Arabowie nie wybaczyliby Zachodowi wycofania wojsk z Iraku Ocena tymczasowej administracji Iraku (CPA), która miała pokierować rozwojem politycznym i gospodarczym po wojnie, jest jednoznaczna. Po roku jej działalności można powiedzieć bez ogródek: to kompletna klapa. "Grzechem pierworodnym" CPA było sprowadzanie polityków z emigracji, nie znanych w Iraku albo ludzi pokroju początkowo typowanego na premiera Ahmeda Szalabiego, którego większość rodaków ma za złodzieja. CPA wybrała takie osoby do liczącej 25 członków Rady Zarządzającej, teraz złośliwie nazywanej przez Irakijczyków radą zarządzaną. Ciało to przez ostatnie miesiące okazało się niezdolne do szybkiego podjęcia jakichkolwiek konstruktywnych decyzji.
To jednak tylko wierzchołek góry politycznych problemów. Dopiero niedawno szef CPA Paul Bremer obiecał powrót na stanowiska wyrzuconych tuż po wojnie członków partii Baas i oficerów saddamowskiej armii. Przez rok część z nich, nie mogąc sobie znaleźć innego zajęcia (bezrobocie w Iraku szacowane jest na ponad 70 proc.), zajmowała się atakowaniem sprawców swych nieszczęść. Pomniejsze błędy to tolerowanie korupcji, kulejący system wyboru członków rad miejskich (doprowadziło to do wielu lokalnych konfliktów) czy fatalnie przeprowadzona weryfikacja kandydatów do policji - w rezultacie podczas kwietniowej rebelii większość oficerów, zamiast przywracać porządek, rozpłynęła się jak kamfora lub bezradnie rozkładała ręce. Serię tragicznych błędów na razie zamykają: ignorowanie radykalnego kleryka Muktady al-Sadra (przez ponad pół roku bezkarnie tworzył partyzantkę zwaną Armią Mahdiego i podburzał Irakijczyków przeciwko siłom koalicji, zapowiadając powstanie), całkowite zepsucie stosunków z sunnitami po krwawych walkach w Falludży oraz z szyitami po tym, jak Amerykanie zagrozili pacyfikacją Nadżafu.
Narady głuchych
Z czego wynikały te wszystkie błędy? Do myślenia daje informacja, że w CPA nie pracuje dziś nikt, kto przed rozpoczęciem wojny przygotowywał w Pentagonie plany odbudowy Iraku. - Najpoważniejszy problem tkwi jednak w tym, że oni nas po prostu nie słuchali. Mimo że większość Irakijczyków początkowo była nastawiona do Amerykanów przychylnie, podejmowali decyzje bez naszego udziału, bez pytania choćby o radę. A ponieważ zwykle podejmowali decyzje błędne, sami stworzyli sobie wrogów - uważa Isamel Zajer, były redaktor naczelny największego w Iraku dziennika "Al-Sabah" (Zajer i większość zespołu odeszli ze współfinansowanej przez CPA gazety, gdy Amerykanie zaczęli zbyt mocno wywierać naciski w sprawie treści artykułów). Symptomatyczne było to, że podczas wszelkich sporów między Irakijczykami a koalicją strony powtarzały, że "gotowe są do rozmów", ale niewiele z tego wynikało. - Bo nikt po prostu nie umiał ani nie chciał słuchać - kwituje Zajer.
Sondaże nie pozostawiają złudzeń: aż dwie trzecie Irakijczyków ankietowanych przez Instytut Gallupa ocenia źle bądź bardzo źle działania CPA. Większość mówi to samo: że natychmiast należy oddać władzę w ich ręce, "bo tylko oni znają własne problemy i wiedzą, jak je rozwiązać".
40 lat konsekwencji
Notowania wojsk stacjonujących w Iraku wcale nie są lepsze. 71 proc. Irakijczyków traktuje je "przeważnie jako okupantów", a tylko 19 proc. uważa, że to wyzwoliciele. W oczach 67 proc. żołnierze "w ogóle nie próbują" chronić cywilów przed niebezpieczeństwem śmierci lub zranienia podczas wymiany ognia. - To konkretny zarzut wobec oddziałów USA - słuszny bądź niesłuszny - że uciekają się do użycia siły, nie bacząc na znajdujących się w pobliżu cywilów - uważa Richard Burkholder, dyrektor Instytutu Gallupa ds. sondaży międzynarodowych. Mimo tak złych opinii na temat wojsk koalicji 51 proc. Irakijczyków stwierdziło, że niedawne ataki przeciw cywilom uzasadniają konieczność pozostania tych sił w Iraku.
Badania te wykonano jednak w kwietniu, kilka tygodni przed ujawnieniem zdjęć jeńców dręczonych przez żołnierzy USA w więzieniu Abu Ghraib. Teraz wynik sondaży mógłby być inny, bo reakcja na ten skandal w Iraku i innych państwach arabskich jest identyczna: szok i oburzenie. Szczególne zgorszenie budzi fotografia, na której widać szeregową Lynndie England trzymającą na smyczy nagiego irackiego więźnia. - W islamie sodomia jest czymś absolutnie niedopuszczalnym, a nadużycie seksualne najcięższą formą poniżenia i pogwałceniem Koranu - mówi Abdel-Bari Atwan, redaktor dziennika "Al-Quds Al-Arabi". Agencja Reutera, która zwykle powstrzymuje się od komentarzy, ocenia, że "szkody spowodowane hańbiącymi zdjęciami (...) są niezmywalne i nieobliczalne". "Z konsekwencjami będziemy się spotykać przez następnych 40 lat" - tak sytuację skomentował wysoki rangą urzędnik w Białym Domu, cytowany przez "Time'a". Natomiast ajatollah Mohammed Husajn Fadlallah, duchowy przywódca libańskich szyitów, oświadczył, że po tym skandalu Waszyngtonowi już nie uda się oczyścić swego "odrażającego wizerunku na Bliskim Wschodzie".
Skazani na wojnę domową
Czy w tej sytuacji kontynuowanie misji stabilizacyjnej w Iraku ma sens? Problem CPA rozwiąże się sam wraz z jej likwidacją 30 czerwca, gdy władza zostanie przekazana tymczasowemu rządowi. Wybrany pod nadzorem ONZ przez Radę Zarządzającą i grupę irackich prawników rząd tymczasowy będzie sprawował władzę do wyborów w styczniu 2005 r. Takie rozwiązanie zaproponował wysłannik narodów zjednoczonych Lakhdar Brahimi po trzech miesiącach prowadzenia nieudanych negocjacji przez CPA. Zdaniem analityków, zgoda Białego Domu na jego plan oznacza istotną zmianę podejścia USA do kwestii Iraku. - To milczące przyznanie administracji Busha, że pewne założenia były nierealne. Jednocześnie (administracja, przyjmując rozwiązanie Brahimiego) daje więcej władzy ONZ, a sama wycofuje się z bieżącej polityki - uważa Leon Hadar, analityk Instytutu Cato.
Problem w tym, że rządowi tymczasowemu mogą być stawiane takie same zarzuty jak Radzie Zarządzającej: że to twór wybrany przez Amerykanów i nie mający legitymacji społecznej. Zawsze znajdą się wichrzyciele typu Mukatdy al-Sadra gotowi do rozpoczęcia powstania. Jak przewiduje prof. Barry Rubin, dyrektor Global Research in International Affairs Center, walki prowadzone na znacznie większą skalę niż dotychczas mogą ogarnąć Irak właśnie po przekazaniu władzy, bo "póki Amerykanie tam rządzili, byli głównym celem ataków, a kiedy przekażą władzę, Irakijczycy zaczną o nią walczyć między sobą". Na pewno mają ku temu możliwości: większość irackich polityków ma dobrze uzbrojone, zwykle kilkusetosobowe milicje. Jednocześnie po przekazaniu władzy - zdaniem Rubina - nasilą się ataki na żołnierzy międzynarodowej koalicji: - Wiedząc, że żołnierze szykują się do opuszczenia kraju, grupy radykałów nasilą ataki, by później twierdzić, że to one zmusiły okupanta, by się wycofał.
Arabowie na celowniku
Można Irak zostawić na pastwę bratobójczych walk. Tyle że Arabowie na pewno nie zapomną tego Zachodowi. Tak, jak nie zapomnieli Stanom Zjednoczonym, że udzieliły poparcia Saddamowi, gdy prowadził wojnę z Iranem, i jak nie zapomnieli, że dyktator był przyjmowany w Moskwie czy Paryżu, gdy w Iraku mordowano opozycję. Zdaniem większości ekspertów, niestabilna sytuacja w Iraku podczas ostatnich miesięcy przyczyniła się do nasilenia fundamentalizmu w całym regionie. Jeśli po wycofaniu sił koalicji zaczęłaby się wojna domowa, radykałowie na Bliskim Wschodzie mogliby to odczytać jako zielone światło. Przedsmak przemocy, jaka może się rozlać po regionie, dają przeprowadzone przez Al-Kaidę ostatnie zamachy w Syrii i Arabii Saudyjskiej oraz udaremniony w Jordanii atak na wielką skalę z użyciem broni chemicznej. - Wojna prowadzona przez terrorystów, ich dżihad, skierowana jest już bowiem nie tylko na zewnątrz, ale i do wewnątrz Arabii. To święty bój nie tylko przeciw USA i ich sojusznikom, ale również przeciw arabskim reżimom - uważa Nizar Hamzeh, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Bejruckim.
Al-Kaida triumfuje
Wiara, że Al-Kaida nie będzie się starała wykorzystać chaosu w Iraku, gdy Amerykanie wycofają się, to naiwność. Już to robi od kilku miesięcy, starając się otworzyć fronty w kilku państwach regionu - uważa egipski analityk Ibrahim Fishier. Na razie efekt jest taki, że turystyka stanowiąca podstawę gospodarki Jordanii od początku konfliktu w Iraku znajduje się w stanie zapaści. Po ostatnich doniesieniach o bombie chemicznej może być jeszcze gorzej. Zamachy przyczynią się też do wyjazdu cudzoziemców z Arabii Saudyjskiej. Fala przemocy wymierzona w infrastrukturę tego kraju, głównego eksportera ropy na świecie, już teraz wywindowała ceny surowca do najwyższego od 13 lat poziomu. Dźwigająca się z kryzysu Syria zyskiwała ostatnio punkty właśnie na spokoju, jaki panował w tym kraju. Teraz ciężko będzie przekonać biznesmenów, że mogą się czuć bezpiecznie w Damaszku. A tam, gdzie nie przyjeżdżają cudzoziemcy, by inwestować pieniądze, gdzie panuje kryzys, a ludzie są sfrustrowani ubożeniem, ekstremiści wskazujący sprawców nieszczęść i dający łatwe rozwiązania znajdują najlepszy grunt dla swej działalności.
Podczas niedawnego odczytu w Warszawie Henry Kissinger, były sekretarz stanu USA, podkreślał, że mleko zostało już rozlane i nie czas na rozważania, czy decyzja o interwencji była słuszna, a trzeba się zastanowić, co zrobić, by nie skończyła się kompletnym fiaskiem. - Wówczas nie będzie to bowiem przegrana prezydenta Busha czy Ameryki, ale całego Zachodu - mówił Kissinger. Niestety, ten pogląd w obliczu komplikacji sytuacji w Iraku z trudem toruje sobie drogę - część Europejczyków sprawia wrażenie, jakby chciała obwiniać Stany Zjednoczone o wszystkie problemy Bliskiego Wschodu, albo w ogóle o nich zapomnieć. Te problemy same się nie rozwiążą. Rozlane mleko ktoś musi wytrzeć, pamiętając, że operacja w Iraku - choć popełniono w niej wiele rażących błędów - była jedyną możliwą reakcją na zamachy 11 września.
Narady głuchych
Z czego wynikały te wszystkie błędy? Do myślenia daje informacja, że w CPA nie pracuje dziś nikt, kto przed rozpoczęciem wojny przygotowywał w Pentagonie plany odbudowy Iraku. - Najpoważniejszy problem tkwi jednak w tym, że oni nas po prostu nie słuchali. Mimo że większość Irakijczyków początkowo była nastawiona do Amerykanów przychylnie, podejmowali decyzje bez naszego udziału, bez pytania choćby o radę. A ponieważ zwykle podejmowali decyzje błędne, sami stworzyli sobie wrogów - uważa Isamel Zajer, były redaktor naczelny największego w Iraku dziennika "Al-Sabah" (Zajer i większość zespołu odeszli ze współfinansowanej przez CPA gazety, gdy Amerykanie zaczęli zbyt mocno wywierać naciski w sprawie treści artykułów). Symptomatyczne było to, że podczas wszelkich sporów między Irakijczykami a koalicją strony powtarzały, że "gotowe są do rozmów", ale niewiele z tego wynikało. - Bo nikt po prostu nie umiał ani nie chciał słuchać - kwituje Zajer.
Sondaże nie pozostawiają złudzeń: aż dwie trzecie Irakijczyków ankietowanych przez Instytut Gallupa ocenia źle bądź bardzo źle działania CPA. Większość mówi to samo: że natychmiast należy oddać władzę w ich ręce, "bo tylko oni znają własne problemy i wiedzą, jak je rozwiązać".
40 lat konsekwencji
Notowania wojsk stacjonujących w Iraku wcale nie są lepsze. 71 proc. Irakijczyków traktuje je "przeważnie jako okupantów", a tylko 19 proc. uważa, że to wyzwoliciele. W oczach 67 proc. żołnierze "w ogóle nie próbują" chronić cywilów przed niebezpieczeństwem śmierci lub zranienia podczas wymiany ognia. - To konkretny zarzut wobec oddziałów USA - słuszny bądź niesłuszny - że uciekają się do użycia siły, nie bacząc na znajdujących się w pobliżu cywilów - uważa Richard Burkholder, dyrektor Instytutu Gallupa ds. sondaży międzynarodowych. Mimo tak złych opinii na temat wojsk koalicji 51 proc. Irakijczyków stwierdziło, że niedawne ataki przeciw cywilom uzasadniają konieczność pozostania tych sił w Iraku.
Badania te wykonano jednak w kwietniu, kilka tygodni przed ujawnieniem zdjęć jeńców dręczonych przez żołnierzy USA w więzieniu Abu Ghraib. Teraz wynik sondaży mógłby być inny, bo reakcja na ten skandal w Iraku i innych państwach arabskich jest identyczna: szok i oburzenie. Szczególne zgorszenie budzi fotografia, na której widać szeregową Lynndie England trzymającą na smyczy nagiego irackiego więźnia. - W islamie sodomia jest czymś absolutnie niedopuszczalnym, a nadużycie seksualne najcięższą formą poniżenia i pogwałceniem Koranu - mówi Abdel-Bari Atwan, redaktor dziennika "Al-Quds Al-Arabi". Agencja Reutera, która zwykle powstrzymuje się od komentarzy, ocenia, że "szkody spowodowane hańbiącymi zdjęciami (...) są niezmywalne i nieobliczalne". "Z konsekwencjami będziemy się spotykać przez następnych 40 lat" - tak sytuację skomentował wysoki rangą urzędnik w Białym Domu, cytowany przez "Time'a". Natomiast ajatollah Mohammed Husajn Fadlallah, duchowy przywódca libańskich szyitów, oświadczył, że po tym skandalu Waszyngtonowi już nie uda się oczyścić swego "odrażającego wizerunku na Bliskim Wschodzie".
Skazani na wojnę domową
Czy w tej sytuacji kontynuowanie misji stabilizacyjnej w Iraku ma sens? Problem CPA rozwiąże się sam wraz z jej likwidacją 30 czerwca, gdy władza zostanie przekazana tymczasowemu rządowi. Wybrany pod nadzorem ONZ przez Radę Zarządzającą i grupę irackich prawników rząd tymczasowy będzie sprawował władzę do wyborów w styczniu 2005 r. Takie rozwiązanie zaproponował wysłannik narodów zjednoczonych Lakhdar Brahimi po trzech miesiącach prowadzenia nieudanych negocjacji przez CPA. Zdaniem analityków, zgoda Białego Domu na jego plan oznacza istotną zmianę podejścia USA do kwestii Iraku. - To milczące przyznanie administracji Busha, że pewne założenia były nierealne. Jednocześnie (administracja, przyjmując rozwiązanie Brahimiego) daje więcej władzy ONZ, a sama wycofuje się z bieżącej polityki - uważa Leon Hadar, analityk Instytutu Cato.
Problem w tym, że rządowi tymczasowemu mogą być stawiane takie same zarzuty jak Radzie Zarządzającej: że to twór wybrany przez Amerykanów i nie mający legitymacji społecznej. Zawsze znajdą się wichrzyciele typu Mukatdy al-Sadra gotowi do rozpoczęcia powstania. Jak przewiduje prof. Barry Rubin, dyrektor Global Research in International Affairs Center, walki prowadzone na znacznie większą skalę niż dotychczas mogą ogarnąć Irak właśnie po przekazaniu władzy, bo "póki Amerykanie tam rządzili, byli głównym celem ataków, a kiedy przekażą władzę, Irakijczycy zaczną o nią walczyć między sobą". Na pewno mają ku temu możliwości: większość irackich polityków ma dobrze uzbrojone, zwykle kilkusetosobowe milicje. Jednocześnie po przekazaniu władzy - zdaniem Rubina - nasilą się ataki na żołnierzy międzynarodowej koalicji: - Wiedząc, że żołnierze szykują się do opuszczenia kraju, grupy radykałów nasilą ataki, by później twierdzić, że to one zmusiły okupanta, by się wycofał.
Arabowie na celowniku
Można Irak zostawić na pastwę bratobójczych walk. Tyle że Arabowie na pewno nie zapomną tego Zachodowi. Tak, jak nie zapomnieli Stanom Zjednoczonym, że udzieliły poparcia Saddamowi, gdy prowadził wojnę z Iranem, i jak nie zapomnieli, że dyktator był przyjmowany w Moskwie czy Paryżu, gdy w Iraku mordowano opozycję. Zdaniem większości ekspertów, niestabilna sytuacja w Iraku podczas ostatnich miesięcy przyczyniła się do nasilenia fundamentalizmu w całym regionie. Jeśli po wycofaniu sił koalicji zaczęłaby się wojna domowa, radykałowie na Bliskim Wschodzie mogliby to odczytać jako zielone światło. Przedsmak przemocy, jaka może się rozlać po regionie, dają przeprowadzone przez Al-Kaidę ostatnie zamachy w Syrii i Arabii Saudyjskiej oraz udaremniony w Jordanii atak na wielką skalę z użyciem broni chemicznej. - Wojna prowadzona przez terrorystów, ich dżihad, skierowana jest już bowiem nie tylko na zewnątrz, ale i do wewnątrz Arabii. To święty bój nie tylko przeciw USA i ich sojusznikom, ale również przeciw arabskim reżimom - uważa Nizar Hamzeh, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Bejruckim.
Al-Kaida triumfuje
Wiara, że Al-Kaida nie będzie się starała wykorzystać chaosu w Iraku, gdy Amerykanie wycofają się, to naiwność. Już to robi od kilku miesięcy, starając się otworzyć fronty w kilku państwach regionu - uważa egipski analityk Ibrahim Fishier. Na razie efekt jest taki, że turystyka stanowiąca podstawę gospodarki Jordanii od początku konfliktu w Iraku znajduje się w stanie zapaści. Po ostatnich doniesieniach o bombie chemicznej może być jeszcze gorzej. Zamachy przyczynią się też do wyjazdu cudzoziemców z Arabii Saudyjskiej. Fala przemocy wymierzona w infrastrukturę tego kraju, głównego eksportera ropy na świecie, już teraz wywindowała ceny surowca do najwyższego od 13 lat poziomu. Dźwigająca się z kryzysu Syria zyskiwała ostatnio punkty właśnie na spokoju, jaki panował w tym kraju. Teraz ciężko będzie przekonać biznesmenów, że mogą się czuć bezpiecznie w Damaszku. A tam, gdzie nie przyjeżdżają cudzoziemcy, by inwestować pieniądze, gdzie panuje kryzys, a ludzie są sfrustrowani ubożeniem, ekstremiści wskazujący sprawców nieszczęść i dający łatwe rozwiązania znajdują najlepszy grunt dla swej działalności.
Podczas niedawnego odczytu w Warszawie Henry Kissinger, były sekretarz stanu USA, podkreślał, że mleko zostało już rozlane i nie czas na rozważania, czy decyzja o interwencji była słuszna, a trzeba się zastanowić, co zrobić, by nie skończyła się kompletnym fiaskiem. - Wówczas nie będzie to bowiem przegrana prezydenta Busha czy Ameryki, ale całego Zachodu - mówił Kissinger. Niestety, ten pogląd w obliczu komplikacji sytuacji w Iraku z trudem toruje sobie drogę - część Europejczyków sprawia wrażenie, jakby chciała obwiniać Stany Zjednoczone o wszystkie problemy Bliskiego Wschodu, albo w ogóle o nich zapomnieć. Te problemy same się nie rozwiążą. Rozlane mleko ktoś musi wytrzeć, pamiętając, że operacja w Iraku - choć popełniono w niej wiele rażących błędów - była jedyną możliwą reakcją na zamachy 11 września.
pożądani "okupanci" |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 21/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.