Ordynacja wyborcza powinna nakazywać, aby jednym z kandydatów był ktoś z komunistyczną przeszłością
Czy potomek Tadeusza Kościuszki, kandydując w Polsce dzisiejszej, na przełomie marnej i podłej III Rzeczypospolitej i szlachetnej, uczciwej IV Rzeczypospolitej mógłby liczyć na powszechny szacunek ze względu na wielkiego przodka? Akurat! Niby bohater wojny o niepodległość Ameryki, wódz powstania wprawdzie przegranego, ale bohatersko, a tu ktoś z konkurencyjnego sztabu wyciągnąłby nieboszczykowi Kościuszce incydent paryski. Jak to ucztował z carem Aleksandrem, a car potem sprowadzał go po schodach pod rękę, żeby się przypadkiem nie potknął, podczas gdy książę Konstanty niósł za nimi świecznik. Potomek Kościuszki nigdy by się z kolaboracji swego praszczura z carskim reżimem nie wytłumaczył.
Z okazji wyborów zafundowano nam nowy rodzaj polityki prorodzinnej - rozgrzebywanie grobów i moralne sekcje zwłok dalekich przodków. I teraz dopiero widać, jak bardzo potrzebna jest nam wszystkim PRL i postpeerelowskie odpady. Jak niezastąpieni w życiu publicznym są ludzie z przeszłością komunistyczną, partyjni czynownicy, funkcjonariusze UB, delatorzy i donosiciele. Ich istnienie, ich kurczowe pozostawanie przy nadziei władzy miało znakomity wpływ na dość wysoki poziom etyczny poprzednich kampanii wyborczych. Zamiast - jak na Zachodzie - o kochankach, preferencjach seksualnych, łapówkach, kradzieżach i innych źródłach dochodów kandydatów mówiło się u nas o ich politycznej przeszłości. Obrońcy komuny rywalizowali z jej wrogami. Nie zawsze wygrywał ten właściwy, ale całe kampanie obracały się przynajmniej w kręgu polityki i moralności.
Fakt, że obaj główni pretendenci do prezydentury mają podobne życiorysy, zakłócił tragicznie tę harmonię. Gdyby sztab Kaczyńskiego mógł zarzucić Tuskowi, że był instruktorem w KC, a sztab Tuska Kaczyńskiemu, że był sekretarzem, gdyby jeden był majorem, a drugi TW, kampania potoczyłaby się gładko tradycyjnym nurtem. A tak, nie mogąc grzebać w PRL, zrozpaczony Jacek Kurski wziął się do rozkopywania dalszej przeszłości. Pomylił przy tym groby, o co w końcu łatwo po ciemku i na cmentarzu.
Za swój komsomolski zapał Kurski zapłacił posadą w sztabie i członkostwem w PiS, choć raczej nie ma wątpliwości, że po odstawieniu na bocznicę zostanie ułaskawiony i wróci. Wobec nowych rewelacji, że jednak Józef Tusk był przez kilka miesięcy żołnierzem Wehrmachtu, nie jest także wykluczone, że Kurskiego przeproszą i poproszą, aby sięgnął głębiej w genealogię. Jest jeszcze tydzień i można odkryć, że pradziad Tuska służył w armii pruskiej i spada nie niego odpowiedzialność za strajk szkolny we Wrześni, wóz Drzymały i Hakatę. Ale ja jednak radzę trzymać Kurskiego i jemu podobnych z daleka od historii Polski i życiorysów dawno zmarłych Polaków.
Mamy za sobą nie tylko komunizm i okupację niemiecką. Mamy za sobą rozbiory, targowicę, Polaków służących w armii pruskiej, rosyjskiej i austro-węgierskiej. Jakuba Szelę i Biały Dunajec, do którego odwrócił się tyłem św. Jan z Nepomuka po powstaniu chochołowskim. Strasznie mamy pokręcone dzieje przedpeerelowskie i każdemu będzie można wyciągnąć z trumny jakiegoś stryjecznego pradziadka i zażądać od prawnuka, żeby się rozliczył. W herbarzu "Rodzina" Seweryna Uruskiego znalazłem Kazimierza Kaczyńskiego herbu Pomian, "po którym syn Krzysztof miał syna Józefa, a tego z Rozalii Wróblewskiej syn Stefan, majtek floty rosyjskiej, wylegitymowany w Królestwie 1852". A dlaczego w rosyjskiej? Jak Józef Korzeniowski chciał być majtkiem, poszedł do floty brytyjskiej. Trochę lepiej, ale też nie celująco, bo mógł zostać piaskarzem na Wiśle. Dobrze, że nie jestem Kurskim, bo zacząłbym bredzić o genetycznej rusofilii.
Stanowczo, bez udziału kogoś z PZPR wybory w III Rzeczypospolitej tracą klasę. Dopóki żyją uczestnicy PRL, ordynacja wyborcza powinna nakazywać, aby jednym z kandydatów koniecznie był ktoś z komunistyczną przeszłością. Kampanię wokół PRL Polacy jeszcze jakoś zniosą. Kampanii wokół całych dziejów Polski, poczynając od Mieszka i Dąbrówki, już nie.
Nie wiadomo, co lepsze. Kampania post mortem czy ante mortem. Hanna Gronkiewicz-Waltz jako swój wkład do walki wyborczej wniosła ludzi, którzy jeszcze nie umarli, dopiero są w drodze. Nie bardzo zrozumiałem, czy Lech Kaczyński powinien coś zrobić, żeby się pospieszyli, czy też przeciwnie. Nie jest wykluczone, że następna konferencja prasowa pani Gronkiewicz odbędzie się w kostnicy. Po Józefie Tusku widać, że zmarli bardzo lubią demagogię.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Z okazji wyborów zafundowano nam nowy rodzaj polityki prorodzinnej - rozgrzebywanie grobów i moralne sekcje zwłok dalekich przodków. I teraz dopiero widać, jak bardzo potrzebna jest nam wszystkim PRL i postpeerelowskie odpady. Jak niezastąpieni w życiu publicznym są ludzie z przeszłością komunistyczną, partyjni czynownicy, funkcjonariusze UB, delatorzy i donosiciele. Ich istnienie, ich kurczowe pozostawanie przy nadziei władzy miało znakomity wpływ na dość wysoki poziom etyczny poprzednich kampanii wyborczych. Zamiast - jak na Zachodzie - o kochankach, preferencjach seksualnych, łapówkach, kradzieżach i innych źródłach dochodów kandydatów mówiło się u nas o ich politycznej przeszłości. Obrońcy komuny rywalizowali z jej wrogami. Nie zawsze wygrywał ten właściwy, ale całe kampanie obracały się przynajmniej w kręgu polityki i moralności.
Fakt, że obaj główni pretendenci do prezydentury mają podobne życiorysy, zakłócił tragicznie tę harmonię. Gdyby sztab Kaczyńskiego mógł zarzucić Tuskowi, że był instruktorem w KC, a sztab Tuska Kaczyńskiemu, że był sekretarzem, gdyby jeden był majorem, a drugi TW, kampania potoczyłaby się gładko tradycyjnym nurtem. A tak, nie mogąc grzebać w PRL, zrozpaczony Jacek Kurski wziął się do rozkopywania dalszej przeszłości. Pomylił przy tym groby, o co w końcu łatwo po ciemku i na cmentarzu.
Za swój komsomolski zapał Kurski zapłacił posadą w sztabie i członkostwem w PiS, choć raczej nie ma wątpliwości, że po odstawieniu na bocznicę zostanie ułaskawiony i wróci. Wobec nowych rewelacji, że jednak Józef Tusk był przez kilka miesięcy żołnierzem Wehrmachtu, nie jest także wykluczone, że Kurskiego przeproszą i poproszą, aby sięgnął głębiej w genealogię. Jest jeszcze tydzień i można odkryć, że pradziad Tuska służył w armii pruskiej i spada nie niego odpowiedzialność za strajk szkolny we Wrześni, wóz Drzymały i Hakatę. Ale ja jednak radzę trzymać Kurskiego i jemu podobnych z daleka od historii Polski i życiorysów dawno zmarłych Polaków.
Mamy za sobą nie tylko komunizm i okupację niemiecką. Mamy za sobą rozbiory, targowicę, Polaków służących w armii pruskiej, rosyjskiej i austro-węgierskiej. Jakuba Szelę i Biały Dunajec, do którego odwrócił się tyłem św. Jan z Nepomuka po powstaniu chochołowskim. Strasznie mamy pokręcone dzieje przedpeerelowskie i każdemu będzie można wyciągnąć z trumny jakiegoś stryjecznego pradziadka i zażądać od prawnuka, żeby się rozliczył. W herbarzu "Rodzina" Seweryna Uruskiego znalazłem Kazimierza Kaczyńskiego herbu Pomian, "po którym syn Krzysztof miał syna Józefa, a tego z Rozalii Wróblewskiej syn Stefan, majtek floty rosyjskiej, wylegitymowany w Królestwie 1852". A dlaczego w rosyjskiej? Jak Józef Korzeniowski chciał być majtkiem, poszedł do floty brytyjskiej. Trochę lepiej, ale też nie celująco, bo mógł zostać piaskarzem na Wiśle. Dobrze, że nie jestem Kurskim, bo zacząłbym bredzić o genetycznej rusofilii.
Stanowczo, bez udziału kogoś z PZPR wybory w III Rzeczypospolitej tracą klasę. Dopóki żyją uczestnicy PRL, ordynacja wyborcza powinna nakazywać, aby jednym z kandydatów koniecznie był ktoś z komunistyczną przeszłością. Kampanię wokół PRL Polacy jeszcze jakoś zniosą. Kampanii wokół całych dziejów Polski, poczynając od Mieszka i Dąbrówki, już nie.
Nie wiadomo, co lepsze. Kampania post mortem czy ante mortem. Hanna Gronkiewicz-Waltz jako swój wkład do walki wyborczej wniosła ludzi, którzy jeszcze nie umarli, dopiero są w drodze. Nie bardzo zrozumiałem, czy Lech Kaczyński powinien coś zrobić, żeby się pospieszyli, czy też przeciwnie. Nie jest wykluczone, że następna konferencja prasowa pani Gronkiewicz odbędzie się w kostnicy. Po Józefie Tusku widać, że zmarli bardzo lubią demagogię.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Więcej możesz przeczytać w 42/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.