Nadgorliwcy mają swoje zasady i interesy, ale za ich skutki płacą inni Cały świat może zginąć, byle moje zasady się ostały. Tak najkrócej można określić filozofię nadgorliwca. Dla współczesnych społeczeństw i państw nie ma większego nieszczęścia jak przekleństwo nadgorliwości. Przekonuje o tym niemiecki sędzia Jochen Schuster, opisany przez "Gazetę Wyborczą". Zamiast się zająć banalnym przestępstwem posiadania narkotyków przez znanego malarza Jšrga Immendorffa, Schuster zabawił się w sądzie w wyrocznię w sprawie Kantowskiej triady: czystego rozumu, czystej moralności i czystej estetyki. Taki Immanuel Kant to zresztą przy sędzi Schusterze prowincjonalny dupek - sceptyczny, powściągliwy i ostrożny w ocenianiu innych. Schuster to przy nim gość, który w dodatku nie ma głupich zahamowań, żeby strofować, poniżać czy zawstydzać śmiertelnie chorego artystę, bo ten w zaciszu hotelowego pokoju zabawiał się z kilkoma prostytutkami. Schuster idealnie by się nadawał na wysokiego urzędnika państwowego w Polsce. Od jakiegoś czasu klony Schustera wykazują się u nas nadgorliwością na coraz to nowych polach.
Oto w Ministerstwie Rolnictwa i inspektoracie weterynarii jakieś klony Schustera wymyśliły, że trzeba zmienić system wynagradzania weterynarzy badających mięso w rzeźniach (z akordowego na godzinowy). Normalny człowiek zapyta, co państwu do tego, w jaki sposób wynagradzani są weterynarze. I wykaże się wyjątkowym prostactwem. Bo państwo najlepiej rozwiązuje problemy nie istniejące bądź najbardziej wydumane, czyli takie, którymi w ogóle nie powinno się zajmować. Stąd mamy twórczość różnych Schusterów w dziedzinie a to podatku od zysków kapitałowych, a to kas fiskalnych w taksówkach, a to rad pracowniczych w firmach itp. (vide: "Ubój rynku"). Efektem nadgorliwości zawsze jest jakieś świństwo bądź idiotyzm.
Nadgorliwość ma pewną zwodniczą cechę - pozwala mieć bezgraniczną pewność własnej słuszności, co nagdorliwca dowartościowuje. Cóż z tego, że jego słuszność jest zbudowana na ewidentnym zaprzeczeniu zdrowemu rozsądkowi. Ale jak mówi starożytna maksyma, "człowiek prędzej skoczy za podszeptem dogmatu, niż ruszy palcem za głosem rozumu". Nadgorliwiec ma poczucie misji: chce objawić światu jedyną prawdę i jedyne dobro, czyli jego własne. Cechą większości nadgorliwców jest ich nadzwyczajna postępowość i generalnie oddanie słusznym ideom. Mamy nawet w Europie dwa społeczeństwa, w których postępowa nadgorliwość doprowadziła do swoistej paranoi. Oto Francuzi tak się zagalopowali w swojej empatii dla Palestyńczyków (rzekomego ucieleśnienia cnót i wszelakich wolności, tępionych jakoby przez Izrael przy wsparciu Ameryki), że antysemityzm stał się tam jednym z dopuszczalnych punktów widzenia (vide: "Norma antysemityzmu"). Z kolei Niemcy z taką nadgorliwością wyznają - jak mówi prof. Zdzisław Krasnodębski - rozwodniony, letni humanizm, tak bronią światowego pokoju i wspierają międzynarodowe pojednanie, że stali się mimowolnymi zakładnikami wszelkiego rodzaju fanatyków. I są święcie przekonani, że fanatyzm bierze się z ciemnogrodu panującego w takich mało humanistycznych krajach, jak USA czy Polska (vide: "Obcy"). Tyle że rzeczywistość płata przepełnionym humanizmem Niemcom psikusa - okazuje się, że ich postawa prowadzi wprost do ksenofobii.
W Polsce nadgorliwość cechuje tych naszych lekarzy, którzy werbują ludzi do testowania nowych leków. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby polskie króliki doświadczalne miały świadomość, co ryzykują, i były odpowiednio ubezpieczone. Często jednak nie mają świadomości i nie są ubezpieczone (vide: "Polski królik doświadczalny"). Efektem tej nadgorliwości jest to, że skutki leczenia nadgorliwego leczenia (czytaj: testowania nowych leków) ponoszą wszyscy podatnicy. Zresztą, tak jest zawsze: nadgorliwcy mają swoje zasady i interesy, ale za ich skutki płacą inni.
Nadgorliwość ma pewną zwodniczą cechę - pozwala mieć bezgraniczną pewność własnej słuszności, co nagdorliwca dowartościowuje. Cóż z tego, że jego słuszność jest zbudowana na ewidentnym zaprzeczeniu zdrowemu rozsądkowi. Ale jak mówi starożytna maksyma, "człowiek prędzej skoczy za podszeptem dogmatu, niż ruszy palcem za głosem rozumu". Nadgorliwiec ma poczucie misji: chce objawić światu jedyną prawdę i jedyne dobro, czyli jego własne. Cechą większości nadgorliwców jest ich nadzwyczajna postępowość i generalnie oddanie słusznym ideom. Mamy nawet w Europie dwa społeczeństwa, w których postępowa nadgorliwość doprowadziła do swoistej paranoi. Oto Francuzi tak się zagalopowali w swojej empatii dla Palestyńczyków (rzekomego ucieleśnienia cnót i wszelakich wolności, tępionych jakoby przez Izrael przy wsparciu Ameryki), że antysemityzm stał się tam jednym z dopuszczalnych punktów widzenia (vide: "Norma antysemityzmu"). Z kolei Niemcy z taką nadgorliwością wyznają - jak mówi prof. Zdzisław Krasnodębski - rozwodniony, letni humanizm, tak bronią światowego pokoju i wspierają międzynarodowe pojednanie, że stali się mimowolnymi zakładnikami wszelkiego rodzaju fanatyków. I są święcie przekonani, że fanatyzm bierze się z ciemnogrodu panującego w takich mało humanistycznych krajach, jak USA czy Polska (vide: "Obcy"). Tyle że rzeczywistość płata przepełnionym humanizmem Niemcom psikusa - okazuje się, że ich postawa prowadzi wprost do ksenofobii.
W Polsce nadgorliwość cechuje tych naszych lekarzy, którzy werbują ludzi do testowania nowych leków. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby polskie króliki doświadczalne miały świadomość, co ryzykują, i były odpowiednio ubezpieczone. Często jednak nie mają świadomości i nie są ubezpieczone (vide: "Polski królik doświadczalny"). Efektem tej nadgorliwości jest to, że skutki leczenia nadgorliwego leczenia (czytaj: testowania nowych leków) ponoszą wszyscy podatnicy. Zresztą, tak jest zawsze: nadgorliwcy mają swoje zasady i interesy, ale za ich skutki płacą inni.
Więcej możesz przeczytać w 34/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.