Rozmowa z Romą Ligocką, pisarką
Marta Sawicka: Dlaczego pani nowa książka "Tylko ja sama" zawiera m.in. cytaty z dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej?
Roma Ligocka: Pewien dziennikarz oskarżył mojego nieżyjącego już ojca o to, że był obozowym kapo. Ta sprawa bardzo mną wstrząsnęła i zmusiła do prywatnego śledztwa. Moja historia opowiada o tym, w jaki sposób człowiekowi można wyrządzić wielką krzywdę przy użyciu zaledwie jednego słowa. Mówi o tym, jak niebezpieczne są pomówienia. Jak jedno zdanie może zrujnować całe życie. Przeciw temu się właśnie buntuję. Zęby udowodnić kłamstwo, musiałam sięgnąć do dokumentów IPN.
- Wygląda na to, że przez lata bała się pani dotknąć tej historii?
- Bałam się o tym pisać. Ostatecznie namówili mnie do tego moi niemieccy znajomi. Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy zobaczyłam białą teczkę, w której znajdowały się akta mojego ojca. Tam była właściwie historia całej mojej rodziny, historia, głodu, cierpienia, upokorzenia. Mogło tam być wszystko. Zawartość tej teczki mogła mi odebrać spokój do końca życia. Ale się zdecydowałam.
- W książce Roma wyznaje Dawidowi, że bała się prawdy o ojcu. Dlatego czuje się tchórzem po tym, gdy okazało się, iż ojciec jest niewinny?
- Teraz czuję się o niebo dojrzalsza. Dzisiaj wiem, że kochałabym ojca tak samo, nawet gdyby okazał się najgorszym bandytą, bo byłby bandytą z wyboru. Zrozumiałam, że nie mamy prawa osądzać ludzi, którzy działali w tak ekstremalnych sytuacjach jak w obozie koncentracyjnym. Moim błędem było to, że próbowałam oceniać ojca teraźniejszymi kryteriami. Często powtarzam pytanie, które my, Żydzi, za rzadko sobie zadajemy - jak bym się zachował, gdybym musiał uratować mordowanych Polaków? Zadaję je sobie, bo żyję właśnie dzięki ofiarności Polaków. Ale sama nie wiem, czy byłabym na tyle odważna, by im pomóc, wiedząc, że za takie postępowanie grozi kara śmierci.
- Czyli nie mamy prawa osądzać innych?
- Jedyne, co możemy w stosunku do innych, to czuła, ostrożna pamięć, a nie osąd.
- Napisała pani książkę "To ja sama" ku przestrodze?
- Piszę książki z pokorną nadzieją, że moje spostrzeżenia pomogą czytelnikowi. Nie opowiadam o własnych frustracjach, nie wywlekam na wierzch dylematów mojej duszy. Do tego służy raczej przyjaciółka czy terapeuta. Wylewanie z siebie potoku słów, jak zdarza się obecnie wielu autorom, nie jest literaturą.
- Ale pani książki są przecież mocno autobiograficzne, opowiadają o pani emocjach.
- To prawda, ale w swoim pisarstwie przestrzegam dwóch rzeczy. Po pierwsze, książka musi być tak napisana, by można było na jej podstawie nakręcić film. Co oznacza, że dbam o konstrukcję, o scenerię opowieści, wreszcie o historię, która musi być ciekawa. A po drugie, to, co piszę, musi być uniwersalne, zrozumiałe także dla Eskimosa.
- Czy doświadczenie Holocaustu może być dostępne dla Eskimosa?
- Oczywiście, że tak. Można nic nie wiedzieć o Holocauście, a mieć wiedzę, czym jest cierpienie, strach i samotność. Uczucia, o których piszę, są uniwersalne.
- Właściwie to pisze pani o miłości i umieraniu.
- Bo one wywołują najsilniejsze emocje. Bohaterka mojej nowej książki przeżywa miłość wieku średniego. To ważne, bo dziś panuje kult młodości. Niektórzy w ogóle zapomnieli, że dorośli ludzie mają prawo do uczuć, do radości życia. Sama przeżyłam taką miłość.
Roma Ligocka: Pewien dziennikarz oskarżył mojego nieżyjącego już ojca o to, że był obozowym kapo. Ta sprawa bardzo mną wstrząsnęła i zmusiła do prywatnego śledztwa. Moja historia opowiada o tym, w jaki sposób człowiekowi można wyrządzić wielką krzywdę przy użyciu zaledwie jednego słowa. Mówi o tym, jak niebezpieczne są pomówienia. Jak jedno zdanie może zrujnować całe życie. Przeciw temu się właśnie buntuję. Zęby udowodnić kłamstwo, musiałam sięgnąć do dokumentów IPN.
- Wygląda na to, że przez lata bała się pani dotknąć tej historii?
- Bałam się o tym pisać. Ostatecznie namówili mnie do tego moi niemieccy znajomi. Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy zobaczyłam białą teczkę, w której znajdowały się akta mojego ojca. Tam była właściwie historia całej mojej rodziny, historia, głodu, cierpienia, upokorzenia. Mogło tam być wszystko. Zawartość tej teczki mogła mi odebrać spokój do końca życia. Ale się zdecydowałam.
- W książce Roma wyznaje Dawidowi, że bała się prawdy o ojcu. Dlatego czuje się tchórzem po tym, gdy okazało się, iż ojciec jest niewinny?
- Teraz czuję się o niebo dojrzalsza. Dzisiaj wiem, że kochałabym ojca tak samo, nawet gdyby okazał się najgorszym bandytą, bo byłby bandytą z wyboru. Zrozumiałam, że nie mamy prawa osądzać ludzi, którzy działali w tak ekstremalnych sytuacjach jak w obozie koncentracyjnym. Moim błędem było to, że próbowałam oceniać ojca teraźniejszymi kryteriami. Często powtarzam pytanie, które my, Żydzi, za rzadko sobie zadajemy - jak bym się zachował, gdybym musiał uratować mordowanych Polaków? Zadaję je sobie, bo żyję właśnie dzięki ofiarności Polaków. Ale sama nie wiem, czy byłabym na tyle odważna, by im pomóc, wiedząc, że za takie postępowanie grozi kara śmierci.
- Czyli nie mamy prawa osądzać innych?
- Jedyne, co możemy w stosunku do innych, to czuła, ostrożna pamięć, a nie osąd.
- Napisała pani książkę "To ja sama" ku przestrodze?
- Piszę książki z pokorną nadzieją, że moje spostrzeżenia pomogą czytelnikowi. Nie opowiadam o własnych frustracjach, nie wywlekam na wierzch dylematów mojej duszy. Do tego służy raczej przyjaciółka czy terapeuta. Wylewanie z siebie potoku słów, jak zdarza się obecnie wielu autorom, nie jest literaturą.
- Ale pani książki są przecież mocno autobiograficzne, opowiadają o pani emocjach.
- To prawda, ale w swoim pisarstwie przestrzegam dwóch rzeczy. Po pierwsze, książka musi być tak napisana, by można było na jej podstawie nakręcić film. Co oznacza, że dbam o konstrukcję, o scenerię opowieści, wreszcie o historię, która musi być ciekawa. A po drugie, to, co piszę, musi być uniwersalne, zrozumiałe także dla Eskimosa.
- Czy doświadczenie Holocaustu może być dostępne dla Eskimosa?
- Oczywiście, że tak. Można nic nie wiedzieć o Holocauście, a mieć wiedzę, czym jest cierpienie, strach i samotność. Uczucia, o których piszę, są uniwersalne.
- Właściwie to pisze pani o miłości i umieraniu.
- Bo one wywołują najsilniejsze emocje. Bohaterka mojej nowej książki przeżywa miłość wieku średniego. To ważne, bo dziś panuje kult młodości. Niektórzy w ogóle zapomnieli, że dorośli ludzie mają prawo do uczuć, do radości życia. Sama przeżyłam taką miłość.
Więcej możesz przeczytać w 44/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.