Dla inwestycji groźniejsza od inflacji jest niestabilność polityczna W ciekawym artykule "Ręka na stopach" (nr 31) Piotr Ciżkowicz i Andrzej Rzońca piszą o związku polityki monetarnej z inwestycjami. Autorzy sugerują, że kontrowersyjna jest teza, iż podniesienie stóp procentowych w reakcji na wzrost inflacji ogranicza inwestycje. Nie podobają nam się uproszczenia, których przyczyną jest brak rozróżnienia warunków niskiej i wysokiej stopy inflacji.
Siła presji
Istotniejsze jest jednak to, by do podniesienia poziomu inflacji w ogóle nie dopuścić. Odczytujemy to tak, że niezależnie od tego, co się dzieje ze stopami procentowymi, samo wzmocnienie presji inflacyjnej oddziałuje negatywnie na inwestycje. Dotychczasowe badania, polegające na znalezieniu statystycznego związku wielkości inflacji z długookresowym tempem wzrostu gospodarczego, nie przekonały, że stosunkowo niska inflacja (poniżej 5 proc. rocznie) szkodzi temu tempu. Zgodnie z badaniami, których prekursorem był Milton Friedman, im wyższa stopa inflacji, tym większe wahania dynamiki inflacji. Opłacalność projektów inwestycyjnych wydaje się niepewna, gdyż korzyści ze sprzedaży produktów i usług pojawią się później, natomiast koszty trzeba ponosić już teraz. Przyjęcie konserwatywnych założeń w relacji ryzyko - zysk wyklucza wtedy wiele projektów z powodu kosztu rosnącego ryzyka. Przy niskiej inflacji ten problem jest mało ważny.
Na poparcie tezy: "wzrost inflacji zdusi inwestycje" autorzy przytaczają teorię Roberta Lucasa o błędnym postrzeganiu zmian cen przez firmy i konsumentów. Błędne odczytanie wzrostu ogólnego poziomu cen jako wzrostu cen tylko na własne produkty (zmiana cen relatywnych) jest groźne przy wysokiej stopie inflacji, ale w warunkach niskiej stopy inflacji nie ma żadnego znaczenia.
Jednak hamulec!
Czy istnieje związek pośredni (przez stopy procentowe) inwestycji z inflacją? Autorzy nie precyzują, czy mają na myśli wzrost stóp nominalnych, czy realnych (stóp nominalnych skorygowanych o przyszłą stopę inflacji). Ten pierwszy praktycznie nic nie zmienia w rachunku ekonomicznym inwestycji przy niskiej inflacji, gdyż wtedy rekompensata za spowodowany inflacją spadek siły nabywczej danej kwoty kredytu, którą wlicza się do odsetek (premia inflacyjna), jest ciągle nieduża. Nie ma to znaczenia, jeśli inwestycje są robione ze środków własnych (z zysku). Z kolei ten drugi rodzaj wzrostu prowadzi do przyhamowania inwestycji, gdyż rosną koszty kredytu. Ponadto użycie wyższej stopy realnej w celu dyskontowania zysków (sprowadzenia zysków z różnych okresów w przyszłości do ich porównywalności, bo złoty dziś jest mniej wart niż złoty jutro i to bez inflacji) pogarsza opłacalność różnych projektów inwestycyjnych.
Inny wpływ na zachowania inwestorów ma inflacja oczekiwana i nieoczekiwana. Oczekiwana nie powinna przynosić teoretycznie żadnego efektu poza omówionym. Inflacja niespodziewana doprowadza do redystrybucji dochodów pomiędzy dłużnikiem a wierzycielem - traci ten drugi, gdyż wartość realna spłacanego od odsetek procentu maleje. Spadek realnej stopy kredytu może zachęcać do realizacji nowych projektów inwestycyjnych.
Ryzyko spirali
Autorzy piszą o ogólnych prawidłowościach, ale przecież wiadomo, że podjęli ten temat dlatego, iż w Polsce przyspieszyła inflacja. Mimo to ciągle jeszcze nasz kraj znajduje się w obszarze niskiej inflacji, zatem samoistny wpływ inflacji na ograniczenie inwestycji jest nieznaczny. Dużo większy wpływ wywiera natomiast niestabilność polityczna i ryzyko wybuchu kryzysu fiskalnego z powodu braku wiarygodnego programu naprawy finansów publicznych. Wracając do teorii Lucasa, jest wątpliwe, aby w warunkach, kiedy za wzrost inflacji odpowiada kilka czynników po stronie kosztów (ceny ropy naftowej i metali), przedsiębiorcy brali wzrost indeksu cen produkcji z tej przyczyny za wzrost popytu na ich wyroby. A takie mamy dziś główne źródła inflacji cen producenta w Polsce. Mało kto ulega wtedy iluzji pieniężnej, a na niej wspiera się model błędnej interpretacji wzrostu cen. W tych okolicznościach podnoszenie realnych stóp procentowych może się okazać bardziej szkodliwe dla inwestycji niż sama inflacja.
Nie znaczy to, że oponujemy przeciwko podwyżkom stóp procentowych. Jednak argumenty za ostatnimi podwyżkami oficjalnych stóp NBP leżą gdzie indziej, nie po stronie inwestycji. Jest to przede wszystkim wzrost oczekiwań inflacyjnych i ryzyko wywołania przez nie wtórnych efektów inflacyjnych, takich jak spirala płacowo-cenowa.
Autorzy zagalopowali się, pisząc, że "banki nie mogą udzielić kredytów na sumę większą niż ulokowane w nich oszczędności" chętnym inwestorom. Pojedynczy bank nie, ale cały system bankowy z powodzeniem może sobie pozwolić na dużo więcej. Mówi o tym podstawowa wręcz teoria mnożnika bazy pieniężnej, czyli mnożnika depozytowego. W tej sytuacji "inni przedsiębiorcy, którzy mogliby rozwinąć produkcję i zwiększyć zatrudnienie", nie będą mieli kłopotów z otrzymaniem kredytów.
Istotniejsze jest jednak to, by do podniesienia poziomu inflacji w ogóle nie dopuścić. Odczytujemy to tak, że niezależnie od tego, co się dzieje ze stopami procentowymi, samo wzmocnienie presji inflacyjnej oddziałuje negatywnie na inwestycje. Dotychczasowe badania, polegające na znalezieniu statystycznego związku wielkości inflacji z długookresowym tempem wzrostu gospodarczego, nie przekonały, że stosunkowo niska inflacja (poniżej 5 proc. rocznie) szkodzi temu tempu. Zgodnie z badaniami, których prekursorem był Milton Friedman, im wyższa stopa inflacji, tym większe wahania dynamiki inflacji. Opłacalność projektów inwestycyjnych wydaje się niepewna, gdyż korzyści ze sprzedaży produktów i usług pojawią się później, natomiast koszty trzeba ponosić już teraz. Przyjęcie konserwatywnych założeń w relacji ryzyko - zysk wyklucza wtedy wiele projektów z powodu kosztu rosnącego ryzyka. Przy niskiej inflacji ten problem jest mało ważny.
Na poparcie tezy: "wzrost inflacji zdusi inwestycje" autorzy przytaczają teorię Roberta Lucasa o błędnym postrzeganiu zmian cen przez firmy i konsumentów. Błędne odczytanie wzrostu ogólnego poziomu cen jako wzrostu cen tylko na własne produkty (zmiana cen relatywnych) jest groźne przy wysokiej stopie inflacji, ale w warunkach niskiej stopy inflacji nie ma żadnego znaczenia.
Jednak hamulec!
Czy istnieje związek pośredni (przez stopy procentowe) inwestycji z inflacją? Autorzy nie precyzują, czy mają na myśli wzrost stóp nominalnych, czy realnych (stóp nominalnych skorygowanych o przyszłą stopę inflacji). Ten pierwszy praktycznie nic nie zmienia w rachunku ekonomicznym inwestycji przy niskiej inflacji, gdyż wtedy rekompensata za spowodowany inflacją spadek siły nabywczej danej kwoty kredytu, którą wlicza się do odsetek (premia inflacyjna), jest ciągle nieduża. Nie ma to znaczenia, jeśli inwestycje są robione ze środków własnych (z zysku). Z kolei ten drugi rodzaj wzrostu prowadzi do przyhamowania inwestycji, gdyż rosną koszty kredytu. Ponadto użycie wyższej stopy realnej w celu dyskontowania zysków (sprowadzenia zysków z różnych okresów w przyszłości do ich porównywalności, bo złoty dziś jest mniej wart niż złoty jutro i to bez inflacji) pogarsza opłacalność różnych projektów inwestycyjnych.
Inny wpływ na zachowania inwestorów ma inflacja oczekiwana i nieoczekiwana. Oczekiwana nie powinna przynosić teoretycznie żadnego efektu poza omówionym. Inflacja niespodziewana doprowadza do redystrybucji dochodów pomiędzy dłużnikiem a wierzycielem - traci ten drugi, gdyż wartość realna spłacanego od odsetek procentu maleje. Spadek realnej stopy kredytu może zachęcać do realizacji nowych projektów inwestycyjnych.
Ryzyko spirali
Autorzy piszą o ogólnych prawidłowościach, ale przecież wiadomo, że podjęli ten temat dlatego, iż w Polsce przyspieszyła inflacja. Mimo to ciągle jeszcze nasz kraj znajduje się w obszarze niskiej inflacji, zatem samoistny wpływ inflacji na ograniczenie inwestycji jest nieznaczny. Dużo większy wpływ wywiera natomiast niestabilność polityczna i ryzyko wybuchu kryzysu fiskalnego z powodu braku wiarygodnego programu naprawy finansów publicznych. Wracając do teorii Lucasa, jest wątpliwe, aby w warunkach, kiedy za wzrost inflacji odpowiada kilka czynników po stronie kosztów (ceny ropy naftowej i metali), przedsiębiorcy brali wzrost indeksu cen produkcji z tej przyczyny za wzrost popytu na ich wyroby. A takie mamy dziś główne źródła inflacji cen producenta w Polsce. Mało kto ulega wtedy iluzji pieniężnej, a na niej wspiera się model błędnej interpretacji wzrostu cen. W tych okolicznościach podnoszenie realnych stóp procentowych może się okazać bardziej szkodliwe dla inwestycji niż sama inflacja.
Nie znaczy to, że oponujemy przeciwko podwyżkom stóp procentowych. Jednak argumenty za ostatnimi podwyżkami oficjalnych stóp NBP leżą gdzie indziej, nie po stronie inwestycji. Jest to przede wszystkim wzrost oczekiwań inflacyjnych i ryzyko wywołania przez nie wtórnych efektów inflacyjnych, takich jak spirala płacowo-cenowa.
Autorzy zagalopowali się, pisząc, że "banki nie mogą udzielić kredytów na sumę większą niż ulokowane w nich oszczędności" chętnym inwestorom. Pojedynczy bank nie, ale cały system bankowy z powodzeniem może sobie pozwolić na dużo więcej. Mówi o tym podstawowa wręcz teoria mnożnika bazy pieniężnej, czyli mnożnika depozytowego. W tej sytuacji "inni przedsiębiorcy, którzy mogliby rozwinąć produkcję i zwiększyć zatrudnienie", nie będą mieli kłopotów z otrzymaniem kredytów.
Więcej możesz przeczytać w 34/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.