Rembrandt byłby bardzo bogaty, gdyby nie był wyjątkowo rozrzutny
Gdyby żył dzisiaj, mógłby być Donaldem Trumpem lub Bernardem Tapie. Był synem młynarza, który doszedł do wielkiego bogactwa, ale je stracił. Im bardziej zbliżał się do finansowej ruiny, tym więcej inwestował, i robił to coraz bezsensowniej. A im gorszy był stan jego finansów, tym wystawniejsze życie prowadził. Wydał fortunę, kupując dzieła sztuki. Nie chodzi o żadnego bankiera czy kupca, lecz o Rembrandta - jednego z najwybitniejszych malarzy i grafików wszech czasów. Na Zamku Królewskim w Warszawie oraz w wiedeńskim muzeum Albertina można oglądać jego najlepsze dzieła.
Malowanie światłem
Żaden kraj ani żaden inny okres dziejów sztuki nie może się poszczycić wylansowaniem tylu wybitnych artystów, co Holandia w złotym wieku swojego malarstwa. Tyle że w zdecydowanej większości byli to mistrzowie jednej tematyki. W scenach rodzajowych specjalizowali się Piotr Bruegel Starszy, bracia Isaac i Adriaen van Ostade, Jan van Steen czy Pieter de Hooch. Genialnymi malarzami pejzaży byli Willem Nieuland, Jacob van Ruisdael, Aleksander Keirinx czy Jan van Goyen. Thomas Heeremans do mistrzostwa opanował malowanie architektury: na podstawie jego dzieł można zrekonstruować każdy detal ówczesnych budowli. Wreszcie Jan Vermeer, którego zaledwie 35 pozostawionych płócien jest dzisiaj przedmiotem kultu, był mistrzem psychologicznego portretu i scen we wnętrzach. W przeciwieństwie do mistrzów jednej tematyki Rembrandt van Rijn był genialny w każdej.
Rembrandt nie tylko opanował wszystkie dostępne wówczas techniki, ale niektóre wręcz zrewolucjonizował. Żaden malarz przed i po nim nie potrafił tak operować światłem: do tego stopnia, że nadaje ono obrazom wręcz mistyczny wymiar. Malowane przez całe życie autoportrety (niemal sześćdziesiąt) nie tylko rejestrują ewolucję jego warsztatu, ale są też rodzajem didaskaliów do pozostałej twórczości. Za życia był znany głównie jako twórca rycin, a nie malarz. Jego grafiki wisiały w setkach mieszkań i rezydencji ówczesnych kupców, bankierów czy bogatych mieszczan.
Scenariusz wiedeńskiej wystawy Rembrandta właściwie napisał on sam. To on stworzył bowiem swoiste portfolio swych dzieł, grupując je według gatunków: autoportrety, studia ciała, akty, wizerunki zwierząt, sceny religijne, mitologiczne i pejzaże (łącznie 180). Wśród 30 obrazów olejnych są takie arcydzieła, jak "Flora" z Galerii Narodowej w Londynie, "Krajobraz z kamiennym mostem" przywieziony z Amsterdamu, autoportrety z Monachium i Wiednia, "Sofonisba" z madryckiego Prado oraz głośne "Obrzezanie" z waszyngtońskiej Narodowej Galerii Sztuki. Ten ostatni obraz jest uznawany za niedoścignione arcydzieło efektów świetlnych. Obok prac Rembrandta pokazano dwa obrazy jego nauczyciela Pietera Lastmana. Ten drugorzędny malarz, zafascynowany stylem Caravaggia, nauczył genialnego lejdejczyka dramatyzowania kompozycji w teatralnym duchu.
Genialny utracjusz
Rembrandt być może nigdy by nie zaistniał jako wybitny malarz, gdyby nie małżeństwo z bogatą Saskią van Uylenburgh. Zapewniło mu ono niezależność materialną i odwagę łamania schematów obrazowania. Status mistrza przyniósł mu grupowy portret "Lekcja anatomii doktora Tulpa" (1632). Natomiast jedno z najbardziej znanych obecnie i cenionych dzieł, "Wymarsz strzelców", nie wzbudziło entuzjazmu współczesnych. Przez lata obraz ten nazywano "Strażą nocną" - wszystko z powodu ciemnych werniksów, które kompletnie zmieniły światło w tym obrazie, sugerując, że scena dzieje się nocą.
Za życia Saskii Rembrandt był opętany myślą o materialnym zabezpieczeniu przyszłości - inwestował w nieruchomości, często nietrafnie. Saskia, jak mogła, starała się powściągać jego rozrzutność. Gdy zmarła, zaczęły się finansowe kłopoty malarza. To, co mu zostało z posagu żony, wydał na tkaniny i biżuterię dla swoich modeli. "Byłby bogaty, a nawet bardzo bogaty, gdyby nie był wyjątkowo rozrzutny. Wydawał krocie na zakup dzieł sztuki innych artystów. Kupił na przykład niewielki rysunek za 147 guldenów. Za taką sumę wielodzietna rodzina mogła dostatnio żyć przez rok" - opowiada Ed de Heer, dyrektor Muzeum Rembrandta w Amsterdamie.
W 1656 r. autor "Lekcji anatomii doktora Tulpa" zbankrutował, a jego wspania-ła kolekcja rycin została sprzedana za grosze na licytacji. Dzięki sporządzonemu na użytek licytacji spisowi dokładnie wiemy, jak wyglądały wnętrze domu i przedmioty należące do Rembrandta.
Po śmierci Saskii do domu Rembrandta wprowadziła się (oficjalnie jako opiekunka syna) Geertge Dircx. Pięć lat później gosposią została młoda Hendrickje Stoffels. Wściekła Dircx oskarżyła artystę o złamanie obietnicy - żądając małżeństwa albo materialnego zadośćuczynienia. W końcu malarzowi udało się ją umieścić w domu dla obłąkanych. Jego przygody z gosposiami zszargały mu reputację, co odbiło się na zamówieniach (ze sprzedaży nowo malowanych obrazów i tak otrzymywał grosze, bo większość honorariów przejmowali wierzyciele).
Scorsese jak Rembrandt
Rembrandt nie wymyślił oczywiście akwaforty, ale rozwinął tę technikę tak, że stała się cenioną formą sztuki. Całe rzesze grafików i malarzy po Rembrandtcie, łącznie z Goyą i Picassem, inspirowało się jego kompozycjami, tematami i mistrzowskim warsztatem. To, co różniło Rembrandta od innych grafików posługujących się akwafortą, to wielka swoboda prowadzenia linii. Florencki artysta Filippo Baldinucci w traktacie o sztuce graficznej wydanym w 1686 r. napisał o "najbardziej zadziwiającej manierze akwafort Rembrandta (...), w której linia jest niespokojna, nie wyznacza konturów, przez co powstaje efekt głębokiego, wyrazistego chiaroscuro [światłocienia], zdającego się mieć jakość malarskiego dzieła".
Malarski światłocień w grafikach można podziwiać na warszawskiej wystawie Rembrandta (prace pochodzą z amsterdamskiego muzeum Het Rembrandthuis). W Polsce prezentowane są aż 94 ryciny spośród około 290 stworzonych przez artystę. Prace są pokazywane według klucza tematycznego: sceny biblijne, alegorie, tematy mitologiczne i rodzajowe, studia, pejzaże, portrety i autoportrety. W przeciwieństwie do malarskich autoportretów, graficzne były tylko ćwiczeniami w przedstawieniu emocji i gry światłocienia. Widać to na przykład na autoportretach "z otwartymi ustami" czy "z rozwichrzonymi włosami".
Prezentowane na warszawskiej wystawie "Trzy krzyże" i "Ecce Homo" to przykłady wielkiej biegłości Rembrandta w trudnej technice suchej igły. Nad "Chrystusem nauczającym" artysta miał pracował aż sześć lat. W XVII wieku ta rycina była najbardziej podziwianym dziełem graficznym mistrza z Lejdy. Jej twórca, już po ogłoszeniu bankructwa, chciał ją za wszelką cenę odzyskać, wykładając na ten cel sto guldenów. Wtedy była to dla niego suma ogromna (obecnie za odpowiednik tej kwoty można by kupić maybacha).
Rembrandt osiągnął tak wiele w grafice, bo świetnie znał prace najwybitniejszych swoich poprzedników i współczesnych. Swobodnie żonglował zapożyczeniami z takich mistrzów, jak Albrecht Dürer, Lucas van Leyden czy Annibale Caracci. Bardzo długa jest lista artystów tworzących pod wpływem Rembrandta. Niedawno dołączył do nich Martin Scorsese. "Zanim zaczęliśmy kręcić "Gangi Nowego Jorku", Martin dał mi książkę o Rembrandcie poświęconą jego pojmowaniu światła, potem obejrzałem najważniejsze płótna" - wspomina Michael Ballhaus, autor zdjęć do gangsterskiej sagi. Za zdjęcia do "Gangów Nowego Jorku" Ballhaus był nominowany do Oscara. "Wielu było genialnych malarzy, ale żadnemu nie udało się to, co Rembrandtowi: jego obrazy zawierają niezwykle przejmującą prawdę o ludzkiej egzystencji, a narratorem jest w nich światło. W tym sensie Rembrandt osiągnął w sztuce to, co Einstein w fizyce" - mówi Martin Scorsese.
Na autorów najlepszych recenzji obejrzanej wystawy czeka dziesięć podwójnych zaproszeń do Zamku Królewskiego na wystawę prac Rembrandta.
Adres: [email protected]
Malowanie światłem
Żaden kraj ani żaden inny okres dziejów sztuki nie może się poszczycić wylansowaniem tylu wybitnych artystów, co Holandia w złotym wieku swojego malarstwa. Tyle że w zdecydowanej większości byli to mistrzowie jednej tematyki. W scenach rodzajowych specjalizowali się Piotr Bruegel Starszy, bracia Isaac i Adriaen van Ostade, Jan van Steen czy Pieter de Hooch. Genialnymi malarzami pejzaży byli Willem Nieuland, Jacob van Ruisdael, Aleksander Keirinx czy Jan van Goyen. Thomas Heeremans do mistrzostwa opanował malowanie architektury: na podstawie jego dzieł można zrekonstruować każdy detal ówczesnych budowli. Wreszcie Jan Vermeer, którego zaledwie 35 pozostawionych płócien jest dzisiaj przedmiotem kultu, był mistrzem psychologicznego portretu i scen we wnętrzach. W przeciwieństwie do mistrzów jednej tematyki Rembrandt van Rijn był genialny w każdej.
Rembrandt nie tylko opanował wszystkie dostępne wówczas techniki, ale niektóre wręcz zrewolucjonizował. Żaden malarz przed i po nim nie potrafił tak operować światłem: do tego stopnia, że nadaje ono obrazom wręcz mistyczny wymiar. Malowane przez całe życie autoportrety (niemal sześćdziesiąt) nie tylko rejestrują ewolucję jego warsztatu, ale są też rodzajem didaskaliów do pozostałej twórczości. Za życia był znany głównie jako twórca rycin, a nie malarz. Jego grafiki wisiały w setkach mieszkań i rezydencji ówczesnych kupców, bankierów czy bogatych mieszczan.
Scenariusz wiedeńskiej wystawy Rembrandta właściwie napisał on sam. To on stworzył bowiem swoiste portfolio swych dzieł, grupując je według gatunków: autoportrety, studia ciała, akty, wizerunki zwierząt, sceny religijne, mitologiczne i pejzaże (łącznie 180). Wśród 30 obrazów olejnych są takie arcydzieła, jak "Flora" z Galerii Narodowej w Londynie, "Krajobraz z kamiennym mostem" przywieziony z Amsterdamu, autoportrety z Monachium i Wiednia, "Sofonisba" z madryckiego Prado oraz głośne "Obrzezanie" z waszyngtońskiej Narodowej Galerii Sztuki. Ten ostatni obraz jest uznawany za niedoścignione arcydzieło efektów świetlnych. Obok prac Rembrandta pokazano dwa obrazy jego nauczyciela Pietera Lastmana. Ten drugorzędny malarz, zafascynowany stylem Caravaggia, nauczył genialnego lejdejczyka dramatyzowania kompozycji w teatralnym duchu.
Genialny utracjusz
Rembrandt być może nigdy by nie zaistniał jako wybitny malarz, gdyby nie małżeństwo z bogatą Saskią van Uylenburgh. Zapewniło mu ono niezależność materialną i odwagę łamania schematów obrazowania. Status mistrza przyniósł mu grupowy portret "Lekcja anatomii doktora Tulpa" (1632). Natomiast jedno z najbardziej znanych obecnie i cenionych dzieł, "Wymarsz strzelców", nie wzbudziło entuzjazmu współczesnych. Przez lata obraz ten nazywano "Strażą nocną" - wszystko z powodu ciemnych werniksów, które kompletnie zmieniły światło w tym obrazie, sugerując, że scena dzieje się nocą.
Za życia Saskii Rembrandt był opętany myślą o materialnym zabezpieczeniu przyszłości - inwestował w nieruchomości, często nietrafnie. Saskia, jak mogła, starała się powściągać jego rozrzutność. Gdy zmarła, zaczęły się finansowe kłopoty malarza. To, co mu zostało z posagu żony, wydał na tkaniny i biżuterię dla swoich modeli. "Byłby bogaty, a nawet bardzo bogaty, gdyby nie był wyjątkowo rozrzutny. Wydawał krocie na zakup dzieł sztuki innych artystów. Kupił na przykład niewielki rysunek za 147 guldenów. Za taką sumę wielodzietna rodzina mogła dostatnio żyć przez rok" - opowiada Ed de Heer, dyrektor Muzeum Rembrandta w Amsterdamie.
W 1656 r. autor "Lekcji anatomii doktora Tulpa" zbankrutował, a jego wspania-ła kolekcja rycin została sprzedana za grosze na licytacji. Dzięki sporządzonemu na użytek licytacji spisowi dokładnie wiemy, jak wyglądały wnętrze domu i przedmioty należące do Rembrandta.
Po śmierci Saskii do domu Rembrandta wprowadziła się (oficjalnie jako opiekunka syna) Geertge Dircx. Pięć lat później gosposią została młoda Hendrickje Stoffels. Wściekła Dircx oskarżyła artystę o złamanie obietnicy - żądając małżeństwa albo materialnego zadośćuczynienia. W końcu malarzowi udało się ją umieścić w domu dla obłąkanych. Jego przygody z gosposiami zszargały mu reputację, co odbiło się na zamówieniach (ze sprzedaży nowo malowanych obrazów i tak otrzymywał grosze, bo większość honorariów przejmowali wierzyciele).
Scorsese jak Rembrandt
Rembrandt nie wymyślił oczywiście akwaforty, ale rozwinął tę technikę tak, że stała się cenioną formą sztuki. Całe rzesze grafików i malarzy po Rembrandtcie, łącznie z Goyą i Picassem, inspirowało się jego kompozycjami, tematami i mistrzowskim warsztatem. To, co różniło Rembrandta od innych grafików posługujących się akwafortą, to wielka swoboda prowadzenia linii. Florencki artysta Filippo Baldinucci w traktacie o sztuce graficznej wydanym w 1686 r. napisał o "najbardziej zadziwiającej manierze akwafort Rembrandta (...), w której linia jest niespokojna, nie wyznacza konturów, przez co powstaje efekt głębokiego, wyrazistego chiaroscuro [światłocienia], zdającego się mieć jakość malarskiego dzieła".
Malarski światłocień w grafikach można podziwiać na warszawskiej wystawie Rembrandta (prace pochodzą z amsterdamskiego muzeum Het Rembrandthuis). W Polsce prezentowane są aż 94 ryciny spośród około 290 stworzonych przez artystę. Prace są pokazywane według klucza tematycznego: sceny biblijne, alegorie, tematy mitologiczne i rodzajowe, studia, pejzaże, portrety i autoportrety. W przeciwieństwie do malarskich autoportretów, graficzne były tylko ćwiczeniami w przedstawieniu emocji i gry światłocienia. Widać to na przykład na autoportretach "z otwartymi ustami" czy "z rozwichrzonymi włosami".
Prezentowane na warszawskiej wystawie "Trzy krzyże" i "Ecce Homo" to przykłady wielkiej biegłości Rembrandta w trudnej technice suchej igły. Nad "Chrystusem nauczającym" artysta miał pracował aż sześć lat. W XVII wieku ta rycina była najbardziej podziwianym dziełem graficznym mistrza z Lejdy. Jej twórca, już po ogłoszeniu bankructwa, chciał ją za wszelką cenę odzyskać, wykładając na ten cel sto guldenów. Wtedy była to dla niego suma ogromna (obecnie za odpowiednik tej kwoty można by kupić maybacha).
Rembrandt osiągnął tak wiele w grafice, bo świetnie znał prace najwybitniejszych swoich poprzedników i współczesnych. Swobodnie żonglował zapożyczeniami z takich mistrzów, jak Albrecht Dürer, Lucas van Leyden czy Annibale Caracci. Bardzo długa jest lista artystów tworzących pod wpływem Rembrandta. Niedawno dołączył do nich Martin Scorsese. "Zanim zaczęliśmy kręcić "Gangi Nowego Jorku", Martin dał mi książkę o Rembrandcie poświęconą jego pojmowaniu światła, potem obejrzałem najważniejsze płótna" - wspomina Michael Ballhaus, autor zdjęć do gangsterskiej sagi. Za zdjęcia do "Gangów Nowego Jorku" Ballhaus był nominowany do Oscara. "Wielu było genialnych malarzy, ale żadnemu nie udało się to, co Rembrandtowi: jego obrazy zawierają niezwykle przejmującą prawdę o ludzkiej egzystencji, a narratorem jest w nich światło. W tym sensie Rembrandt osiągnął w sztuce to, co Einstein w fizyce" - mówi Martin Scorsese.
Na autorów najlepszych recenzji obejrzanej wystawy czeka dziesięć podwójnych zaproszeń do Zamku Królewskiego na wystawę prac Rembrandta.
Adres: [email protected]
Więcej możesz przeczytać w 15/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.