- Piwnik pod sąd!
Barbara Piwnik, była minister sprawiedliwości, powinna stanąć przed sądem dyscyplinarnym, a nawet przed Trybunałem Stanu - twierdzą prawnicy oraz członkowie komisji śledczej ds. Orlenu. Według dr. Janusza Kochanowskiego, prezesa fundacji Ius et Lex, Piwnik może odpowiadać dyscyplinarnie zarówno za zachowanie przed komisją śledczą, jak i za działania podejmowane, kiedy była ministrem. - W grę wchodzi przede wszystkim odpowiedzialność dyscyplinarna, bo zachowanie Piwnik uchybia godności zawodu sędziowskiego - tłumaczy Kochanowski.
Z zeznań złożonych przed sejmową komisją śledczą wynika, że po naradzie w gabinecie premiera 7 lutego 2002 r. Barbara Piwnik ze sprawą byłego prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego nie miała już nic wspólnego. Wróciła do ministerstwa, przekazała notatkę Zbigniewa Siemiątkowskiego o zagrożeniu bezpieczeństwa państwa swojemu zastępcy i dopiero wieczorem, przypadkowo, usłyszała w telewizji o zatrzymaniu Modrzejewskiego, tyle że w związku z ujawnieniem tajemnicy giełdowej.
- Trudno uwierzyć, że Piwnik nie wiedziała, co się dzieje, jeśli rano brała udział w posiedzeniu grupy, która rozmawiała o tym, co dalej z Modrzejewskim. Prokurator generalny dowiaduje się, że służby specjalne podporządkowują sobie prokuraturę, i nic nie robi? Przekazanie notatki Siemiątkowskiego swojemu zastępcy drogą służbową miało wyłącznie charakter asekuracyjny i nie zwalnia jej z odpowiedzialności za niedopełnienie obowiązków - uważa Kochanowski.
Także Józef Gruszka z PSL, przewodniczący komisji śledczej ds. Orlenu, dopuszcza postawienie byłej minister przed sądem dyscyplinarnym. Jeszcze dalej idzie poseł PiS Zbigniew Wassermann, zastępca Gruszki w komisji. - Pani Piwnik jako minister nie dopełniła swoich konstytucyjnych obowiązków. Wydała zarządzenie wewnętrzne, którym przeniosła wszelkie obowiązki na swoich zastępców i pozbawiła się kontroli nad prokuraturą. To zaniechanie obowiązków, które nakłada na nią konstytucja. Za to można stanąć przed Trybunałem Stanu - zaznacza Wassermann.
Daniel Walczak
- Znikające notesy
Dowody rzeczowe w wielkich aferach są najbardziej poszukiwanymi towarami na polskim rynku. W ubiegłym tygodniu na warszawskiej Pradze napadnięto prokuratora Zygmunta Kapustę i wyrwano mu teczkę. Dziwnym trafem miały w niej być ważne notatki na temat afery Orlenu, których Kapusta nie zdążył dowieźć do prokuratury w Katowicach. Kilka dni wcześniej okradziono byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka. W bagażniku jego samochodu znajdowały się teczka, plecak i laptop. Złodziej pogardził teczką, zabierając tylko laptop. I znowu przypadkowo miały w nim być notatki Kaczmarka na temat afery Orlenu.
Kilka lat temu w dziwnych okolicznościach (nie wiadomo, czy na policji, czy w prokuraturze) zaginął notes Wariata, jednego z szefów mafii wołomińskiej. Były w nim informacje o związkach gangu z politykami, pracownikami wymiaru sprawiedliwości i policjantami. W czerwcu 2004 r. policjantom z Komendy Mazowieckiej Policji ukradziono radiowóz, w którym było 16 tomów akt w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika, biznesmena spod Płocka. Część akt sprawy szczecińskiego gangu Oczka zjadł ponoć pies jednego z sędziów. - Gubienie czy znikanie dowodów musi niepokoić, bo dzieje się to w dziwnych okolicznościach, nie mówiąc o tym, że znacznie utrudnia możliwość dochodzenia prawdy - komentuje Stanisław Iwanicki, były minister sprawiedliwości. (RP)
- Czyj el Greco?
Do kogo należy "Ekstaza świętego Franciszka" pędzla el Greca? Wystawiony po raz pierwszy w połowie października w Siedlcach obraz wcale nie jest własnością tamtejszej diecezji.
O prawa do dzieła el Greca upomina się Antoni Pacyfik Dydycz, biskup drohiczyński. Przyznał to w rozmowie z "Wprost". Obraz odnaleziono w latach 60. w parafii w Kosowie Lackim, która wówczas należała do diecezji siedleckiej. Po reformie administracyjnej struktur kościelnych Kosów znalazł się w granicach diecezji drohiczyńskiej. I wtedy zaczęły się problemy. - Regularnie co siedem lat przypominamy, że dzieło należy do parafii w Kosowie, by nie stało się własnością diecezji siedleckiej przez zasiedzenie - wyjaśnia biskup Dydycz. - Odmawiam komentarza na ten temat - mówi biskup siedlecki Zbigniew Kiernikowski. Biskup Dydycz uważa, że obraz el Greca jest obecnie tylko wypożyczony siedleckiej diecezji.
Cezary Gmyz
- Geniusz Sudanu
Wojciech Łazarek jest wielkim trenerem - przynajmniej tak twierdzą w Sudanie. Do redakcji "Wprost" Łazarek przysłał polemikę z tekstem "Trenerzy antyfutbolu" Jacka Kmiecika. Stwierdził, że w Afryce "godnie reprezentował polską myśl trenerską". Jako dowód załączył certyfikat wystawiony przez Sudański Związek Piłki Nożnej, w którym jest napisane, że "Voitek Lazarek bardzo się starał, aby podnieść moralne i fizyczne umiejętności naszych graczy". Przypomnijmy więc. Łazarek był trenerem reprezentacji Polski w jednym z najlepszych jej okresów, w 1986 r. Dał się poznać jako autor błyskotliwych teorii o wygranych połówkach meczów oraz trener, który poprowadził naszą reprezentację do remisu na własnym boisku z... Cyprem. (WAK)
- Amerykański bat na Łukaszenkę
Co najmniej 40 mln dolarów przekaże w tym roku administracja prezydenta George'a Busha na projekty wspierania instytucji demokratycznych na Białorusi. W ekspresowym tempie Bush podpisał ustawę "Akt 2004 roku o demokracji na Białorusi", która zakłada amerykańską pomoc dla białoruskiej opozycji. Ustawa zakazuje jednocześnie amerykańskim agencjom rządowym udzielania rządowi w Mińsku jakichkolwiek pożyczek i gwarancji kredytowych. - Jeszcze nie widziałem, żeby prezydent tak szybko podpisał przesłaną mu przez Kongres ustawę z tak ostrym oświadczeniem - mówi "Wprost" Bruce Jackson, szef organizacji Projekt dla Demokracji, wpływowy waszyngtoński lobbysta. Tylko na nadawanie programów radiowych i telewizyjnych przewidziano 40 mln dolarów. Z amerykańskiego wsparcia cieszy się Jaroslaw Romanczuk, jeden z liderów koalicji opozycyjnych partii białoruskich Piątka Plus. - To jedyny bat na Łukaszenkę. Teraz UE powinna zakazać ludziom Łukaszenki wjazdu na teren wspólnoty - mówi. Unia na razie nie kwapi się z pomocą dla Białorusi. Dopiero podczas listopadowego spotkania ministrów spraw zagranicznych odbędzie się głosowanie nad ewentualnym nałożeniem sankcji na Mińsk. (greg)
- Prezydent z bankomatu?
To nie wyborcy amerykańscy, lecz elektroniczne maszyny do głosowania mogą zadecydować o wynikach wyborów 2 listopada w USA! - Te urządzenia nie są bezpieczne i nie powinny być stosowane w wyborach takich jak prezydenckie, póki producenci nie poprawią błędów - powiedział Wprost" prof. Avi Rubin z Johns Hopkins University, specjalista od zabezpieczeń komputerowych. Tymczasem z maszyn wyborczych skorzysta niemal co trzeci amerykański wyborca. W New Jersey organizacje społeczne wystąpiły już do sądu o zakaz stosowania elektronicznych maszyn na terenie stanu. Nie bez powodu - te urządzenia zawiodły już kilkanaście razy podczas lokalnych wyborów, zawieszając się, gubiąc i myląc oddane głosy. Wyborca wkłada do urządzenia kartę chipową, którą otrzymał od komisji wyborczej, wybiera odpowiednie opcje na dotykowym ekranie, a wyniki zostają zapisane w pamięci komputera. Teoretycznie to rozwiązanie uniemożliwia oddanie nieważnego głosu i nie pozwala na manipulacje, jakich można by się dopuścić przy urnie wyborczej. Ale tylko teoretycznie, bo nie ma możliwości sprawdzenia, co się dzieje z danymi w maszynie. (JAS)
- Zabużanie górą!
5,7 mln zł odszkodowania i zapłacić państwo polskie czterem Zabużanom. Sąd Apelacyjny w Gdańsku uznał, że państwo nie może się uchylać od realizacji ratyfikowanych przez nasz kraj tzw. umów republikańskich. Gwarantują one Polakom mieszkającym na terenach, które po II wojnie światowej nie weszły w skład państwa polskiego, pełną rekompensatę za pozostawione za granicą mienie. Korzystny dla Zabużan wyrok był możliwy także dzięki dziennikarzom "Wprost", którzy w 2002 r. odnaleźli protokoły ratyfikacyjne tychże umów. Od wyroku przysługuje kasacja do Sądu Najwyższego. To jednak mało prawdopodobne. W niemal identycznej sprawie Sąd Najwyższy uznał niedawno, że Zabużanom należy się nie tylko odszkodowanie, ale także odsetki za 60 lat bezprawnego uchylania się od zapłaty rekompensaty. (AP)
- J&Ż
W ubiegłym miesiącu zdziwiliśmy się, że tak wybitny dziennikarz jak Jacek Żakowski żalił się, iż długo nie mógł namówić do wywiadu Sławomira Smołokowskiego, współwłaściciela firmy J&S. Opublikowaliśmy również zdjęcie z imprezy, na której Żakowski bawił w hotelu Rialto, należącym w części do żony jednego z właścicieli J&S. Byli dziennikarze Radia Zet przypomnieli w ostatnim wydaniu miesięcznika "Press", że Żakowski kilka razy otrzymał nagrodę "Zwierciadła". Właścicielem miesięcznika jest jeden z założycieli firmy J&S. Zaskakująco wiele łączy Żakowskiego z tą firmą. Ale to oczywiście tylko zbieg okoliczności. (RP)
- David Bowie w kosmosie
Już wiadomo, jaka muzyka będzie towarzyszyć turystom podczas pierwszej komercyjnej wyprawy w kosmos, planowanej na 2007 r. Konkurs zorganizowany przez Virgin Radio wygrała bezapelacyjnie kompozycja "Space Oddity" Davida Bowiego. W plebiscycie głosowano również na "All Around The World" zespołu Oasis, "Here Comes The Sun" The Beatles, "Man On The Moon" R.E.M. czy "Walking On The Moon" The Police. Każdy pasażer za lot organizowany przez brytyjskiego biznesmena Richarda Bransona musi zapłacić ponad 200 tys. dolarów. Nie wiadomo, czy cena obejmuje stopery do uszu dla tych, którzy nie znoszą muzyki Bowiego. (PR)
- Więźniowie z podstawówki
Czeski rząd chce utworzyć więzienia dla dzieci poniżej 15. roku życia. Małoletni mają w nich odbywać kary za najcięższe przestępstwa. Projekt popiera większość parlamentarzystów i prawdopodobnie zostanie on przyjęty przez Izbę Poselską. Według prof. Mariana Filara, karnisty z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, to działania pozorne, które nie rozwiążą problemu. - Bardzo zdemoralizowanych nieletnich trzeba zamknąć na klucz i nie ma najmniejszego znaczenia, co napisze się na drzwiach. Ważne jest to, co się dzieje w środku i czy młodych przestępców uda się wychować na uczciwych obywateli - mówi "Wprost" prof. Filar. (MK)
- Przychodzi Ałganow do Kulczyka
W notce "Przychodzi Ałganow do Kulczyka" (Skaner, nr 42) zostało zamieszczone zdanie nie odpowiadające prawdzie. Nigdy bowiem nie było żadnej "afery Oleksego".
Być może tym terminem autor notki określił sprawę z grudnia 1995 r. Z uwagi na upływ czasu warto przypomnieć, że ówczesny minister spraw wewnętrznych skierował do Naczelnej Prokuratury Wojskowej wniosek o wszczęcie postępowania przygotowawczego w sprawie popełnienia przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu państwa. Józef Oleksy był świadkiem w tej sprawie. Prokuratura wojskowa postanowieniem z 22 kwietnia 1996 r. umorzyła śledztwo z powodu braku jakichkolwiek znamion przestępstwa. Nie znalazła podstaw do pociągnięcia kogokolwiek do odpowiedzialności. Wyrażam oburzenie z powodu zamieszczenia nierzetelnej informacji podważającej zaufanie do marszałka Sejmu.
Stanisław M. Kostrzewa
dyrektor Biura Informacyjnego Kancelarii Sejmu
Kiosk: Kołchoz Łukaszenki - "Drodzy czytelnicy, są na świecie kraje, w których obowiązuje system demokratyczny, ale są rządzone przez dyktatorów. Jednym z nich jest Białoruś" - zauważył arabski "Khaleej Times". Farsa, jaką było referendum konstytucyjne na Białorusi, sprawiła, że o tym państwie zaczęto pisać nawet w tak odległych państwach jak Zjednoczone Emiraty Arabskie. Bez względu na szerokość geograficzną gazety prześcigają się w inwektywach wobec Aleksandra Łukaszenki. "Białoruski prezydent to wycięty z komiksu populista wykorzystujący strach związany z upadkiem ZSRR i zasłaniający się dbałością o bezpieczeństwo publiczne" - podkreśla "Le Monde". "Łukaszenka, były dyrektor kołchozu, to postsowiecki autokrata. Wysyła policję, by tłumiła demonstracje, politycznych przeciwników wsadza do więzienia, zamyka niezależne stacje radiowe i gazety" - wtóruje "International Herald Tribune".
- "Postępowanie Łukaszenki jest w pewien sposób logiczne, niezależnie od tego, jak jest przerażające. On wie, że może się posunąć do fałszerstwa i nie przejmować głosami krytyki z zagranicy" - komentuje rosyjska "Prawda".
- "Optymistyczni outsiderzy liczący, że na Białorusi dojdzie do demokratycznej rewolucji podobnej do gruzińskiej, czekają na próżno. Wielu Białorusinów popiera Łukaszenkę, który na czas wypłaca emerytury i pensje budżetówce" - podkreśla "The Economist".
- Referendum na Białorusi sfałszowano - co do tego nie ma wątpliwości. Od czego ma się jednak prasę rządową? Oficjalne gazety białoruskie prześcigały się w zachwytach. "Naród głosował na spokojną i kwitnącą ojczyznę" - napisała państwowa "Respublika". Z kolei "Sowietskaja Biełorussija" cytuje Niemca Franza Messera, byłego szefa policji w Saksonii, który rzekomo stwierdził: "Jako obywatelowi Niemiec trudno mi to powiedzieć, ale muszę oświadczyć, że białoruska konstytucja jest bardziej demokratyczna niż konstytucja niemiecka". (WAK)
- "Drodzy czytelnicy, są na świecie kraje, w których obowiązuje system demokratyczny, ale są rządzone przez dyktatorów. Jednym z nich jest Białoruś" - zauważył arabski "Khaleej Times". Farsa, jaką było referendum konstytucyjne na Białorusi, sprawiła, że o tym państwie zaczęto pisać nawet w tak odległych państwach jak Zjednoczone Emiraty Arabskie. Bez względu na szerokość geograficzną gazety prześcigają się w inwektywach wobec Aleksandra Łukaszenki. "Białoruski prezydent to wycięty z komiksu populista wykorzystujący strach związany z upadkiem ZSRR i zasłaniający się dbałością o bezpieczeństwo publiczne" - podkreśla "Le Monde". "Łukaszenka, były dyrektor kołchozu, to postsowiecki autokrata. Wysyła policję, by tłumiła demonstracje, politycznych przeciwników wsadza do więzienia, zamyka niezależne stacje radiowe i gazety" - wtóruje "International Herald Tribune".
- TRZY SZYBKIE
Pełzam tylko z córką
Rozmowa z ROMANEM GIERTYCHEM, liderem LPR
- Nie tylko pan pełza, ale i się zamachuje.
- Jakim cudem prezydent to dostrzegł ze swojej optyki?! O różne rzeczy mnie oskarżano, ale nie o pełzanie.
- Czyli odrzuca pan oskarżenia o to, jakoby kiedykolwiek pełzał?
- Pełzam tylko podczas zabaw z ośmiomiesięczną córeczką.
- A zamachy pan wtedy wykonuje?
- Skąd! Zamachy wykonuję tylko podczas gry w tenisa, ale prezydent nie może o tym wiedzieć, bo z nim nie gram. Ale wygrałbym, gdybym zagrał.
Rozmawiał Robert Mazurek
- LICZNIK
O ZŁ podatku CIT (dochodowego od osób prawnych) płaci Agencja Wywiadu
1 AGENT ROSYJSKI Władimir Ałganow - jest sławny przez całe dzieje III RP
2 NOTATKI w sprawie afery Orlenu odtajnił w ubiegłym tygodniu Andrzej Ananicz, szef Agencji Wywiadu
5 LAT trwa proces lustracyjny Józefa Oleksego podejrzanego o współpracę ze służbami specjalnymi PRL
9 (według innych źródeł 12) DYPLOMATÓW rosyjskich podejrzewanych o szpiegostwo musiało w styczniu 2000 r. opuścić Polskę
19 POLSKICH dyplomatów pracujących w ambasadzie w Moskwie miało być pracownikami polskiego wywiadu według "Niezawisimej Gaziety" (w 1997 r.)
23 (LICZBĘ) miał w swoim kryptonimie najsłynniejszy polski agent filmowy Hans Kloss
64 nazwiska były na liście tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa PRL według Antoniego Macierewicza
300 BYŁYCH funkcjonariuszy Urzędu Ochrony Państwa chce powrócić do służby
7 TYS. pracowników miał UOP
21,5 MLN POLAKÓW opowiada się za lustracją
X AGENTÓW zagranicznych wywiadów pracuje w Polsce
Więcej możesz przeczytać w 44/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.