Dziennikarze nie powinni się godzić na zastraszanie przez polityków Dlaczego postkomuniści tak ostro atakują ostatnio dziennikarzy? Może to tylko przejaw frustracji, ale lepiej dmuchać na zimne, bo Białoruś za miedzą. 0 tym, że nie należy ataków na dziennikarzy bagatelizować, przekonuje zachowanie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i marszałka Sejmu Józefa Oleksego. Swoją cegiełkę dołożył też były minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk. Pierwszy kilkanaście dni temu ostro przejechał się po dziennikarzach, na swą główną ofiarę wybierając Tomasza Skorego z RMF FM. Publicznie upokorzył radiowca, nakazując mu wygłoszenie do kamery przeprosin, a następnie dyktując ich treść. Przyparty do muru Skory przeprosił za "przejęzyczenie" w którym Pałac Prezydencki nazwał cyrkiem prezydenckim. Drugi - zgodnie z wymogami konstytucji - do ataku na media ruszył Józef Oleksy. Jako gość programu "Prześwietlenie" brutalnie pouczał prowadzących rozmowę Tomasza Sekielskiego i Andrzeja Morozowskiego. Podnosił na nich głos, zarzucał działanie w porozumieniu z Jarosławem Kaczyńskim. Historia Kurczuka jest najlepiej znana: były minister sprawiedliwości przyszedł do redakcji gazety w Lublinie i groził, że wpłynie na jej reklamodawców, jeśli pismo nie zmieni tonu w pisaniu o SLD.
Dziennikarski kodeks Kwaśniewskiego - Oleksego
Środowisko dziennikarskie jest solidarne i gdy jego interesy są zagrożone, potrafi o nie zadbać. Przekonał się o tym nawet Adam Michnik - gdy chamsko potraktował Katarzynę Kolendę-Zaleską w TOK FM, nadział się na publiczne oświadczenie znanych żurnalistów. Wydawało się, że po pełnym furii ataku Kwaśniewskiego, a zwłaszcza poniżeniu Skorego, będziemy mieli do czynienia z podobnym aktem solidarności. Nic podobnego nie nastąpiło. Czyżby naczelnego "Gazety Wyborczej" uznano za bardziej niebezpiecznego dla wolności mediów niż głowę państwa? Zachowanie Kwaśniewskiego skwitowano kilkoma docinkami. Na występ Oleksego nie zwrócono uwagi, może dlatego że Morozowski i Sekielski dali marszałkowi odpór.
Zachowanie dwóch najbardziej wpływowych polityków lewicy zasługuje na osobne potraktowanie. Możliwe, że puściły im nerwy - w ogniu walki znaleźli się nie tylko oni, ale i ich małżonki. To dla mężczyzny jest bolesne i wściekła reakcja jest zrozumiała. Gorzej, że jej obiektem stali się nie polityczni przeciwnicy, lecz dziennikarze. Oba wystąpienia - prezydenta i marszałka - zdecydowanie wykraczały poza normy przyjęte w demokratycznym państwie. Obaj w gruncie rzeczy spróbowali zastraszyć swych rozmówców, dać im nauczkę i wskazówkę, jak powinni się zachowywać. Używając szumnego sformułowania, publicznie targnęli się na wolność prasy.
Nie dajmy się!
Można by atak na dziennikarzy zbagatelizować. Nawet gdy weźmie się pod uwagę PZPR-owską przeszłość obu notabli oraz bliskość Białorusi i Ukrainy, na których z dziennikarzami dzieją się dziwne rzeczy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie obawia się, że niewygodnego polskiego dziennikarza znajdziemy zakopanego gdzieś w lesie. Tym, co tej sprawy nie pozwala bagatelizować, jest zaskakująca skuteczność działania marszałka i prezydenta. Publiczna egzekucja Skorego była sygnałem, że pewnych zachowań Kwaśniewski tolerować nie będzie. Prezydent wygrał to starcie z dziennikarzami.
Łatwo krytykować Skorego, gdy nie jest się obiektem ataku prezydenta. Powiedzmy jednak otwarcie: Skory popełnił błąd, poddając się ultimatum Kwaśniewskiego. Nawet jeśli jego komentarz nie był najwyższych lotów, gdy znalazł się pod ścianą, powinien się bronić. Dziennikarz ma święte prawo wypowiadania się o sytuacji w Polsce i nie może mu tego zabronić nawet głowa państwa.
Sekielski i Morozowski twardo postawili się Oleksemu. Mimo agresji marszałka próbowali prowadzić rozmowę. Robili to świetnie, ale... Czy należało to w ogóle robić? Czy nie trzeba było zażądać od Oleksego, by traktował ich z szacunkiem? A może należało przerwać program? Dziennikarze traktowali rozmówcę normalnie, a on łamał standardy dobrego wychowania i publicznej debaty. Dziennikarze nie powinni się godzić na takie traktowanie. Dziennikarzom wystraszonym przez prezydenta i marszałka warto przypomnieć, że jesteśmy świadkami ważnych wydarzeń w kraju. Niedawno wydawało się, że przyszłością polskiej polityki jest degrengolada - większa z kadencji na kadencję, niezależnie od tego, czy rządzi prawica, czy lewica. Teraz wydaje się, że zawracamy z tej drogi gnicia. A w tym procesie media miały i mają spory udział. Rzadko się zdarza dziennikarzom robić coś tak ważnego, więc nie marnujmy okazji.
Środowisko dziennikarskie jest solidarne i gdy jego interesy są zagrożone, potrafi o nie zadbać. Przekonał się o tym nawet Adam Michnik - gdy chamsko potraktował Katarzynę Kolendę-Zaleską w TOK FM, nadział się na publiczne oświadczenie znanych żurnalistów. Wydawało się, że po pełnym furii ataku Kwaśniewskiego, a zwłaszcza poniżeniu Skorego, będziemy mieli do czynienia z podobnym aktem solidarności. Nic podobnego nie nastąpiło. Czyżby naczelnego "Gazety Wyborczej" uznano za bardziej niebezpiecznego dla wolności mediów niż głowę państwa? Zachowanie Kwaśniewskiego skwitowano kilkoma docinkami. Na występ Oleksego nie zwrócono uwagi, może dlatego że Morozowski i Sekielski dali marszałkowi odpór.
Zachowanie dwóch najbardziej wpływowych polityków lewicy zasługuje na osobne potraktowanie. Możliwe, że puściły im nerwy - w ogniu walki znaleźli się nie tylko oni, ale i ich małżonki. To dla mężczyzny jest bolesne i wściekła reakcja jest zrozumiała. Gorzej, że jej obiektem stali się nie polityczni przeciwnicy, lecz dziennikarze. Oba wystąpienia - prezydenta i marszałka - zdecydowanie wykraczały poza normy przyjęte w demokratycznym państwie. Obaj w gruncie rzeczy spróbowali zastraszyć swych rozmówców, dać im nauczkę i wskazówkę, jak powinni się zachowywać. Używając szumnego sformułowania, publicznie targnęli się na wolność prasy.
Nie dajmy się!
Można by atak na dziennikarzy zbagatelizować. Nawet gdy weźmie się pod uwagę PZPR-owską przeszłość obu notabli oraz bliskość Białorusi i Ukrainy, na których z dziennikarzami dzieją się dziwne rzeczy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie obawia się, że niewygodnego polskiego dziennikarza znajdziemy zakopanego gdzieś w lesie. Tym, co tej sprawy nie pozwala bagatelizować, jest zaskakująca skuteczność działania marszałka i prezydenta. Publiczna egzekucja Skorego była sygnałem, że pewnych zachowań Kwaśniewski tolerować nie będzie. Prezydent wygrał to starcie z dziennikarzami.
Łatwo krytykować Skorego, gdy nie jest się obiektem ataku prezydenta. Powiedzmy jednak otwarcie: Skory popełnił błąd, poddając się ultimatum Kwaśniewskiego. Nawet jeśli jego komentarz nie był najwyższych lotów, gdy znalazł się pod ścianą, powinien się bronić. Dziennikarz ma święte prawo wypowiadania się o sytuacji w Polsce i nie może mu tego zabronić nawet głowa państwa.
Sekielski i Morozowski twardo postawili się Oleksemu. Mimo agresji marszałka próbowali prowadzić rozmowę. Robili to świetnie, ale... Czy należało to w ogóle robić? Czy nie trzeba było zażądać od Oleksego, by traktował ich z szacunkiem? A może należało przerwać program? Dziennikarze traktowali rozmówcę normalnie, a on łamał standardy dobrego wychowania i publicznej debaty. Dziennikarze nie powinni się godzić na takie traktowanie. Dziennikarzom wystraszonym przez prezydenta i marszałka warto przypomnieć, że jesteśmy świadkami ważnych wydarzeń w kraju. Niedawno wydawało się, że przyszłością polskiej polityki jest degrengolada - większa z kadencji na kadencję, niezależnie od tego, czy rządzi prawica, czy lewica. Teraz wydaje się, że zawracamy z tej drogi gnicia. A w tym procesie media miały i mają spory udział. Rzadko się zdarza dziennikarzom robić coś tak ważnego, więc nie marnujmy okazji.
Więcej możesz przeczytać w 46/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.