Gdyby Polonia głosowała solidarnie, mielibyśmy w USA swojego prezydenta Gdy byłem młody, nie można było być Polakiem i republikaninem. Byliśmy wszyscy katolikami, związkowcami i demokratami - mówi Ron Jasiński-Herbert, redaktor naczelny pisma "Polonia Today". Tak zwana stara Polonia - robotnicza, niezbyt zamożna, pracująca w wielkich rzeźniach i stalowniach Illinois - była naturalnym zapleczem demokratów, zwłaszcza w zdominowanym przez tę partię Chicago. Kolejne fale polskich emigrantów skłaniały się ku republikanom - ku partii i ideologii, które stanowiły od-trutkę na wspomnienia z PRL. Dwie kadencje Reagana, jego stanowisko wobec "imperium zła", rola, jaką odegrał w wyzwalaniu się Europy Wschodniej spod wpływów sowieckich, wreszcie -amnestia dla nielegalnych imigrantów utwierdziły prorepublikańskie stanowisko nowej Polonii. Kolejne pokolenie młodych, wykształconych w Ameryce dzieci emigrantów zrywa jednak z tradycją rodzinną i często głosuje na demokratów. Która opcja przeważa wśród Polonii - trudno dociec.
Bezzębny tygrys
Polacy stanowią szóstą co do wielkości grupę etniczną w USA. Głosy Polonii w nadchodzących wyborach mogłyby odegrać rolę języczka u wagi, a aktywność polityczna i lobbing przed decydującą fazą wyborów mogłyby przynieść wymierne korzyści Polakom w USA, a może i w "starym kraju". Głos Polonii mógłby się liczyć bardziej niż kiedykolwiek, bo o wyniku tegorocznych wyborów przesądzi minimalna większość. Tymczasem sztaby senatora Kerry'ego i Busha nie zadały sobie trudu, by zorganizować wiece wyborcze dla polonijnego elektoratu w Chicago. Dlaczego? - Znaczna część Polonii amerykańskiej nie głosuje i nie jest aktywna politycznie. Dlaczego taktycy republikanów czy demokratów mieliby sobie zawracać nią głowę? - mówi Chris Kurczaba, chicagowski prawnik i prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej w stanie Illinois. - Znaczenie Polonii z perspektywy Waszyngtonu jest żadne. Polonia jest politycznie nieobecna - mówi polonijny polityk, który woli zachować anonimowość.
Przed listopadowymi wyborami Ameryka wydaje się szczególnie głęboko podzielona na dwa równie liczne obozy. Polacy również są podzieleni. Nie tylko w kwestii wyborów i preferencji politycznych. Są podzieleni na wiele grup, stowarzyszeń, frakcji - tak wiele, że trudno nawet dociec, jak rozłożą się głosy Polonii. Wskazówką może być przywiązanie pewnych grup do republikanów bądź demokratów. Istotne w wyborze, jakiego dokonają polscy Amerykanie, mogą się okazać pojedyncze kwestie polityczne i stanowisko, jakie zajmują wobec nich prezydent Bush i senator Kerry.
Joanna Bohdziewicz-Borowiec ze Zrzeszenia Amerykańsko-Polskiego mówi, że wśród Polaków przeważają republikanie. Włodzimierz Bochenek reprezentujący Stowarzyszenie Polsko-Amerykańskich Kontraktorów Budowniczych ocenia proporcje republikanów do demokratów jak 70 do 30 i twierdzi, że poza starą Polonią wszyscy w wieku 20-60 lat będą głosować na Busha. Kamila Dworska, dyrektor programowy chicagowskiego Polskiego Radia, uważa, że znakomitą większość wśród nowej Polonii stanowią właściciele małych przedsiębiorstw, którzy z założenia popierają republikanów. - Tak jak w kraju Polacy bez wzajemności kochają Amerykę, tak w Chicago daną nie odwzajemnioną miłością republikanów - mówi Dworska. Konserwatyści są mniej niż demokraci nastawieni na mniejszości etniczne, ale w tym wypadku to raczej my ponosimy odpowiedzialność za wzajemne chłodne relacje. - Nie umiemy skapitalizować swojej wagi politycznej - uważa Dworska. Walter Hoffman, pisarz reprezentujący Polonię ze stanu Delaware, też uważa, że Polacy preferują republikanów: "Oni nadal są dla nas symbolem szeroko rozumianej wolności". Niewiele z tego jednak wynika, ponieważ tak jak w Chicago i Illinois, tak w wielu innych stanach Polonia nie jest aktywna politycznie.
Irak, wizy czy podatki?
Kwestia iracka zdominowała tegoroczną kampanię wyborczą, podzieliła również Polaków, nawet w obrębie obozu republikańskiego. Oczywiście - jak w wypadku wszystkich Amerykanów - wśród naszych rodaków są zarówno zwolennicy obalenia Sad-dama, jak i tacy, którzy twierdzą, że nie będą głosować na Busha, ponieważ w sprawie Iraku i broni masowego rażenia zostali oszukani. Ale jest też wyjątkowy polonijny rodzaj sprzeciwu wobec tej interwencji. - Spora grupa Polonii ocenia Busha przez pryzmat tego, co uznaje za "wojnę broniącą interesów Izraela" - mówi działacz chicagowskiej Polonii, który woli zachować anonimowość.
Amerykanie w tegorocznej kampanii wyborczej przywiązują również wagę do problemów gospodarczych, bezrobocia oraz kwestii związanych z ubezpieczeniami medycznymi i społecznymi. Dla Polonii akcenty rozkładają się nieco inaczej. Polityka imigracyjna i wizowa, wysokość podatków są wymieniane jednym tchem z bezpieczeństwem Ameryki i wojną z terroryzmem. Ale jak to wpłynie na głosy w wyborach, zależy od politycznego klimatu stanu i tego, jak się ma lokalna gospodarka, jak duży jest odsetek świeżej emigracji i wreszcie jak kto odczytuje obietnice kandydatów. Głosy Amerykanów polskiego pochodzenia mogą odegrać istotną rolę w stanach, które nie mają stałych preferencji politycznych. Jeśli tylko polscy Amerykanie będą głosować.
Gospodarka nie dla głupka
Bogdan Bereznicki, prezes oddziału Kongresu Polonii Amerykańskiej Floryda - West Central, sądzi, że nikła część tamtejszej Polonii, która głosuje i jest aktywna politycznie, poprze demokratów. Ludwik Wnękowicz, prezes oddziału KPA w New Jersey, mówi, że o tym, jak zachowają się w wyborach polonusi z jego stanu, przesądzą kwestie gospodarcze i niezależnie od obietnic Kerry'ego dotyczących wiz dla Polaków New Jersey zagłosuje za Bushem. W Wisconsin, kolejnym swing state, czyli niezdecydowanym stanie, gdzie zaledwie niewielki ułamek Polonii i tylko 5 proc. całej populacji to osoby urodzone w Polsce, prognozy wyglądają inaczej. - Większość Polonii będzie głosować za Kerrym - uważa Donald Pienkos, profesor nauk politycznych, prezes oddziału KPA. Podobnie może się stać na głównym polu bitewnym tej kampanii - w Pensylwanii, która jest kolejnym swing state i dysponuje dużą liczbą głosów elektorskich. - Polonia będzie głosować za senatorem Kerrym - mówi Joseph Pinksaw, prezes KPA w Pensylwanii Zachodniej. -
Ten stan ma bardzo mocne korzenie demokratyczne. Zawsze głosował na demokratów i tak też głosuje większość Polonii. Równie ważny w tych wyborach będzie głos stanu Ohio - jeśli wierzyć tradycji, republikanie nie mogą wygrać wyborów, nie odnosząc tam zwycięstwa. A Polonia w Ohio postanowiła zagłosować na Kerry'ego. Kongres opowiedział się tam oficjalnie przeciw reelekcji Busha.
Za to w ,niebieskim", czyli demokratycznym, stanie Maryland Polonia poprze Busha. - Z oczywistych względów, chcemy żyć bezpiecznie i bez większych zmian - deklaruje Charles Słomski, prezes KPA Maryland.
Dla Polonii poza Chicago, w którym polityka wizowa i emigracyjna stoi na pierwszym planie, to jednak gospodarka stanowi najważniejszą kwestię w tych wyborach. - Na sprawy polityki zagranicznej nikt tutaj nie patrzy - mówi Józef Cudzich z polskiej rozgłośni w Phoenix w Arizonie. - Od USA nie możemy oczekiwać rzeczy niemożliwych; historia pokazuje, że Polsce nikt nie pomoże. Polonia zagłosuje na Busha, bo nie chce zmian w polityce wewnętrznej. Ludzie zainwestowali pieniądze w nieruchomości i nie chcą ich stracić. W Arizonie na razie wszystko idzie w górę i ludzie boją się, że nowy prezydent może coś zepsuć.
- Będę głosował na prezydenta, który utrzyma niskie podatki i klimat przychylny dla biznesu, czyli na Busha - mówi Bogdan Pukszta, prezes firmy Promega Group i członek chicagowskiej Polonijnej Izby Gospodarczej. Pewna część nowej Polonii przekształca się w to, co prezydent Bush nazywa społeczeństwem właścicieli - w dynamiczną klasę średnią, która utrzymuje się najczęściej z własnych małych lub średnich przedsiębiorstw i inwestuje w nieruchomości. Trudno ocenić, ilu polonusów uzyskało taki status, nie wpływający zresztą na aktywność polityczną. Owszem, determinuje on wybór partii - ta grupa to zdecydowani republikanie, opowiadający się za niskimi podatkami, reformą edukacji w stylu Busha i płatną, ale na wyższym niż obecnie poziomie opieką medyczną. Świadomość polityczna tego środowiska nie ma wiele wspólnego ze świadomością społeczną i nie jest ono inkubatorem polonijnych liderów ani kuźnią kadr dla władz lokalnych lub stanowych.
Nieznośna lekkość
Brak liderów, brak zaangażowania politycznego, nieumiejętność stworzenia grupy lobbingowej - tak można scharakteryzować życie społeczne Polonii. Tak duża grupa etniczna - niezależnie od jej preferencji wyborczych - mogłaby wiele zyskać, udzielając się w polityce na poziomie regionalnym, stanowym, a wreszcie federalnym.
- Jesteśmy zbyt zajęci zwalczaniem siebie nawzajem i dzieleniem się na frakcje, by sięgnąć po władzę - mówi polityk chicagowskiej Polonii. - Znaczna część Polonii w ogóle nie interesuje się naszą sytuacją polityczną i jest pogrążona w apatii - dodaje Chris Kurczaba. - Mamy problem, by zmobilizować Polaków do głosowania, a co dopiero do wysiłków finansowych. Bogaci Polacy starają się wyprowadzić jak najdalej od polskich dzielnic, na luksusowe przedmieścia, dbają o edukację dzieci i status finansowy, ale od czasu lobbingu w sprawie przyjęcia Polski do NATO nie udało się ich zmobilizować do żadnej akcji politycznej.
Publicysta Polskiego Radia wyraża jeszcze bardziej krytyczny sąd: - Irlandczycy,
Hindusi czy Latynosi mają najwyżej kilka organizacji etnicznych, ale za to silną reprezentację polityczną na każdym szczeblu władzy. My mamy 400 organizacji polonijnych, czyli więcej wodzów niż Indian. W rezultacie udział we władzy i siła lobbingowa choćby Latynosów jest nieporównywalnie większa od naszej.
Chris Kurczaba usiłuje wyrwać Polonię z apatii. Próbuje między innymi zorganizować w Białym Domu doroczne obchody Dni Dziedzictwa Polskiego. Nie poddaje się, ale w wypowiedziach jego i innych polonijnych aktywistów pobrzmiewa frustracja: - Latynoska Liga Demokratyczna
w Chicago potrafi dostrzec związek między udziałem we władzach stanowych, donacjami na rzecz komitetów wyborczych i aktywnością lobbingowa a sytuacją i pozycją ich grupy etnicznej. A my? Trudno powiedzieć, czy głosuje więcej niż połowa polonusów. Polacy często nie biorą udziału w wyborach, bo nie znają angielskiego i de facto nie rozumieją otaczającej ich rzeczywistości. Polonia to w polityce zawodnik wagi piórkowej, a Polacy w USA niemal nie uczestniczą w podejmowaniu decyzji, które ich dotyczą.
Polacy stanowią szóstą co do wielkości grupę etniczną w USA. Głosy Polonii w nadchodzących wyborach mogłyby odegrać rolę języczka u wagi, a aktywność polityczna i lobbing przed decydującą fazą wyborów mogłyby przynieść wymierne korzyści Polakom w USA, a może i w "starym kraju". Głos Polonii mógłby się liczyć bardziej niż kiedykolwiek, bo o wyniku tegorocznych wyborów przesądzi minimalna większość. Tymczasem sztaby senatora Kerry'ego i Busha nie zadały sobie trudu, by zorganizować wiece wyborcze dla polonijnego elektoratu w Chicago. Dlaczego? - Znaczna część Polonii amerykańskiej nie głosuje i nie jest aktywna politycznie. Dlaczego taktycy republikanów czy demokratów mieliby sobie zawracać nią głowę? - mówi Chris Kurczaba, chicagowski prawnik i prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej w stanie Illinois. - Znaczenie Polonii z perspektywy Waszyngtonu jest żadne. Polonia jest politycznie nieobecna - mówi polonijny polityk, który woli zachować anonimowość.
Przed listopadowymi wyborami Ameryka wydaje się szczególnie głęboko podzielona na dwa równie liczne obozy. Polacy również są podzieleni. Nie tylko w kwestii wyborów i preferencji politycznych. Są podzieleni na wiele grup, stowarzyszeń, frakcji - tak wiele, że trudno nawet dociec, jak rozłożą się głosy Polonii. Wskazówką może być przywiązanie pewnych grup do republikanów bądź demokratów. Istotne w wyborze, jakiego dokonają polscy Amerykanie, mogą się okazać pojedyncze kwestie polityczne i stanowisko, jakie zajmują wobec nich prezydent Bush i senator Kerry.
Joanna Bohdziewicz-Borowiec ze Zrzeszenia Amerykańsko-Polskiego mówi, że wśród Polaków przeważają republikanie. Włodzimierz Bochenek reprezentujący Stowarzyszenie Polsko-Amerykańskich Kontraktorów Budowniczych ocenia proporcje republikanów do demokratów jak 70 do 30 i twierdzi, że poza starą Polonią wszyscy w wieku 20-60 lat będą głosować na Busha. Kamila Dworska, dyrektor programowy chicagowskiego Polskiego Radia, uważa, że znakomitą większość wśród nowej Polonii stanowią właściciele małych przedsiębiorstw, którzy z założenia popierają republikanów. - Tak jak w kraju Polacy bez wzajemności kochają Amerykę, tak w Chicago daną nie odwzajemnioną miłością republikanów - mówi Dworska. Konserwatyści są mniej niż demokraci nastawieni na mniejszości etniczne, ale w tym wypadku to raczej my ponosimy odpowiedzialność za wzajemne chłodne relacje. - Nie umiemy skapitalizować swojej wagi politycznej - uważa Dworska. Walter Hoffman, pisarz reprezentujący Polonię ze stanu Delaware, też uważa, że Polacy preferują republikanów: "Oni nadal są dla nas symbolem szeroko rozumianej wolności". Niewiele z tego jednak wynika, ponieważ tak jak w Chicago i Illinois, tak w wielu innych stanach Polonia nie jest aktywna politycznie.
Irak, wizy czy podatki?
Kwestia iracka zdominowała tegoroczną kampanię wyborczą, podzieliła również Polaków, nawet w obrębie obozu republikańskiego. Oczywiście - jak w wypadku wszystkich Amerykanów - wśród naszych rodaków są zarówno zwolennicy obalenia Sad-dama, jak i tacy, którzy twierdzą, że nie będą głosować na Busha, ponieważ w sprawie Iraku i broni masowego rażenia zostali oszukani. Ale jest też wyjątkowy polonijny rodzaj sprzeciwu wobec tej interwencji. - Spora grupa Polonii ocenia Busha przez pryzmat tego, co uznaje za "wojnę broniącą interesów Izraela" - mówi działacz chicagowskiej Polonii, który woli zachować anonimowość.
Amerykanie w tegorocznej kampanii wyborczej przywiązują również wagę do problemów gospodarczych, bezrobocia oraz kwestii związanych z ubezpieczeniami medycznymi i społecznymi. Dla Polonii akcenty rozkładają się nieco inaczej. Polityka imigracyjna i wizowa, wysokość podatków są wymieniane jednym tchem z bezpieczeństwem Ameryki i wojną z terroryzmem. Ale jak to wpłynie na głosy w wyborach, zależy od politycznego klimatu stanu i tego, jak się ma lokalna gospodarka, jak duży jest odsetek świeżej emigracji i wreszcie jak kto odczytuje obietnice kandydatów. Głosy Amerykanów polskiego pochodzenia mogą odegrać istotną rolę w stanach, które nie mają stałych preferencji politycznych. Jeśli tylko polscy Amerykanie będą głosować.
Gospodarka nie dla głupka
Bogdan Bereznicki, prezes oddziału Kongresu Polonii Amerykańskiej Floryda - West Central, sądzi, że nikła część tamtejszej Polonii, która głosuje i jest aktywna politycznie, poprze demokratów. Ludwik Wnękowicz, prezes oddziału KPA w New Jersey, mówi, że o tym, jak zachowają się w wyborach polonusi z jego stanu, przesądzą kwestie gospodarcze i niezależnie od obietnic Kerry'ego dotyczących wiz dla Polaków New Jersey zagłosuje za Bushem. W Wisconsin, kolejnym swing state, czyli niezdecydowanym stanie, gdzie zaledwie niewielki ułamek Polonii i tylko 5 proc. całej populacji to osoby urodzone w Polsce, prognozy wyglądają inaczej. - Większość Polonii będzie głosować za Kerrym - uważa Donald Pienkos, profesor nauk politycznych, prezes oddziału KPA. Podobnie może się stać na głównym polu bitewnym tej kampanii - w Pensylwanii, która jest kolejnym swing state i dysponuje dużą liczbą głosów elektorskich. - Polonia będzie głosować za senatorem Kerrym - mówi Joseph Pinksaw, prezes KPA w Pensylwanii Zachodniej. -
Ten stan ma bardzo mocne korzenie demokratyczne. Zawsze głosował na demokratów i tak też głosuje większość Polonii. Równie ważny w tych wyborach będzie głos stanu Ohio - jeśli wierzyć tradycji, republikanie nie mogą wygrać wyborów, nie odnosząc tam zwycięstwa. A Polonia w Ohio postanowiła zagłosować na Kerry'ego. Kongres opowiedział się tam oficjalnie przeciw reelekcji Busha.
Za to w ,niebieskim", czyli demokratycznym, stanie Maryland Polonia poprze Busha. - Z oczywistych względów, chcemy żyć bezpiecznie i bez większych zmian - deklaruje Charles Słomski, prezes KPA Maryland.
Dla Polonii poza Chicago, w którym polityka wizowa i emigracyjna stoi na pierwszym planie, to jednak gospodarka stanowi najważniejszą kwestię w tych wyborach. - Na sprawy polityki zagranicznej nikt tutaj nie patrzy - mówi Józef Cudzich z polskiej rozgłośni w Phoenix w Arizonie. - Od USA nie możemy oczekiwać rzeczy niemożliwych; historia pokazuje, że Polsce nikt nie pomoże. Polonia zagłosuje na Busha, bo nie chce zmian w polityce wewnętrznej. Ludzie zainwestowali pieniądze w nieruchomości i nie chcą ich stracić. W Arizonie na razie wszystko idzie w górę i ludzie boją się, że nowy prezydent może coś zepsuć.
- Będę głosował na prezydenta, który utrzyma niskie podatki i klimat przychylny dla biznesu, czyli na Busha - mówi Bogdan Pukszta, prezes firmy Promega Group i członek chicagowskiej Polonijnej Izby Gospodarczej. Pewna część nowej Polonii przekształca się w to, co prezydent Bush nazywa społeczeństwem właścicieli - w dynamiczną klasę średnią, która utrzymuje się najczęściej z własnych małych lub średnich przedsiębiorstw i inwestuje w nieruchomości. Trudno ocenić, ilu polonusów uzyskało taki status, nie wpływający zresztą na aktywność polityczną. Owszem, determinuje on wybór partii - ta grupa to zdecydowani republikanie, opowiadający się za niskimi podatkami, reformą edukacji w stylu Busha i płatną, ale na wyższym niż obecnie poziomie opieką medyczną. Świadomość polityczna tego środowiska nie ma wiele wspólnego ze świadomością społeczną i nie jest ono inkubatorem polonijnych liderów ani kuźnią kadr dla władz lokalnych lub stanowych.
Nieznośna lekkość
Brak liderów, brak zaangażowania politycznego, nieumiejętność stworzenia grupy lobbingowej - tak można scharakteryzować życie społeczne Polonii. Tak duża grupa etniczna - niezależnie od jej preferencji wyborczych - mogłaby wiele zyskać, udzielając się w polityce na poziomie regionalnym, stanowym, a wreszcie federalnym.
- Jesteśmy zbyt zajęci zwalczaniem siebie nawzajem i dzieleniem się na frakcje, by sięgnąć po władzę - mówi polityk chicagowskiej Polonii. - Znaczna część Polonii w ogóle nie interesuje się naszą sytuacją polityczną i jest pogrążona w apatii - dodaje Chris Kurczaba. - Mamy problem, by zmobilizować Polaków do głosowania, a co dopiero do wysiłków finansowych. Bogaci Polacy starają się wyprowadzić jak najdalej od polskich dzielnic, na luksusowe przedmieścia, dbają o edukację dzieci i status finansowy, ale od czasu lobbingu w sprawie przyjęcia Polski do NATO nie udało się ich zmobilizować do żadnej akcji politycznej.
Publicysta Polskiego Radia wyraża jeszcze bardziej krytyczny sąd: - Irlandczycy,
Hindusi czy Latynosi mają najwyżej kilka organizacji etnicznych, ale za to silną reprezentację polityczną na każdym szczeblu władzy. My mamy 400 organizacji polonijnych, czyli więcej wodzów niż Indian. W rezultacie udział we władzy i siła lobbingowa choćby Latynosów jest nieporównywalnie większa od naszej.
Chris Kurczaba usiłuje wyrwać Polonię z apatii. Próbuje między innymi zorganizować w Białym Domu doroczne obchody Dni Dziedzictwa Polskiego. Nie poddaje się, ale w wypowiedziach jego i innych polonijnych aktywistów pobrzmiewa frustracja: - Latynoska Liga Demokratyczna
w Chicago potrafi dostrzec związek między udziałem we władzach stanowych, donacjami na rzecz komitetów wyborczych i aktywnością lobbingowa a sytuacją i pozycją ich grupy etnicznej. A my? Trudno powiedzieć, czy głosuje więcej niż połowa polonusów. Polacy często nie biorą udziału w wyborach, bo nie znają angielskiego i de facto nie rozumieją otaczającej ich rzeczywistości. Polonia to w polityce zawodnik wagi piórkowej, a Polacy w USA niemal nie uczestniczą w podejmowaniu decyzji, które ich dotyczą.
Więcej możesz przeczytać w 44/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.