Pływacy, a nie lekkoatleci, mogą być największymi gwiazdami olimpiady w Atenach Igrzyska olimpijskie bez lekkoatletyki byłyby tym, czym boks bez zadawania ciosów czy piłka nożna bez bramek - stwierdził Juan Antonio Samaranch, poprzedni szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Można dodać, że bez pływania igrzyska byłyby sportowym karłem. Bo na co dzień widzowie żyją głównie grami zespołowymi, podczas gdy igrzyska to głównie sporty indywidualne. A najwięcej indywidualności i rekordów gwarantują pływanie i lekkoatletyka. Po raz pierwszy w historii właśnie pływacy mogą się stać większą atrakcją igrzysk niż sprinterzy, a pływanie może zdetronizować lekkoatletykę w roli królowej sportu. Blaknie nadzieja na seryjne bicie rekordów na bieżniach i skoczniach wraz z tym, jak kolejne gwiazdy lekkoatletyki wycofują się ze startu w Atenach, bo wykryto u nich doping. Torri Edwards, aktualna mistrzyni świata w sprincie, musiała zrezygnować ze startu tuż przed igrzyskami, gdyż w jej organizmie znaleziono niedozwolone środki. Przyłapany na dopingu został też Jamajczyk Steve Mullings, jeden z najlepszych sprinterów świata. Inne gwiazdy, nie wspomagane koksem, osiągają wyniki grubo poniżej swoich rekordów życiowych, m.in. bogini lekkoatletyki w ostatnich latach - Marion Jones. Nie zdołała ona pomyślnie przejść amerykańskich kwalifikacji w biegach sprinterskich i w Atenach wystartuje tylko w skoku w dal. Lekkoatletom nie sprzyjają też warunki panujące w Atenach. Jak twierdzi naukowe pismo "Nature", obecne igrzyska będą wymagały od sportowców nadzwyczajnego wysiłku, bo mieszanina gorąca i dużych zanieczyszczeń powietrza w okolicach Aten, zwłaszcza w sierpniu, będą dodatkowym obciążeniem. Tymczasem pływacy konkurują w klimatyzowanych pomieszczeniach, więc mają szanse na bicie rekordów. No i nie ciąży nad nimi piętno powszechnego koksowania się.
Pojedynek gigantów
Na olimpijskiej pływalni dojdzie do rywalizacji dwóch gigantów: Australijczyka Iana Thorpe'a i Amerykanina Michaela Phelpsa. Bezpośrednio zmierzą się oni na dystansie 200 m kraulem (nie licząc trzech startów w sztafetach). Poza tym będą toczyć pojedynek na liczbę zdobytych medali. Świetnych pływaków i pływaczek będzie na igrzyskach wyjątkowo dużo. By wygrać na dystansie 200 m stylem klasycznym, najprawdopodobniej trzeba będzie pobić rekord świata - tak wyrównana jest tam walka o prymat między Amerykaninem Brendanem Hansenem i Japończykiem Kosuke Kitajimą.
Jeśli 19-letni Phelps zdoła zrealizować swoje zamierzenia i zdobędzie w Atenach - jak zapowiada - aż osiem złotych krążków, stanie się nie tylko najbardziej utytułowanym pływakiem, ale i w ogóle olimpijczykiem wszech czasów. Dotychczas był nim pływak Mark Spitz - z siedmioma złotymi medalami zdobytymi na igrzyskach w 1972 r., czyli w epoce, gdy telewizja nie miała jeszcze takiej siły kreowania idoli. Phelps ma zatem nieporównanie większe szanse na to, by stać się supergwiazdą na globalną skalę. Dostanie też od swojego sponsora firmy Speedo milion dolarów.
Thorpe też chce dorównać Spitzowi, ale w łącznej liczbie zdobytych złotych medali. Na poprzednich igrzyskach wywalczył trzy złote krążki. Teraz australijska torpeda wystartuje w sześciu konkurencjach. Gdyby we wszystkich stanął na najwyższym podium, dorównałby Spitzowi. Mało brakowało, by ten wyczyn nie był w ogóle możliwy, gdyż pływak został zdyskwalifikowany podczas krajowych eliminacji po tym, jak popełnił falstart w wyścigu na swoim koronnym dystansie 400 m stylem dowolnym (nie przegrał od siedmiu lat). W końcu jednak Thorpe popłynie w tej konkurencji w Atenach, gdyż jego kolega z drużyny Craig Stevens ustąpił mu miejsca. Zresztą nie za darmo - od telewizji, w której ogłosił tę decyzję, zainkasował 60 tys. australijskich dolarów. Inny pływak z antypodów, Grant Hackett, nie zamierza ustępować pola. Chce pokrzyżować plany Thorpe'emu i pozostać mistrzem olimpijskim na dystansie 1500 m stylem dowolnym.
Motylia i biało-czerwone tło
Pływackie konkurencje będą głównie pojedynkiem australijsko-amerykańskim. W tę rywalizację włączy się zapewne Pieter van Hoogenband z Holandii - jeden z bohaterów igrzysk w Sydney. Z kolei Aleksander Popow z Rosji, zwany carem pływalni, 32-letni mistrz sprintu (50 m i 100 m), będzie się ścigał nie tyle z rywalami, ile z historią. Może zostać pierwszym pływakiem, który zdobędzie medale na czterech kolejnych igrzyskach! Zdaniem Rafała Szukały, wicemistrza olimpijskiego z 1992 r., za Popowem stoi rutyna, która często decyduje w sprincie.
Chorążym polskiej ekipy olimpijskiej w Atenach został Bartosz Kizierowski, który nigdy nie był medalistą olimpijskim i małe ma szanse, by się nim stać - podobnie jak pozostali nasi pływacy. Biało-czerwoni w męskim pływaniu będą statystami, choć - jak mówi Szukała - z naszego kraju nie trzeba już wyjeżdżać za granicę, by móc osiągać światowe wyniki. On sam oraz na przykład Artur Wojdat osiągnęli sukcesy, bo trenowali w USA. Przykład Szukały i Wojdata sprawił, że wyczynowo pływaniem zajmuje się obecnie w Polsce pięć razy więcej młodych ludzi niż za ich zawodniczej kariery.
Świetne wyniki na razie osiągają tylko kobiety. Otylia Jędrzejczak, nazywana Motylią, należy do światowych gwiazd. Amerykanka Janet Evans, czterokrotna złota medalistka olimpijska, typuje Jędrzejczak na zwyciężczynię na dystansie 200 m. Polka, rekordzistka świata na tym dystansie, będzie rywalizować m.in. z Australijką Petrią Thomas. Obie mogą przeszkodzić w obronie trzech olimpijskich tytułów Holenderce Inge de Bruijn, która brylowała w Sydney.
O ile wśród mężczyzn walka rozegra się pomiędzy zawodnikami z USA i Australii, o tyle w wypadku kobiet liczyć się będą także Niemki (choćby Francisca van Almsick), Japonki (Sasziko Yamada) czy Ukrainki (Jana Kłoczkowa). Po zdobyciu trzech medali w Sydney (dwa złote, jeden srebrny) Kłoczkowa wyprzedziła w swoim kraju w plebiscycie na najlepszego sportowca roku nawet snajpera AC Milan Andrija Szewczenkę.
Igrzyska dla dublerów?
Pływacy rywalizują nie tylko między sobą o rekordy, ale i - a może przede wszystkim - z zawodnikami innych dyscyplin o zainteresowanie kibiców i sponsorów. Najlepsi lekkoatleci są ciągle jeszcze bliżsi dorównania na tym polu gwiazdom futbolu, koszykówki czy bejsbolu. Na wzór piłkarskiej Ligi Mistrzów i wielkoszlemowych turniejów tenisowych zorganizowano dla nich mityngi tzw. Złotej Ligi. Lekkoatletyczna elita rywalizuje tam o wielotysięczne premie i 10 kg złota. Najlepsi więc nie skupiają się już na igrzyskach, które są okazją do zabłyśnięcia tylko raz na cztery lata. Z czasem może to doprowadzić nawet do sytuacji, w której w zmaganiach olimpijskich będzie uczestniczyć jedynie drugi garnitur sportowców - jak to się dzieje w wypadku piłkarzy czy koszykarzy. Mistrzowie tych konkurencji nie potrzebują igrzysk jako okna wystawowego, bo sponsorzy i telewizja interesują się nimi przez cały czas.
Wciąż jeszcze igrzyska są - jak w czasach antycznych - najlepszą okazją do sprawdzenia, kto najszybciej biega, najdalej skacze i jest najbardziej wytrzymały. Sprinter Maurice Greene (z tatuażem G.O.A.T. - "Największy w historii") nieprędko usunie się w cień Phelpsa, a maratonka Paula Radcliffe czy najbardziej wszechstronna sportsmenka Caroline Kluft (siedmiobój) nie ustąpią pola Jędrzejczak czy van Almsick.
Niestety, z polskich lekkoatletów o swoją pozycję może być spokojny tylko Robert Korzeniowski. Od lat jest niekwestionowanym mistrzem chodu sportowego, a tygodnik "Time" umieścił go w gronie największych gwiazd olimpijskich. Jerzy Skucha, szef wyszkolenia Polskiego Związku Lekkoatletyki, mówi, że w wariancie pesymistycznym zdobędziemy jeden medal, właśnie przez Korzeniowskiego. Jacek Wszoła, mistrz i wicemistrz olimpijski w skoku wzwyż, liczy na sukces Grzegorza Sposoba w swojej dyscyplinie.
Amerykanie i Australijczycy już dawno spostrzegli, że formalnie złote medale są sobie równe, ale cenniejsze są te zdobywane w lekkoatletyce czy pływaniu, bo najłatwiej je sprzedać medialnie. W Polsce też niby o tym wiemy, ale z powodu braku talentów zadowalamy się osiągnięciami w tak niszowych dyscyplinach, jak strzelectwo czy zapasy. Tyle że z perspektywy olimpijskiej historii nie mówi się o mistrzach na strzelnicy, tylko takich herosach bieżni i pływalni, jak Jessie Owens, Bob Beamon, Carl Lewis, Michael Johnson czy Mark Spitz.
Na olimpijskiej pływalni dojdzie do rywalizacji dwóch gigantów: Australijczyka Iana Thorpe'a i Amerykanina Michaela Phelpsa. Bezpośrednio zmierzą się oni na dystansie 200 m kraulem (nie licząc trzech startów w sztafetach). Poza tym będą toczyć pojedynek na liczbę zdobytych medali. Świetnych pływaków i pływaczek będzie na igrzyskach wyjątkowo dużo. By wygrać na dystansie 200 m stylem klasycznym, najprawdopodobniej trzeba będzie pobić rekord świata - tak wyrównana jest tam walka o prymat między Amerykaninem Brendanem Hansenem i Japończykiem Kosuke Kitajimą.
Jeśli 19-letni Phelps zdoła zrealizować swoje zamierzenia i zdobędzie w Atenach - jak zapowiada - aż osiem złotych krążków, stanie się nie tylko najbardziej utytułowanym pływakiem, ale i w ogóle olimpijczykiem wszech czasów. Dotychczas był nim pływak Mark Spitz - z siedmioma złotymi medalami zdobytymi na igrzyskach w 1972 r., czyli w epoce, gdy telewizja nie miała jeszcze takiej siły kreowania idoli. Phelps ma zatem nieporównanie większe szanse na to, by stać się supergwiazdą na globalną skalę. Dostanie też od swojego sponsora firmy Speedo milion dolarów.
Thorpe też chce dorównać Spitzowi, ale w łącznej liczbie zdobytych złotych medali. Na poprzednich igrzyskach wywalczył trzy złote krążki. Teraz australijska torpeda wystartuje w sześciu konkurencjach. Gdyby we wszystkich stanął na najwyższym podium, dorównałby Spitzowi. Mało brakowało, by ten wyczyn nie był w ogóle możliwy, gdyż pływak został zdyskwalifikowany podczas krajowych eliminacji po tym, jak popełnił falstart w wyścigu na swoim koronnym dystansie 400 m stylem dowolnym (nie przegrał od siedmiu lat). W końcu jednak Thorpe popłynie w tej konkurencji w Atenach, gdyż jego kolega z drużyny Craig Stevens ustąpił mu miejsca. Zresztą nie za darmo - od telewizji, w której ogłosił tę decyzję, zainkasował 60 tys. australijskich dolarów. Inny pływak z antypodów, Grant Hackett, nie zamierza ustępować pola. Chce pokrzyżować plany Thorpe'emu i pozostać mistrzem olimpijskim na dystansie 1500 m stylem dowolnym.
Motylia i biało-czerwone tło
Pływackie konkurencje będą głównie pojedynkiem australijsko-amerykańskim. W tę rywalizację włączy się zapewne Pieter van Hoogenband z Holandii - jeden z bohaterów igrzysk w Sydney. Z kolei Aleksander Popow z Rosji, zwany carem pływalni, 32-letni mistrz sprintu (50 m i 100 m), będzie się ścigał nie tyle z rywalami, ile z historią. Może zostać pierwszym pływakiem, który zdobędzie medale na czterech kolejnych igrzyskach! Zdaniem Rafała Szukały, wicemistrza olimpijskiego z 1992 r., za Popowem stoi rutyna, która często decyduje w sprincie.
Chorążym polskiej ekipy olimpijskiej w Atenach został Bartosz Kizierowski, który nigdy nie był medalistą olimpijskim i małe ma szanse, by się nim stać - podobnie jak pozostali nasi pływacy. Biało-czerwoni w męskim pływaniu będą statystami, choć - jak mówi Szukała - z naszego kraju nie trzeba już wyjeżdżać za granicę, by móc osiągać światowe wyniki. On sam oraz na przykład Artur Wojdat osiągnęli sukcesy, bo trenowali w USA. Przykład Szukały i Wojdata sprawił, że wyczynowo pływaniem zajmuje się obecnie w Polsce pięć razy więcej młodych ludzi niż za ich zawodniczej kariery.
Świetne wyniki na razie osiągają tylko kobiety. Otylia Jędrzejczak, nazywana Motylią, należy do światowych gwiazd. Amerykanka Janet Evans, czterokrotna złota medalistka olimpijska, typuje Jędrzejczak na zwyciężczynię na dystansie 200 m. Polka, rekordzistka świata na tym dystansie, będzie rywalizować m.in. z Australijką Petrią Thomas. Obie mogą przeszkodzić w obronie trzech olimpijskich tytułów Holenderce Inge de Bruijn, która brylowała w Sydney.
O ile wśród mężczyzn walka rozegra się pomiędzy zawodnikami z USA i Australii, o tyle w wypadku kobiet liczyć się będą także Niemki (choćby Francisca van Almsick), Japonki (Sasziko Yamada) czy Ukrainki (Jana Kłoczkowa). Po zdobyciu trzech medali w Sydney (dwa złote, jeden srebrny) Kłoczkowa wyprzedziła w swoim kraju w plebiscycie na najlepszego sportowca roku nawet snajpera AC Milan Andrija Szewczenkę.
Igrzyska dla dublerów?
Pływacy rywalizują nie tylko między sobą o rekordy, ale i - a może przede wszystkim - z zawodnikami innych dyscyplin o zainteresowanie kibiców i sponsorów. Najlepsi lekkoatleci są ciągle jeszcze bliżsi dorównania na tym polu gwiazdom futbolu, koszykówki czy bejsbolu. Na wzór piłkarskiej Ligi Mistrzów i wielkoszlemowych turniejów tenisowych zorganizowano dla nich mityngi tzw. Złotej Ligi. Lekkoatletyczna elita rywalizuje tam o wielotysięczne premie i 10 kg złota. Najlepsi więc nie skupiają się już na igrzyskach, które są okazją do zabłyśnięcia tylko raz na cztery lata. Z czasem może to doprowadzić nawet do sytuacji, w której w zmaganiach olimpijskich będzie uczestniczyć jedynie drugi garnitur sportowców - jak to się dzieje w wypadku piłkarzy czy koszykarzy. Mistrzowie tych konkurencji nie potrzebują igrzysk jako okna wystawowego, bo sponsorzy i telewizja interesują się nimi przez cały czas.
Wciąż jeszcze igrzyska są - jak w czasach antycznych - najlepszą okazją do sprawdzenia, kto najszybciej biega, najdalej skacze i jest najbardziej wytrzymały. Sprinter Maurice Greene (z tatuażem G.O.A.T. - "Największy w historii") nieprędko usunie się w cień Phelpsa, a maratonka Paula Radcliffe czy najbardziej wszechstronna sportsmenka Caroline Kluft (siedmiobój) nie ustąpią pola Jędrzejczak czy van Almsick.
Niestety, z polskich lekkoatletów o swoją pozycję może być spokojny tylko Robert Korzeniowski. Od lat jest niekwestionowanym mistrzem chodu sportowego, a tygodnik "Time" umieścił go w gronie największych gwiazd olimpijskich. Jerzy Skucha, szef wyszkolenia Polskiego Związku Lekkoatletyki, mówi, że w wariancie pesymistycznym zdobędziemy jeden medal, właśnie przez Korzeniowskiego. Jacek Wszoła, mistrz i wicemistrz olimpijski w skoku wzwyż, liczy na sukces Grzegorza Sposoba w swojej dyscyplinie.
Amerykanie i Australijczycy już dawno spostrzegli, że formalnie złote medale są sobie równe, ale cenniejsze są te zdobywane w lekkoatletyce czy pływaniu, bo najłatwiej je sprzedać medialnie. W Polsce też niby o tym wiemy, ale z powodu braku talentów zadowalamy się osiągnięciami w tak niszowych dyscyplinach, jak strzelectwo czy zapasy. Tyle że z perspektywy olimpijskiej historii nie mówi się o mistrzach na strzelnicy, tylko takich herosach bieżni i pływalni, jak Jessie Owens, Bob Beamon, Carl Lewis, Michael Johnson czy Mark Spitz.
Więcej możesz przeczytać w 34/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.