Do II Rzeczypospolitej wracali z emigracji inżynierowie, do III RP - poeci II Rzeczpospolita upadła we wrześniu 1939 r. III RP narodziła się we wrześniu roku 1989. Między nimi zieje czarna dziura dwóch okupacji i PRL. Podobno był to czas niebywałego rozwoju. Podobno dobrodziejstwom czasów Gomułki i Gierka zawdzięczamy to, że Polska jest dziś członkiem Unii Europejskiej i NATO. Lewica rozczula się nad epoką Polski Ludowej jako okresem rozkwitu kultury i budowy podstaw nowoczesności odróżniającej dzisiejszą Polskę od - skorzystajmy z szyderczego określenia Kisiela - "koszmarnych czasów sanacji". Lewica kocha też III Rzeczpospolitą. Oto kolejni politycy wołają, że największą zbrodnią, jakiej dopuszcza się dzisiejsza opozycja, jest demontaż III RP. Dalibóg, brakuje tylko, by prezydent Kwaśniewski zawołał śladem generała Jaruzelskiego, że III RP będzie bronić jak socjalizmu, pardon, niepodległości. Kiedy jednak sięgniemy po narzędzia tak modnej dziś historii porównawczej, obraz trzeciej niepodległości wypada niezwykle blado. Za początek budowy niepodległego państwa w okresie międzywojennym można uznać marzec 1921 r. Wcześniej nikt nie uznawał naszych granic, a przez kraj przetaczały się kolejne wojny z najbardziej niszczącym najazdem bolszewickim 1920 r. Symbolicznym początkiem III Rzeczypospolitej jest powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego we wrześniu 1989 r. Minęło więc 15 lat od odzyskania niepodległości. Można porównać, co osiągnęła II RP w połowie roku 1936 oraz III RP obecnie.
Bilans otwarcia
Sytuacja zewnętrzna i wewnętrzna obu rzeczypospolitych w chwili narodzin była nieporównywalna. Tadeusz Mazowiecki odziedziczył po komunistach funkcjonującą strukturę państwową. Raczej gorzej niż lepiej, ale działały ministerstwa i urzędy, kursowały koleje i latały samoloty. Państwo należało wprawdzie do Układu Warszawskiego i Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, instytucji sowieckiej dominacji w regionie, ale po upadku muru berlińskiego w listopadzie stały się one tylko fasadą. Istniał jednolity system szkolny i prawny, działały ambasady w większości państw świata. Gospodarka - niewydolna i marnotrawna - stanowiła jednak realną bazę do przebudowy państwa.
W marcu 1921 r. Józef Piłsudski zaczynał proces odbudowy państwa, a właściwie budowy państwa z niczego. W jego wschodniej części koleje jeździły po szerokich torach rosyjskich, a w zachodniej i południowej - po europejskich (dodatkowo w dwóch różnych standardach - stąd muzea kolei wąskotorowych). Każdy z dawnych zaborów był nastawiony na współpracę z organizmem gospodarczym swojego zaborcy. Brakowało na przykład bezpośredniego połączenia kolejowego i drogowego Poznania z Warszawą. W kraju obowiązywały cztery kodeksy karne i cywilne. W rezultacie czyn będący przestępstwem w Warszawie był dozwolony w Krakowie. Nie istniały jednolity wzorzec pracy urzędników i jednolita musztra wojskowa. Przemysł obsługujący rynki rosyjski, niemiecki i austriacki nagle zaczął bankrutować. Brakowało jednolitej waluty, a obowiązująca w kraju marka polska, sztuczny pieniądz wprowadzony przez okupującą Królestwo Polskie armię niemiecką, była powszechnie kontestowana przez ludność rozliczającą się w carskich rublach czy austriackich koronach. Na dodatek jako pieniądz niewymienialny marka polska uległa procesowi gwałtownej inflacji. W Wielkopolsce - najstabilniejszej i nie zniszczonej przez wojnę - pojawiły się projekty wprowadzenia lecha, lokalnego pieniądza. Jakakolwiek działalność gospodarcza w warunkach hiperinflacji była praktycznie niemożliwa. Wymiana gospodarcza z zagranicą - potencjalne źródło dewiz stabilizujących walutę czy też umożliwiających reformę walutową - zamarła. Związek Sowiecki znajdował się w stanie rewolucyjnej anarchii, co w połączeniu z polityczną wrogością wobec Polski prowadziło do całkowitego wstrzymania wymiany gospodarczej. Konflikty z Litwą i Czechosłowacją zablokowały handel na południu i północnym wschodzie. A podnoszące się po wojennej klęsce Niemcy otwarcie głosiły program aneksji Pomorza i Śląska, prowadząc z Polską wojny celne. Polska dyplomacja pracowała za prywatne pieniądze urzędników, a Bolesław Wieniawa-Długoszowski jako attaché wojskowy w Rumunii słał rozpaczliwe listy do naczelnika państwa o przysłanie opon samochodowych, bo nie miał za co ich kupić.
Polska Mazowieckiego miała trzy wielkie porty morskie, sporą flotę handlową i była jednym z najbardziej jednolitych narodowościowo państw Europy. Polska Piłsudskiego musiała się borykać z nieustannymi szykanami w Wolnym Mieście Gdańsku - innych portów nie było, a prawie jedna trzecia ludności państwa składała się z mniejszości narodowych, mniej lub bardziej wrogich samej idei istnienia państwa polskiego.
W 1921 r. nieliczna wielka własność przemysłowa (skupiona na Górnym Śląsku i w Łodzi) znajdowała się w rękach niepolskich. A niemieccy właściciele śląskich hut i kopalń nie zamierzali ich rozwijać, wierząc, że II RP jest państwem sezonowym. Mazowiecki odziedziczył po PRL przestarzałą, ale dużą strukturę gospodarczą, którą można było sprywatyzować, zapewniając spore wpływy do budżetu.
II Rzeczpospolita miała u zarania tylko jedną przewagę nad III Rzeczpospolitą. Była nią mentalność obywateli. We wszystkich trzech zaborach Polacy żyli w mniej więcej normalnym systemie gospodarki kapitalistycznej. W Rosji i Niemczech podlegali wprawdzie ograniczeniom motywowanym politycznie, nie na tyle jednak silnym, by nie mieć możliwości uczestnictwa w życiu gospodarczym, a nawet politycznym. To z parlamentów państw zaborczych wyszli tak wybitni politycy, jak Ignacy Daszyński i Wincenty Witos (Austro-Węgry), Janusz Radziwiłł (Niemcy) czy Roman Dmowski (rosyjska Duma Państwowa). Również obywatele, choć w sporej części niepiśmienni (40 proc. analfabetów), wiedzieli, że należy polegać na sobie. Realizacja marzenia o niepodległości sprawiła też, że z zagranicy - zarówno w roku 1921, jak i w 1989 r. - zaczęli wracać polscy uczeni i intelektualiści. O ile jednak Ignacy Mościcki czy Tadeusz Tański zostali w kraju na stałe, to do III RP powrócili pisarze, a inżynierowie zostali na emigracji.
15 lat później
Podsumowanie sytuacji w połowie roku 1936 i - odpowiednio - roku 2004 wypadnie zupełnie inaczej. II Rzeczpospolita wychodziła właśnie z trwającego pięć lat wielkiego kryzysu. Dzisiaj już wiemy, że było to najpoważniejsze załamanie gospodarki światowej w całym XX wieku. Produkcja przemysłowa spadła w tym czasie prawie o połowę, a udziałem polskiej wsi stała się niewyobrażalna nędza ograniczająca konsumpcję wewnętrzną. Mimo to bilans ówczesnej Polski przedstawiał się imponująco. Organizm państwowy został scalony w jednolitą strukturę. Istniejące u progu niepodległości separatyzmy - wielkopolski i śląski - całkowicie zanikły. Antypaństwowe poczynania Niemców i ruchy terrorystyczne wśród Ukraińców i Białorusinów były finansowane i kierowane z Moskwy i Berlina. Polska stworzyła całkiem przyzwoitą sieć kolejową, a polskie drogi były, i owszem, fatalne, ale wystarczały do obsługi wątłej jeszcze motoryzacji. W 1936 r. zbudowany od podstaw port w Gdyni był już jednym z największych na Bałtyku. Natychmiast po zakończeniu wielkiego kryzysu zabrano się do planowania budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego. Państwowe Zakłady Lotnicze w Warszawie i Białej Podlaskiej produkowały samoloty będące w absolutnej czołówce światowych konstrukcji lotniczych. Nasze myśliwce PZL-P 11 uznawano wówczas za najlepsze na świecie. W Centralnych Warsztatach Samochodowych genialny inżynier Tadeusz Tański zaprojektował samochód CWS 1 będący jedną z najbardziej trwałych i niezawodnych konstrukcji ówczesnej Europy. Obywatele mogli korzystać z jednej z najlepszych w Europie sieci lotnictwa cywilnego. Dopiero w 1921 r. zaczęto w Polsce produkować parowozy. W latach 30. uznawano je za najlepsze w Europie. A pod koniec 1936 r. nasi inżynierowie opatentowali kupioną potem przez cały świat telefoniczną zegarynkę.
Polska roku 1936 mogła mieć uzasadnione poczucie bezpieczeństwa. W roku 1932 podpisaliśmy pakt o nieagresji z Rosją Sowiecką, a w 1934 r. - z Niemcami rządzonymi przez Hitlera. Spór z Litwą wydawał się być opanowany. Na dodatek sojusz wojskowy wiązał Polskę z Francją, pierwszym mocarstwem ówczesnej Europy. Rodziło się nowoczesne społeczeństwo masowe, dysponujące niemal milionem radioodbiorników. Można jeszcze mówić o sukcesie poznańskiej PeWuKi i Lwowskich Targów Wschodnich, o zakładach azotowych w Tarnowie i sile polskiej armii. Największym osiągnięciem Polski stało się jednak wprowadzenie obowiązku szkolnego i wychowanie nowego pokolenia Polaków, pierwszego uczącego się w wolnej Polsce. Uniwersytety w Warszawie, Krakowie, Lwowie i Wilnie należały do europejskiej czołówki. Działała lwowska szkoła matematyczna, doskonałe instytuty studiów wschodnich w Wilnie i Warszawie. Prawnicy od zera opracowali nowoczesne kodeksy: karny, cywilny i handlowy, z których korzystamy do dzisiaj, a które w latach 30. kopiowały najbardziej rozwinięte państwa. Polska konstytucja uchwalona w roku 1935 była pierwszą próbą stworzenia ustroju łączącego dominujący w ówczesnej Europie model bardzo silnej władzy z elementarnymi regułami demokracji. W 1959 r. rozwiązania prawne z konstytucji kwietniowej generał de Gaulle przeniósł do ustroju Francji.
Paraliż narodowy
W życie zawodowe i publiczne wchodziła w roku 1936 nowa generacja Polaków. Ta, która kilka lat później przeszła zwycięsko próbę wojny i okupacji. Państwo polskie rozpoczynało po piętnastu latach odbudowy skok cywilizacyjny, który miał w ciągu kilku lat zniwelować negatywne skutki rozbiorów. Główny twórca ówczesnych sukcesów gospodarczych, wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski, przemawiając w Sejmie 1 grudnia 193 6 r., podsumowywał rok dwudziestoprocentowego wzrostu produkcji przemysłowej i jedenastoprocentowego przyrostu eksportu.
II Rzeczpospolita po 15 latach istnienia była ciągle państwem biednym i zacofanym. Mogła się jednak bez wstydu porównywać z Grecją czy Portugalią, a biorąc pod uwagę skalę zadań, które stały przed Polakami, i całkowity brak wsparcia z zagranicy, można za autorami albumu "Pierwsze piętnastolecie niepodległej Polski" powiedzieć, że praca wykonana przez obywateli RP nie miała sobie równych w ówczesnej Europie. Jak zauważa prof. Janusz Zarnowski, wybitny znawca międzywojennej gospodarki, wzrost gospodarczy w międzywojennej Polsce był wyższy niż w USA i demokratycznych krajach Europy, a wyprzedzały nas głównie kraje totalitarne - Związek Sowiecki i Niemcy.
Eugeniusz Kwiatkowski stał się symbolem międzywojennych sukcesów gospodarczych Polska w 2004 r. nie przypomina, rzecz jasna, tej z początków rządów Tadeusza Mazowieckiego. Jesteśmy sojusznikami USA w NATO i członkami Unii Europejskiej. Większość naszych sukcesów została jednak odniesiona przy wykorzystaniu prostych rezerw i wsparciu zagranicznym. Mentalny hamulec, jaki w polskich głowach założyło półwiecze komunizmu, okazał się barierą rozwoju dużo skuteczniejszą od zniszczonej infrastruktury II Rzeczypospolitej. III RP ciągle nie dorobiła się spójnego systemu prawnego. Nasze najlepsze szkoły wyższe z trudem mieszczą się w piątej setce światowego rankingu. W dziedzinie nowoczesnych technologii nie mamy niczego, co mogłoby być odpowiednikiem samolotów PZL i RWD. Mając wszelkie dane po temu, nie wypromowaliśmy żadnego polskiego brandu. Tempo rozwoju jest dziś niższe niż w pozakryzysowych latach polski międzywojennej. Jeśli idzie o poziom życia, miejsce Polski w Europie jest nieco gorsze niż w okresie międzywojennym. Wyprzedziła nas Grecja, Portugalia czy Chorwacja. Dystans wobec Hiszpanii wzrósł niebotycznie. Dzisiaj mijają nas Bałtowie i Słowacy.
Po piętnastu latach niepodległego rozwoju II RP była biednym, ale liczącym się członkiem rodziny europejskich narodów, startując z pozycji kraju, który przez brytyjskiego premiera Lloyda George`a był uznawany za niegodny posiadania Śląska (bo popsuje go niczym małpa zegarek), a przez Niemców - stale określany jako państwo sezonowe. Wojskowo byliśmy w roku 1936 potęgą na skalę europejską, a politycznie - regionalnym półmocarstwem. Nasza elita naukowa i kulturalna mieściła się w europejskiej średniej, w niektórych dziedzinach stanowiąc ścisłą czołówkę (matematyka, technologie lotnicze, chemia). Nie było też w ówczesnej Polsce paraliżującego marazmu, tak widocznego dziś, ledwie opuścimy wielkomiejskie rogatki. Głośny reportaż Konrada Wrzosa "Oko w oko z kryzysem" prezentował wizerunek biednego narodu, z zaciśniętymi zębami walczącego o wyrwanie się z nędzy. Współczesny reporter przekaże portret popegeerowskiej wsi żyjącej z hasłem "renta albo śmierć". O bezdyskusyjnym sukcesie II Rzeczpospolitej w porównaniu z III Rzeczpospolitą decyduje przede wszystkim "materiał ludzki". Garb włożony na nasze plecy przez komunizm okazał się cięższy od dziedzictwa stulecia zaborów i okupacji. Jego pozbycie się stanowi podstawowy warunek budowy Gdyni III Rzeczypospolitej.
Więcej możesz przeczytać w 46/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.