud zażądał, by podzielili się z nim władzą - twierdzi Frank Gardner, brytyjski publicysta i znawca świata islamu. Raport ONZ mówi, że "spośród siedmiu regionów świata państwa arabskie mają najniższy poziom wolności na świecie", a "bez zmiany systemu rządzenia zmian na lepsze tam nie będzie". - Najpoważniejszym problemem Bliskiego Wschodu jest dziś to, że nie zgadzamy się w sprawie naszych priorytetów - uważa Abu Taleb, ekspert ds. polityki Ligi Arabskiej w kairskim Centrum Studiów Strategicznych i Politycznych. Jego zdaniem, reformy w tym regionie powinny być wprowadzane we wszystkich krajach. - W ten sposób będzie nam po prostu łatwiej. Najpierw jednak musimy stworzyć swój własny model, nie tylko polityczny, ale też gospodarczy i dotyczący polityki bezpieczeństwa, by nie powtarzały się zarzuty, że wzorce są nam narzucane z zewnątrz.
W większości państw Bliskiego Wschodu odeszło lub odchodzi pokolenie, które rządziło tam przez ostatnich kilkadziesiąt lat, wykorzystując do utrzymywania władzy islam i arabski nacjonalizm. Po nich może, choć nie musi, nadejść arabska demokracja.
|
Więcej możesz przeczytać w 15/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.