Przez całe życie żałowałem tylko jednego: że to nie ja wymyśliłem dżinsy" - powiedział kiedyś Yves Saint Laurent. Pod wyznaniem legendy francuskiego krawiectwa mogą się teraz podpisać najwięksi kreatorzy na świecie, którzy przez wiele dekad gardzili denimem jako materiałem plebejskim. Na punkcie dżinsów oszalały bowiem celebrities, a sprzedaż odzieży z denimu bije nie notowane wcześniej rekordy. Dżins podbija najbardziej prestiżowe pokazy mody. Helmut Lang proponuje dżinsy farbowane na srebrno, Christian Dior i Chanel łączą je z jedwabiem, Tom Ford ozdabia paciorkami i piórami, a brytyjski kreator Paul Smith - skórą. - To jak odkrycie zupełnie nowej tkaniny - mówi "Wprost" Marissa Hoyle, asystentka Paula Smitha. - Denim znakomicie się nadaje do łączenia z wszelkimi tkaninami o najoryginalniejszej fakturze - dodaje Hoyle. Kreatorzy stworzyli nawet dżinsowe podfirmy, np. Armani Jeans i Gucci Jeans.
Jeszcze na początku lat 90. widok ubranego w dżinsy Bruce'a Willisa (eksmodela Levi'sa) na ceremoniach przyznania nagród filmowych szokował. W tym roku nikogo nie zdziwiła Nicole Kidman w dieslach na przyjęciu z okazji wręczenia statuetek BAFTA, wyróżnień brytyjskiego przemysłu filmowego. W dżinsach jako strojach wieczorowych pokazują się: Sharon Stone, Cameron Diaz, Celine Dion czy Brad Pitt. W Polsce przez wiele lat wielbicielem dżinsów był Jacek Kuroń, dziś w ubraniach z denimu pokazują się m.in.: Paweł Deląg, Edyta Górniak, Beata Kozidrak i Kuba Wojewódzki. Denim coraz częściej lansują też znani polscy projektanci, m.in. Maciej Zień i Ewa Minge.
Sexy, czyli w dżinsach
Mieszkańcy USA kupują rocznie 450 mln par dżinsów, a dochody amerykańskiego rynku odzieży ze sprzedaży tego materiału szacuje się na 12 mld dolarów. Przeciętny Amerykanin ma w szafie siedem par denimowych spodni i w ciągu roku kupuje dwie następne - wynika z badań agencji Apparel Resources (Polak trzyma w szafie na razie dwie, najwyżej trzy pary). USA szybko dogania Wielka Brytania, gdzie obroty dżinsowego rynku rosną w tempie 10 proc. rocznie. W Internecie są już tysiące witryn poświęconych dżinsom - od stron fan clubów po "centra informacji dżinsowej". Dżinsy zaczynają też trafiać na aukcje - częściowo spalone lewisy z około 1890 r. sprzedano niedawno za 35 tys. dolarów. Za oceanem, gdzie dżinsowe szaleństwo osiąga apogeum, do psychoanalityków trafiają młodzi ludzie zaniepokojeni niechęcią do noszenia denimowych spodni.
Klucza do sukcesu dżinsów należy szukać w kulturze masowej. W dżinsach chodzili bohaterowie westernów. Dżinsowy image Jamesa Deana w "Buntowniku bez powodu" sprawił, że denim stał się symbolem pokolenia nie pogodzonego z rzeczywistością. Jimi Hendrix, guru hippisów, uczynił z dżinsów symbol wolności. Z kolei dla mieszkańców krajów bloku wschodniego spodnie z denimu były synonimem dobrobytu. Kariera dżinsów wzięła się też m.in. z istniejącej od ponad 80 lat tendencji do noszenia coraz wygodniejszych ubrań. Upowszechnianiu się tego materiału sprzyja również zmiana podejścia do ubioru w miejscach pracy. W dwóch trzecich amerykańskich firm pracownicy niższego szczebla mogą przychodzić na co dzień w spodniach dżinsowych, a w większości przyjął się zwyczaj casual fridays, czyli jednego dnia w tygodniu (piątku), kiedy obowiązuje dowolny strój.
Dżinsy są trendy także dlatego, że są sexy. Zdaniem 26 proc. Amerykanów, kobiety najseksowniej wyglądają właśnie w spodniach z denimu. Dla kobiet z kolei mężczyzna w niczym innym nie jest tak atrakcyjny jak w dżinsach. Dlatego na denimowej odzieży swój wizerunek zbudowały popkulturowe symbole seksu: Kylie Minogue, Jennifer Lopez czy George Michael.
Wieczny schyłek dżinsów
Biorąc pod uwagę dzisiejszą popularność dżinsu, może śmieszyć to, że nigdy nie dawano mu wielu szans na przetrwanie. Choć w odzieży z jeanu, materiału przypominającego dżins, chodzili już w XVI wieku mieszkańcy Genui, dżins nie zdobył tam większej popularności. Wiek później we Francji i Anglii, gdzie zmodyfikowano skład materiału i rozpoczęto jego fabryczną produkcję już jako denimu, także cieszył się średnim wzięciem, choćby ze względu na wysoką cenę.
Dżins odkryli po raz drugi Amerykanie i rozpoczęli jego produkcję w fabryce w Massachusetts, którą w 1789 r. odwiedził prezydent George Washington. Przez następnych sto lat także amerykańscy producenci odzieży nie przykładali do ubrań z tego materiału wielkiego znaczenia; do czasu, gdy z nastaniem gorączki złota zainteresował się denimem emigrant z Bawarii Levi (wcześniej Loeb) Strauss i w 1886 r. zaczął szyć dżinsową odzież roboczą. Przez kolejne dekady nie dawano mu szans na wyjście z tej niszy.
Tak było do lat 30. ubiegłego stulecia, gdy dżinsy pojawiły się w westernach. Amerykanie zaczęli je wtedy kupować jako strój na ranczo. W latach 40. do entuzjastów spodni z denimu dołączyli amerykańscy żołnierze, którzy nosili je podczas przepustek. Prawdziwa moda na ten materiał wybuchła jednak dopiero dekadę później, gdy na ekranach kin pojawił się w dżinsach James Dean. Już jednak w latach 60., w obliczu narastającego ruchu hippisowskiego kontestującego amerykańską tradycję, wyrokowano śmierć denimu. Tymczasem dzieci kwiaty nie tylko zaakceptowały dżinsy, ale na dodatek zaczęły je przyozdabiać i przerabiać. Po raz kolejny koniec denimu ogłaszano na początku lat 80., ale właśnie wtedy świat rozkochał się w dżinsowych kurtkach. Do ostatecznego pożegnania z ubraniami z dżinsu miało dojść na początku lat 90. - w pierwszej połowie tamtej dekady sprzedaż dżinsów spadła na Zachodzie o jedną piątą. Wówczas jednak ostatnim krzykiem mody stały się dżinsy czarne.
Diesel kontra Levi's
Paradoksalnie przegranymi dżinsowego boomu okazały się koncerny od lat znane z produkcji... dżinsów. Levi's stracił w ostatnich pięciu latach 40 proc. dochodów, na nic zdały się kolejne pomysły tej firmy - od ergonomicznych spodni z poszerzonym rozporkiem (padł mit o obcisłych w kroku dżinsach jako zagrożeniu dla płodności) po specjalną kieszonkę na telefon komórkowy, wyposażoną w reduktor promieniowania (nie dowiedziono, że telefony emitują fale groźne dla zdrowia). Nie radzą też sobie Lee i Rifle, a na krawędzi bankructwa stoi Big Star. Wszystko z powodu niechęci klientów do klasyki. Dziś w cenie są ekscentryczne linie ubrań. Dlatego przed upadkiem swymi odważnymi kolekcjami wybroniły się takie firmy, jak Tommy Hilfiger i Diesel, atakujące kolorami i nietypowymi krojami. Jeszcze dalej poszedł szwajcarski Athos - jego dżinsy są ozdobione "obrazkami" ścięgien, wnętrzności i malunkami kości na czarnym denimie, przypominającymi zdjęcia rentgenowskie. Yves Saint Laurent mawiał, że w dżinsach najbardziej urzeka go prostota. Teraz musi zweryfikować swój pogląd.
Sexy, czyli w dżinsach
Mieszkańcy USA kupują rocznie 450 mln par dżinsów, a dochody amerykańskiego rynku odzieży ze sprzedaży tego materiału szacuje się na 12 mld dolarów. Przeciętny Amerykanin ma w szafie siedem par denimowych spodni i w ciągu roku kupuje dwie następne - wynika z badań agencji Apparel Resources (Polak trzyma w szafie na razie dwie, najwyżej trzy pary). USA szybko dogania Wielka Brytania, gdzie obroty dżinsowego rynku rosną w tempie 10 proc. rocznie. W Internecie są już tysiące witryn poświęconych dżinsom - od stron fan clubów po "centra informacji dżinsowej". Dżinsy zaczynają też trafiać na aukcje - częściowo spalone lewisy z około 1890 r. sprzedano niedawno za 35 tys. dolarów. Za oceanem, gdzie dżinsowe szaleństwo osiąga apogeum, do psychoanalityków trafiają młodzi ludzie zaniepokojeni niechęcią do noszenia denimowych spodni.
Klucza do sukcesu dżinsów należy szukać w kulturze masowej. W dżinsach chodzili bohaterowie westernów. Dżinsowy image Jamesa Deana w "Buntowniku bez powodu" sprawił, że denim stał się symbolem pokolenia nie pogodzonego z rzeczywistością. Jimi Hendrix, guru hippisów, uczynił z dżinsów symbol wolności. Z kolei dla mieszkańców krajów bloku wschodniego spodnie z denimu były synonimem dobrobytu. Kariera dżinsów wzięła się też m.in. z istniejącej od ponad 80 lat tendencji do noszenia coraz wygodniejszych ubrań. Upowszechnianiu się tego materiału sprzyja również zmiana podejścia do ubioru w miejscach pracy. W dwóch trzecich amerykańskich firm pracownicy niższego szczebla mogą przychodzić na co dzień w spodniach dżinsowych, a w większości przyjął się zwyczaj casual fridays, czyli jednego dnia w tygodniu (piątku), kiedy obowiązuje dowolny strój.
Dżinsy są trendy także dlatego, że są sexy. Zdaniem 26 proc. Amerykanów, kobiety najseksowniej wyglądają właśnie w spodniach z denimu. Dla kobiet z kolei mężczyzna w niczym innym nie jest tak atrakcyjny jak w dżinsach. Dlatego na denimowej odzieży swój wizerunek zbudowały popkulturowe symbole seksu: Kylie Minogue, Jennifer Lopez czy George Michael.
Wieczny schyłek dżinsów
Biorąc pod uwagę dzisiejszą popularność dżinsu, może śmieszyć to, że nigdy nie dawano mu wielu szans na przetrwanie. Choć w odzieży z jeanu, materiału przypominającego dżins, chodzili już w XVI wieku mieszkańcy Genui, dżins nie zdobył tam większej popularności. Wiek później we Francji i Anglii, gdzie zmodyfikowano skład materiału i rozpoczęto jego fabryczną produkcję już jako denimu, także cieszył się średnim wzięciem, choćby ze względu na wysoką cenę.
Dżins odkryli po raz drugi Amerykanie i rozpoczęli jego produkcję w fabryce w Massachusetts, którą w 1789 r. odwiedził prezydent George Washington. Przez następnych sto lat także amerykańscy producenci odzieży nie przykładali do ubrań z tego materiału wielkiego znaczenia; do czasu, gdy z nastaniem gorączki złota zainteresował się denimem emigrant z Bawarii Levi (wcześniej Loeb) Strauss i w 1886 r. zaczął szyć dżinsową odzież roboczą. Przez kolejne dekady nie dawano mu szans na wyjście z tej niszy.
Tak było do lat 30. ubiegłego stulecia, gdy dżinsy pojawiły się w westernach. Amerykanie zaczęli je wtedy kupować jako strój na ranczo. W latach 40. do entuzjastów spodni z denimu dołączyli amerykańscy żołnierze, którzy nosili je podczas przepustek. Prawdziwa moda na ten materiał wybuchła jednak dopiero dekadę później, gdy na ekranach kin pojawił się w dżinsach James Dean. Już jednak w latach 60., w obliczu narastającego ruchu hippisowskiego kontestującego amerykańską tradycję, wyrokowano śmierć denimu. Tymczasem dzieci kwiaty nie tylko zaakceptowały dżinsy, ale na dodatek zaczęły je przyozdabiać i przerabiać. Po raz kolejny koniec denimu ogłaszano na początku lat 80., ale właśnie wtedy świat rozkochał się w dżinsowych kurtkach. Do ostatecznego pożegnania z ubraniami z dżinsu miało dojść na początku lat 90. - w pierwszej połowie tamtej dekady sprzedaż dżinsów spadła na Zachodzie o jedną piątą. Wówczas jednak ostatnim krzykiem mody stały się dżinsy czarne.
Diesel kontra Levi's
Paradoksalnie przegranymi dżinsowego boomu okazały się koncerny od lat znane z produkcji... dżinsów. Levi's stracił w ostatnich pięciu latach 40 proc. dochodów, na nic zdały się kolejne pomysły tej firmy - od ergonomicznych spodni z poszerzonym rozporkiem (padł mit o obcisłych w kroku dżinsach jako zagrożeniu dla płodności) po specjalną kieszonkę na telefon komórkowy, wyposażoną w reduktor promieniowania (nie dowiedziono, że telefony emitują fale groźne dla zdrowia). Nie radzą też sobie Lee i Rifle, a na krawędzi bankructwa stoi Big Star. Wszystko z powodu niechęci klientów do klasyki. Dziś w cenie są ekscentryczne linie ubrań. Dlatego przed upadkiem swymi odważnymi kolekcjami wybroniły się takie firmy, jak Tommy Hilfiger i Diesel, atakujące kolorami i nietypowymi krojami. Jeszcze dalej poszedł szwajcarski Athos - jego dżinsy są ozdobione "obrazkami" ścięgien, wnętrzności i malunkami kości na czarnym denimie, przypominającymi zdjęcia rentgenowskie. Yves Saint Laurent mawiał, że w dżinsach najbardziej urzeka go prostota. Teraz musi zweryfikować swój pogląd.
Więcej możesz przeczytać w 34/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.