Hitler, eliminując 70 lat temu SA Röhma, skorzystał z doświadczeń Stalina Tylko celujcie dobrze, kamraci - rzucił z uśmiechem szef berlińskiej SA Karl Ernst w stronę plutonu egzekucyjnego esesmanów w koszarach Lichterfelde w Berlinie. Chwilę potem upadł z przestrzeloną głową. Do ostatniego momentu uważał ów spektakl za przejaw czarnego humoru Hitlera. A przecież esesmani aresztowali go w Bremie, gdzie miał wsiąść z dopiero co poślubioną żoną na pokład statku, by spędzić na morzu miesiąc miodowy. 30 czerwca 1934 r. nie tylko on mógł być zaszokowany. Do tego czasu oddziały szturmowe (Sturmabteilung, SA) wydawały się potęgą, której nic nie może zagrozić w III Rzeszy. A szef SA Ernst Röhm uchodził za jedyną osobę, która była w stanie zagrozić Adolfowi Hitlerowi. Ten zaś po zdobyciu wymarzonego urzędu kanclerskiego nie zamierzał się dzielić władzą nawet z człowiekiem, który go do niej wyniósł.
Ernst Röhm był jednym z najstarszych stażem członków NSDAP. Razem z Hitlerem został skazany za udział w nieudanym puczu monachijskim w 1923 r. Był jedną z kilku osób, które mówiły führerowi po imieniu. Z SA, które na początku liczyły zaledwie 650 członków i służyły do ochrony nazistowskich wieców, stworzył ruch liczący w szczytowym okresie aż 4 mln mężczyzn. Ruch, którego bała się nawet niemiecka armia Reichswehra.
Biedacy ze szturmówkami
Röhm poróżnił się z Hitlerem już w latach 20. W 1928 r. udał się nawet do Boliwii, gdzie został doradcą wojskowym rządu. W szeregi SA wkradła się wówczas anarchia. Doszło nawet do tego, że część SA w czasie tzw. puczu Stennesa zbuntowała się przeciw wodzowi - Adolfowi Hitlerowi. W 1930 r. Röhm na prośbę Hitlera wrócił do Niemiec i objął posadę szefa sztabu SA. Tylko częściowo udało mu się zapanować nad coraz bardziej sfrustrowanymi szturmowcami. SA miały zdecydowanie lewicowe oblicze, tymczasem Adolf Hitler od 1931 r. zaczął prowadzić tzw. politykę harzburgską, czyli dążył do zbliżenia z kołami biznesu. Oddziały szturmowe, choć liczne, stanowiły tak naprawdę zbieraninę biedaków, którzy nie byli w stanie finansować rosnących kosztów kampanii wyborczych NSDAP. Klepiący biedę szturmowcy z zawiścią patrzyli na sztab Hitlera, który na siedzibę wybrał Kaiserhof - najbardziej luksusowy hotel w Berlinie. - Wielce nas uradowała wieść, że Adolf Hitler kupił sobie olbrzymiego mercedesa wartego 40 tys. marek - dowcipkowali szturmowcy.
Nie tylko SA-mani patrzyli niechętnie na zbliżenie Hitlera z kołami biznesu. Za zdradę idei nazistowskiej uważali to też bracia Otto i Gregor Strasserowie, partyjni ideolodzy głoszący potrzebę przeprowadzenia rewolucji i nacjonalizacji. W nich to właśnie wewnątrzpartyjna opozycja upatrywała kandydatów do przywództwa NSDAP.
Dolf, nie taki osioł
Nominacja Hitlera na kanclerza 30 stycznia 1933 r. tylko na chwilę uspokoiła sytuację w SA. Rozradowani szturmowcy urządzili w nocy marsz z pochodniami od Bramy Brandenburskiej do starej Kancelarii Rzeszy, gdzie z okna pozdrawiał ich sam wódz. SA-mani oczekiwali jednak znacznie więcej. Liczyli na poprawę sytuacji materialnej i miejsca dla ich dowódców w parlamencie. Nadal wiernie służyli Hitlerowi. Po zdobyciu władzy wprowadzili bezprzykładny terror, tworząc m.in. obozy koncentracyjne i dokonując skrytobójstw. Röhm marzył o stanowisku ministra wojny, musiał się jednak obejść smakiem. Szef sztabu SA rok przed śmiercią opublikował tekst, w którym wzywał do dokończenia rewolucji. "SA nie pozwoli defetystom uśpić niemieckiej rewolucji. Będziemy kontynuować walkę. Jeśli w końcu pojmą, o co się ona toczy, będziemy walczyć z nimi. Jeśli nie zechcą, będziemy walczyć bez nich. A gdyby się okazało to konieczne - także przeciwko nim" - pisał. Hitler zrozumiał to jako wezwanie skierowane do wystąpienia przeciwko niemu. - Rewolucja nie jest zjawiskiem permanentnym - oświadczył. Topór wojenny został wykopany.
Szefa sztabu SA najbardziej obawiali się Heinrich Himmler i Herman Göring. W 1933 r. to właśnie w ich ręce dostał się aparat bezpieczeństwa Rzeszy. Rozpoczęło się szpiegowanie Röhma i jego ludzi. Hitler niczego się nie obawiał tak bardzo jak zamachu stanu. Nie wiadomo, jakie "dowody" udało się zgromadzić przeciwko Röhmowi. Dokumentację zniszczono wkrótce po dokonaniu mordu. Kluczowe wydają się w tej sprawie obciążające donosy Victora Lutzego, osoby z najbliższego otoczenia Röhma. Twierdził on, że szef sztabu pogardliwie wyrażał się o Adolfie Hitlerze. Inne źródła potwierdzają też, że szef sztabu SA zwykł nazywać Hitlera "osioł Dolf". Lutze zanotował też słowa, które stały się dla Röhma gwoździem do trumny. "To, co oświadczył ten zabawny kapral, nie odnosi się do nas. Hitler nie jest lojalny i powinien przynajmniej zostać odesłany na odpoczynek. Jeśli nie możemy osiągnąć naszego celu z Hitlerem, zrobimy to bez niego" - mówił Röhm po podjętej przez wodza próbie pogodzenia SA z Reichswehrą. Nic jednak nie wskazuje na to, że szef sztabu podjął przygotowania do puczu. Przeciwnie, w czerwcu 1934 r. całe SA zostało skierowane na miesięczny urlop. Odpoczywał też Röhm, przeważnie oddając się orgiom homoseksualnym w towarzystwie kompanów z kierownictwa SA.
Himmler i Göring zdołali jednak przekonać Hitlera, że Ernst Röhm przygotowuje pucz. 28 czerwca poczynili ostatnie przygotowania. Hasło do rozpoczęcia akcji brzmiało "Koliber". Hitler połączył się z hotelem w Bad Wiessee, gdzie przebywał Röhm, i zażądał 30 czerwca 1934 r. spotkania z dowódcami SA.
Ofiary "długich noży"
Tymczasem do Hitlera zaczęły docierać pogłoski, jakoby bunt się już zaczął. O 2.00 w nocy Hitler wsiadł do swojego junkersa i poleciał do Monachium. Zaraz po przylocie wezwał monachijskich szefów SA. - Jesteście zdrajcami - wrzeszczał, zrywając im dystynkcje. O 6.30, nie czekając na esesmanów Seppa Dietricha, orszak Hitlera dotarł do hotelu Hanselbauer w Bad Wiessee. Dowódcy SA jeszcze spali po nocnej orgii i libacji. Hitler w czarnym płaszczu, z pistoletem w ręce wkroczył do hotelu, przepraszając obsługę za zamieszanie. Szef wrocławskiego SA Edmund Heines został nakryty w łóżku z chłopcem. Röhm był kompletnie zaskoczony. Wszystkich odtransportowano do więzienia Stadelheim w Monachium. Sześciu natychmiast rozstrzelano. - Zostaliście skazani na śmierć przez führera - oświadczono im. Mimo to większość z nich umierała, krzycząc: "Heil Hitler". Röhma na razie oszczędzono. Równocześnie Goebbels zadzwonił do Göringa i podał umówione hasło. W całych Niemczech rozpętało się piekło. Listy proskrypcyjne, sporządzone przez Göringa, zawierały nazwiska nie tylko członków SA. Zastrzelono też m.in. poprzednika Hitlera na stanowisku kanclerza Kurta von Schleichera i Gregora Strassera. Zdarzyły się też tragiczne pomyłki. Zastrzelono na przykład niewinnego muzyka Willy'ego Schmidta, którego jedynym grzechem było to, że nosił takie same imię i nazwisko jak jeden z dowódców SA.
Wreszcie 1 lipca przyszła kolej na samego Röhma. Hitler postanowił umożliwić mu honorową śmierć. Do jego celi weszli dwaj esesmani i zostawili mu numer specjalny "Völkischer Beobachter", poświęcony wydarzeniom dnia poprzedniego. W gazetę zawinięto pistolet naładowany jedną kulą. Esesmani opuścili celę, ale strzał się nie rozległ. Wrócili po chwili, krzycząc: "Szefie sztabu, szykuj się na śmierć", i zastrzelili Röhma. W tym czasie Karl Ernst jeszcze żył, choć jego nazwisko figurowało na liście rozstrzelanych w gazecie, którą dostarczono Röhmowi.
Jedno dziś nie ulega wątpliwości: Hitler śledził karierę Józefa Stalina, który mówił: "Wiernych, skutecznych, ale głupich zastąpię jeszcze bardziej wiernymi, bardziej skutecznymi i głupszymi, a bardziej ambitnych nigdy nie zniosę". Z tego wódz III Rzeszy szybko wyciągnął wnioski. Röhm może uchodzić w tym kontekście za niemieckiego Trockiego.
Biedacy ze szturmówkami
Röhm poróżnił się z Hitlerem już w latach 20. W 1928 r. udał się nawet do Boliwii, gdzie został doradcą wojskowym rządu. W szeregi SA wkradła się wówczas anarchia. Doszło nawet do tego, że część SA w czasie tzw. puczu Stennesa zbuntowała się przeciw wodzowi - Adolfowi Hitlerowi. W 1930 r. Röhm na prośbę Hitlera wrócił do Niemiec i objął posadę szefa sztabu SA. Tylko częściowo udało mu się zapanować nad coraz bardziej sfrustrowanymi szturmowcami. SA miały zdecydowanie lewicowe oblicze, tymczasem Adolf Hitler od 1931 r. zaczął prowadzić tzw. politykę harzburgską, czyli dążył do zbliżenia z kołami biznesu. Oddziały szturmowe, choć liczne, stanowiły tak naprawdę zbieraninę biedaków, którzy nie byli w stanie finansować rosnących kosztów kampanii wyborczych NSDAP. Klepiący biedę szturmowcy z zawiścią patrzyli na sztab Hitlera, który na siedzibę wybrał Kaiserhof - najbardziej luksusowy hotel w Berlinie. - Wielce nas uradowała wieść, że Adolf Hitler kupił sobie olbrzymiego mercedesa wartego 40 tys. marek - dowcipkowali szturmowcy.
Nie tylko SA-mani patrzyli niechętnie na zbliżenie Hitlera z kołami biznesu. Za zdradę idei nazistowskiej uważali to też bracia Otto i Gregor Strasserowie, partyjni ideolodzy głoszący potrzebę przeprowadzenia rewolucji i nacjonalizacji. W nich to właśnie wewnątrzpartyjna opozycja upatrywała kandydatów do przywództwa NSDAP.
Dolf, nie taki osioł
Nominacja Hitlera na kanclerza 30 stycznia 1933 r. tylko na chwilę uspokoiła sytuację w SA. Rozradowani szturmowcy urządzili w nocy marsz z pochodniami od Bramy Brandenburskiej do starej Kancelarii Rzeszy, gdzie z okna pozdrawiał ich sam wódz. SA-mani oczekiwali jednak znacznie więcej. Liczyli na poprawę sytuacji materialnej i miejsca dla ich dowódców w parlamencie. Nadal wiernie służyli Hitlerowi. Po zdobyciu władzy wprowadzili bezprzykładny terror, tworząc m.in. obozy koncentracyjne i dokonując skrytobójstw. Röhm marzył o stanowisku ministra wojny, musiał się jednak obejść smakiem. Szef sztabu SA rok przed śmiercią opublikował tekst, w którym wzywał do dokończenia rewolucji. "SA nie pozwoli defetystom uśpić niemieckiej rewolucji. Będziemy kontynuować walkę. Jeśli w końcu pojmą, o co się ona toczy, będziemy walczyć z nimi. Jeśli nie zechcą, będziemy walczyć bez nich. A gdyby się okazało to konieczne - także przeciwko nim" - pisał. Hitler zrozumiał to jako wezwanie skierowane do wystąpienia przeciwko niemu. - Rewolucja nie jest zjawiskiem permanentnym - oświadczył. Topór wojenny został wykopany.
Szefa sztabu SA najbardziej obawiali się Heinrich Himmler i Herman Göring. W 1933 r. to właśnie w ich ręce dostał się aparat bezpieczeństwa Rzeszy. Rozpoczęło się szpiegowanie Röhma i jego ludzi. Hitler niczego się nie obawiał tak bardzo jak zamachu stanu. Nie wiadomo, jakie "dowody" udało się zgromadzić przeciwko Röhmowi. Dokumentację zniszczono wkrótce po dokonaniu mordu. Kluczowe wydają się w tej sprawie obciążające donosy Victora Lutzego, osoby z najbliższego otoczenia Röhma. Twierdził on, że szef sztabu pogardliwie wyrażał się o Adolfie Hitlerze. Inne źródła potwierdzają też, że szef sztabu SA zwykł nazywać Hitlera "osioł Dolf". Lutze zanotował też słowa, które stały się dla Röhma gwoździem do trumny. "To, co oświadczył ten zabawny kapral, nie odnosi się do nas. Hitler nie jest lojalny i powinien przynajmniej zostać odesłany na odpoczynek. Jeśli nie możemy osiągnąć naszego celu z Hitlerem, zrobimy to bez niego" - mówił Röhm po podjętej przez wodza próbie pogodzenia SA z Reichswehrą. Nic jednak nie wskazuje na to, że szef sztabu podjął przygotowania do puczu. Przeciwnie, w czerwcu 1934 r. całe SA zostało skierowane na miesięczny urlop. Odpoczywał też Röhm, przeważnie oddając się orgiom homoseksualnym w towarzystwie kompanów z kierownictwa SA.
Himmler i Göring zdołali jednak przekonać Hitlera, że Ernst Röhm przygotowuje pucz. 28 czerwca poczynili ostatnie przygotowania. Hasło do rozpoczęcia akcji brzmiało "Koliber". Hitler połączył się z hotelem w Bad Wiessee, gdzie przebywał Röhm, i zażądał 30 czerwca 1934 r. spotkania z dowódcami SA.
Ofiary "długich noży"
Tymczasem do Hitlera zaczęły docierać pogłoski, jakoby bunt się już zaczął. O 2.00 w nocy Hitler wsiadł do swojego junkersa i poleciał do Monachium. Zaraz po przylocie wezwał monachijskich szefów SA. - Jesteście zdrajcami - wrzeszczał, zrywając im dystynkcje. O 6.30, nie czekając na esesmanów Seppa Dietricha, orszak Hitlera dotarł do hotelu Hanselbauer w Bad Wiessee. Dowódcy SA jeszcze spali po nocnej orgii i libacji. Hitler w czarnym płaszczu, z pistoletem w ręce wkroczył do hotelu, przepraszając obsługę za zamieszanie. Szef wrocławskiego SA Edmund Heines został nakryty w łóżku z chłopcem. Röhm był kompletnie zaskoczony. Wszystkich odtransportowano do więzienia Stadelheim w Monachium. Sześciu natychmiast rozstrzelano. - Zostaliście skazani na śmierć przez führera - oświadczono im. Mimo to większość z nich umierała, krzycząc: "Heil Hitler". Röhma na razie oszczędzono. Równocześnie Goebbels zadzwonił do Göringa i podał umówione hasło. W całych Niemczech rozpętało się piekło. Listy proskrypcyjne, sporządzone przez Göringa, zawierały nazwiska nie tylko członków SA. Zastrzelono też m.in. poprzednika Hitlera na stanowisku kanclerza Kurta von Schleichera i Gregora Strassera. Zdarzyły się też tragiczne pomyłki. Zastrzelono na przykład niewinnego muzyka Willy'ego Schmidta, którego jedynym grzechem było to, że nosił takie same imię i nazwisko jak jeden z dowódców SA.
Wreszcie 1 lipca przyszła kolej na samego Röhma. Hitler postanowił umożliwić mu honorową śmierć. Do jego celi weszli dwaj esesmani i zostawili mu numer specjalny "Völkischer Beobachter", poświęcony wydarzeniom dnia poprzedniego. W gazetę zawinięto pistolet naładowany jedną kulą. Esesmani opuścili celę, ale strzał się nie rozległ. Wrócili po chwili, krzycząc: "Szefie sztabu, szykuj się na śmierć", i zastrzelili Röhma. W tym czasie Karl Ernst jeszcze żył, choć jego nazwisko figurowało na liście rozstrzelanych w gazecie, którą dostarczono Röhmowi.
Jedno dziś nie ulega wątpliwości: Hitler śledził karierę Józefa Stalina, który mówił: "Wiernych, skutecznych, ale głupich zastąpię jeszcze bardziej wiernymi, bardziej skutecznymi i głupszymi, a bardziej ambitnych nigdy nie zniosę". Z tego wódz III Rzeszy szybko wyciągnął wnioski. Röhm może uchodzić w tym kontekście za niemieckiego Trockiego.
Więcej możesz przeczytać w 26/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.