Lepiej z Bushem zgubić, niż z Chirakiem czy Schroederem znaleźć Nie trzeba jechać do Lizbony ani nawet wnikliwie studiować strategii lizbońskiej, by się zorientować, że lepiej z George'em Bushem zgubić, niż z Jakiem Chirakiem czy Gerhardem Schroederem znaleźć. Albo - mówiąc inaczej - lepiej z wstecznym Amerykaninem zgubić, niż z postępowym Europejczykiem znaleźć. A już najlepiej oczywiście z Amerykaninem znaleźć, a co nieco wskazuje na to, że to właśnie nam, Polakom, może się ta sztuka udać.
Poza Stanami Zjednoczonymi chyba tylko w Polsce George Bush mógłby w tym roku wygrać wybory prezydenckie. Głosowałoby bowiem na niego aż 41,1 proc. Polaków (według badań przygotowanych dla "Rzeczpospolitej"), a tylko 16 proc. Brytyjczyków, 14 proc. Włochów, 10 proc. Niemców, 7 proc. Hiszpanów i 5 proc. Francuzów. Europejczycy cierpiący na bushofobię, czyli ciężką postać antyamerykanizmu, woleliby widzieć w Białym Domu Johna Kerry'ego albo - jeszcze lepiej - Jacques'a Chiraca, który najpewniej rozpocząłby urzędowanie w Waszyngtonie od ogłoszenia ostatecznego zwycięstwa nad islamskim terroryzmem przez poddanie Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej Al-Kaidzie po jak zwykle wyczerpujących negocjacjach z bin Ladenem w Monachium. Potem Chirac uwolniłby Saddama Husajna, powołał wspólnego komisarza Unii Europejskiej i USA ds. kontaktów z pokonanym światowym terroryzmem i gładko przeszedł do realizacji drugiej fazy strategii lizbońskiej, zakładającej doścignięcie i prześcignięcie Stanów Zjednoczonych przez Unię Europejską najpóźniej do pierwszego maja przyszłego roku dzięki zharmonizowaniu europejskich podatków z amerykańskimi, czyli podniesieniu ich przynajmniej do francusko-niemieckiego poziomu. Tak urządzony euroamerykański transatlantyk tonąłby już spokojnie w takt hymnu Chińskiej Republiki Ludowej granego na placu Inwalidów przez orkiestrę Armii Czerwonej.
Wystarczy prześledzić ton komentarzy towarzyszących rozstrzygnięciu wyborów prezydenckich w USA, by się przekonać, że bushmeni, czyli George Bush i jego wyborcy mają na głowie świat, który stoi na głowie. Świat zamieszkiwany przez buszmenów, którzy myślą, że można owocnie negocjować z terrorystami i rozwijać gospodarkę, zakładając jej kolejne kagańce, między innymi podatkowe. I choć na szczęście tym razem - dzięki coraz bardziej republikańskiej Ameryce - buszmenom nie udało się pokonać bushmenów i prezydentem pozostał mąż stanu, który jest w stanie utrzymać Stany we właściwym stanie, to - zważywszy na rozmiary antybushowskiej kampanii - wątpliwe jest, by bushmenom udało się teraz pokonać buszmenów - dla ich własnego dobra - i postawić świat z powrotem z głowy na nogi (vide: "Bushmeni kontra buszmeni", "Ideologie kontra ideały", "Brukselski urząd cenzury" i "Obrona konieczna").
Na szczęście jednak walka o dechirakizację świata trwa, podobnie zresztą jak walka o dekwaśniewskizację Polski, gdzie też lepiej z Donaldem Tuskiem czy Janem Rokitą zgubić, niż z Aleksandrem Kwaśniewskim znaleźć. Żeby jednak bushmeni mogli naprawdę ostatecznie zatriumfować także w Polsce, której obywatele są najbardziej amerykańskimi Europejczykami (o czym na łamach "Wprost" napisał niedawno prof. Zdzisław Krasnodębski), trzeba zrobić dokładnie to, czego tak bardzo boi się Aleksander Kwaśniewski - jak najszybciej zdemontować III Rzeczpospolitą, którą z takim mozołem montowali Kwaśniewski i spółka. I demontują ją wreszcie! Demontują pospołu - od góry komisja śledcza Sejmu, która odsłania wciąż nowe mafijne powiązania polityków z gangsterami, a od dołu ci przedsiębiorczy Polacy, którzy odrzucają zżerane przez korupcję i fiskusa państwo Kwaśniewskich i powoli budują własne państwo - państwo niskich podatków dochodowych (liniowy 19-procentowy PIT) i niskich podatków na ZUS, co jest możliwe dzięki zatrudnieniu się we własnej jednoosobowej firmie, w czym okazujemy się niekwestionowanymi mistrzami Europy; aż 26 proc. pracujących Polaków jest już zatrudnionych przez samych siebie, podczas gdy w innych krajach Unii Europejskiej dotyczy to zaledwie kilkunastu procent obywateli (vide: "Zostań swoim szefem!" i "Trzęsawisko III RP").
Jeśli więc naszej komisji śledczej i monoprzedsiębiorcom się powiedzie, wnet może się okazać, że strategia warszawska jest znacznie skuteczniejsza i więcej warta od strategii lizbońskiej, a niewiele mniej warta od strategii waszyngtońskiej. A zatem nie chiracujmy! Bushujmy!
Wystarczy prześledzić ton komentarzy towarzyszących rozstrzygnięciu wyborów prezydenckich w USA, by się przekonać, że bushmeni, czyli George Bush i jego wyborcy mają na głowie świat, który stoi na głowie. Świat zamieszkiwany przez buszmenów, którzy myślą, że można owocnie negocjować z terrorystami i rozwijać gospodarkę, zakładając jej kolejne kagańce, między innymi podatkowe. I choć na szczęście tym razem - dzięki coraz bardziej republikańskiej Ameryce - buszmenom nie udało się pokonać bushmenów i prezydentem pozostał mąż stanu, który jest w stanie utrzymać Stany we właściwym stanie, to - zważywszy na rozmiary antybushowskiej kampanii - wątpliwe jest, by bushmenom udało się teraz pokonać buszmenów - dla ich własnego dobra - i postawić świat z powrotem z głowy na nogi (vide: "Bushmeni kontra buszmeni", "Ideologie kontra ideały", "Brukselski urząd cenzury" i "Obrona konieczna").
Na szczęście jednak walka o dechirakizację świata trwa, podobnie zresztą jak walka o dekwaśniewskizację Polski, gdzie też lepiej z Donaldem Tuskiem czy Janem Rokitą zgubić, niż z Aleksandrem Kwaśniewskim znaleźć. Żeby jednak bushmeni mogli naprawdę ostatecznie zatriumfować także w Polsce, której obywatele są najbardziej amerykańskimi Europejczykami (o czym na łamach "Wprost" napisał niedawno prof. Zdzisław Krasnodębski), trzeba zrobić dokładnie to, czego tak bardzo boi się Aleksander Kwaśniewski - jak najszybciej zdemontować III Rzeczpospolitą, którą z takim mozołem montowali Kwaśniewski i spółka. I demontują ją wreszcie! Demontują pospołu - od góry komisja śledcza Sejmu, która odsłania wciąż nowe mafijne powiązania polityków z gangsterami, a od dołu ci przedsiębiorczy Polacy, którzy odrzucają zżerane przez korupcję i fiskusa państwo Kwaśniewskich i powoli budują własne państwo - państwo niskich podatków dochodowych (liniowy 19-procentowy PIT) i niskich podatków na ZUS, co jest możliwe dzięki zatrudnieniu się we własnej jednoosobowej firmie, w czym okazujemy się niekwestionowanymi mistrzami Europy; aż 26 proc. pracujących Polaków jest już zatrudnionych przez samych siebie, podczas gdy w innych krajach Unii Europejskiej dotyczy to zaledwie kilkunastu procent obywateli (vide: "Zostań swoim szefem!" i "Trzęsawisko III RP").
Jeśli więc naszej komisji śledczej i monoprzedsiębiorcom się powiedzie, wnet może się okazać, że strategia warszawska jest znacznie skuteczniejsza i więcej warta od strategii lizbońskiej, a niewiele mniej warta od strategii waszyngtońskiej. A zatem nie chiracujmy! Bushujmy!
Więcej możesz przeczytać w 46/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.