Coś złego zaczyna się dziać z niektórymi niemieckimi mózgami Dzisiejsze Niemcy mają dla Polaków, zwłaszcza młodszych, twarz telewizyjnego ulubieńca Steffena Möllera. Starsi Polacy pamiętają pomoc niemieckich przyjaciół sprzed roku 1989. Często wręcz wzruszającą, bo od ludzi, których nigdy nic nie wiązało z Polską. Te dobre stosunki zaczęła psuć dopiero w ostatnich latach kampania Eriki Steinbach; nadwątliła wieloletnie dzieło pojednania (czytaj: zacierania pamięci o krzywdach i zbrodniach), choć już Günter Grass ostrzegał, że na niemieckie pretensje finansowe Polacy mogą odpowiedzieć pretensjami tysiąc razy większymi. Aurę tych dni zobrazował prosty zwrot, już cytowany na tych łamach: "Dzieci morderców upominają się o krzywdy rodziców".
Wydawało się jednak, że to odosobnione zjawisko, że to mniejszość. Zwracałem tylko uwagę, że tę mniejszość swoimi dotacjami kokietuje rząd, a przymilają się do niej politycy, których wypowiedzi świadczą o tym, że bardzo mało wiedzą o przeszłości. Pocieszano mnie, że to koniunkturalne, czasowe i niegroźne dla dalszego biegu historii. Nikt nie spodziewał się, że "pokrzywdzone Niemcy" odezwą się z łamów najważniejszego dziennika Niemiec - "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Potwierdza to moje wcześniejsze, podobno przesadne niepokoje, że coś złego zaczyna się dziać z niektórymi niemieckimi mózgami. I nie są to mózgi Frankensteinów z firmy BASF, lecz mózgi reprezentatywne dla całego kraju.
Czego Europa nie wie o Niemczech?
To nie frustraci zabrali głos. Frustracja rozładowuje się inaczej - w skrajnym nacjonalizmie neohitlerowców, w atakowaniu imigrantów czy synagog. Nie są to wypadki częste - mimo wrażenia odbieranego z mediów - tyle że jeśli dzieją się w Niemczech, muszą niepokoić Europę. Choć tak naprawdę Europa nie za wiele wie o Niemczech.
Miło jest Europie, kiedy w masowym plebiscycie prasowym na Niemca wszech czasów pierwsze miejsce zajmuje Konrad Adenauer, a czwarte - rodzeństwo Scholl (owa "Biała róża"), ścięte za działalność opozycyjną w czasach hitleryzmu. Europa nie zdaje sobie jednak sprawy, że "Biała róża" zrodziła w wielu współczesnych Niemcach przekonanie, iż są narodem oporu wobec hitleryzmu! To i tak postęp: jeszcze w latach 60. było nie do pomyślenia, by nazwać ulicę lub szkołę imieniem Stauffenberga, bohatera zamachu na Hitlera. W tychże latach 60. Niemcy dopiero dowiadywali się - z procesu Eichmanna - co ich rodacy zrobili z Żydami. Te zbrodnie popełniali nazi, nie zaś Niemcy. Nazi to jakieś wyrodki w spokojnym, pracowitym narodzie. Wyrodki, z którymi dzisiejsi Niemcy - co jest prawdą - nie mają nic wspólnego.
Co Niemcy wiedzą o sobie?
Europa widzi oficjalne miny, słucha oficjalnych wypowiedzi - europejskich. Mam jednak wrażenie, że Niemcy udają. W głębi duszy myślą co innego, nie za dużo przy tym wiedząc o sobie samych. Kilku poniższych, prostych faktów nie ma w głowie przeciętnego Niemca, choć niby są zapisane w podręcznikach historii (nie wszystkich). W ciągu 200 lat Prusy i Niemcy pruskie wywołały siedem wojen, w tym pięć wielkich, a dwie światowe. W roku 1740 Prusy pobiły Austrię i Śląsk; w latach 1772-1795 wzięły udział w rozbiorach Polski. W roku 1862 Prusy pobiły Danię, w 1866 r. resztę Niemiec, jednocząc je krwią i żelazem - jak zapowiedział Bismarck. W roku 1870 pobiły Francję i wymusiły olbrzymią kontrybucję. Potem ruch wszechniemiecki objął pruską pychą całe Niemcy, aż te wszczęły pierwszą wojnę światową, zakończoną ich klęską. Po 20 latach wywołały drugą wojnę światową, wymordowały 11 mln Żydów Europy i miliony swoich sąsiadów, obróciły przeciw sobie cały cywilizowany świat, aż po klęskę, tym razem totalną.
Jaką przeszłość wybierają Niemcy?
Żyjący dziś Niemcy nikogo nie mordowali. Starsi z nich potrafili pod wodzą Adenauera, a dzięki obecności Anglików tudzież Amerykanów zbudować wzorową demokrację. Wracam do swego: historię tych wysiłków - pomijając pruskie skłonności do biurokracji - warto byłoby opisać dla krajów, które budują na nowo swoje demokracje. Niestety, nie ma takiej książki. Nie ma też książki o dziejach wolnego miasta Hamburga, najstarszej przetrwałej demokracji Europy. Powtórzę: dzisiejsi Niemcy nie szukają takich tradycji. Ja akurat je znam: dawni, prawdziwi Niemcy, od Saksonii po Badenię i Palatynat, przed 1866 r. żywili sympatię do świata i mieli trochę kompleksów, kochali Polaków z powstania listopadowego, nie znosili Prus i w epoce Wiosny Ludów do swych powstań ściągali polskich oficerów jako ludzi czynu.
Czym różnili się Niemcy od Prusaków, pokazali w swych książkach bracia Mannowie: Tomasz, portretując "Buddenbrooków", i Henryk, przedstawiając w trylogii "Cesarstwo" pruskich mieszczan. Nie wiemy jednak, jak z pruskiego nacjonalizmu (bo nie z naśladowania komunizmu!) wykształciła się rewolucja nazistowska, która zatruła nawet umysł Heideggera, Hitlerowi zaś dała fanatyczne poparcie rozwrzeszczanych dziesiątków milionów Niemców. Nie ma książki o mentalnym dziedzictwie Prus. Dziś, paradoksalnie, takie studium mógłby napisać jedynie... znakomity polski historyk Prus, prof. Stanisław Salmonowicz. W Niemczech nawet niektórzy profesorowie uniwersytetów starają się na różne sposoby upiększać dziedzictwo pruskie - jakby w pruskiej pysze widzieli duchową przyszłość Niemiec.
Kim chcą być Niemcy?
Wciąż nęka mnie pytanie - kim chcą być Niemcy? Pytanie tym bardziej niepokojące, że Niemcy nie tyle, że nie znają, ile nie chcą znać swojej przeszłości. Pycha i niewiedza. W sercu Niemiec mały chłopiec wstydzi się przyznać w szkole do swojego polskiego pochodzenia; niemiecki chłopiec, zwiedziwszy Stutthof, doznaje szoku, krzyczy, że nigdy nie będzie już mówił po niemiecku! A przecież w tym obozie wykończono nie miliony, lecz "tylko" 85 tysięcy ludzi. Nim w roku 1944 zainstalowano komory, w których zabijano cyklonem B, oprawcy sami musieli strzelać do więźniów, wbijać im w serca fenol, gazować w uszczelnionych wagonach towarowych. Ileż to ciężkiej pracy znajomych tatusia Steinbacha... Erika Steinbach uznała za obraźliwe pytanie, czym zajmował się jej ojciec, oficer armii okupacyjnej.
Moim zdaniem, intelektualna Europa winna z Niemcami rozmawiać o nich samych. Nie dlatego, że w swym poczuciu wyższości mało wiedzą o świecie położonym na wschód od ich kraju. To margines problemu (nie są nawet świadomi tego, że to polskie przemiany roku 1989 umożliwiły obalenie muru berlińskiego). Swojego Güntera Grassa też nie za bardzo lubią. Dla Prusaków to "Buddenbrook" - gdańszczanin. Obcy. Tymczasem poczucie tożsamości Niemców może zadecydować o przyszłości Europy.
Czego Europa nie wie o Niemczech?
To nie frustraci zabrali głos. Frustracja rozładowuje się inaczej - w skrajnym nacjonalizmie neohitlerowców, w atakowaniu imigrantów czy synagog. Nie są to wypadki częste - mimo wrażenia odbieranego z mediów - tyle że jeśli dzieją się w Niemczech, muszą niepokoić Europę. Choć tak naprawdę Europa nie za wiele wie o Niemczech.
Miło jest Europie, kiedy w masowym plebiscycie prasowym na Niemca wszech czasów pierwsze miejsce zajmuje Konrad Adenauer, a czwarte - rodzeństwo Scholl (owa "Biała róża"), ścięte za działalność opozycyjną w czasach hitleryzmu. Europa nie zdaje sobie jednak sprawy, że "Biała róża" zrodziła w wielu współczesnych Niemcach przekonanie, iż są narodem oporu wobec hitleryzmu! To i tak postęp: jeszcze w latach 60. było nie do pomyślenia, by nazwać ulicę lub szkołę imieniem Stauffenberga, bohatera zamachu na Hitlera. W tychże latach 60. Niemcy dopiero dowiadywali się - z procesu Eichmanna - co ich rodacy zrobili z Żydami. Te zbrodnie popełniali nazi, nie zaś Niemcy. Nazi to jakieś wyrodki w spokojnym, pracowitym narodzie. Wyrodki, z którymi dzisiejsi Niemcy - co jest prawdą - nie mają nic wspólnego.
Co Niemcy wiedzą o sobie?
Europa widzi oficjalne miny, słucha oficjalnych wypowiedzi - europejskich. Mam jednak wrażenie, że Niemcy udają. W głębi duszy myślą co innego, nie za dużo przy tym wiedząc o sobie samych. Kilku poniższych, prostych faktów nie ma w głowie przeciętnego Niemca, choć niby są zapisane w podręcznikach historii (nie wszystkich). W ciągu 200 lat Prusy i Niemcy pruskie wywołały siedem wojen, w tym pięć wielkich, a dwie światowe. W roku 1740 Prusy pobiły Austrię i Śląsk; w latach 1772-1795 wzięły udział w rozbiorach Polski. W roku 1862 Prusy pobiły Danię, w 1866 r. resztę Niemiec, jednocząc je krwią i żelazem - jak zapowiedział Bismarck. W roku 1870 pobiły Francję i wymusiły olbrzymią kontrybucję. Potem ruch wszechniemiecki objął pruską pychą całe Niemcy, aż te wszczęły pierwszą wojnę światową, zakończoną ich klęską. Po 20 latach wywołały drugą wojnę światową, wymordowały 11 mln Żydów Europy i miliony swoich sąsiadów, obróciły przeciw sobie cały cywilizowany świat, aż po klęskę, tym razem totalną.
Jaką przeszłość wybierają Niemcy?
Żyjący dziś Niemcy nikogo nie mordowali. Starsi z nich potrafili pod wodzą Adenauera, a dzięki obecności Anglików tudzież Amerykanów zbudować wzorową demokrację. Wracam do swego: historię tych wysiłków - pomijając pruskie skłonności do biurokracji - warto byłoby opisać dla krajów, które budują na nowo swoje demokracje. Niestety, nie ma takiej książki. Nie ma też książki o dziejach wolnego miasta Hamburga, najstarszej przetrwałej demokracji Europy. Powtórzę: dzisiejsi Niemcy nie szukają takich tradycji. Ja akurat je znam: dawni, prawdziwi Niemcy, od Saksonii po Badenię i Palatynat, przed 1866 r. żywili sympatię do świata i mieli trochę kompleksów, kochali Polaków z powstania listopadowego, nie znosili Prus i w epoce Wiosny Ludów do swych powstań ściągali polskich oficerów jako ludzi czynu.
Czym różnili się Niemcy od Prusaków, pokazali w swych książkach bracia Mannowie: Tomasz, portretując "Buddenbrooków", i Henryk, przedstawiając w trylogii "Cesarstwo" pruskich mieszczan. Nie wiemy jednak, jak z pruskiego nacjonalizmu (bo nie z naśladowania komunizmu!) wykształciła się rewolucja nazistowska, która zatruła nawet umysł Heideggera, Hitlerowi zaś dała fanatyczne poparcie rozwrzeszczanych dziesiątków milionów Niemców. Nie ma książki o mentalnym dziedzictwie Prus. Dziś, paradoksalnie, takie studium mógłby napisać jedynie... znakomity polski historyk Prus, prof. Stanisław Salmonowicz. W Niemczech nawet niektórzy profesorowie uniwersytetów starają się na różne sposoby upiększać dziedzictwo pruskie - jakby w pruskiej pysze widzieli duchową przyszłość Niemiec.
Kim chcą być Niemcy?
Wciąż nęka mnie pytanie - kim chcą być Niemcy? Pytanie tym bardziej niepokojące, że Niemcy nie tyle, że nie znają, ile nie chcą znać swojej przeszłości. Pycha i niewiedza. W sercu Niemiec mały chłopiec wstydzi się przyznać w szkole do swojego polskiego pochodzenia; niemiecki chłopiec, zwiedziwszy Stutthof, doznaje szoku, krzyczy, że nigdy nie będzie już mówił po niemiecku! A przecież w tym obozie wykończono nie miliony, lecz "tylko" 85 tysięcy ludzi. Nim w roku 1944 zainstalowano komory, w których zabijano cyklonem B, oprawcy sami musieli strzelać do więźniów, wbijać im w serca fenol, gazować w uszczelnionych wagonach towarowych. Ileż to ciężkiej pracy znajomych tatusia Steinbacha... Erika Steinbach uznała za obraźliwe pytanie, czym zajmował się jej ojciec, oficer armii okupacyjnej.
Moim zdaniem, intelektualna Europa winna z Niemcami rozmawiać o nich samych. Nie dlatego, że w swym poczuciu wyższości mało wiedzą o świecie położonym na wschód od ich kraju. To margines problemu (nie są nawet świadomi tego, że to polskie przemiany roku 1989 umożliwiły obalenie muru berlińskiego). Swojego Güntera Grassa też nie za bardzo lubią. Dla Prusaków to "Buddenbrook" - gdańszczanin. Obcy. Tymczasem poczucie tożsamości Niemców może zadecydować o przyszłości Europy.
Więcej możesz przeczytać w 21/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.