Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna" - proroczo pisał Czesław Miłosz. Z "pogodnym uśmiechem" odszedł 14 sierpnia w swym krakowskim mieszkaniu, w otoczeniu najbliższych. Gdy jako młody chłopak wraz z rodziną wyjechał do Rosji i na Syberię, przeczuwał, że to dopiero początek wielkiej tułaczki. Z Szetejni, gdzie się urodził, przeniósł się do Wilna, a potem do Warszawy, Krakowa, Nowego Jorku, Paryża, Berkeley w Kalifornii i znowu do Krakowa. Gdy w 1980 r. otrzymał Nagrodę Nobla, żartował, że zmieniła w jego życiu to, iż jako laureat wreszcie dostał miejsce na uczelnianym parkingu w Berkeley, gdzie był profesorem literatury.
Miłosz był jednym z ostatnich wielkich świadków XX wieku, poetyckim komentatorem rzeczywistości, czemu świadectwo dał m.in. w "Rodzinnej Europie", "Zdobyciu władzy" czy "Zniewolonym umyśle". Przede wszystkim był jednak wielkim odnowicielem polskiej poezji. I z uporem popularyzował polską literaturę za granicą, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, gdzie w 1969 r. wydał po angielsku "Historię literatury polskiej" - tak napisaną, by dla Polski zaskarbić miłość obcojęzycznych czytelników.
Przez ostatnich kilkadziesiąt lat czuł się odpowiedzialny za młodą polską literaturę. Nic dziwnego, że do jego krakowskiego mieszkania pielgrzymowali poeci i pisarze, czekając na werdykt tego papieża polskiej literatury. Pozytywnego werdyktu doczekali się m.in. Manuela Gretkowska i Tomek Tryzna.
Mimo otwartości pozostawiał dystans w kontakcie z sobą. Tę dwoistą naturę poety świetnie oddał Leszek Kołakowski w żartobliwej "Gadce o dwóch Miłoszach": jednym "osiłku barczystym. Chłopie litewskim, postawnym, co nie stroni od whisky", drugim - "dziwnym Miłoszu, któremu źle w tym ludzi tłumie", który "chciałby może uciec, lecz uciec nie umie". Sam Miłosz pisał: "Nikt wychowany na polskiej literaturze nie może pozbyć się obrazu poety jako wieszcza. Starałem się jednak tego pozbyć. Tym niemniej wcześnie zauważyłem, że jestem w szczególny sposób namaszczony".
- Przed Amerykanami Miłosz odkrył siłę polskiej poezji, dał nam zarówno siebie, jak i innych polskich twórców: Herberta, Gombrowicza, Szymborską. To dzięki niemu młodzi ludzie na uniwersytetach w USA sięgają po tłumaczenia polskich pisarzy - mówi "Wprost" amerykański poeta i krytyk Edward Hirsch, który miesiąc temu prowadził wieczór poświęcony nobliście. To, ilu młodych amerykańskich poetów przyjechało wtedy do Krakowa, było najlepszym świadectwem tego, jak ważną postacią był Miłosz dla kolejnych pokoleń Amerykanów. Poeta Krakowa i Wilna, poeta Berkeley, który mimo dramatu emigracji pozostał wierny ojczystej mowie. Właśnie dlatego nieżyjąca już przyjaciółka Miłosza, Jeanne Hersch, prorokowała: "Ponieważ trzymałeś się uparcie języka polskiego, będziesz zbawiony".
Przez ostatnich kilkadziesiąt lat czuł się odpowiedzialny za młodą polską literaturę. Nic dziwnego, że do jego krakowskiego mieszkania pielgrzymowali poeci i pisarze, czekając na werdykt tego papieża polskiej literatury. Pozytywnego werdyktu doczekali się m.in. Manuela Gretkowska i Tomek Tryzna.
Mimo otwartości pozostawiał dystans w kontakcie z sobą. Tę dwoistą naturę poety świetnie oddał Leszek Kołakowski w żartobliwej "Gadce o dwóch Miłoszach": jednym "osiłku barczystym. Chłopie litewskim, postawnym, co nie stroni od whisky", drugim - "dziwnym Miłoszu, któremu źle w tym ludzi tłumie", który "chciałby może uciec, lecz uciec nie umie". Sam Miłosz pisał: "Nikt wychowany na polskiej literaturze nie może pozbyć się obrazu poety jako wieszcza. Starałem się jednak tego pozbyć. Tym niemniej wcześnie zauważyłem, że jestem w szczególny sposób namaszczony".
- Przed Amerykanami Miłosz odkrył siłę polskiej poezji, dał nam zarówno siebie, jak i innych polskich twórców: Herberta, Gombrowicza, Szymborską. To dzięki niemu młodzi ludzie na uniwersytetach w USA sięgają po tłumaczenia polskich pisarzy - mówi "Wprost" amerykański poeta i krytyk Edward Hirsch, który miesiąc temu prowadził wieczór poświęcony nobliście. To, ilu młodych amerykańskich poetów przyjechało wtedy do Krakowa, było najlepszym świadectwem tego, jak ważną postacią był Miłosz dla kolejnych pokoleń Amerykanów. Poeta Krakowa i Wilna, poeta Berkeley, który mimo dramatu emigracji pozostał wierny ojczystej mowie. Właśnie dlatego nieżyjąca już przyjaciółka Miłosza, Jeanne Hersch, prorokowała: "Ponieważ trzymałeś się uparcie języka polskiego, będziesz zbawiony".
Czesław Miłosz dla "Wprost" |
---|
"Dzisiejsza literatura polska jest chora na małpowanie. Pisarze zamiast się przyglądać temu, co się dzieje, małpują jakieś amerykańskie smaczki. A tymczasem tematów jest mnóstwo. Na przykład, gdzie odbija się tematyka pochodząca ze zderzenia nauki Kościoła katolickiego i powszechnej obyczajowości, wzorowanej na kulturze zachodniej? Przecież takie konflikty przeżywa dzisiaj każda dziewczyna i każdy chłopak. (sierpień 1999 r.) "Czuję niechęć do wielu rzeczy, które pojawiają się w literaturze. W Polsce istnieje niezrozumiały szacunek dla tzw. artyzmu. Polega to na tym, że to, co nudne, uważa się - nie wiedzieć czemu - za atrakcyjne artystycznie. A wszystko, czego zrozumieć w ogóle się nie da, to postmodernizm. Sam siebie nazywam więc pisarzem antymodernistycznym. Staram się jednak stosować taryfę ulgową wobec ostatnich 10 lat, gdyż musi upłynąć więcej czasu, by polscy pisarze odnaleźli w nowej rzeczywistości własny język. Najwięcej owego pseudoartyzmu widzę w polskim teatrze. Drażni mnie też powszechny ekshibicjonizm sztuki. (marzec 2002 r.) |
Więcej możesz przeczytać w 34/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.