Jeśli kiedyś powstanie pomnik Leppera, to figura przywódcy Samoobrony zamiast na cokole powinna stać na ramionach Leszka Millera
Nie ma u nas inicjatywy twórczej. Jak się nie da przerobić na ekran jakiegoś klasyka albo dorobić dalszego ciągu do serialu z czasów PRL, to twórczość filmowa leży. Najwyżej ktoś nakręci z własnych doświadczeń życiowych obraz o zbieraniu butelek i skupie złomu. W Ameryce już dziś zespół scenarzystów pisałby serial sensacyjny, polit-thriller z modnego cyklu "24 godziny" zatytułowany "Wszyscy ludzie premiera". Dla większej dramaturgii UOP w obecności połowy rządu z ministrem sprawiedliwości na czele dostaje zlecenie likwidacji prezesa Orlenu. Potem jest seria zamachów, utrzymana w duchu realizmu, to znaczy nieudanych. Do prezesa strzela snajper i nie trafia. Bomba w samochodzie nie wybucha. Spada helikopter, ale nie ten, którym leci prezes. Zdesperowany szef UOP wynajmuje na Stadionie Dziesięciolecia Ruskiego, który mówi mu szczerze: "A co ty, kurwa, wiesz o zabijaniu". Ale też nie zabija, bo jest na odwyku i trzęsą mu się ręce. Potem służby wykrywają we własnych szeregach kreta, który wszystko kabluje "Gazecie Wyborczej".
Pomysł na serial sensacyjny jest prawie gotowy, trzeba tylko wymyślić jakieś zakończenie, by zgodnie z regułami Hollywood był happy end. A szczęśliwy koniec zależy od poglądów i upodobań publiczności. Być może należałoby sprokurować kilka wersji, jedną dla rządu, jedną dla opozycji i dodatkową dla Janiny Paradowskiej. Niestety, taki serial nie ma szans powstać, bo mógłby go wyprodukować tylko Lew Rywin, który, po pierwsze, sam jest bohaterem innego serialu, a po drugie, stracił 17,5 mln dolarów na produkcję.
Znów więc wszystko skończy się krótkometrażówką dla dzieci o cierpieniach wnuczki, której dziadek jest prezesem Rady Ministrów. Dobra przestroga dla innych dzieci, żeby pilnowały dziadków przed zejściem na złą drogę.
Ale i bez filmu jest wesoło. Marek Wagner, szef kancelarii premiera, zeznając w sprawie aresztowania Modrzejewskiego przed Justyną Pochanke w TVN 24, zapytał: "A co będzie, jak wszystkie pięć osób, które brały udział w spotkaniu u premiera, zaprzeczy temu, co mówi pan Kaczmarek?". Otóż normalnie w takiej sytuacji powinno się przyznać Wiesławowi Kaczmarkowi status świadka koronnego. Powinien dostać ochronę i nową tożsamość. Powinien występować w peruce i ciemnych okularach, głos oczywiście zniekształcony. Można by go poddać operacji plastycznej, zmienić płeć, wysłać za granicę. Takie są zazwyczaj procedury, kiedy jeden z członków zorganizowanej organizacji pęka i zaczyna sypać kumpli.
Na takie przywileje nie może liczyć premier Leszek Miller, który poszedł w zaparte. "Chciałem zaprotestować, aby na podstawie jednej publikacji wyciągać wnioski o kryzysie państwa i jakichś nieprawidłowościach" - powiedział w Sejmie. Dlaczego na podstawie jednej publikacji? O kryzysie i nieprawidłowościach mamy już tyle publikacji, że uzbierałaby się z tego niezła biblioteka. Już nawet "Trybuna" zauważa, że jest kryzys. Nawet Krzysztof Janik mówi o nieprawidłowościach, choć jest to wybitny eufemizm na określenie tego bajzlu, który mamy w Polsce od ponad dwóch lat.
Filmu o tym wszystkim nie będzie, ale ciekawe, co też za lat pięćdziesiąt o epizodzie rządów SLD i Leszka Millera pisać będą podręczniki historii. On sam, zdaje się, ma nadzieję na wzmiankę, że wprowadził Polskę do Europy. Mnie się zdaje, że historycy napiszą: "otworzył drogę do rządów Leppera". W wersji optymistycznej - krótkotrwałych i burzliwych rządów ponurego demagoga, obalonego przez gniew ludu. W wersji pesymistycznej - wielkiego wodza i męża opatrznościowego Narodu. W każdym razie jeśli kiedyś powstanie pomnik Leppera, to figura przywódcy Samoobrony zamiast na cokole powinna stać na ramionach Leszka Millera.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Pomysł na serial sensacyjny jest prawie gotowy, trzeba tylko wymyślić jakieś zakończenie, by zgodnie z regułami Hollywood był happy end. A szczęśliwy koniec zależy od poglądów i upodobań publiczności. Być może należałoby sprokurować kilka wersji, jedną dla rządu, jedną dla opozycji i dodatkową dla Janiny Paradowskiej. Niestety, taki serial nie ma szans powstać, bo mógłby go wyprodukować tylko Lew Rywin, który, po pierwsze, sam jest bohaterem innego serialu, a po drugie, stracił 17,5 mln dolarów na produkcję.
Znów więc wszystko skończy się krótkometrażówką dla dzieci o cierpieniach wnuczki, której dziadek jest prezesem Rady Ministrów. Dobra przestroga dla innych dzieci, żeby pilnowały dziadków przed zejściem na złą drogę.
Ale i bez filmu jest wesoło. Marek Wagner, szef kancelarii premiera, zeznając w sprawie aresztowania Modrzejewskiego przed Justyną Pochanke w TVN 24, zapytał: "A co będzie, jak wszystkie pięć osób, które brały udział w spotkaniu u premiera, zaprzeczy temu, co mówi pan Kaczmarek?". Otóż normalnie w takiej sytuacji powinno się przyznać Wiesławowi Kaczmarkowi status świadka koronnego. Powinien dostać ochronę i nową tożsamość. Powinien występować w peruce i ciemnych okularach, głos oczywiście zniekształcony. Można by go poddać operacji plastycznej, zmienić płeć, wysłać za granicę. Takie są zazwyczaj procedury, kiedy jeden z członków zorganizowanej organizacji pęka i zaczyna sypać kumpli.
Na takie przywileje nie może liczyć premier Leszek Miller, który poszedł w zaparte. "Chciałem zaprotestować, aby na podstawie jednej publikacji wyciągać wnioski o kryzysie państwa i jakichś nieprawidłowościach" - powiedział w Sejmie. Dlaczego na podstawie jednej publikacji? O kryzysie i nieprawidłowościach mamy już tyle publikacji, że uzbierałaby się z tego niezła biblioteka. Już nawet "Trybuna" zauważa, że jest kryzys. Nawet Krzysztof Janik mówi o nieprawidłowościach, choć jest to wybitny eufemizm na określenie tego bajzlu, który mamy w Polsce od ponad dwóch lat.
Filmu o tym wszystkim nie będzie, ale ciekawe, co też za lat pięćdziesiąt o epizodzie rządów SLD i Leszka Millera pisać będą podręczniki historii. On sam, zdaje się, ma nadzieję na wzmiankę, że wprowadził Polskę do Europy. Mnie się zdaje, że historycy napiszą: "otworzył drogę do rządów Leppera". W wersji optymistycznej - krótkotrwałych i burzliwych rządów ponurego demagoga, obalonego przez gniew ludu. W wersji pesymistycznej - wielkiego wodza i męża opatrznościowego Narodu. W każdym razie jeśli kiedyś powstanie pomnik Leppera, to figura przywódcy Samoobrony zamiast na cokole powinna stać na ramionach Leszka Millera.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Więcej możesz przeczytać w 15/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.