Wyborcy Tuska i Kaczyńskiego różnią się od siebie znacznie bardziej niż sami ci politycy
To będzie potyczka między Polską Armii Krajowej a Polską PRL-owską" - tak w czerwcu opisywał tegoroczną kampanię wyborczą Jarosław Kaczyński. Twarzą tej pierwszej miał być jego brat Lech, reprezentantem drugiej - Włodzimierz Cimoszewicz. Po rezygnacji Cimoszewicza ten podział stał się nieaktualny. Dziś Rzeczpospolita wyraźnie dzieli się na Polskę wolności i Polskę opieki. Kaczyński jest synonimem tej drugiej. Synonimem Polski wolnej jest Donald Tusk, co bardzo wyraźnie widać po wynikach pierwszej tury. Pierwsza Polska jest raczej zaradna, otwarta na zmiany, bez kompleksów, trzymająca fason wobec zagranicy. Druga Polska jest raczej nieufna, zamykająca się na zmiany i przez to podatna na polityczną i socjalną demagogię.
Dwa elektoraty
Prof. Paweł Śpiewak, socjolog i nowo wybrany poseł PO, uważa, że w naszym kraju zdecydowanie przeceniano podział na obóz postsolidarnościowy i postkomunistyczny. Zasadnicze pęknięcie, jakie pokazują wybory prezydenckie, to podział między Polską, która boi się modernizacji, a tą, która chce iść do przodu i korzystać z tego, co daje nam Unia Europejska. Lech Kaczyński, ze swoimi hasłami socjalnymi i antyliberalnymi, siłą rzeczy został patronem tej pierwszej Polski. I nieprzypadkowo tak łatwo zyskał poparcie związku zawodowego "Solidarność". Jacek Kurski, przedstawiciel sztabu Kaczyńskiego, publicznie ostrzegał, że w kraju rządzonym przez Donalda Tuska "policja będzie eskortowała w mercedesie dziecko podmiejskiego bogacza z willi do elitarnej szkoły". Tak naprawdę różnica między Tuskiem i Kaczyńskim wynika z tego, że odmienne są elektoraty obu pretendentów do prezydentury. Więcej, wyborcy Kaczyńskiego i Tuska różnią się od siebie nawet bardziej niż ci politycy.
Już wstępna analiza map poparcia dla Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w pierwszej turze wyborów prezydenckich pokazuje, że - podobnie jak w poprzednich wyborach - Rzeczpospolita podzieliła się na Polskę wolną i Polskę opieki wzdłuż historycznych granic. Po pierwsze, między dawnymi zaborami: rosyjskim, pruskim i austriackim. Po drugie, wzdłuż granicy między terytorium przedwojennej Rzeczypospolitej a tzw. Ziemiami Odzyskanymi. Donald Tusk wygrał przede wszystkim na ziemiach zachodnich i północnych (do Wisły) oraz na Śląsku - tam gdzie mieszkańcy mają szeroki i częsty kontakt z Zachodem, gdzie modernizację traktuje się jak wielką szansę, a nie zagrożenie. Lech Kaczyński zwyciężył natomiast w Polsce południowej i wschodniej, a więc w miejscach wprawdzie tradycyjnie antykomunistycznych i ideologicznie prawicowych, ale nieufnych wobec modernizacji, i tam gdzie więcej obywateli oczekuje od państwa różnych form opieki.
Polska Tuska
Wzorcowy wyborca Donalda Tuska to dobrze wykształcony mieszkaniec dużego miasta, raczej młody, aktywny, mobilny. Często ma za sobą solidarnościową przeszłość, ale nie ma solidarnościowo-socjalno-historycznych resentymentów. Jeśli jeszcze nie wygrał na transformacji ustrojowej, to przynajmniej chce wkrótce wygrać. Nie wini on państwa czy polityków za swój los, raczej ma pretensje do siebie. - Po zwycięstwie "Solidarności" Polska zmierzała w dobrym kierunku, ale potem ten kapitał został roztrwoniony. Jeśli wygra Tusk, znów zacznie się zmieniać na lepsze - mówi Jolanta Podchajska, wiceburmistrz Pucka, miasta, w którym kandydat PO uzyskał najlepszy wynik w kraju (prawie 62 proc. poparcia). Podchajska jest nauczycielką, w latach 80. należała do "Solidarności", nigdy nie głosowała na lewicę.
Jedenastotysięczny nadmorski Puck to typowe miasto klasy średniej. Letnie wyjazdy nad "Pucyfik" stały się w ostatnich latach tak modne, że miejscowość zyskała miano stolicy polskiego żeglarstwa, windsurfingu i kitesurfingu (połączenie deski i latawca). Dzięki amatorom tych sportów latem bezrobocie w Pucku spada do 6 proc. - W naszym mieście nie ma wielkich fabryk, wszyscy utrzymują się z turystyki. Dominują tu małe, rodzinne firmy - co dziewiąty mieszkaniec prowadzi własną działalność gospodarczą - mówi Adam Zażembłowski, burmistrz Pucka. Oprócz tego, że mieszkańcy Pucka są przeważnie drobnymi biznesmenami, są przede wszystkim Kaszubami, co oznacza, że są zaradni i uparci w dążeniu do sukcesu. Pucka klasa średnia jest świadoma swego sukcesu, cieszy się nim i chętnie o nim opowiada. - W Polsce jest coraz więcej ludzi biednych i bogatych, a brakuje klasy średniej, dlatego poparłam Tuska - tłumaczy Marzena Okocińska, właścicielka szkoły windsurfingu, zdobywczyni Pucharu Świata w tej dyscyplinie sportu.
- Tereny na Pomorzu Zachodnim i na Dolnym Śląsku, gdzie Tusk zwyciężył, przyjęły dużo ludności napływowej ze Lwowa i Wilna. A przecież przed wojną te dwa ośrodki słynęły z ogromnej aktywności mieszkańców. Zetknięcie się po wojnie tego aktywnego żywiołu z poniemiecką infrastrukturą spowodowało, że dzisiejszy mieszkaniec Wrocławia czy Szczecina ma zdecydowanie nowoczesny i liberalny profil - wyjaśnia prof. Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog. Kimś takim jest Tomasz Węgrzyn, właściciel kawiarni "Kaffka Caffe" we Wrocławiu. Ten dwudziestoośmiolatek nie ukrywa, że boi się Kaczyńskiego, bo jeżeli kandydat PiS zostanie prezydentem, on i Polacy w ogóle stracą kolejne pięć lat, bo zamiast myśleć o rozwoju, modernizacji i bogaceniu się, będą płacić wysokie podatki i przeczekiwać na lepsze czasy.
Polska Kaczyńskiego
W poszczególnych grupach społecznych Tusk albo zdecydowanie dystansował Kaczyńskiego (przedsiębiorcy, studenci), albo bardzo wyraźnie z nim przegrywał (rolnicy). Elektorat Kaczyńskiego jest bardziej zrównoważony: praktycznie w każdej kategorii społecznej dostawał on około 30 proc. głosów. I to jest zrozumiałe, bo Polska opieki obejmuje prawie wszystkie grupy społeczne, łącznie z częścią przedsiębiorców. - Jest tu cały przekrój społeczny, od intelektualistów po robotników i mieszkańców wsi. Główna różnica między Tuskiem a Kaczyńskim polega na tym, że Kaczyński wygrał w "tradycyjnej" Polsce, gdzie są silne więzy z Kościołem, ale też duże oczekiwania wobec państwa - komentuje prof. Marek Ziółkowski, socjolog, wybrany na senatora PO.
Nieprzypadkowo Lech Kaczyński uzyskał bardzo dobry wynik w dawnym zaborze rosyjskim. - Mieszkańcy tych terenów mają tendencję do uciekania pod opiekę państwa. Z kolei na terenach zaboru pruskiego jest większa tendencja do samostanowienia, ludzie tam bardziej chcą liczyć na siebie - ocenia prof. Wnuk-Lipiński. Bożena Pogorzelska z Wysokiego Mazowieckiego, gdzie w pierwszej turze wyborów zdecydowanie zwyciężył Lech Kaczyński, jak większość mieszkańców tej gminy głosowała na kandydata PiS. Pogorzelska jest lekarzem, finansuje dożywianie biednych dzieci z miejscowych szkół. Popiera Kaczyńskiego, bo podobają się jej jego hasła egalitaryzmu i społecznego solidaryzmu.
Sporo wyborców Kaczyńskiego głosuje na niego, bo podkreśla on swój tradycjonalizm i wiarę - jak Zofia Bukowiec, sołtys małopolskiej wsi Kamionka Mała w gminie Laskowa. Kaczyński uzyskał tam najwyższe poparcie w Polsce (71 proc.). - Ufam Lechowi Kaczyńskiemu i wierzę w jego zwycięstwo, bo przecież wszystkie decyzje zapadają u Matki Boskiej na Jasnej Górze - mówi w rozmowie z dziennikarzami "Wprost". Gdy z nią rozmawiamy, ma telewizor nastawiony na telewizję Trwam ojca Rydzyka. - Zawsze głosowaliśmy, głosujemy i będziemy głosować na prawicę - dodaje Marian Hebda, wójt Laskowej.
Jeden przeciw pięciu
Zdaniem socjologów, podział na "Polskę Tuska" i "Polskę Kaczyńskiego", choć wyraźny, nie jest podziałem dramatycznym. - Nie sądzę, żeby to wywoływało jakieś napięcia społeczne - mówi socjolog dr Mirosława Grabowska. - Przecież mimo różnic w rozłożeniu akcentów tak naprawdę i PiS, i PO są generalnie prorynkowe i proeuropejskie - ocenia prof. Marek Ziółkowski. Problemem jest to, że spora część elektoratu Kaczyńskiego taka nie jest, a podczas populistycznej kampanii swego kandydata mogli uwierzyć, że on sam będzie ich przed wolnym rynkiem i konkurencją bronił. I mogą się tego domagać. Inna sprawa, czy będą skuteczni. A przecież trzeba pamiętać, że elektorat Polski oczekującej opieki państwa to nie tylko głosujący na Kaczyńskiego, ale też wyborcy postkomunistów, głosujący na Leppera oraz na Giertycha i Kalinowskiego. I im wszystkim teraz Lech Kaczyński, chcąc nie chcąc, daje twarz. De facto więc jeden Donald Tusk ma przeciwko sobie pięć elektoratów Polski oczekującej pomocy.
Fot. J. Marczewski i K. Pacuła
Dwa elektoraty
Prof. Paweł Śpiewak, socjolog i nowo wybrany poseł PO, uważa, że w naszym kraju zdecydowanie przeceniano podział na obóz postsolidarnościowy i postkomunistyczny. Zasadnicze pęknięcie, jakie pokazują wybory prezydenckie, to podział między Polską, która boi się modernizacji, a tą, która chce iść do przodu i korzystać z tego, co daje nam Unia Europejska. Lech Kaczyński, ze swoimi hasłami socjalnymi i antyliberalnymi, siłą rzeczy został patronem tej pierwszej Polski. I nieprzypadkowo tak łatwo zyskał poparcie związku zawodowego "Solidarność". Jacek Kurski, przedstawiciel sztabu Kaczyńskiego, publicznie ostrzegał, że w kraju rządzonym przez Donalda Tuska "policja będzie eskortowała w mercedesie dziecko podmiejskiego bogacza z willi do elitarnej szkoły". Tak naprawdę różnica między Tuskiem i Kaczyńskim wynika z tego, że odmienne są elektoraty obu pretendentów do prezydentury. Więcej, wyborcy Kaczyńskiego i Tuska różnią się od siebie nawet bardziej niż ci politycy.
Już wstępna analiza map poparcia dla Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w pierwszej turze wyborów prezydenckich pokazuje, że - podobnie jak w poprzednich wyborach - Rzeczpospolita podzieliła się na Polskę wolną i Polskę opieki wzdłuż historycznych granic. Po pierwsze, między dawnymi zaborami: rosyjskim, pruskim i austriackim. Po drugie, wzdłuż granicy między terytorium przedwojennej Rzeczypospolitej a tzw. Ziemiami Odzyskanymi. Donald Tusk wygrał przede wszystkim na ziemiach zachodnich i północnych (do Wisły) oraz na Śląsku - tam gdzie mieszkańcy mają szeroki i częsty kontakt z Zachodem, gdzie modernizację traktuje się jak wielką szansę, a nie zagrożenie. Lech Kaczyński zwyciężył natomiast w Polsce południowej i wschodniej, a więc w miejscach wprawdzie tradycyjnie antykomunistycznych i ideologicznie prawicowych, ale nieufnych wobec modernizacji, i tam gdzie więcej obywateli oczekuje od państwa różnych form opieki.
Polska Tuska
Wzorcowy wyborca Donalda Tuska to dobrze wykształcony mieszkaniec dużego miasta, raczej młody, aktywny, mobilny. Często ma za sobą solidarnościową przeszłość, ale nie ma solidarnościowo-socjalno-historycznych resentymentów. Jeśli jeszcze nie wygrał na transformacji ustrojowej, to przynajmniej chce wkrótce wygrać. Nie wini on państwa czy polityków za swój los, raczej ma pretensje do siebie. - Po zwycięstwie "Solidarności" Polska zmierzała w dobrym kierunku, ale potem ten kapitał został roztrwoniony. Jeśli wygra Tusk, znów zacznie się zmieniać na lepsze - mówi Jolanta Podchajska, wiceburmistrz Pucka, miasta, w którym kandydat PO uzyskał najlepszy wynik w kraju (prawie 62 proc. poparcia). Podchajska jest nauczycielką, w latach 80. należała do "Solidarności", nigdy nie głosowała na lewicę.
Jedenastotysięczny nadmorski Puck to typowe miasto klasy średniej. Letnie wyjazdy nad "Pucyfik" stały się w ostatnich latach tak modne, że miejscowość zyskała miano stolicy polskiego żeglarstwa, windsurfingu i kitesurfingu (połączenie deski i latawca). Dzięki amatorom tych sportów latem bezrobocie w Pucku spada do 6 proc. - W naszym mieście nie ma wielkich fabryk, wszyscy utrzymują się z turystyki. Dominują tu małe, rodzinne firmy - co dziewiąty mieszkaniec prowadzi własną działalność gospodarczą - mówi Adam Zażembłowski, burmistrz Pucka. Oprócz tego, że mieszkańcy Pucka są przeważnie drobnymi biznesmenami, są przede wszystkim Kaszubami, co oznacza, że są zaradni i uparci w dążeniu do sukcesu. Pucka klasa średnia jest świadoma swego sukcesu, cieszy się nim i chętnie o nim opowiada. - W Polsce jest coraz więcej ludzi biednych i bogatych, a brakuje klasy średniej, dlatego poparłam Tuska - tłumaczy Marzena Okocińska, właścicielka szkoły windsurfingu, zdobywczyni Pucharu Świata w tej dyscyplinie sportu.
- Tereny na Pomorzu Zachodnim i na Dolnym Śląsku, gdzie Tusk zwyciężył, przyjęły dużo ludności napływowej ze Lwowa i Wilna. A przecież przed wojną te dwa ośrodki słynęły z ogromnej aktywności mieszkańców. Zetknięcie się po wojnie tego aktywnego żywiołu z poniemiecką infrastrukturą spowodowało, że dzisiejszy mieszkaniec Wrocławia czy Szczecina ma zdecydowanie nowoczesny i liberalny profil - wyjaśnia prof. Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog. Kimś takim jest Tomasz Węgrzyn, właściciel kawiarni "Kaffka Caffe" we Wrocławiu. Ten dwudziestoośmiolatek nie ukrywa, że boi się Kaczyńskiego, bo jeżeli kandydat PiS zostanie prezydentem, on i Polacy w ogóle stracą kolejne pięć lat, bo zamiast myśleć o rozwoju, modernizacji i bogaceniu się, będą płacić wysokie podatki i przeczekiwać na lepsze czasy.
Polska Kaczyńskiego
W poszczególnych grupach społecznych Tusk albo zdecydowanie dystansował Kaczyńskiego (przedsiębiorcy, studenci), albo bardzo wyraźnie z nim przegrywał (rolnicy). Elektorat Kaczyńskiego jest bardziej zrównoważony: praktycznie w każdej kategorii społecznej dostawał on około 30 proc. głosów. I to jest zrozumiałe, bo Polska opieki obejmuje prawie wszystkie grupy społeczne, łącznie z częścią przedsiębiorców. - Jest tu cały przekrój społeczny, od intelektualistów po robotników i mieszkańców wsi. Główna różnica między Tuskiem a Kaczyńskim polega na tym, że Kaczyński wygrał w "tradycyjnej" Polsce, gdzie są silne więzy z Kościołem, ale też duże oczekiwania wobec państwa - komentuje prof. Marek Ziółkowski, socjolog, wybrany na senatora PO.
Nieprzypadkowo Lech Kaczyński uzyskał bardzo dobry wynik w dawnym zaborze rosyjskim. - Mieszkańcy tych terenów mają tendencję do uciekania pod opiekę państwa. Z kolei na terenach zaboru pruskiego jest większa tendencja do samostanowienia, ludzie tam bardziej chcą liczyć na siebie - ocenia prof. Wnuk-Lipiński. Bożena Pogorzelska z Wysokiego Mazowieckiego, gdzie w pierwszej turze wyborów zdecydowanie zwyciężył Lech Kaczyński, jak większość mieszkańców tej gminy głosowała na kandydata PiS. Pogorzelska jest lekarzem, finansuje dożywianie biednych dzieci z miejscowych szkół. Popiera Kaczyńskiego, bo podobają się jej jego hasła egalitaryzmu i społecznego solidaryzmu.
Sporo wyborców Kaczyńskiego głosuje na niego, bo podkreśla on swój tradycjonalizm i wiarę - jak Zofia Bukowiec, sołtys małopolskiej wsi Kamionka Mała w gminie Laskowa. Kaczyński uzyskał tam najwyższe poparcie w Polsce (71 proc.). - Ufam Lechowi Kaczyńskiemu i wierzę w jego zwycięstwo, bo przecież wszystkie decyzje zapadają u Matki Boskiej na Jasnej Górze - mówi w rozmowie z dziennikarzami "Wprost". Gdy z nią rozmawiamy, ma telewizor nastawiony na telewizję Trwam ojca Rydzyka. - Zawsze głosowaliśmy, głosujemy i będziemy głosować na prawicę - dodaje Marian Hebda, wójt Laskowej.
Jeden przeciw pięciu
Zdaniem socjologów, podział na "Polskę Tuska" i "Polskę Kaczyńskiego", choć wyraźny, nie jest podziałem dramatycznym. - Nie sądzę, żeby to wywoływało jakieś napięcia społeczne - mówi socjolog dr Mirosława Grabowska. - Przecież mimo różnic w rozłożeniu akcentów tak naprawdę i PiS, i PO są generalnie prorynkowe i proeuropejskie - ocenia prof. Marek Ziółkowski. Problemem jest to, że spora część elektoratu Kaczyńskiego taka nie jest, a podczas populistycznej kampanii swego kandydata mogli uwierzyć, że on sam będzie ich przed wolnym rynkiem i konkurencją bronił. I mogą się tego domagać. Inna sprawa, czy będą skuteczni. A przecież trzeba pamiętać, że elektorat Polski oczekującej opieki państwa to nie tylko głosujący na Kaczyńskiego, ale też wyborcy postkomunistów, głosujący na Leppera oraz na Giertycha i Kalinowskiego. I im wszystkim teraz Lech Kaczyński, chcąc nie chcąc, daje twarz. De facto więc jeden Donald Tusk ma przeciwko sobie pięć elektoratów Polski oczekującej pomocy.
Fot. J. Marczewski i K. Pacuła
Więcej możesz przeczytać w 42/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.