Pamięć siedmiu pokoleń
Po osobach porwanych przez Rosjan i kadyrowców ślad się urywa. Czasem udaje się ich wykupić żywych, częściej za dolary wykupuje się od Rosjan trupa, żeby urządzić mu muzułmański pogrzeb. A czasem znajduje się ciała - wypatroszone, pozaszywane. Tych - jak mówi się w Czeczenii - "wzięto na organy", czyli zabito, żeby sprzedać narządy handlarzom. Płoną domy, gwałcone są kobiety. Mężczyzn zabija się, by udowodnić, że były walki, bo wtedy rosyjskim żołnierzom należą się dolary za dni bojowe. - Wiem, kto zabił mojego przodka siedem pokoleń temu. Obowiązek zemsty przenosi się z pokolenia na pokolenie - mówi płk Ahmed, dowódca jednego z okręgów partyzanckich w Czeczenii. - Dlatego wystrzegamy się walk z Czeczenami, nawet promoskiewskimi. Pułkownik uważa, że wynikłaby z tego wojna domowa, a Rosjanie z założonymi rękami by się przypatrywali, jak Czeczeni sami się wyrzynają. Pułkownik jest dowódcą lojalnym wobec nie uznawanego przez Kreml prezydenta Asłana Maschadowa, którego wpływ na sytuację tej kaukaskiej republiki jest minimalny. Więzi społeczne rozluźniły się w ogniu rosyjskiego terroru, a obyczaj zemsty wziął górę nad rozsądkiem. - Mężczyzna, który stracił bliskich, albo zgwałcona kobieta kupują na bazarze broń, materiały wybuchowe i idą się mścić. Nikt nad tym nie panuje. Rosjanie przegrywają z naszą narodową mentalnością - twierdzi Ahmed.
Kremlowska "normalizacja"
- Kilkudziesięciu ludzi ginie miesięcznie, ale to jest 10-15 proc. tego, co wiemy - mówiła mi dwa lata temu Lipchan Bazajewa, działaczka inguskiej filii Memoriału. - O pozostałych dowiadujemy się, gdy po kilku miesiącach są odnajdywane trupy. Tatiana Kasatkina, dyrektor Memoriału ds. obrony praw człowieka, mówi "Wprost": - Już na początku 2004 r. doszły nas wieści o kilkudziesięciu zaginionych, a wszystko to działo się po wyborach prezydenckich w Czeczenii, kiedy miała nastąpić zapowiadana przez Kreml normalizacja.
Nie ma wiarygodnych danych, ilu Czeczenów zginęło w wyniku represji. Mówi się o 30-200 tys. zabitych w tym ponadmilionowym narodzie. "Normalizacja" występuje tylko w mediach. Po raz pierwszy od dziesięcioleci Rosjanie, nie żołnierze, lecz cywile, i nie w Czeczenii, ale w rosyjskich miastach, na własnej skórze odczuli, że prowadzą wojnę. Bomby zaczęły wybuchać w Moskwie, Petersburgu, na południu kraju. Nikt nie może się czuć bezpieczny w metrze, na ulicy, we własnym domu.
W Czeczenii funkcjonuje jeszcze czeczeńska milicja i OMON, ale formacje te - sprzyjające rodakom - też zostały poddane represjom. Jakiekolwiek podejrzenie o antyrosyjskie nastroje, za duże sukcesy śledczych w poszukiwaniu zaginionych, donos wrzucony do tzw. skrzynki prawdy znajdującej się przy każdej komendanturze kończą się w najlepszym wypadku ciężkim pobiciem funkcjonariusza, a w najgorszym - śmiercią z rąk "nieznanych sprawców". Rosjanom w Czeczenii pozostaje już tylko aparat terroru: służby i armia.
Bombowa polityka
Gdy w 1999 r. grupie Jelcyna władza wymykała się z rąk, premierem został Władimir Putin, młody, dynamiczny, "oświecony czekista" z leningradzkiej szkoły Sobczaka. Wkrótce miał być wybrany na prezydenta. - I nikt nie zwrócił uwagi, że w Rosji dokonał się cichy zamach stanu - mówi pragnący zachować anonimowość działacz inguskiej filii Memoriału. Władzę przejęła generalicja służb. - Wojna na Kaukazie miała odwrócić uwagę od procesu przejmowania władzy - dodaje Jelena Burtina, działaczka Pomocy Obywatelskiej, organizacji zajmującej się obroną praw uchodźców.
Wstępem do II wojny czeczeńskiej były akty terroru. W Moskwie wylatywały w powietrze domy, ofiary liczono na setki. Rozpoczęto poszukiwania czeczeńskiego śladu. - I do tej pory nie znaleziono Czeczena, który podłożyłby te bomby - mówi Tatiana Kasatkina. Wśród pierwszych zamachowców byli Rosjanie, Karaczajowie [jeden z narodów kaukaskich], ale nie Czeczeni. Poinformowano, że zamachu dokonali arabscy terroryści. Zdarzył się natomiast zdumiewający wypadek. W Riazaniu zaniepokojeni mieszkańcy zawiadomili milicję, że wokół ich domu kręcą się podejrzane typy. Milicja ich złapała. Okazało się, że to funkcjonariusze FSB (dawniej KGB). Twierdzili, że sprawdzali czujność mieszkańców.
Zamach w teatrze na Dubrowce ponownie wzbudził podejrzenia, że jest dokonywana prowokacja. Obezwładnieni gazem terroryści zostali - co do jednego - zabici strzałami w tył głowy. Jakby bano się ich zeznań. A w Czeczenii powszechnie twierdzono, że jedną z domniemanych terrorystek Rosjanie zatrzymali kilka tygodni przed zamachem...
Nowa Jerozolima
- Chyba pan żartuje - płk Ahmed aż się żachnął na moją sugestię, że Maschadow może się zwrócić ku fundamentalizmowi. - To były sowiecki pułkownik. Ale inni dowódcy polowi, choćby Szamil Basajew, są bardziej podatni na wpływy islamskiego fundamentalizmu. I niewielu Czeczenom to przeszkadza. Jeszcze dwa, trzy lata temu w Czeczenii o wahabitach mówiono tylko źle. Odmalowywano ich jako rosyjskich agentów, grożono krwawą rozprawą. Ale rosyjskie zbrodnie wojenne sprawiły, że teraz mówi się: skoro walczą przeciwko Rosji, nie mogą być tacy źli. Coraz więcej ludzi, szczególnie młodych, których całe świadome życie upłynęło w cieniu wojny z Rosjanami, zwraca się ku fundamentalizmowi i szarijatowi. - Samobójstwo, szczególnie samobójstwo kobiet, jest sprzeczne z czeczeńską kulturą i tradycją - tłumaczy Jelena Burtina. - Rozwój wydarzeń doprowadził jednak do palestynizacji Czeczenii.
- Przez cały czas jest tak samo źle. Giną ludzie, nie są prowadzone śledztwa. Referendum i wybory prezydenckie - ogólnorosyjskie i lokalne - to był teatr. Wyniki podrasowano - mówi Tatiana Kasatkina. Do tego dochodzi presja na uciekinierów, którzy osiedli w Inguszetii.
- Tych w Akijurcie siłą zagnano do samochodów, by ich przesiedlić do Czeczenii. Obozy wokół Stanicy Slepcowskiej likwidowano, odcinając wodę i gaz. Z Inguszetii przegania się uchodźców do objętej państwowym terrorem Czeczenii. Ale i w Inguszetii nie ma poczucia bezpieczeństwa. Czystki, zniknięcia ludzi, wojskowe patrole przeniosły się i tutaj. W innych rejonach Rosji Czeczeni są prześladowani przez milicję i OMON.
Uczniowie czarnoksiężnika
Putin przedstawiał się wyborcom jako silny człowiek, który opanuje sytuację. W 1999 r. groził, że "bandytów będzie topił w wychodku". Walkę z terroryzmem zapowiadał też przed ostatnimi wyborami. Zamachów jest jednak coraz więcej. Rosjanie zaczynają je kojarzyć z "walką z terroryzmem" na Kaukazie. Niewiele wiedzą na ten temat, bo rosyjska telewizja i wielkie gazety są w ręku Kremla. Niemniej, według działaczy Memoriału, 60 proc. mieszkańców Rosji jest przeciwnych wojnie.
Co będzie dalej? Putin chyba nie potrafi się wyzwolić z logiki zemsty i odwetu, znów grozi represjami. Rosyjska generalicja, która żyje ze sprzedaży kaukaskiej ropy, politycy z Kremla, którzy chcą położyć rękę na wszystkich zasobach rosyjskiej ropy (w tym w Czeczenii) i gazu, oraz ludzie Kadyrowa (w ich kieszeniach zniknęły fundusze na odbudowę Czeczenii) na pewno nie chcą zakończenia konfliktu.
Politycy z Kremla i Łubianki znaleźli się w sytuacji ucznia czarnoksiężnika: rozpętali siły, z którymi nie umieją się uporać. Zafundowali światu nowe ognisko terroryzmu. Prognozy są tym gorsze, że w zdruzgotanej wojną Czeczenii wkrótce może zabraknąć ludzi umiejących zapanować nad sytuacją. I wtedy będzie za późno na rozmowy pokojowe, a zamachy bombowe staną się w Rosji codziennością. Kto wie, czy nie przeniosą się dalej, na Zachód. Co na to zmaltretowani wojną cywile - czeczeńscy i rosyjscy? Nie ma zwyczaju, żeby w Rosji pytać obywateli o zdanie.
DYKTATURA TERRORU |
---|
|
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.